Rozdział LXXVII

Obudziłem się cały obolały. Ledwo mogłem poruszyć głową. Gdy rozejrzałem się po pomieszczeniu, uświadomiłem sobie, że go nie znam. Pokój był nieco większy niż sypialnie w domu Noego. Ewidentnie była to sypialnia. Leżałem na podwójnym łóżku. Oprócz niego była tu szafa i kufer. Tylko to. Jakby ktoś nie dokończył meblowania.

Ta myśl podsunęła mi rozwiązanie zagadki. To pewnie był dom Alfy. Wyniesiono stąd zniszczone rzeczy i wstawiono tylko najważniejsze meble.

W pomieszczeniu było jasno dzięki wpadającemu przez okno słońcu. Pogoda ewidentnie była bardzo ładna.

Chciałem nieco się unieść lub chociaż usiąść, ale każdy ruch powodował ból. Dlatego po prostu leżałem. Uświadomiłem sobie też parę rzeczy. Ktoś usztywnił moją rękę i nogę. Gdy oddychałem, czułem ból w klatce piersiowej. A więc... bez przerwy. Ponadto głowa także mnie bolała. Jednak żyję i jestem człowiekiem.

Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło, ponieważ dłużył się niemiłosiernie. W końcu jednak usłyszałem kroki, a drzwi do pokoju się otworzyły. Stanął w nich nie kto inny jak mój alfa.

- Dyara kochany. Nie śpisz.

Szybkim krokiem podszedł do mnie i usiadł obok. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, że trzymał kubek z czymś ciepłym. Ładnie pachniało.

- To kompot. Z dodatkiem czegoś, co uśmierzy ból.

- Pomożesz mi się podnieść? Wszystko mnie boli.

- Oczywiście. To dlatego, że masz kilka złamań i wiele mniej poważnych ran. Spokojnie. Wszystko się wyleczy. To kwestia miesiąca może dwóch i będziesz jak nowy.

- Jak nowy mówisz... Świetnie. To teraz przez dwa miesiące będziesz mnie wynosił do wychodka.

- Będę się tobą zajmował jak zawsze, gdy sobie coś zrobisz.

- Chyba muszę kupić taki dzwoneczek. Będziesz przybiegał, jak zadzwonię.

- Mam też dla ciebie bardzo dobrą wiadomość.

- Och naprawdę?

- Tak. Ascal zaoferowała się, że to on będzie dla ciebie gotował. Uparł się, że będzie tu przychodził, trzy razy dziennie. By przygotować śniadanie, obiad i kolację, a także, by posprzątać.

- Powiedz mu, że go kocham i zamierzam zatrzymać na zawsze.

- Sam mu to powiesz. Wpadnie za kilka godzin, by przygotować obiad i na pewno będzie chciał się z tobą zobaczyć. À propos. Był tu już i zostawił w kuchni śniadanie. Zaraz ci przyniosę. Ale najpierw to.

Alfa odstawił na chwilę kubek i pomógł mi usiąść. Był to dość bolesny proces. Kompot był jednak przepyszny, a czymkolwiek Nasir go przyprawił, już po chwili sprawiło to, że ból stał się znośny.

Później Nasir przyniósł mi śniadanie, które ze smakiem zjadłem. Problem był taki, że mój alfa musiał mnie nakarmić, ale jakoś się udało. Po posiłku nadszedł czas na pytania.

- Więc... co się właściwie stało?

- To przez twoją mieszaną krew. Przemiana była trudna i wymuszona. Twoje ciało nie zniosło tego najlepiej. Na początku Andrea znalazła tylko trzy złamania. Później okazało się, że nie tylko bark miałeś wybity ale i kilka palców. Jesteś cały w siniakach, ale to tylko drobnostki. Masz sporo pękniętych kości... A przynajmniej Andrea twierdzi, że tak prawdopodobnie jest. Nic jednak nie zagraża twojemu życiu.

- To świetnie. Gdzie są chłopcy?

- Bawią się z Yurel i szczeniętami. Noach jest z nimi. Jest dla nich jak starszy brat. Ciągle pyta czy może się nimi zająć, a oni ciągle pytają, czy mogą się z nim pobawić. No i oczywiście pytają też o ciebie.

- Chcę ich zobaczyć... ale z drugiej strony nie chcę ich martwić.

- Wiedzą, że jesteś chory. Co chwila cię odwiedzali. Nawet nie wiesz, ile dostałeś pocałunków w czoło, gdy spałeś.

- To na pewno dlatego miałem przyjemne sny.

- Ach tak? Co ci się śniło?

- ... Że jestem wilkiem. I biegam po lesie. A obok mnie biegnie drugi wilk... Takie wielkie, czarne bydle. Strasznie śmierdziało.

Nasir wybuchł śmiechem, po czym lekko dźgnął mnie palcem w bok.

- Ał! To bolało!

- Ojej.

- Przemoc. Przemoc na biednej, schorowanej omedze. Okrutny alfa. Potwór.

- Yhm... Wielkie bydle.

- To też. A ja taki drobny i biedny. Pewnie to wcale nie przemiana a ty mnie tak urządziłeś. Nie pamiętam nic przez te ziółka.

Byłem prawie pewien, że Andrea podała mi jakiś narkotyk. Nie narzekam, bo ostatecznie zadziałało. Ale doświadczenie to było dość... specyficzne.

Najpierw kręciło mi się w głowie. Później chyba słyszałem głosy. Kolory były bardzo intensywne. No i mój wilk nagle zaczęła być... silniejszy. Po prostu czułem go wyraźniej.

- Wy to podajecie dzieciom?

- W wieku od 8 lat. W znacznie mniejszych dawkach. Ty wypiłeś cały półmisek. Dzieciom daje się łyżeczkę. Nie doświadczają tego, czego ty zapewne doświadczyłeś. Stają się jedynie trochę bardziej pobudzone, a ich wilcza natura staje się im bliższa.

- ... Grunt, że się udało. Była taka chwila, że naprawdę bałem się... Bałem się, że zostanę taki na zawsze. To było przerażające.

- Już jest dobrze. Nigdy więcej się nie zmieniaj.

- Nawet nie wiem jak to zrobić. Wtedy to wyszło jakoś tak... Przypadkiem. Myślałem o tobie i dzieciach... O tym, że muszę was chronić.

- I udało ci się.

- Nasir na pewno dobrze się czujesz?

- To nie ja leżę cały połamany.

- Wiem, ale...

- Przykro mi, że musiałem zabić Ravena. Jednak wy jesteście moją rodziną. Ty, Linadel i Sira. A także Ascal i Noach. Raven próbował mi was odebrać. Żałuję, że na początku go oszczędziłem. Jestem też pewien, że zabicie go było jedyną słuszną decyzją. Mam wrażenie, że on oszalał. Sam nie wiem... Po prostu... Sam widziałeś. Zachowywał się jak zwierzę. Nie... Gorzej niż zwierzę.

- ... Obiecałem ci ucztę.

- Poczekam na nią. Spokojnie. Wydobrzej. A wtedy urządzimy ucztę. Wszyscy na to czekają.

- Jak to?

- Jak poczujesz się lepiej, urządzimy ognisko. Będziemy świętować początek naszej władzy. To tradycja. Całe stado będzie świętować. Zazwyczaj odbywa się dzień po wygranej. Czasem później, jeśli wygrany został ciężko ranny i musi dojść do siebie. Kazałem jednak wstrzymać świętowanie, dopóki nie będziesz mógł dołączyć. W końcu będziemy rządzić wspólnie.

Alfa uśmiechał się do mnie i delikatnej pogłaskał mnie po głowie. Odwzajemniłem uśmiech, a on po chwili delikatnie pocałował mnie w usta. To był krótki, ale pełen uczuć pocałunek.

- Razem... na zawsze.

- Na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top