Rozdział LXXII

Raven jest większy. To była moja pierwsza myśl. Oba wilki były ogromne jednak starszy z nich był większy. Sierść Ravena była o kilka odcieni jaśniejsza od sierści Nasira. W nocy oba wilki wydawałyby się czarne, ale w świetle słońca w sierści większego wyraźnie widać było brązowe refleksy. Oczy mieli jednak identyczne. Złote i pełne determinacji.

Gdy się ze sobą zderzyli, zadrżałem. Ascal mocniej chwycił moją dłoń. Też się bał. Nasir miał rację. Walka była chaotyczna i chyba tylko wprawni wojownicy potrafili dostrzec niewidoczne dla mnie szczegóły.

Dwa wielkie zwierzęta tarzały się po ziemi, jedno próbowało uzyskać przewagę nad drugim. Wstrzymałem oddech, gdy szczęka Ravena kłapnęła zdecydowanie zbyt blisko szyi mojego alfy. Nasir jednak po chwili zrzucił z siebie brązowego wilka i prędko odskoczył na bezpieczną odległość.

Zaczęli krążyć po placu. Każdy szukał odpowiedniego momentu, by zaatakować. W końcu na powrót rzucili się na siebie.

Pierwsza krew należała do Nasira. Raven był większy i silniejszy, ale tak jak spodziewał się Nasir, atakował dość chaotycznie. Mój alfa przez długi czas głównie próbował unikać jego ataków, aż w końcu nadarzył się właściwy moment. To była tylko drobna rana, ale wyraźnie rozwścieczyła Ravena.

Walka ciągnęła się, a w miarę jej przebiegu pojawiały się kolejne rany. Po obu stronach. Żadna nie była jednak śmiertelna.

Nasir oberwał Ravenowi ucho i zranił go w tylną łapę. Po jakimś czasie zorientowałem się, że to nie był przypadkowy wybór. Nasir uderzył tam, gdzie Raven był osłabiony. Jego rany na pewno nie zaleczyły się jeszcze w całości, więc to był sprytny ruch.

Raven tymczasem zadrapał bok mojego alfy i ugryzł go w bark. To ostatnie prawie przyprawiło mnie o zawał serca. Na szczęście Nasir uwolnił się, nim ten zdążył zrobić mu coś poważnego.

Piasek na placu był już splamiony krwią obu wilków. Nie wiem, jak długo to już trwało. Kilka minut? Kilkanaście? Kilkadziesiąt? A może godzinę? Nie miałem pojęcia. Obaj byli już jednak wyraźnie zmęczeni.

Teraz zbliżał się kluczowy moment. Wszyscy obserwowali walkę w kompletnej ciszy. Na pewno każdy miał swojego faworyta, ale nikt otwarcie nie wspierał żadnej ze stron.

Raven w końcu zaatakował. Był już chyba mocno zniecierpliwiony. Najprawdopodobniej liczył na szybką wygraną tak jak za pierwszym razem. Nasir jest już jednak inną osobą.

Raven był wolniejszy, a ze zranioną nogą jego ruchy były niezdarne. Nasir z łatwością uniknął ataku i wywinął się w odpowiednim momencie. Nim Raven zorientował się, co się stało, szczęka Nasira zacisnęła się na jego karku. Mój alfa przycisnął większego wilka do ziemi. Raven próbował się wyszarpać, Nasir jednak trzymał go mocno, a z każdym ruchem starszy jedynie przysparzał sobie więcej bólu.

Nasir mógłby go teraz zabić. Zamiast tego trzymał go mocno... i czekał, aż się podda. Brązowy wilk szarpał się jakiś czas, ale w końcu walczył coraz słabiej, aż w końcu przestał. Oddychał ciężko i z trudem, ale pozostawał w bezruchu.

Nasir w końcu go wypuścił i odsunął się nieco. Raven opadł na ziemię wyraźnie oszołomiony. Mój alfa natomiast zawył głośno, po czym zaczął powoli okrążać brata. Jego oczy nie były jednak skupione na nim a na całej reszcie. Patrzył na zebrany wokół tłum... a wszyscy którzy napotykali jego spojrzenie opuszczali głowy w wyrazie szacunku. Nasir wygrał... Jest teraz ich Alfą.

W końcu spojrzał na mnie. Jednak dla mnie zarezerwował inne spojrzenie. Nie twarde i dumne, a pełne czułości i miłości. Nagle jednak się zmieniło.

Nie rozumiałem dlaczego, dopóki Ascal nie wyszarpał dłoni z mojego uścisku. Chłopak krzyknął, nim jednak zdążyłem zareagować, ktoś złapał mnie mocno i przyłożył nóż do mojej szyi. Nie musiałem go widzieć, by wiedzieć, że to Warren.

Kątem oka zauważyłem, jak oszołomiony Ascal podnosi się ziemi. Chyba uderzył się w głowę, ale nic więcej mu nie było. Gdy zobaczył, co się stało, na jego twarzy pojawił się wyraz szoku i strachu. Posłałem mu spokojne spojrzenie, a on powoli odsunął się dalej. Zapewne nie chciał prowokować Warrena do zrobienia czegoś głupiego.

Nasir warczał, ale nie mógł nic zrobić. Nie, gdy miałem nóż przy gardle. Próbowałem pozostać nieruchomo i zachować spokój. Wtedy jednak Raven się podniósł i rzucił się na Nasira. Mój alfa zauważył to w ostatniej chwili. Uniknął najgorszego, ale Raven nagle znalazł się na wygranej pozycji. Mój alfa z trudem unikał jego zębów. Raven próbował zabić go, rozszarpując mu gardło.

- To oszustwo.

Ledwo zdołałem cokolwiek wykrztusić z ostrzem tak blisko mojej skóry.

- Wygra silniejszy. Twój alfa miał szansę zabić Ravena. Okazał się za słaby.

Nasir walczył o własne życie, a jednocześnie na pewno martwił się o moje. Zapewne zastanawiał się co się ze mną stanie, jeśli wygra. Raven był mściwy. Mógł kazać poderżnąć mi gardło, gdyby tylko Nasir zaczął wygrywać.

Na moment przestałem obserwować walkę, a skupiłem się na tłumie. Większość zdecydowanie nie wiedział co zrobić. Takie rzeczy na pewno nigdy wcześniej nie miały miejsca. Raven złamał chyba wszystkie możliwe zasady, jednak nikt nie próbował wtrącić się w walkę. Dostrzegłem Noego i kilka zaprzyjaźnionych omega i ich alf. Widziałem ich wściekłość i wahanie. Oni chcieli zareagować... ale bali się o mnie. Bali się, że zginę w momencie, gdy się wtrącą.

- Jak możesz? Jeśli Raven wygra, zrobi to tylko dzięki oszustwu. Dlaczego mu pomagasz?

- Bo jest silny. I jest to dla mnie opłacalne. Dał mi przyjemne miejsce w swoim stadzie. Z poprzedniego mnie wyrzucili... A tak naprawdę nie zrobiłem niczego złego. On też tak uważa. Nie martw się, Raven kazał mi zabić cię tylko w ostateczności.

- Jesteś śmieciem, słyszysz? Jesteś żałosną kupą gówna, a nie alfą.

- Zamknij pysk. Nie chcesz mnie denerwować. Poprzednia omega, która to zrobiła nie skończyła najlepiej.

- Puść mnie. Powiem Nasirowi, by ci odpuścił. Znikniesz z naszego stada i będziesz mógł żyć.

Alfa zaśmiał się i mocniej mnie chwycił. Nachylił się do mojego ucha.

- Raven zabije twojego alfę. Będę jego prawą ręką. Odda mi Ascala, a nawet tego dzieciaka jak tylko dorośnie. Ciebie zatrzyma dla siebie, ale pozbędzie się twoich bachorów. A teraz patrz, jak rozszarpuje twojemu alfie gardło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top