Rozdział LXXXIX
- Rzeczywiście pachnie... inaczej. Tak mi się wydaje.
Cóż Ascal czuł się co najmniej niekomfortowo, gdy Nasir go obwąchiwał. Mój alfa natomiast był zbyt skupiony na swoim zadaniu, by zauważyć w tej sytuacji cokolwiek dziwnego.
Minęły cztery dni od mojej nocnej rozmowy z Ascalem i w końcu postanowiliśmy po prostu zapytać Nasira o jego zapach. Noe nie wyczuł nic podejrzanego, ale Ascal przyznał, że unika alfy jak ognia. Stara się być przy tym dyskretny, ale nadal robi wszystko, by mężczyzna nie domyślił się, co jest powodem tego wszystkiego.
Po części go rozumiem. Chce to zrobić na swoich warunkach. Powiedzieć mu, gdy będzie gotowy. Najpierw musi się jednak upewnić, że jego podejrzenia są słuszne. A Nasir właśnie chyba to zrobił.
- A możesz powiedzieć coś więcej? W moim przypadku byłeś pewien.
- Tak, ale twój zapach znam doskonale i wyczuwam w nim nawet najbardziej subtelną zmianę. Zapach Ascala kojarzę... Głównie dlatego, że spędza z nami tak dużo czasu. Jednak... Jestem raczej pewien. Wyczuwam nową woń. Coś jak... zioła. Twój zapach jest zazwyczaj bardzo słodki i lekki a teraz jest w nim cięższa nuta.
- Nasir... łał. Nie wiedziałem, że moja alfa to taki koneser zapachów.
- Bardzo śmieszne. W każdym razie... Pamiętam, że tak było wcześniej. Poprzednim razem, gdy byłeś w ciąży, twój zapach też zmieniał się w ten sposób.
Ascal spojrzał na mnie a później na Nasira, po czym znów na mnie.
- Więc... To pewne? Jestem w ciąży?
- Myślę, że możesz spokojnie przyjąć do wiadomości, że tak. Gratulację.
- A więc... To prawda... Jakoś tak... Do tej pory nie mogłem w to uwierzyć. Byłem pewien, że to pomyłka i tylko coś sobie wmawiam.
Nie byłem w stanie powiedzieć, jak Ascal się z tym czuje. Wydawał się raczej rozbity.
- Hej... Wszystko w porządku. Mam nadzieję, że nie zamartwiasz się już o Noego.
- A dlaczego miałaby zamartwiać się o Noego?
Mój alfa wydawał się szczerze zaskoczony tą sugestią.
- Nic takiego. Ascal martwił się, że Noe będzie zły, że ma nieplanowane dziecko.
- Ascal spokojnie. Będzie skakał ze szczęścia. Noe jest... Rodzinny. A przede wszystkim chce się tobą opiekować. Tobą, Noachem... Waszym wspólnym dzieckiem też się zajmie. Zobaczysz.
- Tak ja... Ja już się chyba o to nie martwię. Bo myślałem o tym i... Noe w sumie... Naprawdę się stara. Dopiero ostatnio sobie uświadomiłem, że... że on traktuje mnie, jakbym był jego. Nawet Raven nie był taki troskliwy. Poluje dla nas, spędza czas z Noachem, a nawet pomaga mi w domu, jak sobie z czymś nie radzę. Na przykład... trzepie dywany... bo ja trochę nie mam siły. No i Lilla też jest dla nas dobra. Ciągle Spędzamy razem czas. Czuję się... jakbym naprawdę był jego omegą.
On jest... Taki uroczy.
- Ascal... Jesteś jego omegą. Gdyby nie to, że się wahasz, Noe już dawno ogłosiłby, że jesteś jego. On tylko czeka, aż będziecie mogli razem zamieszkać, a Noach zacznie nazywać go ojcem.
- ... Ja... Pragnę tego. Kocham go. To... Ravena też kochałem, ale Noe... Przy nim czuję się kochany. Przy Ravenie tego nie czułem. Chcę... Chcę mu powiedzieć. O tym, że będziemy mieli dziecko... i o tym, że go kocham.
- Chcesz, abym... pomógł ci jakoś?
- Ja trochę jednak... boję się. Nie wiem dlaczego. Więc... byłbym wdzięczny jakbyś... po prostu był ze mną.
- Oczywiście. Chcesz zrobić to teraz czy może wolisz poczekać i trochę nad tym pomyśleć.
- Nie. Im dłużej będę zwlekać, tym bardziej będę się bał.
- Jasne. Chodźmy, znajdziemy tego szczęściarza.
Gdy wychodziliśmy, zerknąłem na Nasira. Uśmiechał się. Cóż... Ascal jest dla niego trochę jak młodszy brat. Najwyraźniej cieszy się, że oddaje go w dobre ręce.
Noego nietrudno było znaleźć. Siedział za swoim domem i oporządzał ryby. Gdy nas zobaczył, uśmiechnął się szeroko. Będę udawał, że to na NASZ widok, a nie na widok Ascala.
- Hej! Ascal... Dyara. Miło was widzieć.
- Hej Noe. Ryby? Myślałem, że wolisz latającą zdobycz.
- Ja... Potrzebowałem trochę odmiany.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Ascal ostatnio jada głównie ryby przez swój chwilowy wstręt do mięsa. Noe najwyraźniej to zauważył i złowił dla omegi kilka ryb. To... słodkie. Jak tu się nie wzruszyć na widok tych dwóch głuptasów? Bawią się w kotka i myszkę i muszę ich do siebie popychać. A to ja jestem ten młodszy.
- Noe możemy pogadać? Najlepiej w środku.
- Coś się stało?
- Ascal chce ci coś powiedzieć.
Noe spojrzał na mnie a później na Ascala. Chłopak nie był przerażony... ale widocznie nerwowy i alfa to zauważył. Odłożył to, czym się zajmował, wstał i wytarł ręce o szmatę leżącą nieopodal.
- Zapraszam w moje skromne progi.
Alfa otworzył przed nami drzwi, a my weszliśmy do środka.
- Lilly nie ma?
- Poszła po jajka i mleko. Będzie coś chyba piekła. Macie ochotę na coś do picia?
- Wodę.
- A ty Ascal?
- Jest może kompot? Uwielbiam kompot Lilly.
Nie mogłem się nie zgodzić, był pyszny.
- Oczywiście, że jest.
- Skoro kompot wchodzi w grę, to też poproszę.
Alfa nalał nam napoju do kubków i postawił je przed nami. Ja siedziałem obok Ascala, a Noe usadził się naprzeciw niego.
- Więc? Powiecie mi skąd ta cała powaga? Zrobiłem coś?
W zasadzie... Nie myli się. Zrobił dość sporo. Zerknąłem na Ascala a on na mnie. Posłałem mu pokrzepiający uśmiech i zostawiłem resztę w jego rękach.
- Więc... Na początku... Przepraszam, że ostatnio zachowywałem dystans. Nie zrobiłeś nic złego.
- Cóż... Tak się właśnie zastanawiałem, dlaczego nagle zacząłeś mnie unikać... Znów. No dobrze. Nic takiego się nie stało. Ja rozumiem, że... Jeszcze nie czujesz się pewnie.
- Nie... To nie tak. Może... Może wcześniej rzeczywiście tak było. Teraz jest inaczej. Bardzo... bardzo mi na tobie zależy.
Czułem się dziwnie, siedząc obok, patrząc na to wszystko i popijając kompocik. Niemniej... To było bardzo intrygujące. Wciągnąłem się.
Noe wydawał się zachwycony, tym co powiedział Ascal. Uśmiechnął się szeroko i chwycił go za dłoń, którą trzymał na stole.
- Mnie też... Mnie też na tobie bardzo zależy.
- Wiem. Jesteś dla mnie taki dobry... Ja... Musisz o czymś wiedzieć.
- Tak?
- Pamiętasz, o tym, co mówiłem o... o dzieciach. O tym, że nie mogę ich mieć.
- Ascal nie zależy mi na tym. Naprawdę.
- Nie... Nie o to chodzi. Bo... Ja... Myliłem się.
- ... To znaczy?
- Wygląda na to, że... Że mogę zajść w ciążę.
- To... To świetnie.
Alfy to debile. Ascal był nieśmiały, więc unikał powiedzenia tego wprost, ale chyba nie będzie miał wyjścia.
- Noe ja... Ja jestem w ciąży.
Noemu bardzo trudno było przyswoić tę informację, bo przez chwilę wpatrywał się w Ascala z dość tępym wyrazem twarzy. Cały czas trzymał go za rękę i jakby analizował jego słowa i ich znaczenie.
- ... W ciąży?
- Tak.
- ... W ciąży... To moje... Oczywiście, że moje... To... Będę ojcem!
O... w końcu załapał.
- T-tak. To znaczy... To dopiero pierwszy miesiąc. A ja... Nie wiem... Poprzednio... Miałem problemy.
- To... Spokojnie. Zajmę się tobą. Nie bój się. Andrea jakoś pomoże. Przede wszystkim nie możesz się stresować... ani się przemęczać... I... I... Musisz ze mną zamieszkać! Potrzebujesz opieki. Tak... I jedzenia... Potrzebuję więcej ryb...
- N-noe spokojnie. Ja... To nic takiego.
- Nic takiego? Ascal będziemy rodzicami! To znaczy, już jesteśmy... Znaczy, ty jesteś, bo Noach... ale... O czym to ja mówiłem?
- Nie mam pojęcia.
- Chcesz zamieszkać z Noachem u mnie czy mam się przenieść do was?
- J-ja nie wiem.
Ascal spojrzał na mnie mocno zdezorientowany. Wzruszyłem tylko delikatnie ramionami. No niestety już wystarczająco się wtrąciłem. Teraz ich kolej, by zatroszczyć się o swoją rodzinę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top