Rozdział XLII
[Tak jakby coś to dziś i wczoraj były po dwa rozdziały na raz opublikowane. Tak tylko informuję, bo nie wiem jak Wattpad to pokazuje (nie ufam Wattpadowi) i czy wszyscy zauważyli 🤔]
Byłem wdzięczny Noemu, że nie przyparł mnie do muru, zaraz po tym, jak wyszliśmy. Nie. Okazał się bardzo taktowny. Zaprowadził mnie do swojego domu. Dzielił go z młodszą siostrą, która jak ja była omegą. Teraz jednak nie było jej w domu. Yurel ze szczeniętami natomiast mogła zamieszkać w przybudówce, która służyła za składzik.
Alfa zaprowadził nas do głównej izby i przygotował nam coś ciepłego do picia. Chłopcy rozglądali się po pomieszczeniu z ciekawością. Ja natomiast byłem skupiony i zdenerwowany. Było jeszcze gorzej, gdy Noe usiadł naprzeciwko mnie i posłał mi poważne spojrzenie.
- Dlaczego skłamałeś? Powiedziałeś, że Linadel ma na imię Lucien. Więc... co jest prawdą?
Noe wydawał się szczery. Pomógł mi. Chce przyjąć mnie pod swój dach. Chłopcy go polubili. Czy znajdę lepszego sojusznika? Nie jestem nawet pewny czy Andrea zechce mi pomóc. No dobrze... niech i tak będzie.
- Noe proszę... nie mów Ravenowi prawdy. Mów do Linadela Lucien.
- Dobrze... ale dlaczego?
- To... To skomplikowane.
- Co złego jest w tym imieniu? Linadel... Linadel...
Mężczyzna spojrzał na mnie, jakbym był duchem. Przysiągłbym, że nawet pobladł.
- To nie jest przypadkowe imię... Jest dość rzadkie... Zwłaszcza tutaj na Północy. Linadel... To dzieci Nasira prawda?
Nie wiedziałem jak zareagować. Czy już powinienem się bać? Wpaść w panikę?
- Znasz... znasz Nasira?
- Czy go znam? To ten idiota namówił mnie, bym wlazł do jaskini i pociągnął niedźwiedzia za ogon, jak mieliśmy po dziesięć lat. Jak mogłem nie zauważyć? Są do niego tacy podobni...
- On nie może się dowiedzieć...
- Tak. Masz rację. Nie może. Spokojnie... Jakoś sobie poradzimy. Nie wydaje mi się, żeby reszta słuchała, gdy rozmawialiśmy. Pewnie nawet jeśli słyszeli, nie pamiętają, jak nazywają się twoje maluchy. Dobrze zrobiłeś, że skłamałeś. Raven od razu by się domyślił.
- Myślisz, że... coś by im zrobił?
Gdy tylko zobaczyłem tego mężczyznę, wiedziałem, kim jest. Byli z Nasirem tak do siebie podobni... a zarazem tak różni. Ich oczy miały taki sam kolor, a nawet kształt. A jednak oczy Nasira były takie ciepłe i przyjazne... Oczy Ravena były zimne i nieprzystępne. Przypomniałem sobie wszystko, co Nasir o nim mówił... A nie było tego wiele. Mimo to były to same negatywy.
Potraktował swoją omegę jak śmiecia. Jest żądny władzy i wygnał Nasira, bo obawiał się o swoją pozycję. Chciał mieć dziecko, by móc ją umocnić. Jak zareagowałby, gdyby dowiedział się, że jego brat żyje i ma dwóch synów, którzy są alfami? Co, jeśli pomyślałby, że są dla niego zagrożeniem?
Dlatego skłamałem. Czy jednak moje podejrzenia były słuszne? Czy on naprawdę byłby w stanie skrzywdzić swoich własnych bratanków... i omegę swojego młodszego brata?
- Raven jest bardzo... terytorialny. Gdy ostatni raz ktoś próbował przejąć władzę, zabił go na miejscu. On nie wybaczył Nasirowi... O ile ma w ogóle co mu wybaczać. On tylko... uraził jego dumę. Tak, podważył jego autorytet... ale Raven go prawie zabił. Gdyby nie to, że Nasir był powszechnie lubiany, zginąłby. Raven nie zabił go tylko dlatego, że bał się, jak reszta na to zareaguje. Zamiast tego go wygnał. A... a teraz... jego dzieci są tutaj... i jego omega. Chwila, ale to znaczy, że... Cholera! Gdybym wiedział, że to Nasir Raven mógłby mnie pocałować w dupę! Wróciłbym po niego!
- Ja... bałem się. Nie chciałem...
- Rozumiem... Spokojnie. Nie martw się. To była mądra decyzja. Raven ma kilku wiernych ludzi. Podobają im się jego nowe porządki. Gdyby dowiedzieli się, że jesteś omegą Nasira, któryś chciałby umocnić swoją pozycję, sprzedając twoje sekrety.
- ... Co rozumiesz przez nowe porządki?
- Cóż... Nie wiem, ile Nasir opowiadał ci o naszym stadzie. Linadel... ich ojciec był surowy... ale sprawiedliwy. Troszczył się o każdego. Raven... jest surowy. Sprawiedliwy, kiedy mu się to podoba. Troszczy się głównie o siebie. Podoba mu się bycie u władzy. Jako tako nawet sobie radzi. Jednak jest zbyt... zadufany w sobie. Poza tym... nie można mu się sprzeciwiać. Nawet gdy robi rzeczy, które obrzydzają nas wszystkich... no, a przynajmniej większość.
- To znaczy?
- Wiesz, że ma dwie omegi?
- Ascal... i ta kobieta, przez którą doszło do tego wszystkiego.
- Tak. Wziął Ascala, gdy ten był jeszcze młody. To taki... pocieszny chłopak. Jest bardzo... słaby. Rozumiesz, co chce powiedzieć? Mam ochotę go przytulić, gdy go widzę. Raven jednak wydłubałby mi za to moje jedyne oko. A traktuje go jak śmiecia. Mimo to jest nadal jego omegą. Ta druga... Sena... też nie ma lekko.
- ... Chyba nie chcesz powiedzieć, że... zrobił jej coś.
- Przede wszystkim już jej nie chce. Rozczarowała go. Chodzi o to, że... wziął ją, bo obiecała mu dziecko. Silnego alfę. Myślała, że zwęszyła okazję. Problemy zaczęły się, gdy czas mijał... a ona nie zachodziła w ciążę. Nie wiem tego na pewno... ale wydaje mi się, że Ascala też... W sensie... Gdy zorientował się, że Sena nie zachodzi w ciążę, zaczął odwiedzać Ascala podczas jego rui.
- Ten sukinsyn go odrzucił!
- Tak. Odrzucił, upokorzył... ale i tak robi z nim, co chce. Tylko... to też nie skutkuje. Raven ma tylko dwójkę dzieci. Syna z Ascalem. Ładny chłopak. Omega. Bardzo sympatyczny i drobniutki. Jest jak mała kopia Ascala. Sena dała mu córkę. I rozwścieczyła go jeszcze bardziej. Urodziła betę.
- Ją też oskarżył o zdradę?
- Tak... poniekąd. Próbował ale odpuścił. Nasira już nie ma... a trudno mu było znaleźć kogoś innego do oskarżenia. W każdym razie... Dziecko beta jest chyba dla niego jeszcze bardziej upokarzające niż omega. W końcu nie raz słyszałem, jak mówił, że omegi są przynajmniej przydatne.
- Przydatne?
- Jako... własność. To nie moje słowa! Raven ma dość przestarzałe poglądy. Najgorsze jest jednak to, że ani Ascal, ani Sena nie spełnili jego żądań. Nie dali mu silnego potomka. Nie podoba mi się to, jak Raven spogląda na niektóre omegi. Jakby szukał wśród nich tej najlepszej. Jestem pewien, że to kwestia czasu nim spróbuję z kimś innym. Podejrzewam, że nikt mu się nie sprzeciwi, gdy ogłosi, że stado ma nową Lunę.
- Jeszcze trochę i będzie miał własny harem.
- Co to harem?
- Na Wschodzie... Nieważne. Istotne jest to, że postępuje źle. Dlaczego nikt go nie powstrzyma?
- Bo nikt nie chce stracić życia. Wszyscy tu mamy rodziny. Poza tym... w tym stadzie od pokoleń panuje ich rodzina. Każde stado ma inne zwyczaje a tutaj... tutaj szanują więzy krwi. Starsi popierają Ravena bo jest synem Linadela. A młodsi nie są dostatecznie silni by rzucić mu wyzwanie.
- A co z jego matką? Nie przemówi mu do rozsądku?
- Ona... zmarła niecały rok po wygnaniu Nasira.
- Więc... Raven jest wściekły, bo nie ma dziedzica.
- Tak.
- I zbiera omegi jak przedmioty.
- W zasadzie... tak.
- ... Będę go unikał. To chyba najrozsądniejsza decyzja. Zostanę u was chwilę... i... jeszcze nie wiem, co zrobię, ale...
- Zostań, ile chcesz. Nasir był moim przyjacielem. Żałuję, że nie zrobiłem dla niego więcej. Teraz mogę jakoś zadośćuczynić. Nasir był dla mnie jak brat... A więc ty też jesteś moim bratem. Poza tym... moja siostra cię pokocha.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top