Rozdział III

Siedziałem przy stole z książką w rękach. Kupiliśmy ją z Nasirem miesiąc temu, gdy w końcu pozwolił mi towarzyszyć mu w wyprawie do Norwitch. Była to specjalistyczna księga o ziołach. Dowiedziałem się z niej wielu nowych i zdecydowanie przydatnych rzeczy. Od zupełnie nowych zastosowań pewnych znanych mi już ziół po przykłady przydatności roślin, które do tej pory uznawałem za kompletnie bezużyteczne.

Teraz jednak szukałem czegoś... Szczerze mówiąc sam nie wiem czego właściwie szukam. Przyroda daje nam tak wiele możliwości na uleczenie chorób i dolegliwości. Są pewne wywary i mikstury, których używają kobiety, gdy... gdy mają problemy z posiadaniem potomstwa. Jednak... ja nie tylko nie jestem kobietą, ale i nie jestem nawet człowiekiem. Niemniej... może znalazłbym coś bardziej... uniwersalnego. Coś, co zadziałałoby na wilkołaka.

Oczywiście mimo kilku godzin analizowania każdej rośliny po kolei nie znalazłem nic co chociażby potencjalnie mogłoby zadziałać. Nie wiedziałem, nawet co mi dolega. Możliwe, że nawet wilkołaczy znachor by mi nie pomógł, bo nie jestem w pełni wilkołakiem. Co, jeśli może to jest właśnie przyczyna? Jednak... przez ostatni rok zaszły we mnie ogromne zmiany. Może i nie potrafię zmieniać się w wilka, ale... zdecydowanie jestem coraz mniej ludzki.

Zamknąłem książkę i odsunąłem ją od siebie, nie mogąc dłużej patrzeć na te drobne literki i niewyraźne szkice. Bolała mnie już od nich głowa. Odetchnąłem głęboko, próbując pozbyć się resztek frustracji.

Dlaczego... dlaczego nie mogę być jak każdy normalny wilkołak? Dlaczego całe życie byłem dziwadłem wśród ludzi tylko po to, by stać się jakimś słabym ogniwem wśród wilkołaków? Kim ja właściwie jestem? Wilkołakiem? Przecież nie zmieniam się w wilka. Omegą? Co to za omega, która nie może mieć dzieci.

Zacząłem wystukiwać palcami znajomy rytm na blacie stołu. Ostatnio często to robię. Zwłaszcza gdy zbliżała się pełnia. Z każdym dniem byłem coraz bardziej nerwowy i... pełen jakiejś buzującej we mnie energii. Po prostu cały czas musiałem coś robić. Nie mogłem usiedzieć w miejscu. Moje dłonie ciągle się poruszały, bo nie potrafiłem pozostać w bezruchu. Nasir twierdzi, że księżyc tak na nas działa. On też się tak zachowuje. Im bliżej pełni, tym więcej robi. Chętniej biega nad rzekę po wodę, coś majsterkuje lub po prostu kręci się bez sensu. Można powiedzieć, że on gorzej to znosi. Ja nie czuję potrzeby biegania bez celu. Po prostu muszę czymś zająć dłonie. W pewnym sensie mogłoby to sprawić, że stałbym się bardziej produktywny... gdyby nie to, że trochę trudniej jest mi skupić się na jednej rzeczy dostatecznie długo.

Dlaczego te bezużyteczne wilkołacze aspekty są częścią mnie a te, które mają jakąś wartość, po prostu nie działają? Nie potrzebuje tej nadpobudliwości... ja chcę dostać tej pieprzonej rui.

Zatrzymałem palce w połowie ruchu. W pewnym sensie wykorzystywałem te wszystkie zmiany. Mój wyostrzony wzrok i subtelny wzrost siły pozwoliły mi w niecałe pół roku nauczyć się strzelać z łuku. W pewnym momencie zacząłem rozmawiać z wilkami jak z ludźmi. Po prostu mówiłem, a one jakby rozumiały, a gdy na nie spojrzałem, podświadomie wiedziałem, co one chcą mi przekazać. No i... była jeszcze ta rzecz...

Wystarczała odrobina skupienia. Musiałem tylko o tym pomyśleć wystarczająco intensywnie. Na początku zawsze czułem delikatne swędzenie w czubkach palców. To nie bolało ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu. Nie było nieprzyjemne... tylko dość specyficzne i trudne do wyjaśnienia. W pewnym momencie wszystkie mięśnie i stawy w mojej dłoni jakby mocno się naprężały, a ja mogłem obserwować, jak w ciągu kilku sekund moje paznokcie zmieniają kształt. Były dłuższe, grubsze, cięższe a przede wszystkim ostro zakończone i delikatnie zakrzywione. Zawsze, gdy to robiłem, przez chwilę czułem się, jakby to nie była moja dłoń. To było takie... obce. Z czasem jednak to uczucie znikało.

Zacząłem powoli wystukiwać rytm. Tym razem dźwięk brzmiał inaczej. Nie powiedziałem o tym Nasirowi. Nie wiem czemu. Po prostu... to nie wydawało się aż tak istotne. Czasem robiłem to, bo... to było ciekawe. Może to jakiś zalążek tego, co będę mógł zrobić w przyszłości? Może kiedyś w końcu będę mógł zmienić się w wilka.

Z tą samą łatwością przywróciłem moją dłoń do normalności. To było proste. Zupełnie naturalne i oczywiste. Nie musiałem się tego uczyć. Po prostu... jakby od razu wiedziałem, jak to działa. Tak naprawdę trudniej było to powstrzymać. Czasem, gdy byłem bardzo zły, czułem swędzenie w palcach i musiałem siłą woli jakoś to zatrzymać. To było już nieco trudniejsze jednak jak najbardziej wykonalne.

Usłyszałem na zewnątrz zamieszanie charakterystyczne dla powrotu Nasira. Wilki zawsze cieszyły się na widok swojego alfy. Cóż... rozumiałem je. Ja także zawsze cieszyłem się na jego widok. Wystarczyło, że wszedł do środka i spojrzał na mnie a moje myśli, choć na chwilę się rozpogodziły. Brunet uśmiechnął się delikatnie i zamknął za sobą drzwi.

- Co robisz?

- Nic takiego. Czytałem.

- Może jesteś głodny? Przyrządzić ci coś?

- Nasir... gdybym był głodny, sam bym sobie coś zrobił. Może i nie jesteś kompletnie beznadziejnym kucharzem, ale potrafisz nawet wodę przypalić, więc podziękuję.

- Powinieneś coś zjeść.

- Nie jestem głodny.

- Ale... na wszelki wypadek. Powinieneś...

- Gdybym miał dostać rui, to zwiększyłby mi się apetyt prawda? A ja nadal nie jestem głodny, więc chyba możemy założyć, że dzisiejsza pełnia to też nie będzie ta pełnia.

- ... Nie czujesz nic... niepokojącego?

- Nie boli mnie brzuch. Nie jestem głodny. Nie mam mdłości. Czuję się normalnie. Mamy jakieś dwie czy trzy godziny do zachodu słońca. Gdybym miał przechodzić dzisiaj ruję, czułbym już jakieś objawy. Jednak ja mam się doskonale. Niestety.

- ... Może za miesiąc.

- Może.

Jeśli w momencie wejścia Nasira w mojej głowie pojawił się jakiś jasny promyk, teraz został przysłonięty przez ciemne, burzowe chmury. Tak. Dzisiaj początek pełni. A ja nie czułem nic poza tą delikatną ciągotą do księżyca. Ta wilcza część była podekscytowana pełnią. Ta ludzka była rozczarowana. Nasir musiał wyczuć mój nastrój. Nie starałem się specjalnie by go ukryć, nie myślałem nawet o tym.

- Dyara może... może chcesz iść na spacer?

- Na spacer?

- Tak. Tylko my. Zostawimy tu wilki... i przejdziemy się w głąb lasu. Zobaczysz, na pewno poczujesz się lepiej, gdy znajdziesz się wśród drzew. Tylko ty, ja i księżyc. Co ty na to?

- Siedzieć bezczynie w domu czy łazić bez sensu po lesie... trudny wybór.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top