Rozdział XIII

- Nasir!

- Tak!?

Alfa poderwał się z krzesła, patrząc na mnie z mieszaniną wyczekiwania i zaniepokojenia. Ja natomiast stałem w progu drzwi, które przed chwilą z rozmachem otworzyłem.

- Będziemy mieli dziecko.

Brunet patrzył na mnie jak na idiotę lub szaleńca. Możliwe, że jak na coś pomiędzy. W końcu zaczął mówić, używając tego tonu, którego używa się, gdy tłumaczy się coś idiocie... albo szaleńcowi.

- Kochany... wiem o tym. Jesteś w piątym miesiącu... wiemy o tym od trzech.

- Och na Matkę, jaki ty jesteś tępy. Nie mówię o tym. Stokrotka jest w ciąży. Będziemy mieli małą kózkę.

- Och... O to ci chodziło.

- Nasza rodzina jeszcze bardziej się powiększy.

- ... To znaczy, że nie zjemy tej kozy?

- Oczywiście, że nie... A przynajmniej nie w najbliższym czasie. Teraz będziemy mieli mleko!

- To doskonale się składa.

- A tak poza tym to mam ochotę na orzechy.

Nasir zmrużył delikatnie oczy, westchnął głośno, po czym wstał i wyszedł w poszukiwaniu orzechów. Ja natomiast nałożyłem sobie trochę wędzonej ryby. Nienawidzę wędzonej ryby. To znaczy... zazwyczaj jej nienawidzę. W obecnej chwili jakoś całkowicie to wyparłem i zajadałem się nią. Niezmiernie irytowało mnie, że muszę uważać na ości. Chciałbym po prostu się w nią wgryźć.

Gdy skończyłem, poczułem się znużony, więc poszedłem do sypialni i położyłem się na łóżku. Robiło się zimno. Niedługo ponownie zawita zima i coś czuję, że będzie wyjątkowo długa. Ułożyłem dłonie na swoim brzuchu i zamknąłem oczy z myślą, że może zasnę. Okazało się jednak, że to nie takie łatwe.

Czułem się jakoś tak... źle. Nie fizycznie... Tak jakoś... niepokoiłem się. Otworzyłem oczy i usiadłem na łóżku, przyciągając kolana do siebie. Było tak cicho i pusto... Nie podobało mi się to. To mój dom. Jestem tu bezpieczny. A jednak... nie czuję się bezpiecznie. Czas mijał i było tylko gorzej. Nie lubiłem tej ciszy i... samotności. Ona była najgorsza. Czas wydawał się ciągnąć niezwykle, a ja zaczynałem mieć wrażenie, że pomieszczenie jest niezwykle małe i nieprzyjemne. A to przecież mój dom... mój kochany dom... A jednak wydawał się teraz taki nieprzyjazny i pozbawiony ciepła.

Drgnąłem, gdy usłyszałem hałasy w głównej izbie. Wpatrywałem się w drzwi w napięciu. Poczułem wyraźną ulgę, gdy otworzyły się, a ja zobaczyłem mojego alfę. Nasir natomiast gdy mnie zobaczył, zmarszczył brwi nieco zdezorientowany.

- Dyara kochany... czy coś się stało? Dlaczego tak siedzisz... Co się dzieje?

Brunet podszedł do mnie i usiadł obok.

- Kochany...

Objął mnie delikatnie, a ja natychmiast się w niego wtuliłem. Od razu poczułem się lepiej. Pozwoliłem, by objął mnie mocniej. Chciałem całkowicie zniknąć w jego ramionach. Teraz wiedziałem, że jestem bezpieczny.

- Dyara...

Nasir złapał mnie za podbródek i delikatnie uniósł moją twarz, by móc w nią spojrzeć. Nie byłem pewien, co się działo. Po prostu... naprawdę potrzebowałem ciepła jego ciała, jego zapachu, dotyku... nawet brzmienia jego głosu.

Alfa przysunął się i złączył nasze czoła, a resztki napięcia zniknęły. Teraz czułem się już dobrze. Nasir następnie ucałował mnie delikatnie najpierw w czoło, później w czubek nosa a na koniec w usta. Po pierwszym pocałunku nastąpił następny mniej delikatny a bardziej namiętny. Poczułem jego dłoń sunąca po moich plecach w górę i w dół. Mój alfa natomiast przeniósł pocałunki na moją szyję. Zadrżałem pod jego dotykiem. Ostatnio chyba bardziej pragnę jego bliskości.

Uświadomiłem sobie, że już od dawna do niczego między nami nie doszło. Jakoś tak... nie czułem takiej potrzeby. Nasir kilka razy próbował coś zainicjować, ale nie miałem nastroju na takie rzeczy. Chciałem tylko, by był blisko. Pragnąłem jego ciepła i dotyku jednak niekoniecznie takiego rodzaju bliskości, której on pragnął. Niemniej nie chciałem go ciągle odpychać. To byłoby chyba trochę... samolubne z mojej strony. On robi dla mnie tak wiele, więc ja mogę zrobić coś dla niego. Dlatego pozwoliłem mu kontynuować.

Rozpiął moją koszulę i przeniósł pieszczoty na moją klatkę piersiową. Pchnął mnie delikatnie, bym się położył, a dłonie wsunął pod materiał koszuli. Umiejscowił się pomiędzy moimi nogami, jednak uważał, by nie przycisnąć mnie do łóżka. Wyczuwałem jego napięcie i podekscytowanie. Mimo silnych emocji starał się być delikatny. To... słodkie. Przesunął dłonią po moim udzie, zadarł delikatnie moją nogę, ale po chwili zawahał się. Odsunął się nieco i spojrzał na mnie. Oddychał szybko i miał ten blask podniecenia w oczach, ale tylko mi się przyglądał.

- Dyara nie chce.

- Co? Nie. To nie tak. Możemy to zrobić.

Nasir odsunął się jeszcze bardziej, więc musiałem usiąść, by patrzeć mu w oczy.

- Dyara nie jest w nastroju. Widzę to. Czuję. Dyara może próbować udawać, ale zapach mówi wszytko.

- ... To nie tak, że nie chcę. Naprawdę, jeśli masz ochotę, możemy...

- Nie. Nie chcę. Jeśli Dyara nie chce.

- ... Ja... Po prostu...

- Rozumiem. Dyara ma prawo nie chcieć. Czasem tak jest. Omegi w ciąży inaczej reagują na pełnie, ale i na co dzień ich zachowanie się zmienia. To normalne. Nie będę już naciskał.

- Nie. To nie tak... Może rzeczywiście trochę... nie mam ostatnio nastroju na seks, ale... możemy dojść do jakiegoś kompromisu.

Nasir zmarszczył brwi, po czym złapał mnie za rękę. Jego palce mocno zacisnęły się na moich.

- Tutaj nie robi się kompromisów. Już kiedyś zmusiłem Dyarę do czegoś takiego i obiecałem, że już nigdy tego nie zrobię. To był mój największy błąd. Niczego tak bardzo nie żałuję. Nie tknę Dyary, jeśli ten nie będzie tego chciał. Kropka.

- To zupełnie inna sytuacja.

- Nieprawda.

- ... Ale... Nie chcę, żebyś czuł się... odsunięty.

- Odsunięty? Dyara ciągle jest obok mnie. Nie czuję się odsunięty.

- Jednak... nie daje ci tego, czego chcesz...

- Chcę Dyary. Nie ciała a całości. Nie jestem aż takim zwierzęciem.

- To... nie tak. Po prostu...

- Rozumiem. Dyara... kochany... Niczego nie musisz dla mnie robić. Niektóre omegi... czy kobiety... myślą tak. Wiem. Ascal tak myślał, a mój brat kazał mu w to wierzyć. W to, że omega ma jakieś obowiązki. Że musi podlegać swojemu alfie i zaspokajać go. Ascal tak robił. Nie ważne czy był zmęczony, czy chory, czy wciąż cierpiał po stracie dziecka. Jedno słowo mojego brata a ten czuł się w obowiązku dzielić z nim łoże. Jednak... ja nie jestem moim bratem. Kocham Dyarę i tylko tego chce. By Dyara też mnie kochał. Tylko tego wymagam.

- ... Więc... nie masz mi tego za złe.

- Oczywiście, że nie. Dyara jest moją omegą. Moją bratnią duszą. Jesteśmy partnerami. Jesteśmy równi. Dyara niczego nie musi.

- ... Dobrze. W takim razie... Dzisiaj... nie mam na to nastroju.

- Rozumiem.

Nasir chciał wstać, jednak złapałem go za rękę. Spojrzał na mnie lekko zaskoczony.

- Jednak... mogę zrobić coś innego.

- Dyara... Nic nie musisz...

- Wiem. Ale chcę. Siadaj.

Nasir nieco zdezorientowany posłuchał mnie i usiadł na brzegu łóżka. Ja natomiast wstałem i odetchnąłem głęboko.

- Ja... nigdy tego nie robiłem więc... nie wiem, czy będę potrafił. Czy... zrobię to dobrze.

Alfa patrzył na mnie z konsternacją wymalowaną na twarzy. W zasadzie chciałem spróbować tego od dawna... Więc czemu by nie dzisiaj. Podszedłem do niego i stanąłem pomiędzy jego nogami. Następnie ostrożnie uklęknąłem.

- Dyara?

Zignorowałem to nie do końca sformułowane pytanie i sięgnąłem do guzika przy jego spodniach. Nie do końca wiedziałem co robić... jednak stwierdziłem, że dam się ponieść. To nie może być takie skomplikowane.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top