2. Wampiry najlepiej wychodzą na... zdjęciu?
Trochę czasu jej zajęło zanim znalazła klucze w swojej torebce. Rzuciła je na ladę w kuchni i sięgnęła do lodówki po sok. Dwa szybkie łyki ugasiły jej pragnienie. Ale... co teraz? Jutro była sobota, więc lekcje mogą poczekać do niedzieli. Mogłaby spotkać się z Danielem, lecz ten wspominał jej, że zamierza spędzić ten weekend w świecie wampirów. Dopiero zdała sobie sprawę jak jej życie było... nudne. Jej jedyny przyjaciel to wampir więc jasne, że będzie miał swoje wampiryczne sprawy. Sama wiedziała, że kiedyś także będzie wampirem, lecz teraz jej na tym nie zależało. Zresztą... Ma teraz szesnaście lat. I wie jakie są problemy, gdy wampir wygląda tak młodo. Zresztą... Jej rodzice są tu idealnym przykładem. Jakże czasami muszą się starać by wyglądać na starszych nich są. Nic więc dziwnego, że jest z tym sporo problemów. Do dziś pamięta, ile musiała się namęczyć w ludzkiej szkole by wyjaśnić, że jej rodzice są jej rodzicami, tylko na poczekaniu udało się im wymyślić, że są jej adopcyjnymi rodzicami a ona nie pamięta swojej prawdziwej rodziny poprzez wypadek, gdy była młodsza. Nie lubiła kłamać, ale w tej sprawie nie było innego wyboru. Bo co miała powiedzieć? ,, Niech pan się nie obawia. Moi rodzice są wampirami a ja jestem śmiertelna, to dlatego tak młodo wyglądają a ja się jeszcze zmieniam." Na pewno byłby tym zachwycony i jeśli nie wziąłby tego za dowcip to uznał by, że są oni szaleni. Zwłaszcza gdy większość zapomniała już o tym co się wydarzyło ponad pięćdziesiąt lat temu. Eh..., gdy Dylan był jeszcze człowiekiem wszystko było prostsze. Jednak odkąd ten jest wampirem i gdy schodził do ich świata nic nie przeszkadzało jej by czatować korzystając z wampikompa by nie czuć się samotna. Właśnie zamierzała iść do swojego pokoju, gdy nagle usłyszała otwierane drzwi. Musiała się pośpieszyć, jeśli nie chciała wdać się w niepotrzebną rozmowę, gdy miała teraz lekkiego doła.
-Luna! Skarbie... Zejdź na chwilę. Mam dla ciebie niespodziankę. – krzyknęła Lucia.
Niech to! Luna czasami naprawdę przeklinała to, że jej rodzice są wampirami. Słyszą i widzą o wiele więcej niż by ona tego chciała. Musiała więc zejść do kuchni, gdzie natknęła się na swoją matkę, która stawiała siatkę z zakupami na blat kuchenny.
-Cześć mamo.
-Cześć Luna. Pomóż mi proszę, bo inaczej nie zdążę.
-Spodziewamy się kogoś?
-Tak. Ma przyjść rodzina twojego taty i moja mama.
Czyli tradycyjnie. Ciekawe tylko czy był jakiś szczególny powód tej wizyty? I znowu będzie czuła się niezręcznie jako jedyny śmiertelny przy stole.
-W czym mogę ci pomóc?
-Jest coś szczególnego co chciałabyś dziś zjeść?
-A jest ku temu jakiś szczególny powód?
-Nie. To po prostu taka... rodzina kolacja. – posłała jej uśmiech kończąc rozkładać produkty na blacie i szperając po szafkach by znaleźć resztę przyrządów. Mimo, że nie była wampirem to obserwując matkę i nie raz jej pomagając udawało jej się przyrządzać dania dla wampirów. Zwłaszcza wolała jej pomagać, jeśli miało tu też chodzić o część jej kolacji. Wolała by to było zjadliwe i jej matce nie pomieszały się ludzkie przepisy z tymi wampirycznymi.Godzinę później...Praktycznie wszystko było już gotowe, gdy usłyszały dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę.
Dało się słyszeć z holu krzyk Mirca. Ciekawe tylko kiedy zdążył przyjść?
-Pójdę mamo się przebrać. Za chwilę wrócę.
-Dobrze Lu...
Nastolatka zdążyła pobiec do swojego pokoju zamykając drzwi jak najciszej. Mogła w końcu odetchnąć. Nie była jakoś w nastroju na niczyje wizyty. Wiedziała jednak, że będzie musiała pójść, bo zaraz zaczną się niepotrzebne pytania i domysły. Podeszła do szafy szukając czegoś do przebrania się, gdy przez przypadek potrąciła swoją gitarę, która uderzyła o ziemię. Uważnie obejrzała ją ze wszystkich stron westchnąwszy z ulgą. Kochała muzykę i kochała grać na swojej gitarze. Nie raz w swoim zeszycie tworzyła kompozycje piosenek jednak nikomu poza Dylanem nie ośmieliła się ich nigdy pokazać. Zwłaszcza wiedziała, że będzie ciężko jej się przebić mając za ojca słynną gwiazdę rocka zarówno w jednym jak i w drugim świecie. Wolała więc to zostawić na razie w sferze własnych marzeń. Wciągnęła na siebie szybko czarny podkoszulek i do tego czarną bluzę. Góra będzie pasować idealnie do czarnych rurek, które miała na sobie i na pewno będzie się wpasowywać w towarzystwo na dole. Gdy zeszła na dół przy stole w jadalni siedzieli już jej dziadkowie: Cathalina i Bruno; jej ciotki: Julietta i Esmeralda oraz chłopak Julietty, Vincente O'Brian, który był jednocześnie wujkiem Dylana. O dziwo do kompletu brakowało tylko babci Imeldy, matki jej matki. Ale to wcale nie było aż tak dziwne.
-Dobry wieczór wszystkim.
-Witaj Lunitko, tak miło cię znowu widzieć.
Jej babcia, odkąd tylko pamiętała lubiła tak ją zdrobniale nazywać. Nie przeszkadzało jej to, bo wiedziała, że to nie jest złośliwe. Przywitała się z każdym i sama usiadła do stołu. Można powiedzieć, że w tej chwili byli w komplecie. Atmosfera była jak na razie miła i nie było niepotrzebnych kłótni czy wyrażanie własnych zdań. To było coś nowego i ... dziwnego?
***
Dylan pewnie wylądował na dole. Udał się od razu na miejsce spotkania jednak nie było go tam.
-Samuel... Gdzie ty się podziewasz?
-Szukałeś mnie przyjacielu?
Gdy się odwrócił zobaczył niższego od siebie chłopaka, który był także jego wampirzym przyjacielem. Poznali się na zajęciach dla początkujących wampirów i tak jakoś się zaprzyjaźnili ze sobą.
-Myślałem, że się spóźnisz.
-Sorry. Zatrzymała mnie muzyka.Samuel pracował w świecie wampirów jako DJ w jednym z najlepszych tutejszych klubów otwartym jakoś niedawno. Niby nowy, ale dość szybko zyskał sławę. Praktycznie chłopak odrzucił życie na ziemi, odkąd jego była dziewczyna w ramach zemsty sprawiła mu piękny prezent przemieniając go w wampira. Oczywiście Rada Wampirów odpowiednio się nią zajęła i słuch po niej zniknął. Przynajmniej tak twierdził Samuel.
-Spoko. Ja muszę odwiedzić rodzinę. Dawno mnie nie było i muszę zaopatrzyć się w miksturę od dziadka.
-Myślałem, że doktor Ulisses pracuje na powierzchni.
-Tak, ale nie tylko. Dodatkowo cały zapas trzyma tu, by wampiry które wychodzą na powierzchnię miały do niej łatwiejszy dostęp. W dodatku muszę w końcu zajrzeć do pradziadków by im coś przekazać.
-Spoko. A Dylan... Mógłbym cię prosić o przysługę? Nie wiem do kogo mógłbym się z tym zwrócić.
-Jakiego rodzaju przysługę masz na myśli?
-Coś wam podać chłopaki?
Niespodziewanie ich rozmowę przerwał kelner, który skończył obsługiwać jakąś klientkę.
-Poprosimy dwa razy krwawą Mery. – powiedział Samuel by zająć czymś mężczyznę. – Więc... Potrzebuje twojej pomocy. Bo widzisz... Mój pracodawca zaproponował mi pracę w klubie, który właśnie otwiera na powierzchni ze swoim ludzkim wspólnikiem. Ale... ten ludzki gość myśli, że jestem uczniem. Bo czy wyglądam inaczej?
-No dobra... Ale co ja mam z tym wspólnego?
-Przez czas, gdy nie będę pracować nie będę miał co robić w wolnym czasie a muszę jakoś stworzyć pozory. Dlatego... pomóż dostać mi się do szkoły, w której się uczysz.
-Aha... Jesteś tego pewien? Ja dałbym wiele by się stamtąd wydostać.
-Jak nie chcesz pomóc to...
-Stary... Ja nic takiego nie powiedziałem. Spokojnie. Pomogę ci, ale... to będzie trudne. No nic, chyba jakoś damy radę.
-Wielkie dzięki stary. A teraz... wypijmy za naszą przyszłą nauką.
Podnieśli swoje drinki do ust wypijając je do dna. Nic nie poprawiało nastroju jak świeża krew.
***
Luna siedziała na werandzie nadal nie wierząc w to co się stało zaledwie parę minut temu. Jej ciotka w końcu zaręczyła się ze swoim chłopakiem. Można było wręcz śmiało powiedzieć: W końcu! Zaręczyny... To tylko przypomniała sobie jak na ludzkie lata już jest stara. Ma szesnaście lat i jeszcze ani razu nie była zakochana. Chłopacy nią się nie interesowali a ona nie widziała w żadnych z nich kogoś komu mogłaby oddać swoje serce. A teraz? Widziała nie raz jak koło Dylana kręciło się wiele dziewczyn, ale... jakoś nigdy nie widziała go w żadnym związku. Ciekawe, dlaczego? Zresztą, nieważne. Teraz będąc wampirem mógł także wybierać w dziewczynach wampirzycach. Dość! Czemu ona w ogóle o tym myślała? Dość szybko skupiła się na księżycu, który wisiał na ciemnym niebie. Pewnie jeszcze długo by się na niego patrzyła, gdyby nie poczuła dłoni na swoim ramieniu. Zobaczyła swoich rodziców, którzy się do niej dosiedli. Cieszyła się, że ich miała i nie chciałaby nigdy mieć żadnych innych. Co z tego, że byli wampirami. Kochali i czuli tak samo jak ludzie śmiertelni. Przecież zanim stali się wampirami także byli zwyczajnymi ludźmi. Zresztą, może i dobrze, że nie była zakochana. Doskonale wiedziała, że ten na pewno by dość ciężko przeszedł kontrolę przez jej ojca co na pewno nie skończyło by się dobrze. Nigdzie nie spieszy się z jej miłością. W końcu będzie miała wieczność by odnaleźć swoją drugą połówkę.
***
Dylan wrócił do swojego mieszkania, w którym było jakoś podejrzanie cicho. Czyżby nikogo nie było w środku? Gdy zobaczył leżącą na stole w salonie karteczkę wiedział doskonale, że jego rodziców nie było w domu. Nic dziwnego, że kazali mu spędzić weekend w świecie wampirów. Chyba nie pozostaje mu nic innego jak spędzić ten weekend z dziadkami. Przynajmniej nie będzie musiał sam dla siebie gotować co na pewno by się tam nie udawało jak Noeli. Wystarczyła chwila by znalazł się niedaleko głazu by gdy nikt nie patrzył mógł dyskretnie przez niego przeniknąć do podziemia, z którego dopiero co wrócił. Nie musiał szukać zbyt długo domu O'Brian, w którym był tyle niezliczoną ilość razy. Gdy miał zamiar zapukać, drzwi same się przed nim otworzyły. Z domu wychodził właśnie jego wujek Vincete.
-Cześć Dylan. – przywitał się i już go nie było.Lekko zmieszany czarnowłosy wszedł do środka by spotkać lekko poddenerwowanych rodziców swojej matki.
-Dzień dobry rodzinko.
-Dylan. Skarbie, nie spodziewaliśmy się.
-Co tutaj robisz chłopcze?
-Rodzice wyjechali i kazali mi na weekend przyjść tutaj więc... jestem. Chyba, że będę wam przeszkadzać?
-Oczywiście, że nie wnuku. Zawsze jesteś mile widziany. Prawda kochanie?
-Tak, oczywiście.
Ewidentnie byli nie w humorze i to było słychać. Zapewne obecność przed chwilą jego wujka miała tu znaczenie. Ale, to wszystko jest dziwne. Właściwie to cała jego rodzina jest lekko dziwna. Gdy zasiadli do kolacji uważnie przyglądał się swoim dziadkom chcąc znaleźć jakąś odpowiedź, ale to nic nie dało. Jego babcia Ana zachowywała się jak zawsze o ile można tak powiedzieć o wampirzym stomatologu. Zaś jego dziadek Ulisses, on... Wydawał się gdzieś błądzić gdzieś indziej myślami. Doskonale wie, że mimo iż minęło tyle lat on nadal nie może się przekonać w pełni do jego ojca. Sam Dylan wolał w to nie wnikać, zwłaszcza że czuł, że wówczas pomiędzy jego matką a dziadkiem mogło by się rozpętać niezła kłótnia, która jak to na wampiry może trwać nawet długie lata jak nie wieczność. Niespodziewany telefon od Samuela wyrwał go z tej niezręcznej sytuacji przy stole.
-Przepraszam, muszę odebrać.
Po chwili niezauważony wymknął się z domu by udać się do nocnego klubu dla wampirów, gdzie miał się spotkać ze swoim przyjacielem by razem trochę się zabawić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top