Rozdział IX
Usłyszałem, jak wchodzi do środka, jednak nie zerknąłem za siebie, by na niego spojrzeć. Próbowałem wyczyścić garnek po tym, jak mój wspaniały alfa przypalił w nim gulasz. Ten zupełnie nie wyczuwając zagrożenia, podszedł do mnie i objął od tyłu. Miałem ochotę przywalić mu tą mokrą szmatą, którą od dwudziestu minut próbuję pozbyć się spalenizny. Zamiast tego robiłem swoje i pozwoliłem mu się bezkarnie obmacywać. Chociaż muszę przyznać, że zachowywał się w miarę przyzwoicie.
Objął mnie w talii, przylgnął do moich pleców, a głowę umiejscowił wygodnie w zgięciu pomiędzy moją szyją a barkiem. Przyglądał się z uwagą mojej pracy.
- Ty powinieneś to robić. Jak to jest, że z jednej strony potrafisz przyrządzić coś w miarę skomplikowanego, a z drugiej gubisz się przy tak skomplikowanej czynności, jak odgrzanie obiadu.
- Zamyśliłem się.
- Ostatnio bujasz w obłokach. Pełnia skończyła się dwa dni temu, więc powinieneś już wrócić na ziemię.
- To nie tak, że nie mogę się skupić. Wręcz przeciwnie. Po prostu... coś chodzi mi po głowie.
- A co takiego.
- Hmmm... powiem ci w swoim czasie.
- Masz przede mną jakieś sekrety?
- Nie. Po prostu muszę przemyśleć parę rzeczy.
- Jeśli bierzesz się za myślenie, to musi być poważna sprawa.
Nasir w odpowiedzi na mój słowny pstryczek w nos delikatnie ugryzł mnie w szyję. Zaśmiałem się i ochlapałem go odrobinę wodą.
- Zwierzak. Będziesz mnie teraz podgryzał?
Nie odpowiedział, a jedynie złożył pocałunek w miejscu, które przed chwilą przygryzł. Czasem zachowuje się jak nasze wilki. Ziego tak robi, gdy chce się bawić. Podchodzi do Mirry i łapie go zębami. Zazwyczaj po kilku takich zaczepkach tarzają się po trawie. Nasir oczywiście nie próbował mnie sprowokować do zabawy w berka.
Nie odsunął twarzy od mojej szyi. Musnął ją nosem i usłyszałem, jak głęboko wdycha powietrze. To wydawałoby mi się dziwne, gdyby... no, gdybym sam tego nie doświadczał. Jakiś wilczy instynkt każe mi zwracać szczególną uwagę na zapach. Uwielbiałem to, jak pachnie mój alfa a on zapewne lubi to, jak pachnę ja. Zresztą mówił mi to. O ile dobrze pamiętam, powiedział, że pachnę jak konwalie... i że zapach ten kojarzy mu się z wiosną.
To w sumie zabawne. Urodziłem się właśnie podczas wiosny. Nie wiedziałem, kiedy urodził się Nasir. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Nie wydaje mi się, by obchodził urodziny i ja także tego nie robię, więc nie było okazji, by poruszyć ten temat.
Zadrżałem lekko, gdy poczułem jego ciepły oddech na szyi. Zrobił się jakiś taki przylepny. Wczoraj też się strasznie tulił. Nie, żebym narzekał... po prostu było to dość niespodziewane. Może to przez ten mój wybuch emocji dwa dni temu. Może teraz wydaje mu się, że potrzebuję więcej... uczuć lub... sam nie wiem... czułości. Cóż... może rzeczywiście ich potrzebuje. Obaj spędziliśmy kilka lat w całkowitej samotności. Może obaj tego potrzebowaliśmy.
Odłożyłem szmatkę i garnek a Nasir uniósł głowę usłyszawszy, że to robię. Jak psiak. W wilczej formie zastrzygłby uszami. Poluzował odrobinę swój chwyt wokół mojej talii, a ja obróciłem się i stanąłem z nim twarzą w twarz. Ułożyłem ręce na jego barkach i wpatrywałem się w jego złociste oczy a on w moje. Już po chwili całował mnie. Nie namiętnie i dziko jak podczas rui a delikatnie i czule.
Po chwili znów przeniósł swoją uwagę na moją szyję. Muskał moją skórę ustami, delikatnie przygryzał, nie sprawiając mi przy tym nawet odrobiny bólu. W pewnym momencie wyrwał mi się krótki śmiech, ale on na to nie zareagował. Miałem wrażenie, że coraz bardziej się nakręca.
- Ej... co się dzieje wilczku?
- Pachniesz... ślicznie. Mam ochotę cię...
- Schrupać? Bo tak to wygląda.
- ... Być może.
Jego usta zawędrowały tam, gdzie pod skórą można było wyczuć tętno. Odchyliłem głowę do tyłu, by ułatwić mu dostęp. Byłem ciekawy czy je czuje. Przesunął po tym miejscu językiem, a moje ciało mimowolnie zadrżało. Widziałem, jak rozrywa ludziom gardła. A jednak nie czułem nawet odrobiny strachu, gdy jego zęby znajdowały się przy mojej delikatnej szyi. Wręcz przeciwnie przechodziły mnie przyjemne dreszcze.
Kochaliśmy się dwa dni temu. Korzystaliśmy w pełni z tego stanu pobudzenia, w który wprawiał nas księżyc. Nie byłem pewien skąd w Nasirze tak szybko znalazła się chęć na więcej, a jednak był tutaj i dość wyraźnie wyczuwałem jego potrzeby. Czułem napięcie jego ciała, przyśpieszony i cięższy oddech na mojej skórze.
To było... przyjemne. Czułem jakiegoś rodzaju zadowolenie, gdy tak na mnie reagował. Podobało mi się, że tak na niego działam. Poruszyłem się delikatnie, ale dość sugestywnie a on zamruczał słodko przy mojej szyi. Zrozumiał, że było to przyzwolenie.
***
Przebudziłem się wczesnym rankiem. Słońce właśnie wschodziło. Zasnąłem wczoraj dość wcześnie tuż po tym, jak Nasir zaniósł mnie do łóżka i... spędziliśmy miło czas.
Uświadomiłem sobie, jak dobrze jest obudzić się z nim tuż obok. To był dobry początek dnia. Zdecydowanie. Mógłbym po prostu wstać i zrobić... wszystko. Czułem rozpierającą mnie energię. Już dawno nie obudziłem się w tak dobrym nastroju.
Myślałem, że lepiej być już nie może, ale wtedy ręka, która obejmowała mnie w pasie, zacisnęła się mocniej wokół mojego ciała. Poczułem jak Nasir porusza się delikatnie by być bliżej mnie.
- Dzień dobry.
Alfa wydał z siebie niezrozumiały dla mnie dźwięk, który chyba nawet nie był słowem. Przeciągnął się nieco i dopiero po chwili lekko zachrypłym i zdecydowanie zaspanym głosem odpowiedział mi tymi samymi słowami. Przysunął się blisko mnie, a jego twarz znalazła się ponownie tuż przy mojej szyi. Wciągnął głęboko powietrze i ponownie z jego ust wyszło coś niezrozumiałego, ale ewidentnie wydawał się zadowolony. Odwróciłem się w jego stronę, co nie było takie proste przez kołdrę, w którą nieco się zaplątałem. Gdy w końcu spojrzałem w twarz mojego alfy, powitałem go szerokim uśmiechem, który on natychmiast odwzajemnił.
- Widzę, że Dyara ma dobry humor.
- Yhm...
- Myślałem, że czeka mnie jakaś kara za ten garnek.
- Powiedzmy, że tym razem przymknę na to oko.
- Jak miło.
- To dlatego, że jesteś taki uroczy.
- ... Kocham cię. Jesteś moim szczęściem.
Jego dłoń delikatnie musnęła mój policzek, a już po chwili wsunął palce między pasma moich włosów, przeczesując je w tył z dala od mojej twarzy. Przez chwilę nie byłem w stanie odpowiedzieć. Chyba wciąż nie przywykłem do takich słów. Jednak odpowiedź była prosta.
- Ja ciebie też... Kocham cię.
Nasir uśmiechnął się, a w jego oczach zatańczyły iskierki.
- Mój Dyara... jesteś taki piękny... taki kochany... Zapamiętam ten dzień. Dzień gdy obudziłem się obok ciebie, usłyszałem, że mnie kochasz... Twój uśmiech, błyszczące oczy... i ten słodki zapach.
- Zapach też?
- To dlatego, że Dyara pachnie dzisiaj tak słodko.
- Doprawdy? Tylko dzisiaj?
- Dyara zawsze pachnie pięknie. Dzisiaj jednak wyjątkowo. Jak kwiaty, ale słodsze niż zwykle.
- Naprawdę? Nasir pachnie jak zawsze... Przyjemnie.
Mój alfa wpatrywał się we mnie z uśmiechem, którego nie potrafiłem rozszyfrować. Odsunął nieco kołdrę, odsłaniając moją talię, a następnie ułożył dłoń na moim boku.
- Dyara jest czasem... taki głupiutki.
Przyznam, że nieco mnie to zaskoczyło. Wiedziałem, że nie chciał mnie obrazić, bo uśmiechał się do mnie, a jego oczy wyrażały jedynie czułość. Nawet w tonie jego głosu nie było słychać kpiny a jedynie delikatne rozbawienie. Niemniej moja duma nie pozwoliła mi tego przełknąć. Więc gdy początkowe zdezorientowanie minęło, dałem mojemu alfie pstryczka w nos.
- Chyba ty.
Brunet jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi. Przez chwilę wydawał się nad czymś myśleć, aż w końcu chyba na coś się zdecydował.
- Jest jeszcze jeden powód, dla którego zapamiętam ten dzień.
- Doprawdy?
- Tak. To dzień, w którym obudziłem się z moją omegą w ramionach... usłyszałem od niej wyznanie miłości, zobaczyłem jej cudny uśmiech i spojrzałem w jej piękne oczy...
- Yhm... i?
- A później poczułem jej piękny zapach, słodszy niż kiedykolwiek. Poza tym... mogłem powiedzieć mojemu ukochanemu coś, co go uszczęśliwi.
- Och... więc zamieniam się w słuch.
Nasir przesunął dłonią po moim ciele i przyciągnął mnie trochę bliżej do siebie. Posłał mi ten olśniewający uśmiech, przez który sam mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Dyara pachnie teraz wyjątkowo słodko... bo nosi nasze dziecko.
Przez dłuższą chwilę jedynie patrzyłem mu w oczy, nie do końca pojmując w pełni znaczenie jego słów. Dopiero gdy powtórzyłem je w głowie, wszystko elementy znalazły się w odpowiednim miejscu.
- ... Jesteś pewien?
- Tak. Już wcześniej wyczułem, że... że coś jest inaczej ale nie byłem pewny. Zapach zmienia się z wielu powodów, a te zmiany były bardzo subtelne. Nie wiedziałem, czy tylko mi się nie wydaje. Wczoraj... wyczułem większą zmianę, ale wciąż nie miałem pewności, a nie chciałem dawać ci złudnych nadziei. Jednak dzisiaj... dzisiaj czuję to wyraźnie. Nie mam wątpliwości. To zupełnie inny zapach. Wciąż jest twój, ale... wymieszany z innym. Więc to pewne.
Powinienem coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie. Po prostu... przysunąłem się bliżej i wtuliłem w jego pierś. Już po chwili objął mnie delikatnie. Poczułem, jak łzy spływają mi po policzkach i wyjątkowo były to łzy szczęścia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top