0.1
-Ja? -zapytał zdezorientowany, a ja patrzyłam na niego, jak na obrazek.
Bo przecież nie jest łatwo zapomnieć osobę, którą darzyło się uczuciem przez całą pierwszą klasę liceum, prawda?
"Tak, ty idioto", odpowiedziałam w myślach, ciągle się w niego wpatrując.
Wyglądał.. normalnie. Jednak w jego normalności wszystko było takie idealne. Włosy niedbale ułożone, blada cera i jego piękne, głębokie oczy. Dokładnie w tym momencie przed oczami przeleciał mi cały miniony rok w liceum, kiedy to byłam wpatrzona w niego, jak dziecko w obrazek.
Co się zmieniło? W sumie, to niewiele. Może tylko fakt, że nie mamy już takiego kontaktu jak wcześniej.
Zakładając, że kontaktem nazwiemy widzeniem go codziennie w szkole. Założę się, że nawet nie wie jak mam na imię..
-Zrób zdjęcie, wystarczy na dłużej.- powiedział, "wybudzając" mnie z nagłego odpłynięcia. Kiedy dotarło do mnie co powiedział, prychnęłam. Typowe.
Chłopak stał przede mną z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Mimowolnie sama się uśmiechnęłam. Shit.
Posłałam mu przelotne spojrzenie i wzrokiem wróciłam do białej plamy na sklepowej posadzce. Brunet podążył w moim kierunku i podszedł kilka kroków w moją stronę.
-Głupio wyszło.- zaczął.- Zapłacę za to.- odparł, a ja zachowałam spokój i pokręciłam przecząco głową.
-Nic się nie stało, serio.- zapewniłam go.
Posłał mi niemrawy uśmiech, a ja w środku umarłam.
-Jestem Peter.- przedstawił się, po czym dodał:- Ale ty to chyba już wiesz.- zaśmiał się.
Podałam mu dłoń.
-Leticia.- przez moje ciało przeszedł dziwny prąd podniecenia.
-Więc.- zaczął, pomagając mi z wózkiem, mimo, że wcale nie potrzebowałam pomocy.- Skąd mnie znasz?--zapytał, idąc przed siebie, a ja silnie próbowałam nadążyć za jego krokami.
-Ze szkoły. Skończyłeś ją wtedy, kiedy ja kończyłam pierwszy rok.- wyjaśniłam, jednak Parker już mi nie odpowiedział.
Następne sekundy naszej "przechadzki" po sklepie mijały w zupełnej ciszy. Co jakiś czas miałam ochotę na niego spojrzeć i jeszcze raz przestudiować jego wygląd, każdy detal twarzy.. Nagle poczułam wibracje w tylnej kieszeni moich jeansów. Chwyciłam telefon i odczytałam sms od mamy:
"Letty, gdzie się podziewasz?"
Zignorowałam wiadomość, podchodząc z chłopakiem do kasy.
-Więc chodzisz do West High School?- zapytał, przecinając ciszę, za co w duchu mu podziękowałam.
Pokiwałam energicznie głową, kładąc na taśmę produkty, które miałam kupić. Kiedy kasjerka wszystko zliczyła, ku mojemu zdziwieniu, Peter wyjął banknot z kieszeni i podał starszej kobiecie, która natychmiastowo wydała mu resztę. Popatrzyłam na niego z zdziwieniem wymalowanym na twarzy, a brunet z szerokim uśmiechem chwycił torbę z zakupami i wyszedł że sklepu.
Dziękując grzecznie kasjerce, pognałam prędko za nim, niemalże wybiegając ze sklepu.
-Bu.- powiedział, kiedy już stałam naprzeciwko niego. Pokręciłam ze śmiechem głową, odbierając od chłopaka zakupy.
-Nie musiałeś płacić, stać mnie na mleko i jajka.- odparłam, ruszając w kierunku mojej dzielnicy.
-E tam.- machnął ręką, będąc już przy moim boku i dorównując mi kroku.- Może gdzieś wyskoczymy, kiedyś?- zapytał, totalnie zbijając mnie z tropu.
Przeniosłam swój wzrok na niego, a on, widocznie speszony, odwrócił wzrok.- To znaczy, jak chcesz, jak nie, to..- zaczął się zabawnie jąkać, a ja z uśmiechem przerwałam jego męczarnie.
-Czemu nie.- odpowiedziałam trochę obojętnie, jednak w środku cała skakałam z radości. Znowu popatrzyłam się na niego, przyłapując go na szerokim uśmiechu. Aw, pomyślałam.
- Już jesteśmy.- odparłam, wskazując na budynek, w którym mieszkałam. Stanęliśmy przy drzwiach, kiedy Peter zapytał o mój numer, który z wielką chęcią mu podałam.
-Mieszkam niedaleko.- powiedział, dłonią przeczesując włosy.- Teoretycznie, kilka domów stąd.- dodał, a ja pokiwałam głową ze zrozumieniem, przygryzając wargę, by powstrzymać kolejny uśmiech, który aż cisnął mi się na usta.- Więc, do zobaczenia?- powiedział, bardziej pytając, a ja przytaknęłam ochoczo.
-Do zobaczenia, Peter.- odpowiedziałam, otrzymując w zamian ciepły uśmiech chłopaka.
-Siema, Leticia.- mrugnął okiem i odszedł w stronę ulicy, na którą niemalże rzucił deskorolkę, na której następnie "poszybował" w znanym mi kierunku.
Westchnęłam i przekroczyłam próg domu, kierując się w stronę kuchni. Położyłam zakupy na blacie, po czym się o niego oparłam i po prostu przemyślałam to, co się właśnie przed chwilą wydarzyło.
Mogę umierać?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top