Rozdział 2

Byłam w lesie... Zobaczyłam kota... a raczej kotkę... zdawała się ona płakać... wydawało mi się, że słyszę jak kotka łka " Czemu? Dłużej tego nie zniosę! Muszę ją znaleźć! Ale jak to się wyda?! Oh, córciu! Gdzie jesteś!?". Gdy do niej podeszłam, zniknęła...

Srebrna Łapo! Wstawaj czas na trening! - to Czarna Łapa szturchał mnie, żeby mnie obudzić - No, Srebrna!

-No już, już - tak bardzo nie chciało mi się wstawać... Ale musiałam...

- Srebrna! Bo się spóźnimy! - gdy zobaczyłam, że w wejściu do jaskini widać wschód słońca zerwałam się na łapy. Pobiegliśmy razem do wejścia do obozu i zastaliśmy tam naszych mentorów...

- Hej! Spóźniliście się!- zawarczał oburzony Zwinny Pazur

- Oh! Daj spokój! To dopiero pierwsza lekcja! Mogło im się raz zdarzyć! -Wstawiał się za nami Tygrysie Serce

- Przepraszamy! To więcej się nie powtórzy! - Z podkulonymi ogonami odpowiedzieliśmy równocześnie

- No już! Chodźmy! Nie traćmy czasu! Będziemy mieć zazwyczaj razem treningi. - mentor Czarnej Łapy skoczył do tunelu w kolcoliście razem z moim, a my za nimi. Kolce strasznie podrapały nam skórę, natomiast nasi nauczyciele zwinnie prześlizgnęli się przez tunel. Kiedy wyszliśmy z przyjacielem na polanę, zamarliśmy. Nigdy wcześniej nie byliśmy poza obozem! Łapałam w nozdrza wiele nowych zapachów. Byłam wszystkiego taka ciekawa!

- Dobrze... spróbujcie wyczuć zapach Klanu Cienia - Powiedział Tygrysie Serce. Zaczęliśmy energicznie niuchać w powietrzu. Poznawałam zapach moich towarzyszy i wywnioskowałam...

- Ja chyba czuję... Jest... jest częścią naszych zapachów.

- Hmm... chyba wiem o co ci chodzi, i masz rację. - Odpowiedział Tygrysie Serce

- A ty, Czarna Łapo? - zapytał drugi wojownik. Mój przyjaciel jeszcze chwilę wąchał otoczenie i odpowiedział...

- Uważam podobnie jak Srebrna
Łapa. -Odpowiedział Czarna Łapa

- Chodźmy! Teraz kierujemy się na miejsce gdzie najczęściej będą odbywały się treningi. - Zwinny Pazur rzucił przez ramię już biegnąc na miejsce

Dotarliśmy na polankę położoną nisko. Teraz w porze nowych liści była bardzo zielona i porośnięta gęstą trawą. Nagle poczułam ciekawą woń.

-Mmm... co to za zapach?- wciągnęłam powietrze w nozdrza i westchnęłam.

-Masz na myśli...- Tygrysie Serce zrobił to samo-...Mysz?- uśmiechnął się- Hmm... jestem ciekaw czy bez treningu złapalibyście ją.

Obydwoje ruszyliśmy w krzaki węsząc. Usłyszałam leciutki szelest i równo z moim przyjacielem odwróciliśmy głowy w stronę źródła dźwięku. Zauważyliśmy gryzonia jedzącego ziarnko pod liściem.  Razem rzuciliśmy się na nie spodziewającą się niczego mysz, lecz zderzyliśmy się ze sobą, a ofiara uciekła.

-No, jak na pierwsze polowanie to nieźle sobie poradziliście.-zauważył z rozbawieniem mój mentor

-Złapalibyście tą mysz, gdybyście polowali pojedynczo... a teraz chodźmy dalej. - odparł Tygrysie Serce. Przebiegliśmy przez las mijając ogromne drzewa i krzewy. Nagle las znikł i przed nami pojawił się niemalże pusty teren. Dwaj wojownicy zatrzymali się, a my zaraz po nich. -To jest koniec naszego terytorium od strony północnej i granica z Klanem Wiatru. Widzicie, nawet bez zapachu da się ją odróżnić. Klan Wiatru ma swoje terytorium na wielkiej polanie porośniętej wysoką trawą, jak widać ciągnie się aż do terytorium dwunożnych.

- Czujecie lekki zapach? Jakby zapach wiatru wpadał wam do nosów? To właśnie Klan Wiatru. - wyjaśnił - Oho! Chyba idzie patrol. Podejdźcie trochę do tyłu dzieciaki. Schowajcie się w krzakach za nami i nie wychodźcie. - Zwinny Pazur postawił uszy nasłuchując oraz spiął mięśnie.  Skryliśmy się za nim tak jak nam polecił. Z gęstych krzaków dokładnie oglądaliśmy tę scenę i przy okazji niuchalismy nowe zapachy. Do granicy podeszły dwa duże koty i jeden mniejszy, chyba trochę starszy ode mnie.

- Co tu robicie Tygrysie Serce i Zwinny Pazurze? - Zapytał podejżliwie jeden z wojowników - Chyba nie polujecie na naszym terenie, co? - splunął ciemno-rudy kocur.

- Spokojnie! Witajcie Ognisty Pazurze, Jastrzębi Locie i Sowia Łapo. My zapewne robimy tu to samo, co wy. Jesteśmy na patrolu. - Odpowiedział opanowanym uprzejmym głosem Tygrysie Serce.

-Czyżby? To dlaczego tu tak staliście przez dłuższy czas? Zastanawialiście się, w którym miejscu zaatakować? Gdzie tu się przekraść na nasz teren po zwierzynę? - syknął ten sam wojownik.

-Uspokój się Ognisty Pazurze! Nie widzę powodu, żeby się tak denerwować. Nie czuję na nich zapachu zwierzyny, sam możesz to potwierdzić. Poza tym, na pewno w lesie mają pod dostatkiem zwierzyny, a u nas też jest jej dużo. - zaczął uspokajać go drugi wojownik - Tylko nie rozumiem jednej rzeczy... zwykle na patrol chodzicie w trzy koty. Coś się stało? - zapytał z zaciekawieniem.

- Dziękuję, Jastrzębi Locie. Jeśli mielibyśmy problem ze zwierzyną, to, jeśli już, najpierw przyszlibyśmy was poprosić o pomoc. Nigdy nie polowalibyśmy bez zgody właściciela na jego terytorium. I owszem coś się stało, ale nic złego, lecz wręcz przeciwnie. Powiemy o tym na Zgromadzeniu, ale nie zaszkodzi i teraz. - odwrócił się do nas i zachęcił do wyjścia - Zyskaliśmy nowych uczniów. To jest Czarna Łapa, mój uczeń - wskazał na mojego przyjaciela - a to jest Srebrna Łapa, którą szkoli Zwinny Pazur - mówiąc to pokazał na mnie. - To ich pierwsza lekcja i tradycyjnie poszliśmy na zapoznanie się z terenem.

-O! To gratulacje! - Powiedział przyjaźnie młody, brązowy kocurek - Cześć wam! Jestem Sowia Łapa! Ja sam, też zostałem niedawno uczniem!

- Cześć! - ja i mój przyjaciel odpowiedzieliśmy jednocześnie.

-No dobrze, pozwólcie teraz, że wrócimy do naszej lekcji. - schylił głowę z szacunkiem Zwinny Pazur, a reszta zrobiła to samo na pożegnanie. Wbiegliśmy spowrotem do lasu. Poczułam znany mi zapach myszy i nagle uświadomiłam sobie, że poprzedniego dnia nic nie jadłam, ponieważ zasnęłam. Ślinka mi ciekła na zapach zdobyczy. Przystanęłam, a gdy reszta moich towarzyszy to zobaczyła, wróciła do mnie.

- Zwinny Pazurze? Czy moglibyśmy coś zjeść? Jestem bardzo głodna... Nic wczoraj nie jadłam. - Zapytałam, wpatrując się smutnym wzrokiem w zimne spojrzenie zielonych oczu mojego mentora.

- O tak! Mi teżw brzuchu burczy! - potwierdził Czarna Łapa

- Niestety to jest niezgodne z kodeksem wojownika. Możemy zjeść dopiero w obozie. Najpierw polujemy dla Klanu i przynosimy tam zdobycz, a dopiero później myślimy o sobie. Przykro mi ale musicie wytrzymać.

-Oj, przyjacielu! Zgódź się! Nie możemy ich zamęczyć na smierć! Jeśli ci tu umrą z głodu to będzie to bardziej niezgodne z kodeksem wojownika. Chyba nie chcesz uśmiercić swojego ucznia, co? - Na pomoc przyszedł nam jak zwykle Tygrysie Serce z lekką nutą rozbawienia w głosie. - Ale będziecie musieli sami sobie upolować zdobycz. Przy okazji zobaczymy od czego mamy zacząć was uczyć i ocenimy wasze umiejętności. Powiem wam tylko tyle, że mysz to nie jest bezmyślna biegająca kupka futra, lecz słyszy ona was, czuje oraz widzi. Musicie ją podejść z zaskoczenia i później zabić jednym zdecydowanym ruchem. No dobrze, więc, Srebrna Łapo ty pójdź trochę w tamtą stronę, żebyście sobie nie wypłoszyli nawzajem obiadu - zaśmiał się rozbawiony.
Ruszyłam w stronę, w którą kazał mi iść mentor mojego przyjaciela. Podążałam za pysznym zapachem myszy. Nagle zauważyłam źródło zapachu podjadające sobie jakieś ziarenko. Gryzoń stał odwrócony tyłem, czyli nie mógł mnie zobaczyć. Szybko sprawdziłam, w którą stronę wieje wiatr i okazało się, że mi sprzyja, czyli ofiara nie mogła też mnie wyczuć. Pozostał jej tylko zmysł słuchu-musiałam podkraść się niesłyszalnie. Powoli stawiałam łapy, ale niesforne gałązki i liście wydawały niechciany szelest. Próbowałam jak najciszej podejść do myszy, ale niestety stanęłam na suchą gałąź, a ta pękła. W jednej chwili mysz odwróciła głowę i zerwała się do ucieczki. Skoczyłam, ale niestety byłam trochę za daleko i tylko upadłam noskiem w ziemię, smętnie patrząc na uciekający obiad. Wtem, usłyszałam szelest liści gdzieś na górze i ziemia pode mną zarżała! Zwinny Pazur zeskoczył z drzew, łapiąc w pazury uciekającą mysz.

- Bardzo ładnie! Muszę cię nauczyć sztuki skradania - zachichotał - ale naprawdę bardzo dobrze sobie poradziłaś! - pochwalił mnie - Masz! -mentor rzucił do mnie mysz - Zasługujesz na posiłek. Chodźmy do twojego przyjaciela. - Szary wojownik pognał prędko w krzaki, a ja za nim.

- Hej złapałeś coś? - zapytałam czarnego ucznia.

- Nie! - odpowiedział smętnie.

- Chodź! Podzielę  się z tobą! - zaproponowałam przyjaźnie, a on się zgodził, wyraźnie ucieszony z propozycji. Kiedy już zapełniliśmy brzuszki, wyruszyliśmy dalej, do Dołu Spotkań. Był to spory dół,  w którym znajdowało się pięć głazów ułożonych obok siebie. To na nich zasiadali Przywódcy, podczas Zgromadzeń Klanów. Na Zgromadzenie Klanów, wyruszały wyznaczone koty z klanu i spotykały się pokojowo z innymi klanami, by wymienić się informacjami, przestżec (przestroga) przed niebezpieczeństwem lub pochwalić się, na przykład nowym kociakiem, uczniem, lub wojownikiem. Takie spotkania odbywały się, co jeden Księżyc, w każdą Pełnię.

Potem poszliśmy dalej na terytorium, tak, byśmy samemu mogli się odnaleźć we własnym klanie, a na koniec, idąc przy granicy z dwunożnymi, poszliśmy na granicę z Klanem Krwi.

- Słuchajcie dzieciaki... - przystanął i odetchnął Tygrysie Serce. - Nie wolno wam tutaj przychodzić, ani dla zabawy, ani na polowanie. Uczniom nie wolno postawić tu łapy, a nawet zbliżać się. Zrozumiano?! - pokiwaliśmy głowami na zgodę i podążyliśmy ponownie za mentorami. - Przyprowadzamy was tu tylko dlatego, abyście poznali granice i nigdy nie zapuszczali się w te rejony, jasne? Tutaj naprawdę nie jest bezpiecznie i nawet wojownicy boją się tu przychodzić. - przystanął ponownie, rozglądając się i niuchając. - Oto granica Klanu Krwi. To nasz wróg. "Jak wszystkie inne klany", powiecie... A jednak, Klanu Krwi obawiamy się najbardziej. Ba, wszystkie klany najbardziej boją się właśnie jego. My i Klan Pioruna, jednak mamy najgorzej, gdyż dzielimy granice z tym okrutnym klanem. Nie wiemy co oni tam knują, już od dwóch Księżyców nie stawili się na Zgromadzeniu. Czujecie ten zapach? Zapamiętajcie go sobie. Kiedy go poczujecie, natychmiast zgłoście to jakiemuś wojownikowi, nie walczcie sami z tamtymi wojownikami...

Tygrysie Serce trochę nas przestraszył i stwierdziłam, że już nigdy nie zapuszczę się w ten obszar. Razem z Czarną Łapą wciągnęliśmy powietrze, łapiąc zapach Klanu Krwi i natychmiast zaczęliśmy kaszleć. Odór pachniał jak krew, jak zgniłe mięso i gryzł w nos, jak żaden inny zapach. Mentorzy popatrzyli się na nas czule, jakby przypominali sobie, że kiedyś, jako świeżo upieczeni uczniowie, zrobili to samo i współczuli nam. Poprosiliśmy ich, aby wracać już do obozu i wszyscy pobiegliśmy  z powrotem. Do obozu trafiliśmy akurat na porę Dzielenia się Językami. Mentorzy wrzucili dwie myszy i wróbla, które upolowali w drodze powrotnej, na Stos świeżej Zdobyczy i każdy sobie coś wziął. Ja z Czarną Łapą poszliśmy w ich ślady i już za chwilę leżeliśmy w cieniu krzaka, ja z dzięciołem, a mój przyjaciel z królikiem i Dzieliliśmy się Językami, tak jak wszyscy.

*************************************
Yay! 1636 słów! :D
Przepraszam, że tak długo nie wstawiałam rozdziału :c
Mam nadzieje, że się podoba!
~Silver~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top