Rozdział C
Dwa tygodnie później
Trzymałem delikatnie małego Erisa. Patrzył na mnie swoimi wielkimi, złotymi oczętami. Były jak dwie szczerozłote monety. Okalały je długie ciemne rzęsy. Równie czarne, jak gęste włosy porastające małą główkę. Chłopczyk otworzył usteczka i wydał z siebie uroczy dźwięk.
- Jesteś taki słodziutki... Taki malutki... Taki... głośny, gdy próbuję spać a teraz taki cichy... Co masz na swoje usprawiedliwienie?
Najwyraźniej nie miał żadnej wymówki, bo nie odpowiedział.
- Miałeś iść spać. Już późno. Słońce już zachodzi. Znów będziesz harcował do rana.
Zrobił dziwną minę, więc nie byłem do końca pewien jak ją zinterpretować.
- Może ja spróbuję?
Nie zwróciłem uwagi na to, że Nasir się zbliża. Jego zapach i obecność są tutaj tak naturalne, że wręcz trudno mi stwierdzić, kiedy tu jest, a kiedy go nie ma. Siedziałem na łóżku Siry, bo już nie miałem sił chodzić z Erisem po pokoju.
- Myślę, że to nie ma sensu. On po prostu nie chce spać.
- Ostatnio mi się udało.
- W takim razie jest twój. A gdzie chłopcy?
- W jadalni. Jedzą.
- Zostawiłeś ich samych?
- Nie mają niczego ostrego.
- Jeśli znów będą rzucać w siebie jedzeniem, to ty to będziesz sprzątać. Ostrzegam cię.
- Jeśli będzie trzeba, posprzątam. A ty idź już spać. Zmrużyłeś w ogóle wczoraj oko?
- Jestem pewien, że zdrzemnąłem się, gdy go lulałem.
- Idź spać. Zajmę się Erisem.
Nie zamierzałem się sprzeczać. Gdy podszedł, podałem mu dziecko. Przyglądałem się jak bardzo ostrożnie i delikatnie bierze go na ręce i zwróciłem uwagę na to jak uśmiechnął się, gdy tylko zobaczył jego twarzyczkę.
Myślałem, że za drugim razem będzie tym wszystkim mniej podekscytowany. Linadel to jego pierworodny a Sira jest zaledwie godzinę młodszy. Tymczasem traktował Erisa z tą samą czułością, miłością i zaangażowaniem. Mam jednak wrażenie, że z tym maleństwem nieco bardziej się pieścił. Trochę go rozumiem. Eris jest taki malutki... Między omegami a alfami widać różnicę nawet w tak młodym wieku.
Zostawiłem maluszka z jego tatą, a sam poszedłem zobaczyć, co robią moi starsi synowie. Na szczęście nie zastałem chaosu i latającej marchwi. Właściwie chłopcy skończyli jeść i zażarcie o czymś dyskutowali.
- Sira, Linadel do łóżek.
- Mama nee!
Posłałem mojemu młodszemu, buntowniczemu synowi moje poważne, nieznoszące sprzeciwu spojrzenie i uzyskałem to, czego się spodziewałem, czyli naburmuszoną minę. No i oczywiście grzecznie wstali i poszli do pokoju.
Na szczęście nie powinni przeszkadzać Nasirowi. Wiedzą, że trzeba być cichutko, gdy próbujemy położyć ich braciszka spać.
Posprzątałem talerze i zmyłem je od razu, by mieć to z głowy. Zjadłem też coś, bo lubię coś przegryźć przed snem. Gdy udałem się do sypialni, Nasir już tam był.
- A więc udało ci się?
- Tak... aczkolwiek nie zdziwię się, jeśli obudził się, jak tylko wyszedłem z pokoju. Chłopcy też już chyba śpią.
- A więc mamy chwilę dla siebie?
- Tak... Najpewniej całe dwie... może nawet trzy godziny.
- W takim razie musimy to jak najlepiej wykorzystać...
Tak też zrobiliśmy. Wtuliłem się w mojego alfę a on we mnie... i zasnęliśmy, póki mieliśmy szansę. W jednej chwili tuliłem się do Nasira, a w następnej spałem błogim snem.
Przebudziłem się w środku nocy. Otworzyłem oczy... a wokół panowała ciemność... i cisza. To mnie zaniepokoiło. Usiadłem i ten ruch zbudził mojego alfę, który jakoś potrafił wyczuć, gdy coś odbiega od normalności.
- Dyara... dlaczego nie śpisz?
Biedaczek. Ja się obudziłem dość świadomy. On natomiast... nie wiem, czy odpowiedziałby, gdybym zapytał, jak ma na imię.
- Eris.
- ... Nie słyszę płaczu.
- Właśnie. Przecież do tej pory płakał, gdy budził się w nocy. A on zawsze budzi się w nocy.
Co prawda wystarczyło, bym trochę do niego pomówił albo potrzymał na rękach i szybko ponownie zasypiał... ale to dziwne, że do tej pory nie słyszałem, by się przebudził. Zwłaszcza że zawsze dość głośno to sygnalizuje. Na początku płacze cicho i zdarza mi się tego nie usłyszeć, ale w końcu zawsze się rozkręca.
Szkoda mi trochę chłopców. Dzielą z nim pokój. Aczkolwiek powiedzieliśmy im że jeśli Eris będzie im przeszkadzał, to zabierzemy go do siebie. Bardzo się przeciw temu pomysłowi buntowali.
- Martwisz się? Mam do niego zajrzeć?
- Ja pójdę.
- Leż. Ja jestem Alfą... Ty śpij. Mój dom. Głowa rodziny. To rozkaz.
Przyglądałem się, jak mój alfa zwleka się z łóżka, przez chwilę podtrzymuje się szafki nocnej, po czym niemrawo zmierza w stronę drzwi. Nie byłem nawet pewien czy otworzył oczy.
Siedziałem chwilę i czekałem. Trochę się denerwowałem. Eris jest taki malutki... Andrea twierdzi, że jest zdrowy, ale... ale takie maleństwa są całkowicie bezbronne i narażone na wszystko.
Poczułem ulgę, dopiero gdy Nasir pojawił się w drzwiach do sypialni. Już nieco się rozbudził, chociaż dalej wyglądał... no cóż... jak ktoś zerwany z łóżka w środku nocy.
- Chodź. Musisz coś zobaczyć.
- Coś się stało?
- Nie. Po prostu... Chodź i sam zobacz.
Wstałem, ale nie zamartwiałem się zbytnio. Gdyby coś się stało, Nasir by panikował. Tymczasem przepuścił mnie, a gdy wszedłem do pokoju, nie wiedziałem do końca, na co patrzę.
Po chwili mój zaspany umysł zrozumiał. Ledwo powstrzymałem się przed śmiechem. Sira leżał w łóżeczku Erisa tuż obok maluszka. Linadel siedział na podłodze obok łóżeczka i spał na siedząco z twarzą przyciśniętą do drewnianych szczebelków.
Nasir oparł się o framugę i posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. Podszedłem do Linadela i delikatnie podniosłem go z ziemi. Mimo to chłopiec się przebudził.
- Mama?
- Tak skarbie. Dlaczego spałeś na podłodze?
- Eli pakał.
- Zajęliście się nim?
- Tak. Sila psytulał a ja spewałem.
- Ale z was dobrzy bracia. Przeniosę cię do twojego łóżeczka, bo będą cię bolały plecki.
Chłopiec tylko przytaknął, zamknął oczy i wtulił się we mnie. Gdy go odkładałem już spał. Następnie przeniosłem Sirę, ale ten spał jak zaklęty w kamień. Upewniłem się, że Eris też dalej ładnie śpi, po czym cicho wróciliśmy do sypialni.
- Mamy szczęście...
- O tak. Cała trójka śpi.
- Nie o to mi chodzi. Chociaż... to też. Chodziło mi o to, że mamy naprawdę wspaniałe dzieci.
- Hmm... Mam wspaniałe dzieci. Aż trójkę. A także wspaniałą omegę. Rzeczywiście mi się poszczęściło.
- Mój alfa jest trochę przygłupi, ale też nie narzekam.
Nasir zaśmiał się, złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, po czym pocałował bardzo delikatnie.
Mam wspaniałego alfę, trójkę dzieci, przyjaciół... Mam stado, rodzinę i prawdziwy dom. Czego mógłbym chcieć więcej?
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top