Rozdział XCVI

Było... niezręcznie. To słowo doskonale opisywało tę sytuację. Nasir starał się z całych sił, by podtrzymać grzecznościową pogawędkę. Elias robił dobrą minę do złej gry. Śmiał się, żartował, rozmawiał z moim alfą i z dziećmi. Próbował też ze mną. A ja... byłem grzeczny. Odpowiadałem. Tylko że dość rzeczowo.

- To jest przepyszne. Dawno nie jadłem Północnego jedzenia.

- Cieszę się, że smakuje.

Przyznam, że... może troszeczkę się postarałem. Zawsze się staram... ale dzisiaj może i poświęciłem nieco więcej czasu i pracy. Przygotowałem nadziewaną kaczkę, pieczone ziemniaki, sos i sałatkę. A na pierwsze danie rosół. Upiekłem też ciasto na deser. Właściwie nie wiem, po co to wszystko... nie zasłużył sobie. No ale... lubię pokazać się z dobrej strony. To dlatego.

- Słyszałem, że... że strzelasz z łuku.

- Tak.

- U nas na Wschodzie, jako że jest nas mniej, uczymy omegi walczyć. Aby też mogły się bronić. Cieszę się, że i ty to potrafisz.

- Sam się nauczyłem. Musiałem.

- ... Czy... twoja mieszana krew... Mam nadzieję, że nie przysporzyła ci problemów.

- ... Unikaliśmy stad i skończyło się na tym, że prawie nas sprzedali. Nie mogę przyjąć wilczej formy. Nie bez poważnych konsekwencji. Poród prawie mnie zabił. Co jeszcze... A tak. O tym, że jestem wilkołakiem, dowiedziałem się dość nagle w wieku siedemnastu lat. Ruja jest dość ciekawym doświadczeniem, gdy nie masz pojęcia, że ją przechodzisz.

- ... Przykro mi, że nie było mnie by... wyjaśnić ci to wszystko.

- Dowiedziałem się wszystkiego w swoim czasie. Czasem boleśnie na własnej skórze. Niemniej teraz jestem tutaj... mam stado, rodzinę i dom. Staram się, nie myśleć o tym, co było.

- Tak. Rozumiem. Więc... Zajmujesz się ziołolecznictwem czyż nie?

- Tak. Do tej pory to było raczej... Byłem głównie samoukiem. Teraz Andrea uczy mnie od podstaw. Ale idzie mi szybko, bo mam już pewną... dość znaczącą wiedzę.

- Jeśli chcesz następnym razem... Poproszę kogoś z moich, by przywieźli różne zioła. I sadzonki roślin, które przetrwają w tutejszym klimacie. Widziałem, że macie ogród.

- ... Będzie mi miło. Nie mamy tu wszystkiego.

- Ja... Myślałem trochę, o tym, co mi opowiedziałeś. O Lisie. Myślę, że uciekła z domu ze względu na ciebie. Ona wiedziała, że jestem wilkiem. Może myślała, że nie wrócę... Nie wiem. W każdym razie... Gdyby została, a ktoś odkryłby twoją wilczą naturę... Chciała cię chronić. Na pewno.

- ... Możliwe.

- Czy ona... Wiesz, gdzie jest pochowana?

- Tak. Wiem.

- Chciałbym ją odwiedzić.

- ... Powiem ci. Zaznaczę na mapie jeśli chcesz. Jednak... Pójście tam nie byłoby zbyt dobrym pomysłem. Tamtejsi ludzie są podejrzliwi... i możesz skończyć z kulką jak ja. Zwłaszcza, że nie jestem tam mile widziany. Podejrzewam, że nasze podobieństwo mogłoby ci zaszkodzić.

- Przykro mi, że musiałeś żyć wśród ludzi.

- Wiele się przez to nauczyłem.

- Na własnej skórze.

- ... Na własnej skórze.

- Czy mogę zapytać... Długo jesteście razem?

- Ja i Nasir? To już będzie... Cztery lata. Mniej więcej.

- Szybko założyliście rodzinę.

- Jesteśmy bratnimi duszami.

To zaskoczyło mężczyznę. Spojrzał na mnie na Nasira i znów na mnie, po czym uśmiechnął się szeroko.

- To wspaniale... Naprawdę... Nie każdemu się udaje. Cieszę się, że tu ci się poszczęściło. No i macie takie wspaniałe dzieci.

- Nie mogę się nie zgodzić. Dzieci to mój największy skarb.

- Tak... Dzieci to skarb.

- Szerze mówiąc... Myślałem o tobie. To znaczy... Zastanawiałem się, kim możesz być. Zawsze myślałem, że moja matka dała się uwieść. Że była jedną z wielu naiwnych i głupich kobiet, które uległy urokowi jakiegoś czarusia. Sądziłem, że... że nie jestem jedyny. Byłem przekonany, że gdzieś tam na świecie mam rodzeństwo. Przyrodnie, ale jednak.

Elias nie wydawał się urażony. Raczej lekko rozbawiony.

- Chyba rozumiem. To nie tak. Owszem w czasach młodości byłem bardzo frywolny... Wiele podróżowałem. Po całym świecie. Niekiedy zdarzało mi się spędzić z kimś noc... Jednak nigdy nie zaryzykowałbym, że zostawię jakąś kobietę czy omegę z dzieckiem. Twoja matka była wyjątkiem, bo... kochaliśmy się. Było wiele emocji. Wiele... nieprzemyślanych decyzji. Nie mam dzieci. Poza tobą. Jestem tego pewien.

- Nie chciałeś ich?

- Chciałem. Ale kobieta, z którą się związałem... Mera jest wspaniała. Była pierwszą i ostatnią kobietą, którą pokochałem po twojej matce. Jeśli miałbym mieć dzieci to tylko z nią. Niestety najwyraźniej nie możemy ich mieć. Już dawno się z tym pogodziłem. Poza tym... Jestem przywódcą stada. Czasem mam wrażenie, że jestem ojcem ich wszystkich.

- Ja... Muszę przyznać, że to wszystko... chyba mnie przerosło. Twoje pojawienie się w moim życiu.

- Wiem, że to... ciężkie. Dlatego nie oczekuję, że mnie zaakceptujesz.

- Jeszcze nie wiem co o tobie myśleć. Ale... zamierzam wytłumaczyć moim dzieciom, kim dla nich jesteś. Jeśli chcesz... nie zabronię ci kontaktu z nimi. Nie zostawię cię z nimi sam na sam, bo ci nie ufam, ale... Jeśli chcesz, możesz być dziadkiem. Już za późno na bycie ojcem, ale chłopcy są jeszcze mali. Nie odbiorę im członka rodziny.

- ... Dziękuję. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Mam nadzieję, że... poznamy się lepiej. Wiem, że jest na to za późno, jednak chciałbym być częścią twojego życia. Nawet małą i nieznaczącą.

- Chociażby ze względu na to, że twoi ludzie pomogli mojemu alfie, będziesz tu mile widziany. Zawsze znajdziesz tu miejsce. Tyle mogę ci obiecać.

- Tyle mi wystarczy.

- Za dwa miesiące... urodzę. Jeśli chcesz... możesz przyjść. Zobaczyć wnuka lub wnuczkę.

- Przyjdę. Na pewno. Z moimi ludźmi. Przywieziemy towary. Masz może na coś ochotę? Oprócz ziół?

- ... Konika.

- Konika?

- Chcę takiego małego, drewnianego konika. Malowanego. Takiego z targu.

- Och... Tak wiem o jakim mówisz. Dla chłopców?

- Nie. Dla mnie. Zawsze chciałem takiego mieć.

- Hmmm... Rozumiem. Postaram się wynagrodzić ci to, że nie podarowałem ci go wcześniej.

- Matka dała mi jednego. Nie był malowany tylko naprędce wystrugany z kawałka drewna. Wciąż go mam. Nie ma nawet wygładzonych krawędzi. Chłopcy się nim bawią.

- Obiecuję, że przyniosę ci najpiękniejszego jakiego znajdę.

- ... To najwyraźniejsze wspomnienie, jakie mam ze Wschodu. Targ i stoisko z konikami.

- Przyjedźcie kiedyś na Wschód. Chociaż na chwilę. Gdy dzieci podrosną.

- Może kiedyś. To w końcu moja ojczyzna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top