Rozdział LXVII

Było ciasno. Bardzo ciasno. Dlatego musieliśmy bardzo się w siebie wtulać. Nasir był w najgorszej sytuacji, bo to on spał na brzegu łóżka. Raz spadł w środku nocy... Z jakiegoś powodu uznał, że tam jest mu wygodniej i dopiero rankiem wdrapał się z powrotem na łóżko. Najpierw jednak musiał ostrożnie przesunąć Linadela, który przez ten czas zdążył przejąć niemal całe wolne miejsce.

Sira tymczasem trzymał mocno garść moich włosów. Z jakiegoś powodu strasznie je lubi. Zawsze, gdy z nim śpię, trzyma je całą noc. Później budzę się i mam ich trochę mniej niż przed zaśnięciem. Najgorsze są te noce, gdy ma koszmary i macha rękami. Nie raz przebudziło mnie nagłe szarpnięcie.

Niemniej, gdy pierwsze promienie słońca oświetliły pomieszczenie, byłem może nie w pełni wyspany, ale szczęśliwy.

Zacząłem ostrożnie wyplątywać włosy z palców Siry, by go nie obudzić. Tymczasem obudziłem mojego alfę. Czy może sam się obudził. Posłał mi lekko zaspany uśmiech i zsunął się z łóżka.

Nowy dzień. To był nasz pierwszy wspólny poranek od tak dawna. Kocham to uczucie, gdy budzę się i widzę mojego partnera. Moją drugą połowę.

W końcu wyswobodziłem się i wymknąłem z łóżka. Przykryłem dokładniej chłopców i tak jak Nasir szybko się przebrałem. Gdy weszliśmy do głównej izby, Noe już nie spał. Siedział przy stole i robił strzały.

- Dyara, Nasir siadajcie. Lilla wyszła po świeże pieczywo. My nie mamy pieca, ale codziennie dostajemy bochenek od Anny. Czasem nawet kilka jagodzianek.

Usiedliśmy przy stole i już wkrótce między alfami rozwinęła się rozmowa. Musieli za sobą tęsknić. Nie widzieli się tyle czasu, a jednak po jednym dniu zachowywali się, jakby los nigdy ich nie rozłączył. Nie przysłuchiwałem się ich rozmowie zbyt dokładnie. Nie bardzo wiedziałem, o czym mówili. Nagle jednak Nasir zapytał o coś, co mnie zainteresowało.

- Nie znalazłeś jeszcze nikogo? Myślałem, że ty i Mia...

- Nie my nie... Jakby to powiedzieć... nie zaiskrzyło.

- Robisz się stary.

No kto by pomyślał. Nasir się z nim drażni. Są ze sobą bliżej niż myślałem.

- Jestem dwa lata młodszy od ciebie!

- Tak, ale ja mam już omegę... dzieci...

- Ja też kogoś znajdę... W swoim czasie.

- Już raczej nie tutaj. Może powinieneś wyruszyć do innego stada.

- I zostawić cię samego? O nie. Myślisz, że przejmiesz sobie stado i się mnie pozbędziesz?

- Tak. Dokładnie taki był plan.

- Otóż nie wybieram się nigdzie. Poza tym... W sumie nieważne. Podoba mi się tutaj.

Może jestem wścibski... No dobra. Jestem wścibski.

- Ktoś ci wpadł w oko czyż nie?

- Ja... To nie tak. No może... trochę. Jednak... Jakby to powiedzieć. To odrobinę trudna sytuacja.

- ... Czy to Sarah? Chodzi o to, że jest taka młoda?

- C-co? Nie! Nie, nie, nie... Ja... Pamiętam ją, jak raczkowała i sikała tam gdzie stała. Nie... To by było... dziwne.

- ... Sarah jest jedyną omegą bez partnera. A może to jakaś beta?

- To... To tylko takie... zauroczenie.

Nasir popatrzył na mnie, na Noego, na mnie, na Noego i znów na mnie. Nagle uśmiechnął się szeroko i ze złośliwą nutką.

- Och tak... Już pamiętam. Noe jest zauroczony od dawna.

- Ach tak? W kim?

Przysięgłym, że Alfa się zarumienił. Urocze.

- W pewnej słodkiej i delikatnej omedze o oczach sarenki.

- ... Noe podkochuje się w Ascalu?!

- Ja tu nadal jestem!

Zerknąłem na mężczyznę i teraz już miałem pewność, że się rumieni. Cóż... Rozumiałem go. Ascal jest śliczny, delikatny i skromny jak dziewica... A to wszystko, mimo że los zrzucił na niego wiele. Tylko że...

- Ascal ma już alfę. Jest oznaczony i ma syna. Ponadto możliwe, że nie może już mieć dzieci.

Noe popatrzył na mnie poważnym wzrokiem. Myślał nad czymś chwilę, nim się odezwał.

- Ja... jeszcze zanim Raven go wziął... tak jakby... miałem na niego oko. To znaczy... był wtedy taki młody, ale... śliczny i taki... niewinny. Bał się alf, więc nie miałem okazji, by się zbytnio do niego zbliżyć. Tylko krótkie rozmowy... a że zawsze był bardzo nieśmiały to... były raczej jednostronne. A później Raven go wybrał. A był dużo lepszą partią. Więc odpuściłem. Jednak teraz... jeśli Nasir go pokona, Ascal będzie wolny. Jaspar i Yura są szczęśliwi. Więc... to możliwe. Ponadto... nie przeszkadza mi, że Ascal jest oznaczony. A Noach jest słodkim dzieciakiem. Więc... mógłbym się nimi zaopiekować. Ja nie... nie potrzebuję dzieci. To znaczy... chciałbym je mieć... ale mógłbym po prostu zająć się Noachem... Jednak Ascal już dużo wycierpiał. Wątpię, by chciał kolejnego alfę. A ja nie chcę, by czuł się źle przeze mnie.

- ... Jesteś uroczy.

- Czy ty ze mnie kpisz?

Alfa spojrzał na mnie podejrzliwie. Jakby naprawdę myślał, że mogę się z niego naśmiewać.

- Nie. Naprawdę myślę, że jesteś uroczy. Wiesz Ascal... owszem wiele wycierpiał... ale to nie znaczy, że nie będzie pragnął spróbować ponownie. W końcu należy mu się szczęście. Powinieneś spróbować. Najpierw jednak musimy się upewnić, że ten dupek zniknie z jego życia.

- Trochę mi wstyd, że... pozwalałem na to. Raven traktował go źle, a ja wiedziałem, że Nasir nie... nie zrobiłby czegoś takiego. Ascal zresztą też. A jednak nie sprzeciwiłem się. Jestem żałosnym alfą.

- To nie tak. Jeśli Raven naprawdę jest taki silny, to twoja śmierć w niczym nie pomogłaby Ascalowi. Gdyby to ode mnie zależało, pewnie zabroniłbym Nasirowi z nim walczyć, ale ten przygłup mnie nie posłucha...

Alfa zmarszczył brwi i spojrzał na mnie z wyrzutem. Aż poczułem się zobligowany, by to nieco sprostować.

- Zwłaszcza że sam trochę nabałaganiłem i teraz ktoś musi po mnie posprzątać.

Cóż, wydawał się nieco udobruchany.

- Tak właściwie co się teraz dzieje z Ascalem i Noachem... i Seną?

Noe cieszył się chyba ze zmiany tematu na sprawy nieco bardziej praktyczne.

- Z tego, co wiem, Jaspar planuje przygarnąć Ascala i Noacha pod swój dach. W końcu nie wiadomo, jaka jest jego sytuacja, a Raven mógłby kazać któremuś ze swoich... sam nie wiem. Raven jest wściekły. A wściekły podejmuje irracjonalne decyzje. Sena jest w swoim stadzie wraz ze swoją córką. Podejrzewam, że jeśli... Gdy Raven przegra już tu nie wróci. Nie miałaby po co. Gdy Nasir wygra, Ascal będzie wolny... a ty Dyara zostaniesz Luną.

- Nie mam pojęcia, co robi Luna. W każdym razie najpierw mój alfa musi wygrać.

Zerknąłem na Nasira i napotkałem jego spojrzenie. Musi wygrać. Nie może przegrać. Nie może... Nie może zginąć. To niemożliwe. Nic takiego się nie stanie... Jeśli Raven go skrzywdzi... Nie obchodzą mnie ich zasady. Wypatroszę tego skurwysyna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top