Rozdział LXXXV

- Dyara? Dyara co robisz?

Podniosłem głowę z poduszki i spojrzałem w stronę głosu. Nasir stał w drzwiach do sypialni i wyglądał na nieco zmartwionego.

- Spokojnie. Tylko sobie leżę. Gdzie chłopcy?

- Bawią się. Przyszedłem sprawdzić, co robisz. Źle się czujesz?

- Nie... Tak... Nie wiem. Jakoś tak... mam jakby zły humor. Sam nie wiem.

- ... Dzisiaj pełnia. Powinno być odwrotnie. Mieliśmy iść na spacer.

- Nie wiem. Nie mam ochoty. Jakoś tak... mam ochotę zostać w domu. Chodź do mnie. Przytul mnie. Mam ochotę na przytulanie.

- ... Ale nie czujesz się źle? Nie jest ci słabo?

- Nie. Po prostu nie mam ochoty wychodzić. Zostańmy w domu. Poleżmy sobie.

- ... Dobrze.

Nasir podszedł do mnie jakoś tak niepewnie. Nawet drzwi nie zamknął.

- Spokojnie dzielny alfo. Nie zarażę cię niczym.

- To mnie nie martwi.

Nasir podszedł do mnie i wszedł na łóżko. Dotknął mojego czoła i chwilę nad czymś myślał.

- Nie jestem chory.

- Nie. Nie jesteś.

- Mam tylko... taką jakby chandrę. Albo... sam nie wiem. To nie tak, że jestem smutny. Po prostu... chcę tylko zostać w domu. Z tobą... i z chłopcami.

- Rozumiem.

- Nasir co ty robisz?

Mój alfa właśnie bezczelnie zaczął się do mnie dobierać. Usiadł no moich udach i podwinął mi bluzkę, wsadzając tam swoje bezczelne rączki.

- Ty jesteś jakiś niewyżyty. Powiedziałem, że chcę zostać w domu, ale jak myślisz, że będziesz się mną zabawiał cały dzień, to się mylisz. Dzieci są w domu. Co zrobisz, jak tu przyjdą i...

- Ciiii.

Nasir przytknął mi palec do ust, a ja byłem tak zszokowany, że zamilkłem. Ten wielkolud objął mnie mocno, a jest ciężki, więc nie podobało mi się, jak się tak na mnie położył.

- Nasir złaź ty głupi wielkoludzie.

- Niech Dyara się uspokoi i grzecznie leży.

Trzepnąłem go po tym pustym łbie, ale się nie przejął. Wsadził głowę gdzieś między mój bark i szyję. Czułem jego oddech na skórze.

- Nasir... dzieci...

- Tak, tak... wiem.

Zrobił mi malinkę na szyi i to przelało czarę.

- Ał, ał, ał... Nie bij.

Alfa odsunął się z głośnym śmiechem po serii szybkich ataków w głowę. Dalej siedział mi na nogach, więc nie mogłem się ruszyć.

- No i czego tak rżysz? Rozum ci odjęło dobierać się do mnie w biały dzień?

- Cóż nie twierdzę, że nie miałbym ochoty. Tak się jednak składa, że nic takiego nie robiłem.

- Ach tak?

- Tak.

Nasir nachylił się i uniknął kolejnego ciosu tylko dlatego, że delikatnie pocałował mnie w usta... a zawsze jak jest taki słodki, to złość mi trochę przechodzi. Wtedy jednak nagle poderwał do góry moją bluzkę.

- Nasir!

Ponownie bym go walnął, ale szybko pochylił się i pocałował mnie... a właściwie mój brzuch.

- ... Ty się dobrze czujesz?

- Świetnie. A ty?

- Ja... Chwila... Nasir czy ja...

- Wolisz zostać w swoim leżu pod opieką alfy i pragniesz unikać innych wilków... Tak. Dyara nosi dziecko. Pachniesz słodko. To bardzo delikatna zmiana, ale ją wyczułem.

- ... Jesteś pewien? To dopiero... To byłby pierwszy miesiąc.

- Tym razem Dyara daje jasne sygnały. Zmiana zachowania w trakcie pełni i inny zapach. Jestem pewien.

- ... Ty głupi alfo było tak od razu!

Trzepnąłem go po łbie, po czym przytuliłem mocno. Pociągnąłem go do tyłu i oboje opadliśmy na łóżko. Tuliłem go mocno i... płakałem... ale to były łzy szczęścia. Śmiałem się i płakałem jednocześnie. Nasir też... Też był szczęśliwy. Tulił mnie mocno, ale jednocześnie pilnował, by nie zgnieść mnie pod sobą. Po co te alfy są takie wielkie?

- Tata neeeee!

Najpierw usłyszałem głośny krzyk Siry a później tupot małych stópek. Oboje zerknęliśmy w stronę hałasu, nim jednak zareagowaliśmy, Sira podbiegł do nas... i złapał Nasira za włosy, po czym zaczął odciągać go ode mnie.

- Ał, ał, ał... Jesteś jak twoja matka.

Nasir śmiał się głośno i pozwolił, by Sira go odciągnął. Chłopiec wszedł na łóżko, po czym jeszcze zaczął bić swojego ojca małymi piąstkami, dopóki nie zszedł z moich nóg. Nasir płakał ze śmiechu. Ja trochę też.

Po chwili mój przygłupi alfa pomyślał, że to najwyraźniej niezwykle zabawne i znów się na mnie rzucił, co wywołało u Siry wyraźny gniew, bo wrzasnął tak głośno, że słyszało go chyba pół stada. Nie bardzo widziałem, co się dzieje, bo Nasir na mnie leżał i śmiał się głośno... jednak niezbyt długo.

- Ał! Sira nie! Przestań! Nie gryź, tata żartuje!

Nasir dość szybko ze mnie zszedł, nie przestając się śmiać. Cóż... Sira tymczasem nie przestawał go gryźć. To było co najmniej komiczne.

Gdy w końcu chłopiec go puścił na łydce mojego alfy, były widoczne czerwone ślady. Nasir już się dusił ze śmiechu. Sira natomiast padł na mnie i zaczął przytulać.

Tymczasem przyszedł Linadel, który chyba był świadkiem wszystkiego i do tej pory tylko obserwował w drzwiach. Podszedł niepewnie do łóżka. Spojrzał na Nasira, na mnie i znów na Nasira. Wdrapał się na łóżko, podszedł do swojego ojca... popchnął go... No niewiele to zdziałało. Tylko tyle, że alfa zaśmiał się głośniej... Niemniej doceniam gest. Mój starszy syn usiadł tuż obok mnie i delikatnie rączkami zaczął ocierać mi łzy.

- Mama neeee. Ne pac. Neee.

Mam najsłodsze dzieci na świecie... Właśnie zostałem obroniony. Tak jakby.

- Moje kochane maluszki.

Usiadłem i mocno ich objąłem. Martwili się o mnie... Są tacy słodki.

- No już, już... mama nie płacze. Wszystko dobrze. Tata nic nie zrobił. No, a przynajmniej nic złego.

- Zostałem pobity, a nawet pogryziony.

- Zamilcz. Nie do ciebie mówię. Mówię do moich małych aniołków. No już... Widzicie? Mama się uśmiecha. Jestem szczęśliwy. Nie jestem smutny. Widzicie?

Chłopcy popatrzyli na mnie, więc uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Sira nawet dotknął mojej twarzy, jakby jednak nie był przekonany.

- No już. Jest dobrze? Nie będziecie już bić taty? Tata tylko mnie przytulał. A mama płacze, bo jestem baaaardzo szczęśliwy.

- Tata... ne be?

- No trochę jest be, ale na razie nie musicie go bić. Idźcie do niego, patrzcie jak mu teraz smutno.

Nasir przestał się śmiać (co zajęło mu chwilę) i schował twarz w dłoniach. Sira przyglądał mu się chwilę, po czym chyba zrobiło mu się przykro.

- Tata neee!

Wstał i podbiegł do Nasira (prawie spadając przy tym z łóżka) i mocno go przytulił. Zastanawiał się nad czymś chwilę, po czym usiadł i pogłaskał czerwony ślad na jego nodze.

- Jus, jus. Tata ne pac. Tata? Tata?

Gdy Sira wstał i znów przytulił Nasira, ten szybko złapał go i sam mocno przytulił.

- Ty mały wilczku. Myślisz, że tata zrobiłby coś mamie?

- Mmmm... Neee?

- Oczywiście, że nie.

Spojrzałem na mojego alfę i syna, którego trzymał w ramionach, a następnie na mojego drugiego synka, który dalej wtulał się we mnie. Ciekawe... ciekawe jak zareagują, gdy im powiem...

- Nasir... Powinniśmy im powiedzieć?

Chłopcy już się trochę uspokoili. Przynajmniej nie próbowali już pozbyć się swojego ojca. Sira dalej się do niego przytulał, a Linadel siedział obok mnie bardziej zainteresowany sznurkami przy mojej koszuli niż całą resztą. Mój alfa zastanowił się chwilę, po czym uśmiechnął się do mnie.

- Czemu nie? Niech się cieszą.

- Chłopcy. Posłuchajcie mnie teraz.

Sira odwrócił się w moją stronę, a po chwili opuścił ramiona Nasira, by usiąść obok mnie. Dwie pary niebieskich oczu wpatrywały się we mnie z ciekawością.

- Pamiętacie, jak Yurel miała w brzuszku szczeniaczki?

- Male wiki. O take.

Sira wyciągnął dłonie i zostawił między nimi kilka centymetrów, by pokazać wszystkim, jak małe były. Nie do końca się mylił.

- Tak. Takie małe. Pamiętacie, jak dotykaliście jej brzuszka i czuliście, jak ruszają się w środku?

Chłopcy pokiwali zgodnie głowami. Linadel najwyraźniej miał coś do powiedzenia na temat tegoż zdarzenia.

- Jujel male wiki. Cy wiki. Mila... Kana... Siena. Cy.

- Tak trzy wilczki. W brzuszku Yurel były trzy małe wilczki, które powolutku rosły i rosły. A teraz się z nimi bawicie.

Linadel chciał coś dodać ale jego brat był szybszy.

- Taaak. Jujel male wiki i... i... take male a telaz duze.

Cóż Sira miał chyba pretensje, że małe wilki nie są już takie małe, niemniej nie spędzało mu to snu z powiek.

- Tak. Właśnie. A teraz... widzicie... Będziecie mieli braciszka albo siostrzyczkę. Bo w brzuszku mamy jest dzidziuś. Tak jak u Yurel. Jest jeszcze bardzo malutki, ale niedługo urośnie.

- Dzidzi?

- Tak. Dzidzi. O tutaj.

Dotknąłem swojego brzucha, a chłopcy zrobili wielkie oczy. Nasir przyglądał się temu wszystkiemu z uśmiechem na ustach. Linadel jako pierwszy położył dłoń na moim brzuchu. Przez chwilę na nią patrzył, aż w końcu spojrzał na mnie.

- Dzidzi?

- Tak. Gdy urośnie, będzie taki jak dzidziuś Mii. Będziecie starszymi braćmi i będziecie musieli się nim opiekować. Więc... Będziecie to robić?

Obaj bardzo zamaszyście pokiwali głowami. Wydawali się mocno zaszokowani, ale w pozytywnym sensie. Będą wspaniałymi starszymi braćmi. Jestem tego pewien.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top