↪️ ONE.
Nocny wiatr znad morza i spadające pojedyncze krople deszczu uspokajały wielu, którzy nie mogli spać w nocy. Pomimo tego, June Tannis nie mogła zasnąć. Czuła się dziwnie w swoim nowym pokoju, a także domu. Jakaś dziwna energia przepływała przez nią i nie pozwalała chociaż na chwilę zmrużyć oczu. Przewracała się z boku na bok i powoli traciła nadzieję, że tę noc uzna za przespaną.
Spojrzała przez okno na ciemne niebo z delikatnie widocznym księżycem w pełni. Muzyka z radia wydawała jej się głośna w porównaniu do dźwięków przyrody.
Czując, że i tak nie zaśnie, kobieta wstała z łóżka, założyła swój długi, niebieski szlafrok, a także kapcie tego samego koloru. Podeszła do okna i przymknęła je, zasłaniając firanki. Wszystkie fotografie, które powiesiła na ścianie, zdawały się na nią patrzeć.
Przetarła oczy i wyszła z pokoju cichym i wolnym krokiem. Nie chciała przypadkiem obudzić Rachel, który miała pokój tu obok niej. Brązowa drewniana podłoga skrzypiała pod ciężarem ciała kobiety, jednak ona szła dalej.
Dziwna energia prowadziła ją jakby do piwnicy. Z każdym krokiem, Tannis rozglądała się uważnie. Wieczorami oglądały z Bursley horrory, a to nie pomagało w wędrówce po ciemku w starym domu.
Otworzyła drzwi od piwnicy i spojrzała się za siebie. Wiedziała, że to, co robi jest szaleństwem, jednak tajemniczość tego miejsca ją zaciekawiła. Chciała sprawdzić, co tak naprawdę się kryje za tą dziwną energią. Przeszła przez drzwi i została otoczona niebieskimi światełkami.
Gry June otworzyła oczy po mrugnięciu, była w dziwnym wagonie kolejowym. Za oknem padał śnieg, a ludzie z bagażami omijali ją z zazdrością w oczach. Kobiety nosiły płaszcze z futer, a mężczyzni garnitury z kapeluszem na głowie.
Wnet Tannis zwróciła uwagę na swój ubiór w oknie. Jej brązowe włosy do ramion nagle stały się krótsze i rude. Była ubrana w kraciasty płaszcz, brązową spódnicę do kolan i grubsze rajstopy. Bordowe buty na niskim obcasie uzupełniały klasyczny strój.
Odwróciła się zaskoczona tą sytuacją i rozejrzała się. Zaczęła sądzić, że to sen na jawie. Jak inaczej mogłaby wytłumaczyć, że nagle znalazła się w zupełnie innych czasach?
- Przepraszam bardzo. - ciepły, męski głos wyrwał ją z rozmyślań. Spojrzała na jego właściciela i jeknęła. Nie chciała przecież zwracać uwagi - Czy wysiada pani na tej stacji?
- Właściwie to tak. - Tannis zaczęła się jąkać - Na jakiej stacji jesteśmy?
- W Meadowfield oczywiście! - mężczyzna zaśmiał się głośno, czym zwrócił uwagę niektórych. Dopiero teraz rudowłosa zwróciła uwagę na to, że był ubrany jak pozostali i trzymał swój bagaż.
Nie uwierzyła własnym uszom, wyglądając zza okno dyskretnie. Tak kiedyś prezentowała się jej wioska? Kojarzyła tylko parę budynków, lecz nigdzie nie mogła znaleźć domu na wzgórzu. Musiał więc być pod drugiej stronie.
- Jestem Luke Wilson. - czarnowłosy podał rękę kobiecie, która wciąż niedyskretnie wyglądała przez okno. Dopiero po chwili otrząsnęła się i uścisnęła jego rękę - Mogę poznać pani imię?
- Ah, tak. Jasne. Nazywam się June... - rudowłosa zawiesiła się na chwilę, nie będąc pewna, czy chce podawać swoją prawdziwą tożsamość. - June Tannis.
- Piękne imię dla pięknej panny. - Wilson podał jej ramię, a ona z grzeczności je przyjęła. - Czy zgodzisz się na spacer, June? Gwarantuję przyjemne towarzystwo.
Wysiedli z wagonu na stacji kolejowej i odetchnęli świeżym, zimowym powietrzem. Wioska zdawała się tętnić życiem, pomimo niskich temperatur. Dzieciaki rzucały się śnieżkami albo bawiły się w berka, śmiejąc się radośnie.
- Jesteś w Meadowfield po raz pierwszy? - spytał Luke, patrząc w jej zielone oczy.
- Możnaby powiedzieć... - June uśmiechnęła się, ukazując swoje bialutkie zęby i rozglądała się z ciekawością.
Mężczyzna zaczął oprowadzać ją po całym zaśnieżonym rynku i opowiadać zabawne historie o wiosce. Nigdy o nich nie słyszała i pewnie nigdy by nie usłyszała, gdyby nie on. Opowiadał z taką pasją, że kobieta słuchała go całkowicie oddana. Nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się przy sklepie z produktami spożywczymi.
- Wybaczysz mi na chwilę, moja pani? Muszę odebrać tu pewną przesyłkę. - Luke oderwał się od Tannis, czym ją przebudził z transu słuchania.
- Oczywiście, będę czekać. - uważnie patrzyła, jak Wilson wchodził po schodach i wszedł do ceglanego budynku.
Starała się go dopatrzeć przez szybę sklepową, lecz bezskutecznie. Nagle poczuła na swoim ciele ciepłe mrowienie. Pojawiły się niebieskie światełka, a rudowłosa je przepędzała. Jednak nic to nie dawało i po chwili znowu była w swoim domu.
Stała przed drzwiami piwnicy, dalej w kapciach, piżamie i nieułożonych włosach. Zaczęła dotykać siebie po ramionach, chcąc upewnić się, że jest wszystko w porządku.
Promień słońca rozbudził ją całkowicie. Jakim sposobem z nocy zrobił się poranek tak szybko? Ile czasu spędziła w dawnych latach?
Te pytania krążyły jej po głowie, ale wiedziała, że teraz i tak nie znajdzie na nie odpowiedzi. Musiała znowu poczekać do nocy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top