Rozdział XXVI

Przykryłem dokładnie moje maleństwa. I tak w trakcie snu na pewno trochę się odkryją, ale nie martwiłem się tym. Nie będzie im zimno. Nie, gdy są tak w siebie wtuleni. To naprawdę urocze. Zasypiają obok siebie i już po chwili tulą się jak małe wilczki. Są tacy uroczy... jak małe aniołki.

Nie chciałem od nich odchodzić. Nie chciałem ich tu zostawiać. Chciałem patrzyć na nich przez najbliższą godzinę. Mógłbym... ale sen jest dobrą alternatywą. Jutro będę miał dla nich cały dzień. Nie będą wtedy tacy cisi i grzeczni... ale równie słodcy i kochani.

Zmusiłem się, by oderwać od nich wzrok i odejść. Gdy wchodziłem do sypialni, Nasir już przebierał się do snu.

- Śpią?

- Tak. Mocno. Jak dobrze pójdzie, będziemy mieli spokój do rana.

- Niemożliwe... Pośpimy dłużej?

- Jak nam się poszczęści.

- Będę miał nadzieję. Zwłaszcza teraz gdy Dyara zlecił mi takie niewdzięczne zadanie.

- Oj nie przesadzaj.

- Będę to robił godzinami... Dniami. Ja nawet nie wiem, jak się to robi.

- No ale pytałeś o to ludzi w Norwitch.

- Myślałem, że Dyara zapomniał.

- Ja wszystko pamiętam. Tylko czekam na właściwy moment.

- Straszny. Straszna omega.

- Powiedziałeś, że spełnisz każde moje życzenie. A j nawet dałem ci alternatywę. Piec do chleba albo bala.

- I to ja musiałbym latać nad rzekę przynosić do niej wodę.

- Tak.

Nasir przez chwilę był rozbity moją szczerością i bezczelnością. W końcu się jednak pozbierał.

- Nadal wybieram piec.

- No to świetnie. Jutro możesz zacząć.

Zdjąłem spodnie, dalej czując na sobie spojrzenie Nasira. Nie był zły, ale troszeczkę dotknięty swoją porażką.

- Ja nie miałbym takich skomplikowanych żądań.

- Wiem. Jesteś prostym facetem.

- Dyara za bardzo mnie wykorzystuje.

- Nieprawda.

- Prawda.

Roześmiałem się, bo zachowywał się jak obrażone dziecko. Podszedłem do niego i wziąłem jego twarz w dłonie. Miał zmarszczki między brwiami. Za bardzo je marszczył.

Stanąłem na palcach i pocałowałem go w czoło, co poskutkowało. Teraz patrzył na mnie z mieszaniną zrezygnowania, ale i czułości.

- Dyara jest okrutny. Nie da mi wygrać.

- Nie musisz wygrywać. I tak zmarnowałbyś nagrodę.

- Nieprawda.

- Więc czego chciałeś sobie życzyć.

- ... Dyary.

- No właśnie. Wiedziałem.

Dałem mu pstryczka w nos i odsunąłem się szybko. Mój alfa znów zrobił naburmuszoną minę. Ja tymczasem zdjąłem z siebie też koszulę, zostając w samej bieliźnie. Było chłodno, więc szybko skryłem się pod kołdrą.

Nasir popatrzył na mnie jeszcze chwilę z wyraźnym wyrzutem, po czym sam wsunął się pod kołdrę. Odwrócił się do mnie plecami, ale wiedziałem, że nie minie pięć minut nim się do mnie przytuli.

Ja miałem jednak trochę inne plany. Delikatnie przesunąłem dłonią po jego plecach, co jak najbardziej zwróciło jego uwagę. Odwrócił się do mnie i spoglądał na mnie, marszcząc przy tym brwi.

- Nie patrz tak na mnie... Głupiutki alfa.

- Więc Dyara chce mnie jeszcze trochę poobrażać?

- Hmm... Troszeczkę.

Złapałem go za ramię i jednym ruchem przewróciłem na plecy. Jednocześnie szybko znalazłem się na nim. Usiadłem wygodnie na jego biodrach, a ten otaksował mnie wzrokiem.

- Mój głupiutki... głupiutki alfa.

Nachyliłem się i pocałowałem go w usta. Na początku delikatnie, po czym pogłębiłem pocałunek. Wsunąłem język do jego ust, a on natychmiast odpowiedział. Dłonie ułożył na moich biodrach i delikatnie głaskał moją skórę.

Poruszyłem biodrami, na co mój alfa westchnął cicho. Gdy poczułem, że zrobił się twardy, miałem wrażenie, że gdzieś w środku mnie buchnął ogień. Zwinnie uwolniłem się z ostatniego fragmentu odzieży i z zadowoleniem stwierdziłem, że mój alfa pożera mnie wzrokiem. Przesunął dłońmi po mojej talii w górę i w dół. Uwielbiałem, gdy przyglądał mi się w ten sposób. Jakby pożądał każdego centymetra mojego ciała.

Powoli zsunąłem z niego bieliznę i zadrżałem, gdy zobaczyłem go kompletnie nagiego i podnieconego. Dotknąłem go delikatnie i poruszyłem dłonią. Z zadowoleniem obserwowałem, jak mój alfa mruży oczy z przyjemności.

Kontynuowałem więc. Mocniej objąłem jego męskość i obserwowałem jak czerpie przyjemność z każdego mojego ruchu. Czułem coraz większe napięcie gdzieś wewnątrz mnie. Czułem pod palcami, jak twardy jest i mogłem myśleć tylko o tym, że chcę poczuć go w sobie.

Dlatego nie pozwoliłem mu skończyć. Zamiast tego uniosłem biodra i ustawiłem się odpowiednio. Powoli wsunąłem go w siebie, przygryzając usta, by powstrzymać jęk. Potrzebowałem chwili, by przyzwyczaić się do jego rozmiaru, jednak nie trwało to długo.

Zacząłem poruszać biodrami, obserwując reakcje Nasira. Jego mięśnie napięły się, a jego oddech był ciężki. Co jakiś czas z jego ust wymykał się cichy jęk lub westchnięcie. Zacząłem poruszać się szybciej, chwilowo skupiając się bardziej na jego doznaniach niż moich.

Z drugiej strony sam czerpałem z tego ogromną przyjemność i ledwo powstrzymywałem głos. Czułem, że Nasir zaraz dojdzie, co jeszcze bardziej mnie nakręcało. A gdy z jego ust wyrwał się jęk, westchnąłem głośno.

Rozkoszowałem się tym chwilę. Tym, że doszedł we mnie. Jego oddech był ciężki, a spojrzenie sprawiało, że cały drżałem. Ostrożnie usiadł, obejmując mnie w talii i pocałował mnie. Oddałem pocałunek i czułem, jak znów robi się we mnie twardy.

Przez chwilę całował mnie w szyję, przygryzał lekko skórę, sunął dłońmi po moim ciele, dając mi przyjemność każdym dotykiem. Delikatnie odwrócił naszą pozycję, układając mnie na łóżku. Trzymał mnie delikatnie, a ja znalazłem się pod nim.

Zaczął się we mnie poruszać. Na początku powoli by przedłużyć przyjemność. Zasłoniłem usta dłonią, a druga zacisnąłem na jego barku. Gdy zaczął wchodzić we mnie mocniej i szybciej trudniej było mi się powstrzymać.

Nasir nachylił się, odsunął moją dłoń na bok i zamknął moje usta w pocałunku. Objąłem go, mocno wbijając paznokcie w skórę jego pleców. Krzyknąłem z rozkoszy, nie mogąc już dłużej wytrzymać. Nie byłem w stanie tego powstrzymać. Czułem, że jestem na skraju.

Nasir nie zareagował, gdy zacisnąłem zęby na jego barku. Zdawał się tego nie zauważyć, mimo że ja poczułem w ustach smak krwi. Na niewiele się to jednak zdało, gdyż jego kolejny ruch sprawił, że doszedłem ze słabo stłumionym jękiem.

Opadłem bezwładnie na łóżko, a Nasir delikatnie odsunął włosy z mojej twarzy. Przyglądał mi się wyraźnie zadowolony. Zauważyłem, że naprawdę mocno go ugryzłem.

- Boli?

Nasir jakby dopiero teraz się zorientował i przyjął to z uśmiechem.

- Nie. To raczej urocze.

- Ty też mnie kiedyś ugryzłeś.

- A teraz mi się odwdzięczasz?

- Jesteś mój. No i nie chciałem obudzić dzieci.

- Słusznie.

Nasir wysunął się ze mnie, po czym położył się obok. Objął mnie mocno i ucałował w czoło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top