Rozdział LXXVI
Andrea postawiła przed Dyarą półmisek z wywarem. Mój omega powąchał napój i nie wydawał się zbyt przekonany. Była to jednak jedyna opcja, jaka nam została. Oczywiście poza zwykłymi próbami, które nie dawały zbyt dobrych rezultatów.
- Nie bój się. Na pewno nic złego się nie stanie. W najgorszym wypadku będzie ci tylko słabo i niedobrze... A w najlepszym uda ci się przemienić. Wypij. Andrea z nami zostanie.
Mój omega spojrzał na mnie i po chwili zaczął pić. Gdy skończył, tak jak zawsze usiadłem na podłodze, a on ułożył się tuż przy mnie, kładąc łeb na moich kolanach. Tymczasem Andrea usiadła pod ścianą, gdzie mogła wszytko obserwować i pomoc, gdyby coś jednak miało się wydarzyć.
- Za kilka minut powinno zacząć działać. Zorientujesz się, kiedy to nastąpi. Wtedy możesz zacząć próbować się przemienić. A ty Alfo obserwuj. Prędzej zorientujesz się, gdyby coś było nie tak. Więź to przydatna rzecz.
Przez około dziesięć minut nic się nie działo. Po tym czasie jednak Dyara zaczynał oddychać coraz szybciej i ciężej. Wiedziałam, że mikstura, którą przygotowała Andrea, wzmacnia zmysły i zaciera granice między naszą ludzką i wilczą postacią. Sam nigdy jej nie piłem, ale słyszałem, jak działa.
Z czasem Dyara zaczął próbować. Na początku ostrożnie. Jego ciało napinało się, a ja czułem pod dłonią, jak mięśnie na jego boku delikatnie się poruszają. Tak to wyglądało przez kilka kolejnych minut, aż w końcu postanowił spróbować na poważnie.
Szarpnął się nagle i zawył z bólu, ale zaczął się zmieniać. Niestety przemiana ciągnęła się, a gdy był może w jednej trzeciej, nie wytrzymał i przestał. Natychmiast wrócił do w pełni wilczej postaci. Niemniej jeszcze nigdy nie zaszedł tak daleko.
Przez chwilę oddychał szybko i głośno, odpoczywając po wysiłku i bólu. Głaskałem go i mówiłem zachęcające słowa, dopóki nie poczuł się na siłach, by spróbować ponownie.
Całym jego ciałem szarpnęły dreszcze. Zaczął wić się i gwałtownie wykręcać. Wył z bólu, ale jego ciało zaczęło się zmieniać. Trwało to wszystko wyjątkowo długo. Przemiana powinna trwać do pięciu, maksymalnie dziesięciu sekund i być bezbolesna. Dyara zmieniał się powoli.
Dziesięć sekund zmieniło się w dwadzieścia i czterdzieści... Krzyczał coraz głośniej, a moich uszu dobiegały niepokojące dźwięki. Owszem podczas przemiany czasem słychać przemieszczające się kości, niekiedy nawet odgłosy przypominające pęknięcia. Jednak podczas przemiany Dyary było ich wiele. Może dlatego, że trwało to tak długo.
- Andrea? Czy on... On cierpi.
- Widzę.
- Miałaś dodać tam czegoś, co uśmierzy ból.
- Dodałam. Podaje się to podczas zszywania ran, nastawiania kończyn a w większych dawkach... czyli na przykład w takiej, jakiej mu podałam, używa się tego przy amputowaniu kończyn.
- Może powinniśmy...
- Nie. Chciałeś powiedzieć, że powinniśmy to przerwać. To najgorsze co teraz możemy zrobić. Musi się przemienić. Jeśli to przerwiemy, może stać się coś złego. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Dlatego lepiej nie ryzykować. A jeśli przemiana zatrzyma się w trakcie?
To była najgorsza możliwa opcja. Ciało Dyary było teraz bardziej ludzkie niż wilcze. Jednak nadal zdecydowanie nieludzkie. Trudno mi było jednak patrzeć, jak moja omega wije się i krzyczy. Pazurami rozorał drewnianą podłogę. Był jednak coraz bliżej.
W pewnym momencie złapałem go i przyciągnąłem do siebie. Objąłem go delikatnie, tak by nie ograniczać zbytnio jego ruchów. Miałem wrażenie, że nieco się uspokoił. Jakby zniknęła panika, stał się bardziej świadomy.
Wszystko trwało może dwie minuty, ale dla mnie ciągnęło się jak wieczność. W końcu jednak Dyara padł w moje ramiona nieprzytomny... ale w pełni ludzki.
Był biały jak śnieg i cały drżał. Otarłem pot z jego czoła i odgarnąłem do tyłu długie pasma włosów. Przytuliłem delikatnie jego nagie, drobne ciało.
- Alfo połóż go na łóżku. Zbadam go.
Ostrożnie podniosłem mojego omegę i ułożyłem na łóżku. Nie byłem pewien czy powinienem go okryć. Taki był mój pierwszy odruch. Jednak Andrea przecież odbierała jego poród... Była też znachorką... Mimo to miałem ochotę zakryć ciało Dyary. Nie zrobiłem tego. Powstrzymałem się. Znachorka tylko by mnie wyśmiała.
Tymczasem podeszła i dotknęła jego czoła. Chwyciła go za rękę i dwoma palcami dotknęła jego nadgarstek. Przez chwilę trwała w bezruchu i pełnym skupieniu. W końcu zwróciła się do mnie.
- Wszystko wydaje się w normie. Nie ma gorączki. Jest tylko osłabiony.
Następnie kobieta zaczęła lustrować ciało mojej omegi, co sprawiło, że mimowolnie moja terytorialna część poczuła się oburzona. W końcu... dotykała i patrzyła na moją omegę. Nie odezwałem się jednak.
Kobieta w pewnym momencie złapała rękę Dyary i ostrożnie nią poruszyła. Następnie przesunęła dłonią po jego klatce piersiowej, po czym zaczęła przyglądać się jego nogom.
- ... Alfo podejdź.
Posłusznie przystanąłem obok Andrei. Kobieta najpierw chwyciła za prawą rękę Dyary. Tak jak wcześniej delikatnie ją zgięła, po czym ostrożnie ułożyła na łóżku.
- Jest złamana. Obrzęk jeszcze się nie pojawił, ale to kwestia czasu. Bark natomiast jest wybity. Zaraz go nastawię. A teraz spójrz tu.
Wskazała na klatkę piersiową mojej omegi. Nieco na prawo.
- Widzisz? Skóra robi się sina. Jestem prawie pewna, że ma złamane co najmniej jedno żebro. Nie muszę ci chyba tłumaczyć co dzieje się z jego nogą.
Sam dostrzegłem, że nieco spuchła. Też musiała być złamana.
- Ale... Dlaczego?
- Bo przemiana była wymuszona. Jestem pewna, że ma więcej złamań i na pewno mnóstwo pęknięć. Te trzy są jednak najgorsze. Mam nadzieję, że tylko kości ucierpiały. Jeśli coś stało się organom wewnętrznym... To jednak mało prawdopodobne. Gdyby tak było, szybko byśmy to dostrzegli. Jego stan byłby znacznie gorszy. Możliwe, że mięśnie też zostały uszkodzone. To wszystko da się jednak wyleczyć czasem. Musisz się teraz nim opiekować.
- Tak... oczywiście.
- Gdy się obudzi, zrób mu gorącego kompotu. Dodaj do niego trzy krople tego wywaru, który ci dałam. Uśmierzy ból. Nie dawaj mu ciężkich posiłków. Tylko lekkie. Najlepiej dużo warzyw... może jakieś lekkie mięsa. Ale nic tłustego i ciężkostrawnego. Niech dużo pije. Zaraz zajmę się tymi złamaniami. Będzie długo spał... Może będzie lepiej, jak przeniesiemy go do waszego nowego domu. Tam będzie miał lepsze warunki.
- Dobrze. Tak zrobię. Dziękuję.
- Nie dziękuj. To moja Luna. To mój obowiązek.
Andrea najpierw nastawiła bark Dyary a następnie wyszła, by wziąć z domu odpowiednie rzeczy. Ja tymczasem okryłem moją omegę. Dyara wciąż drżał i mogło być to z zimna. W końcu, gdy dotknąłem jego dłoni, były lodowate.
Przykląkłem przy nim i delikatnie gładziłem go po głowie. Miałem nadzieję, że odpoczynek przyniesie mu ulgę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top