Rozdział XIX

Andrea okazała się przerażającą osobą. Jak na akuszerkę. Była młoda. Zapewne w wieku Nasira. W dodatku można ją było spokojnie określić słowem... ładna. Jednak nie wyglądała zbyt przyjaźnie. Jej twarz była jak wykuta w kamieniu. Zero uśmiechu czy jakichś oznak sympatii. Jej kasztanowe włosy były ścięte krótko, jak u mężczyzny a ciemnobrązowe oczy wpatrywały się we mnie jakby oceniająco. Nie tak wyobrażałem sobie akuszerkę czy chociażby jej uczennicę. Miała ze sobą ubrania, więc nie doszło do niezręcznej sytuacji. Nie były zbyt dziewczęce. Nosiła spodnie jak chłopak. Nic jednak nie mogło ukryć jej kobiecych krągłości.

Przyznam, że czułem się niezręcznie pod jej spojrzeniem. To był mój dom, a jednak byłem nieco przytłoczony jej obecnością. Przyglądała mi się od dobrych kilku minut. Siedziałem na krześle, a Nasir stał tuż za mną z dłonią ułożoną na moim ramieniu w pokrzepiającym geście. W końcu kobieta przerwała ciszę.

- Tydzień.

- ... Słucham.

- Za około tydzień nastąpi poród.

- Ale... czy to nie za wcześnie?

- Nie.

- ... A skąd wiesz, że za tydzień?

Kobieta nie odpowiedziała, tylko posłała mi wymowne spojrzenie. No tak. To ona tu jest specjalistką.

- Więc... zostaniesz z nami do tego czasu.

- Tak. Później będę musiała wrócić. Twój alfa się tobą zajmie.

- W takim razie... Dziękuję. Oddaję się pod twoją opiekę.

- ... Więc... Gdzie będę spała?

Nasir przygotował Andrei posłanie w pokoju dziecięcym. Ja natomiast przygotowałem obiad dla całej naszej trójki. Kobieta była cicha. Właściwie w ogóle się nie odzywała, nie licząc tych chwil, gdy wypytywała mnie o to, jak się czuję czy jak do tej pory przebiegała ciąża. Zazwyczaj za dnia spędzała czas z wilkami. Czasem rozmawiała z Nasirem jednak tylko wtedy gdy mnie nie było w pobliżu, a przynajmniej w zasięgu słuchu. Czy to było podejrzane? Tak. Czy byłem zazdrosny? Nie. Nasir wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Wiedziałem, że teraz myśli tylko o mnie i o dzieciach.

Zastanawiałem się czasem, co jest tematem ich dyskusji. W końcu zapytałem o to Nasira i odpowiedź mnie nie zaskoczyła. Rozmawiali o tym, dlaczego żyjemy z dala od stada. Andreę to ciekawiło. Nasir natomiast pytał ją o to, dlaczego wycofali się w głąb lasu. Ponoć coraz częściej dochodziło do spotkań z ludźmi czy nawet łowcami więc woleli wycofać się dla własnego bezpieczeństwa. Mój alfa wyznał, że nie powiedział kobiecie o tym, że jestem mieszańcem. Wolał nie zdradzać zbyt wiele. Powiedział jej tylko, że wygnano go ze stada i znalazł mnie, po czym zamieszkaliśmy razem.

Ogólnie nasze życie nie zmieniło się zbytnio przez obecność kobiety. Rzadko kiedy spędzała czas wśród nas. Po czterech dniach zaczęła badać mnie regularnie. Podczas jednego z tych badań jej palce musnęły niewielką bliznę na moim brzuchu. Przyglądała się jej chwilę, nim się odezwała.

- Łowcy?

- ... Tak.

- Miałeś dużo szczęścia. Kula musiała ominąć ważniejsze organy.

- ... Tak.

- Twój alfa powiedział mi, bym nie wypytywała cię o to, skąd jesteś. Podejrzewam, że są jakieś powody, dla których żyjecie samotnie. Nie będę o to pytać. Jednak wolałabym wiedzieć wszystko o twoim stanie zdrowia.

- Ja wtedy... też spodziewałem się dziecka.

- ... Rozumiem. Przykro mi.

- Czy... czy wszystko jest dobrze? Boję się, że... że coś złego może się stać.

- Nie widzę niczego niepokojącego. Myślę, że jeszcze w tym tygodniu zobaczysz swoje młode.

- Więc nie mam o co się bać?

- Nie. Jesteś dorosły, silny i zdrowy. Nie powinno być żadnych powikłań. Nie miałeś żadnych problemów z rują?

- A czy to ma jakieś znaczenie?

- Zazwyczaj nie. Jednak jeśli się martwisz wolę się upewnić.

- Właściwie to... Po... po poronieniu nie miałem rui przez pół roku.

- To nic niepokojącego. Czasami trwa to nawet rok. Jednak wcześniej były regularne prawda?

- Tak.

- W jakim wieku się zaczęły?

Zawahałem się. Nasir nie mówił jej, że jestem mieszańcem. Nie wiedziałem, ile powinienem jej zdradzić. Bałem się jednak, że może okazać się to ważne. Nie chciałem, by przez to stało się coś złego.

- Ja... Miałem siedemnaście lat.

- ... Rozumiem.

Tylko tyle. Nie skomentowała tego. Podejrzewam, że już połączyła wszystkie fakty. Na pewno wie, że nie jestem pełnej krwi wilkołakiem. Jednak nie wydawała się zbytnio poruszona tym faktem. Szczerze mówiąc, poczułem ulgę. Chyba zamierzała udawać, że nie wie. Tak było najlepiej.

- Powiedz mi, jeśli odczujesz coś, co cię zaniepokoi. Nawet najmniejszą zmianę. Poród może się zacząć w każdej chwili. Powiem twojemu alfie, by przygotował to, co będzie mi potrzebne. Ty możesz się zdrzemnąć.

- Czy coś może się stać? Skoro... tak późno dostałem pierwszej rui?

Oczywiście kobieta była świadoma, że nie o to tak naprawdę pytam. Chciałem wiedzieć, czy moja mieszana krew może jakoś wpłynąć na moje dzieci, czy sam poród. Andrea zastanowiła się chwilę, a jej twarz jak zawsze nie wyrażała żadnych emocji.

- Nie. Nie wydaje mi się. Może być nieco trudniej... Jednak poradzisz sobie. Musisz.

To... nie było zbyt pocieszające. Ale miała rację. Musiałem jakoś sobie poradzić. Przecież do tej pory jakoś sobie radziłem z przeciwnościami losu. Zawsze byłem słabszy od innych mężczyzn, a jednak jakoś udało mi się utrzymać. Bywały lepsze i gorsze dni jednak to, że wciąż żyję, zawdzięczam głównie mojemu uporowi. Może i nie jestem w pełni wilkołakiem, ale mimo wszystko po części jestem jedynym z nich. A oni są twardym ludem. Mój ojciec to wilkołak. A moja matka może i była człowiekiem, ale przy tym naprawdę silną kobietą. Mam też Nasira. Jak miałbym sobie nie poradzić, gdy wspiera mnie mój alfa.

- Tak... Poradzę sobie.

Kobieta skinęła lekko głową. Po chwili zrobiła coś, czego się nie spodziewałem. Uśmiechnęła się delikatnie.

- Oczywiście, że dasz radę. Jesteś omegą. Jesteście silniejsi, niż myślicie.

- Ty nie jesteś omegą?

- Nie. Jestem betą.

- Och... Myślałem... Nie. Nieważne. Czuję, że jestem w dobrych rękach.

- Cóż... wiemy, czy ty dasz radę. Zobaczymy, jak poradzi sobie twój alfa.

- ... Jak to?

Andrea skrzywiła się lekko. Wstawała już z zamiarem opuszczenia pomieszczenia. Skończyła ze mną na dzisiaj.

- Alfy są... głupie. Pomagałam odebrać kilka porodów. Omegi zawsze jakoś się trzymają. Ich alfy niekoniecznie. Nie ważne. Śpij. Potrzebujesz snu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top