Rozdział. 9 ...Wiedzą o mnie.

*  *  *

Po tym jak skończyłem wyładowywać skrzynki na ląd Angela powiedziała żebym poszedł z nią i Jake'iem na przesłuchanie faceta którego Kamil zabrał ze sobą, miałem się przy okazji nauczyć jak u nich to wygląda. Nic lepszego i tak nie miałem do roboty więc zabrałem się z nimi, przechodząc przez las delikatnie naginając trasę którą się dojdzie do osady dotarliśmy do domu, poprostu zwykłego domu, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie na pierwszy rzut oka. Gdy byliśmy w środku Jake podszedł biurka i połóżył na nim dłoń po czym obok pojawił się panel z cyframi od zera do dziewięciu, ale ułożonymi niepokolei, nie rozumiałem sensu tego bo przecież wystarczy zapamiętać układ w którym wciska się klawisze. Po wciśnięciu kombinacji kawałek podłogi osunął się na bok i ukazała sie duże stalowe drzwi, teraz Jake wpisał kolejną kombinację i drzwi się otworzyły pokazując drogę na dół gdzie czekały nas kolejne drzwi, te jednak były zwykłymi drewnianymi drzwiami po których otwarciu weszliśmy do dość dużego pokoju na którego środku był stolik, nad nim świecąca lampa która oświetlała głównie to strefę stolika i jego obręb, a za nim krzesło z zapięciami na ręce i nogi gdzie posadziliśmy Rogera. Zaczęliśmy przesłuchanie, Roger z pełnym opanowaniem odpowiadał na pytania o swoim imieniu, nazwisku, wieku, na temat rodziny nie pisnął słowa, a gdy zaczęliśmy pytać o to co robili w tamtym mieście, kim był jego partner i co jest w walizce zaczął chamsko odmawiać odpowiedzi odzywkami typu "Gówno wam powiem.", "Zatkajcie się jebane kundle." i różne inne tego typu. Całe przesłuchanie wyglądało bardzo spokojnie, ani Angela ani Jake nie dali się sprowokować i nadal z pełnym spokojem powtarzali pytania co jakiś czas dopowiadając że jeśli będzie grzeczny i powie to o co proszą to napewno Kamil potraktuje go ulgowo, a może nawet puści wolno. Nasze spokojne przesłuchanie trwało do czasu gdy usłyszeliśmy że ktoś otworzył stalowe drzwi na górze, a po chwili te drewniane zostały otworzone z ogromnym hukiem i do pomieszczenia wszedł Kamil z walizką którą dzisiaj zdobyliśmy. Ignorując każdego podszedł do stolika, rzucił na niego walizkę i pogardliwie spojrzał na Rogera pytając groźnym głosem.

-Skąd to kurwa macie i gdzie chcieliście to zanieść?

-Czyżbyś poznał jej zawartość? - kpił z niego mężczyzna. - Trzeba przyznać, że jest to niezwykle cenna informacja... Nie sądzisz? Ha ha ha.

-Nie pogrywaj sobie ze mną... Tylko gadaj skąd to kurwa mieliście!!

-Uuu, wilczek się zdenerwował, oby tylko nie pokazał kłów... Kłów kapiących krwią.

Kamil wydając mu prawego sierpowego, złapał za pochylone krzesło stawiając je do pionu spojrzał na Rogera wzrokiem mordercy zadając kolejne pytanie.

-Kto jeszcze o tym wie?

-Kilka osób, i gdyby nie fakt że nas złapaliście... Dowiedziałby się także Jason, i nie byłby z tego zadowolony, czyż nie?

-Kto konkretnie wie!?

-Czyżbyś się bał własnego istnienia? Niedługo dowiemy się też skąd jesteś, a wtedy znajdziemy twoich bliskich i...

I chyba Kamilowi puściły nerwy, chwytając za oparcie krzesła rzucił nim o ścianę, krzesło się rozbił,a Roger był wolny, i ten ogromny gniew w jego oczach... Mówił sam za siebie, Kamil był gotów na wszystko.

-I nic nie zrobicie... - wyrwał się pusty głos z jego ust. - Osobiście tego dopilnuje, a jeśli spróbujcie... To sam Bóg wam nie pomoże.

-Jesteś strasznie pewny siebie chłopcze, zobaczmy czy jesteś tak dobry jak mówią...

Roger ruszył biegiem na Kamila, który czujnie obserwował jego ciało. Poszedł pierwszy cios, odparty. Drugi, trzeci, czwarty, piąty, próby dźwigni. Nic nie działo dopóki Kamil nie odepchnął Rogera i obrócił się do niego plecami po czym dostał silnym prostym który wyprowadził go z równowagi i padł cztery metry od Rogera.

-Podobno miałeś dziewczynę, ciekawe czy ucieszyłaby ją nasza wizyta. Tymbardziej że od jakiegoś czasu nasze oddziały nie miały żadnych bliższych kontaktów z kobietami.

Nie wiedziałem nawet kiedy Kamil zbliżył się do swojego przeciwnika łapiąc za stół i z całych sił uderzając nim Rogera, który odleciał w tył po chwili turlają się na bok aby uniknał rzuconego z jego osobę stołu. Rzucając Kamil naruszył lampę, której światło teraz pomrugiwało a sama lapma bujała się na różne strony. Podczas mrugania światła było widać, twarz Kamila. To już nie był gniew. Szaleństwo w przekrwionych oczach, uśmiech psychopaty, w furii drgająca lewa powieka i postawa gotówa, ale już nie do walki, on chciał go zabić. Było to wyraźnie widać. Angela i Jake stali jak wryci, najwyraźniej sami nie wiedzieli co mają robić, chyba podobnie jak mnie przeszywał ich strach... Strach przed tym co on może zrobić gdy zareagujemy. Po chwili ciszy w pokoju rozproszył się głos.

-Spróbujcie ją tylko tknąć, a pokaże wam demona na którego widok każdy sra pod siebie. Zobaczycie coś gorszego od śmierci i czekającego was po niej piekła. Gorszy od demonów tam oczekujących, strzeżcie się własnego cienia, gdyż ten cień niekoniecznie będzie wasz i doprowadzi was do dni dla was ostatecznych.

Roger patrzył na niego jak na samą śmierć, która wolnym krokiem do niego podchodziła, a gdy kostur stał przed nim złapał go za gardłob przyłożył do ściany i podniusł.

-K... - odezwała się drżącym głosem Angela. - Kamil...

-Sprawdźcie walizkę... - odpowiedział.

Ta powoli mijając go podeszła do leżącej i lekko poobijanej walizki, ostrożnie ją otwierając wyciągnęła jej zawartość. Były to jakieś papiery, które przez chwilę bez słowa przeglądała. Wkońcu wstała i zawołała Jake'a który podszedł do niej ostrożnie i spojrzał na papierki po czym na nią. Teraz oboje podeszli do Kamila, jedno jego lewej drugie po prawej stronie. Pewni siebie, już bez strachu. W pokoju rozbrzmiał tylko kpiący śmiech.

-Trzy złe wilki, tylko wścieklizny nie dostańcie hahahaha! Czyżby oni również należeli do...

-Słuchaj no gnoju, - zaczął Kamil opuszczając go na dół i uderzając w tułów. - nie mieszaj w to ludzi którzy nie są w to zamieszani.

-Jebany kundel... - odpowiedział skulony Roger sluwając krwią pod nogi Kamila. - Gdy ich znajdziemy... Przestaniesz być taki cwany...

Roger dostał kolanem w twarz i prostując się został ponownie przybity do ściany, tym razem przez Jake'a i Angele których twarze nie wyglądału już na przyjazne. "Co ja tu kurwa robie!?" krzyknąłem w myślach patrząc na nich, ale moje przemyślenia na ten temat przerwał głos więźnia.

-W grupie to mocny jesteś co?

-Angela, Jake, - ci spojrzeli się na niego. - zabierzcie Cristiano do osady. Postaram się zdążyć na kolację. - ich miny od razu zrzedły.

-Nie sądzę aby to był dobry pomysł abyś zostawał tu sam... - zabrał głos Jake. - Zwłaszcza w tym stanie.

-A ja nie sądzę abyście musieli mnie teraz widzieć. Spokojnie, będę się kontrolować.

-Jake, lepiej go zostawmy. - wtrąciła się Angela. - Dobrze wiesz jak to się skończy...

Uśmiech zagościł na twarzy Kamila gdy jego przyjaciele puścili Rogera, odeszli od niego stając przede mną. Spojrzeniem wymawiali że mam iść, przez chwilę jeszcze patrzyłem na Kamila i jego uradowaną minę, jakby to nie był on... Jakby nie był przywódcą Watahy, tylko samotnym wilkiem działającym na własną odpowiedzialność. Wychodząc usłyszałem szeptem wypowiedziane słowa "Teraz to się pobawimy.", a gdy wyszliśmy i drzwi w podłodze się zamykały usłyszeliśmy tylko potworny krzyk potępionego człowieka. Po tym krzyku aż ciarki mnie przeszły, nawet gdy Jason torturował ludzi to się tak nie darli. Na chwile aż stanąłem aby wziąść kilka wdechów i dopiero potem ruszyłem dalej. Reszta dnia, czyli w sumie prawie cały, minęła mi dość przyjemnie. Jake pokazałam mi osadę szczegółowo, przy okazji zapoznałem ludzi pracujących na odpowiednich miejscach i trzeba przyznać że ludzie tutaj są naprawdę mili. Przykładowo taki Jacob, kawał chłopa i można się go wystraszyć z samej postury, ale gdy się z nim chwilę pogada to wychodzi bardzo homorystyczny i przyjacielski facet. W Watasze zajmował się kowalstwem, miał on swoją kuźnie kawałek od osady i z tego co mówił to znają się z Kamilem sprzed czasów powstania Watahy oraz że Kamil szkolił się u niego i teraz sam wykuwa sobie rzeczy jeśli czegoś potrzebuje. Opowiedział mi trochę o przywódcy Watahy i szczerze nie mogłem uwierzyć że to on nim mówił. Kiedyś podobno był rozrywkowym chłopakiem mimo problemów, aż do dnia jego zmiany gdzie cały jego świat nabrał nowego biegu wydarzeń i mimo chęci naprawy wszystkiego co się działo upadł, pogrążony we własnym mroku. Aż do czasu powstania Watahy, ale jak uważał to i tak nie było to samo.

Bliżej również poznałem naszego kucharza André. Trzeba przyznać że spoko z niego facet. No przynajmniej po za kuchnią... Podczas przygotowywania potraw jest cholernie poważny i surowy. Jake mówił że André miał kiedyś nawet własną restaurację, ale oddał ją swojej córce i synowi których odwiedza przynajmniej raz w miesiącu. Poznałem również budowniczych, architektów, strategów... Tyle imion że trudno zapamiętać. Większość z nich do tej pory miała rodziny i utrzymywała z nimi normalny kontakt, a Kamil zapewnił im ochronę. W sumie znałem już całą osadę, ludzie żyli tu radośnie nikt nie miał żadnych zmartwień i Kamil... Jego oczy często wydawały się zagubione jakby chciał być gdzieś indziej. Jakby chciał normalnego sutynnego życia. Był inny niż reszta wszystkim życie pasowało tu w stu procentach, mu dałbym góra pięćdziesiąt. A może to tylko moje przypuszczenia, znam go ledwie kilka dni. Zresztą, kilka dni czy miesiąc nie ważne, muszę się więcej dowiedzieć.

Wieczorem przyszedł czas na kolację. Wszyscy usiedli przy swoich miejscach, tylko jedno miejsce było wolne. Przy naszym stole. Kolację już podano a go nadal nie było, po chwili w oknach zobaczyliśmy postać przechodzącą obok budynku. Było wiadome kto to był, ale przeszedł obojętnie. Nie przyszedł do nas, nawet się nie przywitał. Angela odchodząc od stołu oznajmiła że niebawem wróci i wybiegła za nim.

Witam ponownie :D Mam nadzieję że rozdział się spodobał. Jeśli tak to gwiazdkujcie i komentujcie. Do następnego rozdziału ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top