Rozdział X
Dni mijały szybko i były wypełnione szczęściem. Nasir zabrał się za robienie mebli dla dziecka i oczywiście pracował pod moim czujnym okiem. Dopilnowałem, by wygładził wszelkie krawędzie i zaokrąglił je tak, by nie stanowiły potencjalnego zagrożenia. Wciąż pozostało mu sporo materiałów, które przyniósł z Norwitch, gdy zajmował się dobudowywaniem nowego pokoju, który przydał się szybciej, niż bym się spodziewał.
Na początku zrobił łóżeczko. Bardzo proste, ale za to dość duże. Na moje życzenie zrobił dość wysokie ścianki (nie chciałem, by dziecko wypadło z łóżeczka), było stabilne (nie chciałem, by się bujało lub stało jedynie na drobnych nóżkach, bo mogłoby się przewrócić) i było wystarczająco wysokie (tak więc schylanie się do niego nie stanowiło aż takiego problemu). Dno łóżeczka wyłożyłem najdelikatniejszymi futrami, jakie znalazłem, było więc mięciutkie i przyjemne w dotyku. Wsadziłem do niego też kocyk, który kupiliśmy wiele miesięcy temu w Norwitch. Dziecku będzie pod nim przyjemnie ciepło.
Później Nasir złożył prostą, niewielką skrzyneczkę, którą ustawiliśmy obok łóżka, pod oknem. Miały znajdować się tam zabawki, których jeszcze nie mieliśmy. Nie licząc oczywiście dwóch stojących na półce w naszej sypialni. W oknach powiesiłem zasłony, najładniejsze, jakie mieliśmy. Były w delikatnym odcieniu błękitu i wprowadzały do pokoju nieco koloru. Na parapecie ustawiłem wazon. Kiedyś wstawię do niego kwiaty, by w pokoju unosił się ich piękny zapach. Tak więc powoli pomieszczenie nabierało życia. Z czasem planowałem kupić jakiś ładny dywanik, a chwilowo położyłem na podłodze skórę górskiego kota, którego swego czasu upolował Nasir. Zapytałem go o to, a on opowiedział mi historię o tym, jak samotnie przemierzał północne góry.
Pewnej nocy zatrzymał się w jaskini, która okazała się zamieszkała. Co prawda spodziewał się, że coś w niej może żyć, jednak większość drapieżników nie odważyłaby się zaatakować wilkołaka. Dlatego rozpalił ognisko, zmienił się w wilka i drzemał spokojnie. Mówił, że w ostatniej chwili wyczuł jego zapach, zerwał się i stoczył zaciekłą walkę z ogromnym górskim kotem. Zabrał jego skórę, gdyż wiedział, iż jest cenna. Nigdy jednak jej nie sprzedał, bo nie czuł takiej potrzeby. Ponadto było to pewnego rodzaju trofeum.
Rzeczywiście skóra mogła uchodzić za trofeum. Była dość spora, więc zwierzę zdecydowanie musiało robić wrażenie. Było raczej mniejsze od Nasira... a przynajmniej od dzisiejszego Nasira. Możliwe, że młodszemu wilkołakowi niemal dorównywałoby rozmiarem. Miało też ładny kolor. Futro było białe w liczne szare cętki. Dziecko mogłoby siedzieć na nim i bawić się zabawkami... być może futro było nawet lepsze od dywanu.
Tyle zdążyliśmy zrobić przez trzy tygodnie. W międzyczasie Nasir rzeźbił też kolejne zabawki. Zrobił bączka (jednak najpierw przeszedł przez trzy nieudane próby), kilka drewnianych klocków i malutki drewniany miecz. Ja jakby naprzeciw jemu zrobiłem lalkę. Prostą, materiałową i może niezbyt piękną, ale przyzwoitą. Nawet nie podejrzewałem się o tak duże umiejętności. Owszem zdarzało mi się coś zaszyć, przyszyć, zacerować, ale... nigdy niczego nie uszyłem. A tutaj proszę. Ładna laleczka o rudych włóczkowych włosach, oczkach z guzików i sukience ze strzępków materiałów, które znalazłem.
Oczywiście nie wszystko było takie piękne. Pomijając już to, że Nasir obchodził się ze mną jak z jajkiem... Chociaż właściwie nie warto tego pomijać. Było to bowiem wręcz komiczne.
Nie mogłem wyjść nawet na pięć minut bez słomianego kapelusza na głowie, bo słońce mogło mi zaszkodzić. Jesienne słońce rzadko kiedy bywało groźne, bywało... ale bez przesady. No i wmuszał we mnie dużo wody i jedzenia. Jeszcze nie zauważyłem, bym miał większy apetyt, ale mój alfa próbował wciskać mi posiłek co dwie godziny. Bywały też chwile gdy miałem okropne mdłości. Niestety zioła nie zawsze pomagały.
Poza tym wystarczył jeden mój gwałtowniejszy ruch, a on stał na nogach gotowy... sam nie wiem na co. Złapać mnie, gdybym zasłabł? Zaatakować potencjalne zagrożenie? Przynieść mi coś do jedzenia? Byłem też pewny, że mu nie przejdzie, a jak już to pewnie będzie jeszcze gorzej. Ciągle też pytał, jak się czuję. Czasem miałem wręcz ochotę odwarknąć coś nieprzyjemnego.
Najbardziej bawiło mnie jednak to, że co parę dni Nasir przychodził, kazał mi usiąść lub się położyć, po czym przykładał głowę do mojego brzucha i nasłuchiwał... czasem nawet kilka minut. Zawsze miał przy tym na twarzy wyraz pełnego skupienia. W końcu zapytałem, dlaczego właściwie to robi. Odpowiedział, że dzięki wyczulonemu słuchowi w końcu będzie mógł usłyszeć bicie serca dziecka. To rzeczywiście wydawało się... ekscytujące. Sam chciałbym usłyszeć moje dziecko. Jednak w przeciwieństwie do Nasira ja będę mógł poczuć, jak się porusza.
W każdym razie mój alfa nie wydawał się specjalnie rozczarowany tym, że jedyne co słyszy to praca moich jelit, ale i tak mnie to bawiło. Zwłaszcza jak po takiej sesji z poważnym wyrazem twarzy oznajmiał, że brzmię, jakbym był głodny i nie pytając o zgodę, przynosił mi coś do jedzenia.
Oprócz tego chodziliśmy na spacery (niezbyt długie i niezbyt daleko), razem zajmowaliśmy się ogrodem (bo mi już nie wolno samemu robić fizycznie wyczerpujących rzeczy) a czasem po prostu siadaliśmy razem i rozmawialiśmy.
Snuliśmy plany. O tym, jak nazwiemy nasze dziecko i co będziemy z nim robić. Nasir już nie mógł się doczekać, aż będzie z synem łowić ryby, a ja nie mogłem się doczekać tego, jak będę zaplatać włosy mojej córeczki w najróżniejsze fryzury. Jakoś tak nie mogliśmy dojść do porozumienia na tym polu. Niemniej obaj rozkoszowaliśmy się tym oczekiwaniem.
Mijały kolejne dni aż w końcu przyszła pełnia. Teraz rozumiałem, na czym polegała różnica pomiędzy zwykłą pełnią a pełnią przechodzoną podczas ciąży. Nasir zachowywał się jak zwykle. Był odrobinę nadpobudliwy i bardzo pragnął... bliskości.
Ja natomiast... warknąłem na niego... kilka razy. Nie byłem do końca pewien dlaczego... po prostu ta wilcza część czasami nie chciała, by ktokolwiek się do mnie zbliżał. Czasami natomiast nagle pragnąłem, by Nasir znalazł się tuż przy mnie, przytulił mnie i nie puszczał. Po tym wszystkim trochę było mi go szkoda. Przez te trzy dni nieźle go sterroryzowałem.
Raz podchodził do mnie, obejmował mnie od tyłu tak jak miał w zwyczaju a ja wtulałem się w niego przeszczęśliwy, że jest obok... a innym razem dostał garnkiem. To nawet nie było zamierzone. Po prostu poczułem, jak mnie dotyka i odruchowo uderzyłem. I nawet nie czułem z tego powodu jakichś wyrzutów sumienia, zamiast tego odruchowo złapałem za leżącą nieopodal patelnię na wypadek, gdyby ponownie miał się zbliżyć.
Ten jednak chyba rozumiał moje nastroje, bo zazwyczaj w odpowiedniej chwili grzecznie się wycofywał i nie zbliżał na odległość paru metrów. To była jakaś konkretna odległość. Sam nie wiem. Czasem po prostu był ze mną w tym samym pomieszczeniu czy pilnował mnie, gdy byłem na zewnątrz i nie przeszkadzał mi. A później robił ten jeden krok bliżej i czułem, jak włoski stają mi dęba, a całe moje ciało napinało się, jakby chciało uciekać albo zaatakować. Alfa jednak dostrzegał moje reakcje i postępował adekwatnie do nich.
Były też takie momenty, gdy to ja przychodziłem do niego, by wtulić się w niego i zniknąć w jego silnych ramionach. Jednakże... nie miałem ochoty na seks. Chciałem tylko czułości. Nasir zaledwie raz próbował doprowadzić do czegoś więcej, więc go ugryzłem... Cóż... nie jestem z tego dumny... ale zasłużył.
Byłem bardzo ciekaw czy każda pełnia będzie tak wyglądać... czy może będzie jeszcze gorzej. Nie zapytałem Nasira, bo bałem się, że go dobiję. Po tych trzech dniach był odrobinę... zmęczony.
To było zrozumiałe... zwłaszcza że pora dnia nie miała znaczenia, gdy miewałem humorki. Więc czasem w środku nocy nagle dostawał kopniaka i musiał zwlec się z łóżka i zasnąć na podłodze tylko po to, by po godzinie zwlec się z podłogi i natychmiast się do mnie przytulić.
Były i plusy. Po pełni miałem cały dzień dla siebie, bo on odsypiał. Robiłem mnóstwo niegrzecznych rzeczy jak... siedzenie na słońcu, kopanie w ogródku czy co najgorsze... chodzenie do lasu na jagody.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top