AKT I. CZĘŚĆ I

Akt I, scena I

Sceneria się zmienia — widać salę tronową, na środku — podwyższeniu — tron, na boku cztery krzesła, trzy z jednej, jedno z drugiej strony. Dalej stoi strażnik z bronią i tarczą.

Krak wchodzi i zasiada na tronie.


KRAK

(wzdychając ciężko)

Chciałbym, by miasto moje odpoczęło wreszcie 

Najpierw smok, a teraz inne bestie.

Wrogi ostrzą zęby na mój tron,

A przecież do moich synów należy on!

Ale którego dać na księcia...?

(zastanawia się, patrząc daleko, tylnymi drzwiami wchodzi Wojemił, siada na jednym z krzeseł)


WOJEMIŁ

Miałeś mi, ojcze, ogłosić, którą pannę mam do wzięcia!

Czekam dniami, tygodniami.

Niedługo miesiącami, może i latami!


KRAK

Tak ci się spieszy do małżeństwa?

Do tego z babą męczeństwa?

(śmieje się)

Smokiem z braćmi byście się zajęli!

A nie tylko o babach i turniejach jęczeli!


WOJEMIŁ

(spuszcza wzrok)

Ojciec wybaczy...

Zajmę się smokiem, jeśli tylko książę raczy...

(do siebie)

Skaranie bogów z tą poczwarą!

Tylko dziewczątek wypatruje pod swą zatęchłą i paskudną jamą!

A ja już na tronie zasiadłbym,

Braci przecz pogoniłbym.


KRAK

Co tam mruczysz, synu mój?


WOJEMIŁ

(uśmiechając się na siłę, głośniej)

To rządzenie to musi być znój!


KRAK

A gdzie bracia twoi?


WOJEMIŁ

(zastanawia się)

Czy nie ćwiczą walki w zbroi...?

Posłać po nich, ojcze czcigodny?

Przecież żaden z nich korony niegodny!


KRAK

Zamilcz i ich zwołaj, ino szybko!

(Wojemił niechętnie wychodzi)

Cóż za dzieci — ledwo zejdę, każdy będzie chciał koronę.

Żeby włożyć ją na głowę

I wyrzucić braci chybko!



Scena II

Pokój księżniczki Wandy — pośrodku krzesło, dalej palenisko, w którym pali się ogień. Księżniczka siedzi na krześle, Lubomira czesze jej włosy.


WANDA

Słyszałaś, Lubomiro droga, te hałasy z sali tronowej?

Należały do mojego ojca i braci.

Ach, pewnie radzą, kto tron odziedziczy i dla sprawy owej

Gotowi sami siebie stracić.


LUBOMIRA

Czemuż to, pani?


WANDA

Kto korony chce, ten się teraz chwali.

Ojciec długo nie pożyje, a moim braciom już władza stuknęła do głów.

Gardła będą dawać za własną głupotę.


LUBOMIRA

A... Który ma największą umysłową tępotę?

(Wanda się odwraca i gromi ją wzrokiem)


WANDA

Lepiej by było, gdyby smoka zarżnęli —

Przestałby się domagać od wieśniaków dziewic i krów.

Ludzie by odetchnęli...

Ach, biedny mój lud!


LUBOMIRA

Gdyby paskudna poczwara zdechła, byłby to istny cud.


WANDA

(patrzy na ogień płonący na palenisku, szepce)

Bracia moi...

Pójdźcie po rozum do głowy...



Scena III

W sali tronowej bracia — Wojemił, Czcibor i Małogost stoją przed tronem. Krak spogląda na synów.


KRAK

Mam do was pytanie,

Jak i zadanie.

Smoka mi zgładzicie.


MAŁOGOST

(skłania się)

Jak wy, ojcze i książę, zarządzicie.


CZCIBOR

Tak być nie może, my nie rycerze, ale książęta.


WOJEMIŁ

(ze śmiechem)

Pójdziesz, tchórzu, jako dla smoka przynęta!


MAŁOGOST

Zamilczcie, ojcu dajcie powiedzieć!


KRAK

Jak dobrze jest mi wiedzieć,

Że jeden z synów zwrócił na księcia uwagę.

Was resztę stać na powagę!

Głupcy, nie następcy!


CZCIBOR

Ojcze, już mówiłem, to się nie godzi.

Wysłać rycerza trzeba na podgrodzie —

Niech smoka zabije

I chwałą się okryje.

Może księżniczkę poślubi —

A i może nas polubi.

Księciem nie zostanie, ale możnowładcą.


WOJEMIŁ

Oby tylko możnowładcą.

Bo jeśli tknie korony...


KRAK

(stuka o podłogę laską trzymaną w dłoni)

Wam jedno mąci głupie głowy!

Nic o dobrze poddanych, ni miasta.


WOJEMIŁ

Miasto jest ważne, rzecz jasna.


MAŁOGOST

Zamilczcie, bracia — zebraliśmy się tu w ważnej sprawie — ten, kto zgładzi potwora

Dla tego tron będzie i opora

W nas tu obecnych.


KRAK

(do siebie)

Wreszcie któryś nie mówi słów bezecnych.

Małogost mi się podoba, on dostanie tron mój i koronę

A i wybiorę mu pierwszemu żonę.


WOJEMIŁ

To wybieramy się na smoka?

Na tę bezduszną poczwarę?


MAŁOGOST

Ubierzmy zbroje, weźmy miecze i idźmy pod potwora jamę.

Zdusimy jego ogień, a na tarczach naszych będzie jego posoka.


CZCIBOR

Więc na smoka!

(wszyscy trzej krzyczą "na smoka!", wychodzą)



-⚔-

Mam nadzieję, że pierwsza część się spodobała i, że... moje rymy nie są aż takie tragiczne.

Liczę na odzew i poprawki w razie czego.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top