🅧🅧🅧🅥🅘🅘

Spędziliśmy na sali bardzo miły dzień. Tańczyliśmy i dużo rozmawialiśmy. Było nawet lepiej, niż mogłabym się spodziewać. W końcu dane mi było usiąść. Muszę przyznać, że Brendan nieźle mnie wymęczył. Ani przez chwilę nie wątpiłam w to, że to kocha. To było coś, czemu był gotowy poświęcić życie, a ja byłam zachwycona mogąc oglądać go w jego żywiole. Tutaj nie był już uległy, ani wystraszony. Emanował cudowną pewnością siebie. Muszę przyznać, że uwielbiam go takim oglądać.

Siedziałam na ziemi, próbując uspokoić oddech. To był wyjątkowo wyczerpujący dzień, który pewnie zapamiętam na długo. Brendan podał mi butelkę wody, więc przyjęłam ją, biorąc kilka łapczywych łyków.

- Podobało się? - Chłopak objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie.

- I to bardzo. - Pocałowałam go w policzek. - Pokazałeś mi, co sprawia, że jesteś szczęśliwy. Teraz ja pokażę ci, co mnie uszczęśliwia.

Podniosłam się z ziemi, kierując się do wyjścia. Nie musiałam długo czekać, by usłyszeć za sobą kroki mojego mate. Szybko dogonił mnie, wyraźnie zaciekawiony tym gdzie mogę go zabrać i co mu pokaże.

- Wracamy do lasu. - Zarządziłam, biorąc go na ręce.

- Już zawsze będziesz mnie tak nosić? - Oplótł dłońmi moją szyję. - Chyba powinno być na odwrót.

- Równouprawnienia, skarbie. - Poprawiłam go sobie na rękach. - Kiedyś pozwolę Ci tak się ponosić. O ile mnie uniesiesz.

- Czy to wyzwanie? - Posłał w moją stronę szeroki uśmiech.

- Tak.

Nim zdążył cokolwiek dodać, ja już biegłam w stronę lasu. Liczyłam, że nikt nas nie zauważy. Był już wieczór i powoli zaczynało się ściemniać, a ja jak zawsze jestem bardzo ostrożna. Wbiegłam do lasu i pokonałam jeszcze kawałek, po którym odłożyłam chłopaka na ziemię.

- Nie zaskoczyłaś mnie tym lasem. - Przyznał rozbawiony, poprawiając potargane włosy.

- To jeszcze nie to. - Zrobiłam dwa kroki do przodu i zaczęłam się rozbierać. - Pokaże ci, co tak naprawdę czyni mnie szczęśliwa. - Szybko pozbawiłam się ubrań, które narzuciłam na chłopaka. - Gotowy? - Słyszałam jak chłopak, otwiera plecak i wpycha do niego ubrania.

- Powinnaś o to spytać zanim się rozebrałaś. - Czułam, jak wzrokiem wodzi po moim ciele. Ja oczywiście byłam ustawiona do niego tyłem. Raczej dla jego komfortu, niż dla własnego. Ja nie czułam dyskomfortu spowodowanego nagością.

- Masz rację. - Parsknęłam śmiechem, spoglądając na niego przez ramię. - Więc już bardziej gotowy nie będziesz.

Ruszyła do przodu i skoczyłam, przemieniając się w locie. Wylądowałam na czterech łapach, obracając się przodem do chłopaka. Ten stał oniemiały, przyglądając mi się uważnie.

~Brendan~

Spojrzałam na wielkiego czarnego wilka, w którego przemieniła się Toni. Uśmiech mimowolnie wkradł się na moje usta. Chociaż nie czułem się do końca pewnie, zmniejszyłem odległość między sobą, a zwierzęciem. Położyłem dłoń na jego pysku. Palcami przeczesywałem kruczoczarną sierść wilkołaka, na co ten wydawał bliżej mi nieokreślone dźwięki. Chyba jej się podobało, bo jeszcze mnie nie dziabnęła. Obszedłem ją dookoła, wracając do punktu wyjścia.

Szczerze to nie miałem pojęcia, jak powinien się zachować. Nie znałem się dobrze na wilkach, ani tym bardziej wilkołakach. Jednak dziwny spokój w jej czerwonych ślepiach mnie uspokajał i sprawiał, że czułem się pewnie.

~ Teraz pokaże ci, co to znaczy być naprawdę wolnym. - W mojej głowie pojawił się jej głos. Co było lekko niepokojące i przerażające. ~ Biegnij.

Nagle wilk ruszył przed siebie, a ja bez chwili namysłu ruszyłem za nim. Zwierzę biegło przed siebie, w takim tempie bym nie tracił go z oczu. Widok tego stworzenia był czymś cudownym. W końcu nie codziennie ogląda się wilka twojego wzrostu.

Muszę przyznać, że nigdy fanem lasu nie byłem. Zwłaszcza, że wcześniej mieszkałem w dużym mieście i raczej nie ciągnęło mnie do zieleni. Lasy wydawały mi się miejscem brudnym i skrajnie nudnym. Jednak teraz wydaje mi się, że się myliłem. Zapach unosząc się w powietrzu był czymś czego wcześniej nie znałem. Otaczał mnie przyjemnie błogi spokój.

Nagle mój wilk się zatrzymał. Stanąłem tuż obok niego, a moim oczom ukazała się polana z niewielkim jeziorem. Pogłaskałem ją po boku, biorąc kilka głębszych wdechów. Ona za to wydawała się nie być w ogóle zmęczona. Spoglądała na mnie tymi czerwonymi ślepiami nagle unosząc łeb do góry. Zaczęła wyć, a po chwili odpowiedziało jej kilka wilków. Obstawiałem, że były to wilkołaki z jej watahy.

W końcu moja mate odmieniła się, stając na dwie nogi. Szybko podałem jej plecak z ubraniami, a ona zaśmiała się lekko otwierając go i zakładając na siebie bieliznę. Potem oddała mi plecak.

- Wilkołactwo to czasem dar a czasem przekleństwo. - Przyznała, spoglądając w moje oczy. - Jednak tej części siebie w życiu bym się nie pozbyła. Kocham biegać po lesie na czterech łapach i gwarantuje, że przy mnie pokochasz las.

- Myślę, że nie mam wyboru. - Odgarnąłem pasmo włosów za jej ucho. - Jeszcze nie raz będziesz mi tak uciekać, co?

- Będę uciekać jeszcze bardzo wiele razy. - Ruszyła do przodu i weszła do jeziora. Woda była na tyle płytka, że mogła swobodnie stać. - No, chodź tutaj.

Nie czekając długo pozbyłem się butów, koszulki i spodni. Wszedłem do jeziora, przy okazji chlapać mojego wilczka, który w odwecie zrobił to samo. Po chwili podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła blokując moje ruchy.

- Mam cię. - Rzuciła pełna satysfakcji.

- Puszczaj! Śmierdzisz mokrym psem. - Rzuciłem rozbawiony. Ona na szczęście mnie puściła. - I nie waż się mnie tak traktować przy ludziach.

- Spokojnie, nie zrujnuje twojego męskiego ego. - Ochlapała mnie wodą. - I nie pachnę mokrym psem. Jestem wilkiem, a nie jakimś pierwszym lepszym kundlem. - Dodała, udając oburzoną.

- Dobra, już daj spokój. - Przytuliłem ją od tyłu, by przestała się już na mnie ''fochać'', ale i też dlatego,że zrobiło mi się już trochę zimno. Moja dziewczyna była gorąca. Zresztą ona zawsze taka jest, tylko tym razem w bardziej dosłownym znaczeniu. Cholerne wilkołaki. Czy im kiedykolwiek w ogóle jest zimno?

- Zimno ci? - Spytała z troską, obracając się do mnie przodem. Czyli teraz nie jest już zła? Dobrze wiedzieć, że wystarczy, że się za trzęsę, a ona od razu mięknie.

- Trochę. - Przyznałem, nie zamierzając kłamać.

- Zabiorę cię do domu watahy. - Złapała moją dłoń i wyciągnęła mnie z wody. - Tam się ogrzejesz i jeśli chcesz, możesz zostać na noc.

- Nie mam nic do przebrania. - Zauważyłem, dając jej się prowadzić.

- W domu watahy mamy mnóstwo zapasowych ubrań. Wiesz, ciuchy nie przeżywają przemiany, więc jesteśmy gotowi, jeśli trzeba by było kogoś ubrać.

- A twój ojciec nie zrobi sobie ze mnie dywanika łazienkowego albo ozdoby na ściennej? - Spytałem pół żartem pół serio.

- Spoko. Tata już pewnie siedzi w domu i dopieszcza mamę. Nawet się nie zorientuje. A wataha będzie zachwycona. Bardzo chcą cię poznać.

- ''Tata dopieszcza mamę''. Okej...? - Byłem zdziwiony, z jaką łatwością przyszło jej to przez gardło.

- Dla wilkołaków seks to nie temat tabu, więc lepiej przygotuj się na BARDZO bezpośrednie rozmowy o seksie... i często paskudne żarty.

- Przynajmniej zaoszczędzimy na seks terapii. - Zaśmiałem się, na co dziewczyna mi zawtórowała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top