Rozdział LXXV

Dyara pisnął i zwinął się mocniej. Pogładziłem jego plecy, dodając mu nieco otuchy. Miałem nadzieję, że moja obecność, choć odrobinę mu pomoże.

Już od dwóch dni próbował się zmienić. Za każdym razem był coraz bliżej, ale jednocześnie znosił to coraz gorzej. Trudno było mi patrzeć, jak cierpi.

Andrea badała go i przyglądała się kilku próbom transformacji. Nigdy nie spotkała się z takim przypadkiem, ale powiedziała, że postara się jakoś mu pomóc. Czasem młode mają problemy z przemianą. Gdy przypadki są wyjątkowo ciężkie, podaje się im mieszaninę ziół, która pobudza zmysły i ciało. Używamy jej rzadko, bo ma wiele nieprzyjemnych efektów ubocznych. Wilczyca stwierdziła, że użyje ich, jeśli po dwóch dniach Dyara nie zmieni formy.

Dwa dni minęły. Andrea miała przyjść jutro rano. Myślałem, że może uda się bez tego. Jeśli jednak to może pomóc warto spróbować.

Zauważyłem, że Dyara zasnął. Te próby bardzo go wykańczają. Gładziłem jego miękką sierść jeszcze przez dłuższą chwilę. Dyara był pięknym wilkiem. Szkoda, że nie może przyjmować tej postaci tak jak ja swojej. Jego sierść jest śnieżnobiała i puszysta. Może i jest dość drobny, ale przede wszystkim smukły. Noe twierdzi, że jest szybki. To najprawdopodobniej uratowało mi życie.

Zostawiłem go samego, by mógł w spokoju pospać i odpocząć. Czułem się dziwnie, gdy wychodziłem na zewnątrz. Byłem teraz przywódcą... i nie wiedziałem do końca, jak powinienem się zachowywać. Dyara pewnie by się tym nie przejmował. Co prawda jako syn przywódcy od zawsze byłem traktowany nieco inaczej. Teraz jednak to było jeszcze wyraźniejsze.

Najprawdopodobniej dlatego, że Raven wykorzystywał swoją pozycję i wymagał wręcz przesadnego szacunku, teraz wszyscy traktowali mnie tak samo. Spuszczali głowy i unikali mojego spojrzenia. Niedługo to wszytko się zmieni. Nie oczekuję od nich niczego.

Ruszyłem w stronę domu Yury i Jaspara. Chciałem zapukać w drzwi, ale usłyszałem hałasy za domem, dlatego udałem się w tamtą stronę. Słyszałem radosne krzyki moich maluchów i śmiechy dorosłych. Tak jak się spodziewałem Jaspar, Yura, Noe i Ascal siedzieli na kocyku, podczas gdy Noach bawił się z chłopcami w berka.

Gdy Sira mnie zobaczył, zaczął krzyczeć i biec w moją stronę. Złapałem go i uniosłem wysoko ku jego wielkiemu zachwytowi. Gdy odstawiłem go na ziemię, znów zaczął biegać w koło. Linadel właśnie 'złapał' Noacha i krzyczał "tata" by zwrócić na to moją uwagę. Uśmiechnąłem się do niego, a w odpowiedzi otrzymałem szeroki uśmiech.

Noach natomiast ewidentnie czuł się odrobinę niepewnie w mojej obecności. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, chłopiec lekko się speszył.

- Dzień dobry wuju.

- Dzień dobry.

Rozumiałem, dlaczego tak się czuje. Raven wmawiał mu, że jestem jego ojcem. Myślał, że go zostawiłem. Jego i Ascala. Tymczasem teraz jestem dla niego wujem. Jak na dziewięcioletnie dziecko i tak dość dobrze radził sobie z tym wszystkim. Ponadto na pewno przypominałem mu Ravena. Jesteśmy... Byliśmy do siebie podobni.

Ascal wyznał, że Raven traktował Noacha jak bękarta. Ponadto często podnosił na niego głos i nie raz go uderzył. Znacznie częściej wyładowywał złość na samym Ascalu, ale chłopiec był tego świadkiem. Nie dziwię się, że Noach nieco się mnie boi. Jeszcze mnie nie zna. Gdy go ostatni raz widziałem, był noworodkiem. Był malutki, czerwony i głośny. Teraz był cichy, ale przede wszystkim duży, a także skrzywdzony.

Teraz jednak nie stanie mu się już nic złego. Jutro wprowadzi się z Ascalem do nowego domu. Poza tym... Noe siedzi obok Ascala, więc podejrzewam, że wziął na poważnie słowa Dyary. Omega uśmiechał się i nie wydawał się czuć źle w jego towarzystwie, więc kto wie... może coś z tego będzie.

Nie niepokoiłem ich zbyt długo. Pozwoliłem chłopcom jeszcze trochę się pobawić, po czym zabrałem ich do domu. Noego zostawiłem, chociaż też podczepiłbym go pod kategorię "dziecko".

Gdy chłopcy wpadli do domu, od razu zaczęli pytać o Dyarę. Na szczęście wystarczyło, że wyjaśniłem im, że jest zmęczony i śpi. Lilla jeszcze nie wróciła, więc sam przygotowałem dla chłopców prosty posiłek.

Siedziałem i przyglądałem się, jak jedzą. Dzieci są fascynujące. Czerpią radość z bardzo prostych czynności i wszystko jest dla nich czymś interesującym.

Sira nadział kawałek marchewki na widelec i przyglądał się jej, oglądając z każdej strony. Nagle zwrócił się do Linadela i podstawił mu warzywo pod sam nos.

- Am.

Linadel popatrzył na marchew i pokręcił głową. Odepchnął nawet rękę brata.

- Neeee.

Sira zastanawiał się chwilę, po czym po prostu zjadł marchew. Jego starszy brat przyglądał się jak je, po czym spojrzał na swój talerz. Zjadł trochę mięsa i ziemniaków, ale marchewki nie tknął, więc teraz głównie ona została na talerzu.

Chłopiec przez chwilę myślał nad czymś. Spojrzał na talerz Siry i na swój. W końcu nadział marchew na widelec.

To był niespodziewany zwrot akcji. Usiadłem wygodniej na krześle, zastanawiając się, co teraz nastąpi.

Linadel ostrożnie podsunął marchew pod usta młodszego brata.

- Am?

Sira popatrzył na marchewkę i bez wahania otworzył szeroko usta i zjadł warzywo. Linadel przez chwilę tylko patrzył na brata z poważną miną. Gdy Sira zjadł, skupił się na starszym bracie.

Chłopcy przez chwilę się sobie przyglądali, aż w końcu chyba zrozumieli, że odkryli coś niesamowitego. Mianowicie to, że pierwszy może zjeść to, czego nie lubi drugi i na odwrót.

Przez resztę posiłku Linadel karmił Sirę marchewką. Najbardziej rozbawiło mnie to, że gdy ta się skończyła, a Sira był najedzony, role się odwróciły. Sira pokazał na kawałek ziemniaka i spojrzał na brata.

- To?

- Ne.

Sira spojrzał na swój talerz i przez chwilę dokonywał wyboru. W końcu pokazał na kawałek mięsa i ponownie spojrzał na brata.

- To?

Linadel bardzo zamaszyście pokiwał głową, co wywołało uśmiech zadowolenia na twarzy młodszego. Sira nadział mięso na widelec i przysunął bratu.

- Am.

Linadel zjadł mięso, a Sira już szukał na swoim talerzu następnego kawałka. Zastanawiałem się, co zrobi Dyara, gdy odkryje ten proceder. Jako odpowiedzialny ojciec powinienem chyba namawiać Linadela do jedzenia warzyw... ale nie mogłem nie docenić, jak wspaniale ze sobą współpracują. Ostatecznie oba talerze były puste a dzieci najedzone.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top