Dzień trzeci

Ze spokojnego snu Maćka wyrwało trzaśnięcie drzwiami. Niechętnie rozchylił powieki, przecierając zaspane oczy i zerknął na zegarek, wskazujący pięć minut po siódmej. Z racji tego, że zasnął dopiero około trzeciej nad ranem, nie był ani trochę zadowolony z tej pobudki. Wywnioskował, iż hałas wydały drzwi wejściowe, więc, po krótkiej analizie, doszedł do wniosku, że jego starszy brat niezbyt umiejętnie poradził sobie z ich zamykaniem, wracając do domu. Zastanawiało go tylko, co skłoniło Jakuba do wypraw o tej porze, bo nie należał do rannych ptaszków, ale nie miał siły myśleć o tym w tamtym momencie. Z powrotem opadł na poduszki i przykrył się szczelnie kołdrą, pragnąc znów usnąć.

Cisza nie trwała długo, a łuna jasnego, dziennego światła znów otrzeźwiła mężczyznę, nie dając mu nawet cienia szansy na odpoczynek. Usłyszał kroki, a osoba, która wtargnęła do jego sypialni, zdecydowanie próbowała je stawiać bezdźwięcznie, co niestety nie było możliwe przez skrzypiący parkiet.

- Cholera jasna. - Zirytowany szept wyrwał się z gardła dziewczyny, a brunet bez problemu rozpoznał nieproszonego gościa, w duchu wyklinając tę przeklętą dziewuchę.

- Co ty tu robisz tak wcześnie rano? - wymruczał, nawet nie podnosząc głowy, w wyniku czego głos był nieco zniekształcony.

- Przepraszam, mam busa mniej więcej o tej godzinie. Zwykle spaceruję do dziewiątej, ale dziś tak leje. - Przygryzła wargę, a Kot dopiero wówczas zdał sobie sprawę z kropel, miarowo uderzających o szyby i parapet.

- Kładź się. - W mgnieniu oka podjął decyzję, robiąc Norweżce miejsce na swoim dwuosobowym łóżku. Pragnął jedynie znów zapaść w sen i było mu wszystko jedno. - No chodź, nie gryzę - dodał, gdy mimo jego poprzedniej wypowiedzi Rosa wciąż stała w tym samym punkcie, patrząc na niego niepewnie.

Wreszcie spełniła to życzenie, nadal niezbyt przekonana. Maciek natomiast, kompletnie nie przejmując się jej obecnością, szybko odpłynął. Dziewczyna jeszcze chwilę leżała tuż obok, bez skrępowania podziwiając rysy jego twarzy. Nieco ciemniejsza karnacja, czarne włosy i brązowe oczy, których pustkę miała w pamięci, sprawiały, że nie wyglądał jak typowy obywatel tego kraju. Był przystojny, nie mogła zaprzeczyć, lecz gdy jej wzrok zaczął wędrować niżej, na jego odsłoniętą klatkę piersiową, skarciła się w duchu, szybko, aczkolwiek po cichu wstając, aby wyprzeć z umysłu wszelkie niedorzeczne myśli.

Zamiast leniuchować, postanowiła skorzystać z okazji i obejrzeć pokój Kota, czego z pewnością nie zrobiłaby, gdyby był w pełni przytomny. Całe pomieszczenie urządzono w dość prostym i skromnym stylu. Panował w nim porządek, a oprócz łóżka stały tam jeszcze szafa, biurko i dwie półki. Na jednej z nich poustawiane były książki, Rosa odnalazła tam sporo tytułów, które posiadała także w swojej kolekcji, stwierdzając, że muszą mieć podobny gust. I choć to odkrycie było interesujące, jeszcze ciekawszy okazał się drugi mebel, a raczej jego zawartość. To tam, odpowiednio ułożone i wyeksponowane, stały trofea, leżały medale, wyróżnienia, zdjęcia i każda inna rzecz, związana ze skokami.

Z uwagą obejrzała wszystko, a zwłaszcza to, co było najbardziej widoczne, czyli złoty medal olimpijki oraz zdjęcie, przedstawiające polską drużynę, odbierającą to zaszczytne wyróżnienie. Długo patrzyła na fotografię, na ogromny, szczery uśmiech Macieja, rozmyślając, czy pod tą skorupą i odpychającą powierzchownością wciąż kryje się ten ambitny chłopak, pełen marzeń i motywacji, z optymizmem patrzący w przyszłość. W pełni dotarło do niej, iż kontuzja diametralnie zmieniła tego człowieka.

W pewnym momencie, gdy kolejne ze zdjęć, tym razem z mistrzostw świata w fińskim Lahti wypadło jej z ręki i kucnęła, aby je podnieść, dostrzegła pod łóżkiem coś, co z oddali wyglądało na kartkę papieru. Z czystej, ludzkiej ciekawości sięgnęła po tajemnicze znalezisko, które okazało się białą kopertą z adresem Macieja. Była rozerwana, więc Norweżka, nie myśląc długo, sięgnęła do środka, wyjmując stamtąd złożone pismo. Rozłożyła je i w mig zrozumiała, czemu wylądowało w czeluściach pokoju.

- Nieładnie grzebać w czyichś rzeczach. - Drgnęła, słysząc głos swojego towarzysza, tak nagły, przerywający dotychczas trwającą, martwą ciszę.

- Ja tylko... - urwała, wiedząc, że żadne tłumaczenie nie będzie dość dobre.

- Daruj sobie. - Machnął ręką.

- Taki miałam zamiar - przyznała niechętnie, chowając list i odkładając go na poprzednie miejsce. - Wybacz - dokończyła ze szczerą skruchą. - Mam dla ciebie prezent. - Uśmiechnęła się delikatnie, chcąc zmienić temat.

- Znowu zaczynasz. - Westchnął ciężko, sięgając po czarną koszulkę, którą szybko założył, znów zerkając na Norweżkę.

- Poczekaj. - Zniknęła na korytarzu, zaraz wracając z dość sporym, pluszowym misiem. - To jest Antoś - wyjaśniła, chociaż brunet nie wykazał żadnego zainteresowania. - Mój ukochany pluszak z dzieciństwa. Zawsze, gdy byłam smutna, poprawiał mi humor. I jako że ma udowodnione działanie terapeutyczne, przekazuję go tobie. - Położyła niedźwiadka na materacu.

- Czyś ty zwariowała? - Popatrzył na nią jak na kosmitkę. - Jestem już za duży na przytulanki. I ty też, więc lepiej oddaj go do domu dziecka czy gdzieś, tam bardziej się przyda.

- Nie ma mowy - odrzekła stanowczo. - Jest twój. I bez dyskusji - zaznaczyła. - Prześpij się jeszcze, wyglądasz jak śmierć - rzuciła, zwyczajowo, bez ogródek. - Będę w kuchni - dodała, po czym wyszła, zamykając za sobą drzwi.

Maciek obrzucił maskotkę zirytowanym wzrokiem, rzucając ją gdzieś w kąt sypialni. Mrucząc coś pod nosem, przytulił się do poduszki, choć wiedział, że już nie zaśnie. Byle tylko przetrwać kolejny dzień, a gdy nadejdzie noc, spojrzeć w gwiazdy i wyobrazić sobie, że jest się jedną z nich...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top