Rozdział LXXVIII

Dwa miesiące później

Ascal kończył już zaplatać moje włosy w warkocz. Był ładniejszy i bardziej skomplikowany niż te, które zazwyczaj nosiłem. Chłopak wplótł też w niego czerwoną wstążkę, która mocno kontrastowała z bielą moich włosów. Jak krew na śniegu. To było dość... niefortunne i nieprzyjemne porównanie, ale jak najbardziej trafne.

- Masz takie piękne włosy... Wyglądasz ślicznie.

- Dziękuję. Ty też.

Ascal zarumienił się uroczo i założył włosy za ucho. Zawsze dotyka swoich włosów, gdy jest zawstydzony lub nerwowy. To, co powiedziałem, było prawdą. Ascal założył zieloną tunikę, która ładnie kontrastowała z jego rudymi włosami. Założył też wisiorek z niedźwiedzim pazurem, który podarował mu Noe.

Alfa skorzystał z mojej rady i ostatnimi czasy ciągle kręcił się koło Ascala. Niby przypadkiem spotykał go dość często, zgłaszał się do pomocy, gdy tylko omega czegoś potrzebował, no i bezczelnie wykorzystywał mnie i moje dzieci, by zjawić się, gdy Ascal był z nami.

Zaprzyjaźniłem się z tą uroczą, rudą omegą, więc udało mi się dowiedzieć, jak to wygląda z jego perspektywy. Ascal był bardzo skryty, więc dopiero od niedawna poruszał bardziej osobiste kwestie. Gdy zapytałem o wisior, wyznał, że dostał go od Noego, nie powiedział jednak nic więcej. Był jednak wyraźnie zadowolony z prezentu. Często też wspominał o tym, jak mu pomaga.

Wydaje mi się, że Ascal polubił Noego. Nie wiem jeszcze, czy tak jak tamten by chciał... ale zazwyczaj, gdy opowiada o alfie, na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Oczywiście nie wspominałem o niczym Noemu. Niech się stara i głowi. Ja będę tylko obserwował.

- No i gotowe.

Chłopak podał mi lusterko (które znalazłem w jednej z szuflad i które najprawdopodobniej kiedyś należało do Seny). Naprawdę się postarał.

- Jeszcze nigdy nie miałem tak wymyślnej fryzury.

- Dzisiaj świętujemy początek waszych rządów. Musisz się wyróżniać.

- To trochę... dziwne uczucie. To, że będę Luną. Nie wiem, co właściwie należy do moich obowiązków.

- Spokojnie. Poradzisz sobie. Ja byłem Luną bardzo krótko. No i Raven nie pozwalał mi mieszać się w sprawy stada. Poza tym... nie nadawałbym się do czegoś takiego. Ty jesteś inny. Na pewno będziesz doskonale doradzał Nasirowi.

- Ciekawe czy alfom spodoba się, jak zacznę szerzyć propagandę.

- Wbrew pozorom nasze alfy są otwarte na zmiany. To znaczy... Większości nie podobały się zmiany wprowadzone przez Ravena, bo były dość... ograniczające.

- Ciekawe czy spodobają im się nasze.

- Na razie wszyscy są chyba zadowoleni. Starsi trochę narzekają.

- Przez ostatnie dwa miesiące głównie leżałem i pachniałem, więc nie wiem co się dzieje. Nasir twierdził, że wszystko jest w porządku, ale nie miałem okazji samemu zobaczyć, jak to wszystko wygląda.

- Naprawdę wszyscy są zadowoleni. Nasir powysyłał posłańców do pobliskich stad. Przedstawiciele kilku z nich przybędą z nami świętować. Ponoć z chęcią odnowią z nami relacje. To dobrze. Wielu tęskni za tym, jak odwiedzali nas, wymieniali z nami informacje i handlowali z nami.

- Rozmawialiśmy o tym z Nasirem. Planuje nawiązać bliższe kontakty z innymi stadami. Chce znaleźć sojuszników. Dla wspólnego dobra. Na wypadek, gdyby ludzie zrobili jakiś kolejny krok.

- Hmm... Chodzi o to, by pomogli nam, gdyby ludzie wtargnęli na nasz teren?

- Dokładnie. A my pomożemy im, jeśli wtargną na ich. To na razie jednak jedynie plany.

- Jestem pewny, że wszystkim spodoba się ten pomysł.

- Mam nadzieję.

- Dyara nie denerwuj się. Omegi cię lubią. Wszystkie. Większość bet też. Starsi może i trochę się oburzają, ale nikt już ich nie słucha. To znaczy, słuchamy... z szacunku. Ale ostatecznie i tak robimy swoje. Dlatego nie martw się. Zaraz przyjdzie Nasir i zaczniemy świętować.

- Dalej boli mnie kostka. Szkoda, że nie regeneruję się jak wy.

- Będzie świetnie. Zobaczysz. Alfy upolowały dwa dziki! Widziałem je. Są ogromne! Pewnie już skwierczą na różnie...

- Muszę przyznać, że tym mnie zachęciłeś.

- Będziemy skakać przez ogień, tańczyć, opowiadać historie i wróżyć z kości.

- Kto będzie wróżyć z kości?

- Starsze wilczyce. Albo jedna z nich. Zależy, którą wybiorą.

- ... A z czyich kości?

- Z wilczych kości.

- ... Z wilczych, czyli...

- Z kości wilków. Nie wilkołaczych kości.

- ... To trochę lepsze, ale wraz niepokojące.

- Wilki to nasi mniejsi bracia. Są też bliżej związani z przyrodą niż my. Dlatego ich kości w odpowiednich rękach mogą pokazać naszą przyszłość.

- Wierzysz w to?

Ascal nagle nieco spochmurniał.

- Kiedyś wierzyłem. To takie... magiczne. Ale później... Kiedy Raven przejął stado, a ja zostałem Luną, też odbyła się uczta i wróżenie z kości. Starsza powiedziała, że dam mojemu alfie silnego syna. Alfę. A tymczasem... Mam tylko mojego Noacha. Kocham go nad życie. Żałuję tylko, że nie ma rodzeństwa.

- Jesteś jeszcze młody. Ile właściwie masz lat.

- Dwadzieścia siedem.

- ... Jesteś starszy ode mnie. A wyglądasz tak młodo!

Omega wzruszył delikatnie ramionami i uśmiechnął się.

- To chyba dobrze. Byłem bardzo młody, gdy Raven mnie wybrał. Nie dałem mu wielu dzieci. Tylko jednego syna. To mi jednak wystarczy.

- Możesz jeszcze spróbować! Masz tylko dwadzieścia siedem lat. Spójrz na Jaspara. Jemu się udało.

- Ale... Jaspar ma Yurę. A ja... Jestem sam. Nie mam nikogo.

- ... A Noe?

Ascal zrobił się czerwony jak dojrzały pomidor. Może i to było troszeczkę bezczelne z mojej strony... Ale Ascal to mój przyjaciel. Chcę dla niego dobrze. Zresztą to nie tak, że będę ich swatał. Po prostu chcę wiedzieć co myśli i czuje mój przyjaciel.

Ascal przez chwilę wyraźnie bił się z myślami. Zrozumiałbym, gdyby zdecydował się zachować wszystko dla siebie. Tymczasem ku mojemu miłemu zaskoczeniu postanowił się przede mną otworzyć.

- Noe jest bardzo miły. Zawsze był dla mnie miły. Gdy Nasir odszedł i wszyscy myśleli, że ja... zrobiłem to wszystko, co mówił Raven... wtedy on był jednym z niewielu mężczyzn, którzy nie patrzyli na mnie... oskarżycielsko.

To chyba nie tego słowa chciał użyć. Rozumiałem go. Moja matka była prostytutką. Dlatego na mnie też patrzyli jak na dziwkę. Podejrzewam, że o ten rodzaj spojrzenia chodziło Ascalowi. Jakbyśmy byli brudni i pozbawieni moralności.

- Podoba ci się?

- N-noe?

- To o nim mówimy.

- ... Jest... przystojny. Miły i taki... Hmm... Zabawny. Ale... mógłby mieć kogoś dużo lepszego. Kogoś, kto da mu dzieci i kto będzie należał tylko do niego.

- Nie mów tak. Ascal jesteś piękny i dobry. Masz złote serce. Jesteś doskonałym rodzicem i jestem pewien, że Noe to wszystko dostrzega. Raven nie potrafił cię docenić. Znajdź kogoś, kto to zrobi. A Noe... to dobry mężczyzna. Jeśli go lubisz, nie powstrzymuj się. Jestem pewien, że on też jest tobą zainteresowany.

- ... Tak myślisz?

- Oczywiście. Często o tobie wspomina. Poza tym... sam widzisz, jak się do ciebie klei.

- Nie robi tego...

- Dał ci prezent. Ciągle spędzacie razem czas.

- To tylko... po przyjacielsku. On wie, że jest nam trudno zacząć od nowa.

- Ascal uwierz w siebie. Noe robi do ciebie maślane oczy. Zresztą sam się przekonasz. Spędzi z tobą i Noachem cały wieczór. Zobaczysz.

- ... Tak myślisz?

- Oczywiście. Zresztą... - Posłałem Ascalowi rozbawiony uśmieszek i puściłem mu oczko. - Nie udawaj, że to nie z jego powodu się tak wystroiłeś.

Ascal poczerwieniał jeszcze bardziej, co upewniło mnie w moich podejrzeniach. Nie zdołałem wyciągnąć z niego nic więcej, bo nagle do sypialni wparował mój alfa.

- Dyara... Pięknie wyglądasz. Jesteś gotowy? Wszyscy czekają.

- Gotowy. Możemy świętować.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top