Część Trzecia

Minęły dwa miesiące od kąt mieszkam z Avengers. W tym czasie staliśmy się wielką rodzinką. Ale to nie zmienia faktu że bardzo tęsknie za moją drużyną, za Quilem, Ka'a, Frankiem a nawet za Markiem. Próbowałam im dać do zrozumienia, że nie jestem dzieckiem i nie potrzebuje ochrony. Nic nie poradzę na to, że się o mnie martwią. Ja ich rozumiem. No ale wolała bym być z nimi. Ech wszystko przez Drakulę. Dlaczego on się musiał uwziąć na mnie? Oczywiście nie mam najmniejszej ochoty aby on wyssał ze mnie energię życiową nie mówiąc już o odebraniu mocy. Dobrze wiem że jest w stanie do czegoś takiego, żeby tylko osiągnąć cel. Ok koniec rozmyślania o tym czas wstać. Wygramoliłam się z mięciutkiego łóżka i poszłam zrobić poranną toaletę. A tak dla jasności. Nie. Wampiry nie śpią w trumnach, a przynajmniej nie w tych czasach. Wyszłam z łazienki, rozczesałam włosy i rozpuściłam, postanowiłam się ubrać w (zobacz w mediach) Ubrana, uczesana i pomalowana moją ukochaną krwistoczerwoną szminką poszła w kierunku kuchni. Była godzina 10:00 co oznaczało że wszyscy bohaterowie są już na nogach. W kuchni postanowiłam że zrobię naleśniki dla całej drużyny. Oj coś za dobra się dla nich robię. Przygotowałam potrzebne składniki i zaczęłam robić ciasto. W pewnym momencie do kuchni przyszedł Tony.

-Robisz śniadanie? Dla nas? -pyta uradowany Stark

-Tak. -mówię nie przestając gotować

-To wspaniale! Przecież świetnie gotujesz! -wykrzykuje

-Czego chcesz? -pytam

-Ja? Nic. Dlaczego tak uważasz? -pyta udając urażonego

-Obsypujesz mnie komplementami -wzruszam ramionami -I nie dotyczą one mojej urody -kończę. Tony nigdy wcześniej nie wychwalał nic więcej prócz mojego piękna

-Oj raz na jakiś czas trzeba wychwalać inne twoje zalety.

-Odpuść nie pójdę z tobą na randkę- mówię

-Ale to nie będzie randka tylko...Skąd wiedziałaś że chcę z tobą pójść na randkę? -pyta nie dowierzając

-Czyli jednak to miała być randka. -mówię ignorując jego pytanie

-Tak...to znaczy nie. Ech poddaję się -na te słowa uśmiecham się zwycięsko

-Powiedz Avengers żeby nakryli do stołu -rozkazuje. Tony nic nie mówiąc idzie do salonu gdzie są wszyscy bohaterowie. Gdy już naleśniki były gotowe wpadłam na genialny pomysł. Posmarowałam naleśniki syropem porzeczkowym, który był koloru krwi. Już widzę ich przerażone miny. Zaniosłam śniadanie do salonu gdzie wszyscy już czekali przy stole. Postawiłam danie na stole i usiadłam na wolnym miejscu. Wszyscy zaczęli nakładać sobie naleśniki łącznie ze mną. W pewnej chwili Tony spytał:

-Layla co ty dodałaś do tych naleśników? Bo są przepyszne. -reszta bohaterów się z nim zgodziła kiwając głowami. No czas zacząć przedstawienie.

-Cieszę się że wam smakuje. -uśmiecham się -A to co jest w środku to mój tajny składnik- oznajmiam tajemniczo

-Oj no weź powiedz co to -nalega Stark

-Dobra to krew -mówię

-K-krew? -jąka się Tony

-Tak. Wiedziałam że jak dam wam do spróbowania lidzkiej krwi to wam posmakuje -uśmiecham się promiennie -I nie pomyliłam się -kończę

-Żartujesz Tak? -pyta przerażony Steve

-Nie w naleśnikach serio jest krew a wy ją zjedliście i do tego wam posmakowała-upieram się. Wszyscy przyjeli to w inny sposób. Steve wstał i chodził po całym pokoju mówiąc: "O Borze co je zrobiłem" , Clint spadł z krzesła i zbladł jak kreda, Natasha zamarła w bezruchu i chyba zapomniała jak się mruga, Brus powtarzał ciągle :"Nie, nie ,nie to nie możliwe..." a Tony wyglądał jakby miał zwymiotować i do tego patrzył na naleśniki zabójczym wzrokiem.Nie mogłam wytrzymać. Zaczęłam się śmiać na całego.

-To naprawdę takie śmieszne!? -pyta Kapitan zarówno zdenerwowany jaj i przerażony. Nadal śmiejąc się poszłam do kuchni i ruchem ręki kazałam bohaterom iść za mną. Wszyscy posłuchali, kiedy byliśmy w kuchni podałam im pustą butelkę po syropie porzeczkowym. Kapitan wziął butelkę i dopiero po chwili załapał o co chodzi. Zaczął podawać tą butelkę z rąk do rąk aż wszyscy nie zrozumieli. Avengers popatrzyli na mnie groźnie, a ja uśmiechnęłam się do nich niewinnie i znowu zaczęłam się śmiać. 

-To nie jest śmieszne! My naprawdę ci uwierzyliśmy! -mówi Tony

-Masz racje, to nie jest śmieszne- oznajmiam poważnie - to jest przeraźliwie  śmieszne -kończę, a brzuch mnie zaczyna boleć od śmiechu

-Wcale, że nie. No może troszeczkę -mówi Stark i zaczyna chichotać

-Żałujcie że nie widzieliście swoich min hahahaha -mówię

-No dobra to musiało wyglądać zabawnie -przyznaje Clint i także zaczyna chichotać. Po paru minutach wszyscy zaczynamy się śmiać. Gdy się uspokoiliśmy wszyscy wrócili do swoich zajęć. Tony poszedł do warsztatu, Brus do laboratorium, Kapitan do swojego pokoju, Natasha i Clint do sali treningowej, a ja do pokoju. W pokoju poczytałam "Zbuntowana" czyli drugą część "Niezgodnej". Po godzinnym czytaniu zadzwonił mój telefon, spojrzała na wyświetlacz, to Quil. Odłożyłam książkę i odebrałam. (tym: ~będę zaznaczać jeśli ktoś mówi przez telefon)

-Halo?

~Cześć Layla

-Cześć. Coś się stało?

~Nie. Dzwonie żeby spytać co u ciebie i czy nie potrzebujesz więcej krwi. -no tak jakiś tydzień temu Tony przez przypadek wylał mi prawie wszystkie zapasy.Wyglądał komicznie cały umazany we krwi hahaha.

-Tak, gdzieś za cztery- trzy dni już nic mi nie zastanie

~Skoro tak to za dwa dni przyjadę i dam ci zapasy

-To fajnie, że ty a nie Mark

~Znowu być go podpaliła -zaśmiał się Quil

-Poskarżył ci się?

~Tak, ale jakby co nie wiesz tego ode mnie

-Jasne. -w tym momencie usłyszałam straszny hałas

~Co to było!?

-Też to słyszałeś?

~Tak

-Zaraz sprawdzę. A tak właściwie to kiedy mogę wrócić?

~Za miesiąc może dwa

-Ile!!! -krzyknęłam (byłam już w salonie)

~Posłuchaj my się o ciebie martwimy.

-Problem w tym że za bardzo!

~Jesteś w niebezpieczeństwie, a Avengers cię ochronią

-Nie jestem dzieckiem! Umiem sama o siebie zadbać!

~Ja o tym wiem ale to nie była moja decyzja

-To kogo!

~Fyrego- westchnęłam

-Nie powinnam się na ciebie wyżywać 

~Nic się nie stało. No to widzimy się za dwa dni.

-Jasne pa pozdrów resztę

~Jasne pa-rozłączyłam się i z impetem rzuciłam telefonem o ścianą

-Nie przyjemna rozmowa -komentuje Tony. Spojrzałam w stronę bohaterów.  Zaraz, zaraz. Ja mam omamy czy przed windą na prawdę stoi dwóch mężczyzn, którzy się we mnie wpatrują.

-I to jeszcze jak -odpowiadam

-Dowiedziałaś się już na ile tu zostajesz? -pyta Steve

-Na zbyt długo -odpowiadam oschle. Znowu spojrzałam na tajemniczych mężczyzn. Jeden z nich to szatyn o bladej cerze i cudownych szmaragdowych oczach, jest lekko umięśniony, mimowolnie spojrzałam na jego szyję, aż by się chciało wbić kły i...Uspokój się. Wdech i wydech. Przeniosłam wzrok na drugiego mężczyznę. Blondyn z młotkiem. Jednym zdaniem: Umięśniona Barby, która zapomniała co to depilacja. Dlaczego on też musi mieć taką szyję?

-Cześć miło was poznać jestem Layla -witam się z promiennym uśmiechem z mężczyznami, odwzajemnili uśmiech, ten zielonooki ma piękny uśmiech

-Nam również miło cię poznać! Jestem Thor syn Wszech-ojca i prawowity następca tronu Asgardu, a to...

-Sam potrafię się przedstawić -przerywa mu zielonooki, przeniosłam swój wzrok na niego

-Witaj Laylo, miło cię poznać. Jestem Loki bóg kłamstw i psot. -wow! Oni są bogami. Nieźle. Hmm...Ciekawe czy krew bogów smakuje tak samo jak ludzi. Nie na pewno nie. Może jest bardziej słodka lub bardziej słona, a może jest bardziej gęsta...

-Aż boje się spytać -mówi Tony i kontynuuje -Layla nad czym tak rozmyślasz?

-Zastanawiam się czy krew bogów smakuje tak samo jak krew człowieka. -wyjaśniłam jakby nigdy nic. 

-Ta moje przeczucia miały rację -komentuje Tony

-Ale po co chcesz to wiedzieć? I skąd możesz wiedzieć jak smakuje jakakolwiek  krew? -pyta zszokowany Thor, a Loki tylko wwierca we mnie wzrok. Ukłoniłam się przed nimi

-Witam państwa jestem Layla wampirzyca od urodzenia -mówię. Po tych słowach Thor złapał się za szyję i no nie wierzę, schwał za Lokim

-W-wampirem? -pyta Thor, po prostu nie mogę powstrzymać uśmiechu. To wygląda komicznie

-Za dużo legend się nasłuchałeś. -stwierdzam -A nie wszystkie to prawda

-Chcesz powiedzieć że nie pijesz krwi i że nie polujesz na ludzi? -pyta Thor

-Nie należę do tej grupy wampirów które tak robią. -wyjaśniam -W prawdzie pije krew tak jak każdy wampir ale...

-Aleś go uspokoiła -komentuje Tony. Odwróciłam się się do niego i wystawiłam kły, towarzyszyło temu syknięcie tak jak wtedy kiedy chciałam im udowodnić że wampiry istnieją. Tony zbladł i zaczął się wycofywać, aż w końcu zaczął biec aż się za nim kurzyło zaczęłam się śmiać a razem ze mną Loki. Czyli mamy podobne poczucie humoru.

-Jak już mówiłam ja nie wysysam krwi ludziom. Jest wiele mniej drastycznych sposobów żeby napić się krwi -wyjaśniam

-Na przykład? -pyta nadal nie przekonany Thor

-Na przykład używamy odczynników lub bierzemy krew ze szpitali -wzruszam ramionami

-Uspokój się Thor Layla mieszka z nami od dwóch miesięcy i nic nam nie jest. Nie licząc  jej żartów -wyjaśnia Kapitan na co się uśmiecham

-Okey -mówi niepewnie gromowładny zdejmując rękę z szyi i wychodząc zza Lokiego. Widać, że zielonookiego bawi zachowanie Thora. Szczerze? Dziwie się że on też tak nie zareagował. Ale to nawet fajnie. Coś czuje że zaprzyjaźnię się z Lokim 

-Thor zabierz swojego brata do celi - mówi Steve 

-Do celi? Dlaczego? - pytam 

-Ponieważ tam jest miejsce dla morderców - wyjaśnia Nat

-Morderców? - pytam zmieszana

-Kojarzysz atak na Nowy Jork? - pyta Natasha 

-Tak a co? 

-Ta armia kosmitów była na usługach Lokiego - patrzę zdziwiona na zielonookiego. No nie spodziewałam się że ten przystojny bożek jest mordercą. Już nic się nie odzywam i pozwalam bożkom wejść do windy...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top