Rozdział LIX

Noe próbował mnie uspokoić. To jednak nie było możliwe. Nie wiedziałem nawet, że jestem zdolny, by kogoś tak nienawidzić.

Tak jak się spodziewałem, Noe powiedział, że idzie ze mną. Lilla też. Powiedziała, że boi się zostawać w stadzie, którym rządzi Raven. Poza tym wierzyła, że być może w innym stadzie znajdzie przeznaczonego sobie alfę. Andrea także planowała z nami odejść.

Ja jednak nie zamierzałem odchodzić tak po prostu. Nie zostawię Ascala i Noacha na pastwę tego potwora. To rodzina Nasira. A więc i moja. Gdyby Nasir wiedział, jak są traktowani, na pewno tak by tego nie zostawił. A ja nie będę mógł spać spokojnie, jeśli im nie pomogę.

Lilla ubrała ciepło chłopców, podczas gdy Noe pakował wszystko, co mogło się przydać.

Spakowałem swoje rzeczy. Nie było tego wiele. Właściwie to jedynie łuk i kołczan. W nieco ponad pół godziny byliśmy gotowi do drogi.

Gdy wyszliśmy, wiele osób było na zewnątrz. Nie wiedzieli jak się zachować. Większość z nich miała teraz mętlik w głowie. Wszystko krążyło wokół Ravena i jego poczynań. Przyznał się, że przez te wszystkie lata kłamał. Odrzucił swoją omegę i dziecko bez powodu. Patrzyli na mnie ze współczuciem, ale i jakby z podziwem.

Raven bezczelnie stał w progu swojego domu. Ascal i Noach byli z nim. Omega obejmował swojego syna. Wydawał się tak przestraszony... Raven coś do niego powiedział. Ascal pokiwał posłusznie głową, wyszeptał coś do syna, po czym ruszył w moją stronę.

Poczekałem, aż przyjdzie. Unikał mojego wzroku, ale nie był zły. Jedynie... smutny. Dopiero gdy zatrzymał się przede mną, uniósł głowę. Miał łzy w oczach. Ascal jest mniejszy ode mnie. Drobniejszy. Ja byłem raczej wysoki jak na omegę.

- Dyara ja... dziękuję.

- Pogorszyłem jedynie twoją sytuację.

- Nie... próbowałeś mnie uwolnić. Nikt inny nie próbował. Nawet moja rodzina... kazali mi to znosić. Być dobrą omegą. Naprawdę... chciałbym odejść. Ale...

- Wiem. Nie zostawisz swojego syna. Rozumiem, jak to jest. Kochasz go nad życie.

- ... Nasir... czy on... żyje?

- Tak. Jestem tego pewien. Zamierzam mu pomóc.

- Powiedz mu, że jestem mu wdzięczny. Naprawdę. My nigdy... Nic między nami nie było. Nic... Takiego.

- Wiem.

- On był dla mnie jak starszy brat. Tęsknię za nim. Cieszę się, że znalazł miłość. Macie też wspaniałe dzieci.

- Sam mu to powiesz.

- Nie... Nie wracajcie tutaj. Raven tym razem nie pozwoli wam odejść.

- Ascal... Czy gdy wilkołaki walczą ze sobą o przywództwo... Robią to w wilczej postaci?

Chłopak patrzył na mnie nierozumiejącym wzrokiem.

- Oczywiście.

- Ale czy muszą? Czy takie są zasady?

- ... Nie. To... Nie ma zbyt wielu zasad. Nie mówią nic o tym. Jednak wilcza postać jest silniejsza.

- Czy można używać broni?

- Tak... Ale... Po co to robić? Wszyscy walczą w wilczej postaci. Dlaczego pytasz?

- Mam przeczucie... A poza tym... Ascal nie pozwolę cię krzywdzić.

- ... Chyba nie chcesz...

Złapałem Ascala za rękę i uścisnąłem lekko jego dłoń.

- Nie martw się. Spójrz tylko. Popatrz na wszystkich wokół. Wystarczy lekko nakierować ich we właściwym kierunku. Oni stoją po naszej stronie. Po twojej. Idź do Noacha. Potrzebuje cię. Boi się. Musisz być dla niego silny. Idź.

Ascal niepewnie puścił moją dłoń i wrócił do swojego syna. Alfa wysłał ich do domu, więc grzecznie wykonali rozkaz. Raven wydawał się zadowolony. Myślał, że wygrał.

- Raven!

Alfa spojrzał na mnie niechętnie. Mam nadzieję, że to, co planuję się uda. A przynajmniej nie skończy się moją śmiercią.

Noe, Lilla i Andrea już na mnie czekali. Moi synowie mi się przyglądali. Czy mam prawo ryzykować? A co jeśli jednak się mylę? Co, jeśli i mnie stracą? Moje maleństwa...

Odetchnąłem głęboko. Spokojnie... Jaką mam pewność, że Raven nie będzie chciał się zemścić? Co, jeśli wyśle kogoś za nami, gdy tylko opuścimy teren stada? Nie powinienem unikać konfrontacji. Nie będę żyć w strachu.

- Wyzywam cię na pojedynek.

No tego nikt się nie spodziewał. Noe zachwiał się na nogach. Lilla i inne omegi, które dostrzegłem w stadzie pobladły. Jednak na twarzach niektórych mężczyzn dostrzegałem... wahanie. Raven natomiast w końcu się otrząsnął.

- Nie masz praw do władzy. Jesteś omegą.

- Będę walczył w imieniu mojego alfy. Nasira. Twojego brata, który jak najbardziej ma prawa do władzy.

Zastanawiał się chwilę. Aż w końcu dostrzegł w tym okazję na... zemstę.

- Doskonale. Niech i tak będzie.

Noe oczywiście nie mógł się na to zgodzić. To było do przewidzenia.

- Nie! To... jakaś farsa! Popatrzcie na niego! Dyara jest omegą. Teraz jest drobniejszy od Ravena. Jego wilcza forma pewnie jest dwa razy mniejsza. Jak omega ma walczyć z alfą? Zamierzamy na to pozwolić?

- Nie zamierzam walczyć w wilczej formie. Nie potrafię się zmieniać. Jestem mieszańcem.

Kolejna zaskakująca wiadomość. Wszyscy zdążyli już zaakceptować mnie jako wilka, omegę i matkę dwójki dzieci. Ta wiadomość nie powinna już zmienić ich opinii o mnie.

- Jestem mieszańcem i nigdy nie żyłem w stadzie. Wychowałem się wśród ludzi. Nasir znalazł mnie i wyrwał z piekła. Uratował, gdy ludzie, wśród których żyłem, urządzili na mnie polowanie. Mój alfa pokazał mi, co oznacza bycie wilkiem. Mówił o tym, jak pragnie mieć rodzinę. Opowiadał mi o tym, czym jest stado. A gdy tu przybyłem, to wszystko okazało się poniekąd prawdą. Przyjęliście mnie. Pomogliście mi. Daliście mi i moim dzieciom dom. A później wasz alfa zaczął mi grozić. Próbował wziąć mnie siłą. Okazało się, że w tym stadzie nie wszystkim zapewnia się bezpieczeństwo. Ile musiał wycierpieć Ascal? Nasir nigdy by na to nie pozwolił. Jeśli chcecie, tkwijcie tutaj. Ale ja zabierał stąd Ascala i jego dziecko. Dam im prawdziwe stado. Prawdziwy dom.

Zrobię to po dobroci albo siłą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top