0.7

Zaniemówiłam. Jeszcze raz popatrzyłam na istną przepaść, która znajdowała się parenaście metrów ode mnie. Przeniosłam przestraszony wzrok na chłopaka w przebraniu Spider-Man'a. Nie mogłam uwierzyć w to, co się właśnie działo. Uszczypnęłam się w ramię, starając się przebudzić z snu, w którym się znajdowałam. Niestety, nie poskutkowało. To wszystko dzieje się naprawdę.

Odwróciłam się, by stać twarzą w kierunku Spider-Man'a. Samo patrzenie na zamaskowanego chłopaka przyprawiało mnie o dreszcze i przyspieszone tępo bicia serca. Przełknęłam głośno ślinę. Nie miałam pojęcia co robić.

Po mojej prawej stronie mogłam zauważyć, jak słońce powoli schodzi w dół, robiąc miejsce na niebie dla jasnego księżyca. Wiatr lekko powiewał, jednak nie obniżał temperatury, która wydawała się być bardzo przyjemna.

Zachód słońca kojarzył mi się z nadchodzącym wieczorem, a ten zaś z umowionym spotkaniem z Parker'em. Zaczęłam się zamartwiać, że nie dotrę w umowione miejsce. Bałam się, że go nieumyślnie wystawię do wiatru. Poczułam silny ucisk w brzuchu, wywołany przez nagły stres.

Chłopak stał i się we mnie wpatrywał. Tylko tą czynność wykonywał. Wydawać mogłoby się, że bił się z własnymi myślami. Co jakiś czas zaciskał mocno pięści i obniżał wzrok. Wyczułam, że się waha. Zaczęłam się zastanawiać, które z nas jest bardziej wystraszone... ja, będąc uprowadzona, czy on, porywając mnie?

Upłynęły kolejne minuty, a dalej nic się nie wydarzyło. Zaczęłam nerwowo bawić się palcami, oglądać się wokół siebie, liczyć gwiazdy, które zaczęły pojawiać się na jakże przepięknym niebie. Czas mijał, a ja dalej tkwiłam na dachu jakiegoś budynku z obcą mi osobą. Nawet jeśli był super bohaterem, czy powinnam mu ufać?

Wyobraziłam sobie w głowie tykający zegar... Peter'a czekającego na mnie w miejscu, gdzie się umówiliśmy, a następnie Peter'a wracającego do domu, nie mając zamiaru się do mnie więcej odezwać. Ta wizja przeraziła mnie.

Odchrząknęłam głośno, zwracając na siebie uwagę chłopaka. Miałam wrażenie, że się mi przyglądał ze skupieniem, jednak głowy dać nie mogę- maska ukrywała jego twarz jak i również każdą goszczącą na niej emocję.

- Ja... Ja naprawdę chciałabym pójść do domu.- powiedziałam, jąkając się. Nie wiedziałam co powiedzieć. Podeszłam parę kroków bliżej chłopaka.- Nie mam bladego pojęcia dlaczego mnie tutaj zabrałeś... Ale jestem umówiona. - dodałam, próbując przekonać Spider-Man'a, żeby ściągnął mnie z powrotem na ziemię. - Umówiona z chłopakiem, który podoba mi się od pierwszej klasy. Może ci się wydawać, że jest szalony, ale... obiecał, że zabierze mnie na szczyt wierzowca i zjemy razem kolację pod gwiazdami.- zaczęłam opowiadać, szeroko uśmiechając się na samą myśl o brunecie. Nie mogłam tak po prostu nie pojawić się na randce, której tak bardzo pragnę, na którą tak bardzo czekałam.

Nawet się nie zorientowałam, kiedy podeszłam tak blisko zamaskowanego chłopaka. Teraz, dzieliły nas zaledwie metry. Ujrzałam, jak jego klatka piersiowa unosi się szybko i niespokojnie.

Rozejrzałam się jeszcze raz dokoła, swój wzrok zawieszając na chłopaku, który stał przede mną. Zmarszczyłam w zamyśleniu brwi.

- Nie mam zielonego pojęcia jak on chciał mnie tam zabrać...

Nagle poczułam jak moje nogi uginają się, a serce zaczyna głośno łomotać. Przełknęłam ślinę, czując jakby wielka gula stanęła mi w gardle. Rozwarłam lekko usta, nie wierząc w to, co właśnie przyszło mi na myśl.

A co jeśli już mnie tam zabrał?

Podeszłam bliżej chłopaka, kładąc mu dłonie na klatce piersiowej. Diametralnie poczułam jak jego oddech zwalnia, uspakaja się. Po chwili poczułam jak kładzie dłoń na moich rękach.

- Peter? - wyszeptałam, tak cicho, że nie byłam pewna, czy chłopak był w stanie mnie w ogóle usłyszeć. Zrobił to jednak, gdy po paru sekundach, odsunął mnie od siebie, dłoniami chwytając za krawędzie maski. Zwinnym ruchem zdjął ją z twarzy, ukazując moim oczom najpiękniejszego człowieka, jakiego kiedykolwiek widziałam.

Przede mną stał Peter Parker. We własnej osobie.

Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Stałam jak wyryta, patrząc się to na bruneta, to na maskę, którą trzymał w ręku. Nie mogłam uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło.

- Chciałem ci powiedzieć, ale... ale bałem się twojej reakcji.- powiedział, tradycyjnie się przy tym jąkając. Podrapał się po głowie, rzucając maskę Spider-Man'a na ziemię i łapiąc mnie za dłonie, przyciągając bliżej siebie. - Nie wiedziałem, czy po tym dalej będziesz mnie lubiła... Tak bardzo się ba...

Przerwałam mu, przywierając do jego ust swoimi wargami. Nie miałam pojęcia, na co właśnie się zdecydowałam, jednak po chwili poczułam dłonie bruneta na swojej talii, które starały się przyciągnąć mnie bliżej siebie, co nie wydawało się być możliwe.

Dłonie wplotłam w gęste i miękkie włosy Parker'a, lekko ciągnąc za ich końcówki. Czułam smak jego rozgrzanych ust na swoich wargach. Czułam jak moje serce bije dwa razy szybciej, czułam przysłowiowe "motyle" w brzuchu. Czułam się szczęśliwa.

Po paru minutach, oderwaliśmy się od siebie, biorąc głęboki oddech. Brunet złączył nasze czoła, dzięki czemu mogliśmy się na siebie patrzeć.

I właśnie tego było mi trzeba. O nic więcej nie prosiłam, ten moment wydawał mi się tak idealny, że aż nieprawdziwy. Chciałam, żeby ta noc się nigdy nie skończyła.

Ja, on i gwiazdy nad nami.

***

Postawiłam dwa kubki gorącej czekolady na drewnianym stoliku. Usiadłam na łóżku, na którym leżał Peter, przeglądając jedną z wielu książek, które stały na regale w moim pokoju.

Była niedziela. Dzień po tym, jak Peter ujawnił mi swoją największą tajemnicę - jest Spider-Man'em.

Również dzień po tym, jak po raz pierwszy się pocałowaliśmy. Nie rozmawialiśmy o tym, zresztą jak i o czymkolwiek. Zeszły wieczór spędziliśmy będąc w siebie wtuleni, siedząc pod gołym niebiem, na którym gościła niezliczona ilość pięknych, jasnych gwiazd.

Po tym, jak chłopak odprowadził mnie do domu, zaproponowałam, żeby mnie odwiedził nazajutrz.

Toteż się pojawił i właśnie przebywaliśmy w moim przytulnym pokoju.

Gęsta atmosfera wisiała nad nami, żadne z nas nie potrafiło odezwać się pierwsze. Bałam się, że chłopak ma obawy do tego, co wydarzyło się wczoraj między nami. Mój brzuch zaczął mnie boleć, jak zawsze, gdy moje ciało przejmuje stres.

Z zamyśleń wyrwał mnie jego dotyk. Położył swoją rękę na moim ramieniu, skupiając całą moją uwagę na swojej osobie. Popatrzyłam się na niego, a ten, gestem ruchu głowy poprosił mnie, abym położyła się obok niego. Zawahałam się, jednak już po chwili umiejscowiłam swoją głowę na jego umięśnionej klatce piersiowej, a on zamknął mnie w objęciu. Czułam rytmiczne bicie jego serca. Wsłuchiwałam się w jego oddech.. stanowiło to dla mnie ukojenie. Czułam się spokojnie i, co najważniejsze, bezpiecznie.

- Nie jesteś na mnie zła?- zapytał cicho, głaszcząc dłonią moje ramię. Przeszedł mnie dreszcz pod wpływem jego delikatnego dotyku. W duchu modliłam się, aby chłopak tego nie poczuł.

- Zła? Za co miałabym być na ciebie zła, Peter?- zapytałam, spoglądając w jego stronę. Poruszył ramionami.

- Nie wiem. Może za to, że cię porwałem, nie mówiąc słowa.- zaśmiał się.- Albo za to, że nie powiedziałem ci prawdy od początku.- dodał po chwili, przyjmując poważny wyraz twarzy.- Bałem się, że zniszczę to, co zaczęło być między nami. - wyszeptał.

Uniosłam się na łokciach, patrząc na bruneta z góry. Miałam wrażenie, jakby jego oczy były zrobione z diamentów. Miały w sobie ten niezwykły blask.

- A co zaczęło "być" między nami?- zapytałam, z szerokim uśmiechem na twarzy, co Peter natychmiastowo odwzajemnił.

- Coś na co czekałaś od pierwszej klasy.- odparł, na co cała poczerwieniałam. Było mi wstyd, że chłopak wiedział, że podobał mi się sporo przed tym, jak nasze drogi się skrzyżowały. Nie wiedział nawet o moim istnieniu, a ja po cichu do niego wzdychałam.

Brunet widząc moją reakcję, ujął w swoją dłoń mój policzek, zmuszając mnie przy tym, abym na niego spojrzała.

- Naprawdę bardzo cię lubię, Leticia.- wyszeptał, patrząc mi głęboko w oczy.- I naprawdę bardzo lubię smak twojej pomadki.- dodał, obdarowując mnie jednym z najpiękniejszych uśmiechów, jakie posiadał w zanadrzu.

Poczułam ucisk w brzuchu. Czy to miało znaczyć, że podobało mu się, jak się pocałowaliśmy?

Peter przyciągnął mnie bliżej siebie, wzrok wbijając w moje usta. Moje serce załomotało, a ręce zaczęły drgać. Czy to się dzieje naprawdę?

W momencie, kiedy usta chłopaka miały dotknąć mych warg, do naszych uszu doszedł dźwięk nadchodzącego połączenia. Parker przeklął cicho, wyjmując z kieszeni telefon. Odebrał szybko, wstając z mojego łóżka. Po chwili cały się spiął, a dłonie zacisnął w pięści. Zakończył połączenie, wyobraziłam sobie jak pod wpływem złości chłopak ciska telefonem o ścianę. Podeszłam do niego.

- Peter? Peter, co się stało?- zapytałam, kładąc rękę na jego ramieniu, pod którą poczułam jak ciało chłopaka się spięło.

- Przepraszam cię. Muszę iść.- odparł, patrząc się na mnie z żalem. - On... on ma moją ciocię. - powiedział drżącym głosem.

Nic nie rozumiałam.

- Kto? Kto, Peter?- dopytywałam, ściskając mocniej jego ciało.

- Ktoś, kogo nigdy w życiu nie spotkasz. Nie pozwolę, żeby mój świat dotknął ciebie pod żadnym względem.- odparł, łapiąc moją twarz w swoje dłonie.- Obiecuję, że będziesz przy mnie bezpieczna... Ale teraz muszę iść. - dodał, całując moje czoło, po czym podszedł do okna i je otworzył. Miał już przez nie wyjść, gdy powiedział:

- Nie pozwolę by odebrano mi i ciebie.

Po czym zniknął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top