🅧🅧🅧🅥
Odwróciłam się w stronę domu watahy. W drzwiach ujrzałam swojego ojca, który wyglądał na średnio zadowolonego z widoku jaki zobaczył. Jego oczy na moment przybrały krwisto czerwony odcień. Po chwili jednak na powrót wróciły do normy. Podszedł do nas, po tym, jak udało mu się nieco uspokoić, i stanął dumnie wypinając pierś do przodu. Niemal od razu przeniosłam wzrok na mojego mate. On nie wyglądał aż tak pewnie. I nic dziwnego. Mój ojciec wyglądał jak wyglądał przez co może wzbudzać strach zwłaszcza w ludziach. Jednak mimo tego strach Brendan nie cofnął się nawet o krok. W jego oczach widziałam strach, jednak nie kulił się przed moim ojcem. Co już było czymś. Mimo wszystko nie był wilkołakiem, który drżał na samo wspomnienie swojego Alfy.
– Brendan to jest mój tata. – Postanowiłam przerwać niezręczną chwilę ciszy. - Tato, to jest Brendan, mój mate.
Złapałam chłopaka za rękę, tak by dodać mu otuchy. Poza tym trochę się o niego bałam. Nie byłam pewna do czego w tej sytuacji byłby zdolny mój ojciec. Wiem tylko tyle, że mój ojciec nie jest osobą, którą by się zawahała, gdyby trzeba było zabić. Jestem pewna, że robił to w swoim życiu nie jeden raz. Takie uroki bycia wilkołakiem.
- Widzę, nie tylko moja żona miała dziwne pomysły. - Stwierdził z rozbawieniem, czym kompletnie mnie zaskoczył. - Jestem Richard.
- A ja Brendan. - Odpowiedział dosyć pewnie.
- Chodźcie do domu. Tam porozmawiamy. - Mój ojciec skierował się do naszego rodzinnego domu, a ja ruszyłam za nim ciągnąć za sobą chłopaka.
Szczerze? Ojciec na razie pozytywnie mnie zakończył. Spodziewałam się raczej warczenia i krzyków. A on naprawdę zachowywał się jak cywilizowany człowiek. Spojrzałam w jego stronę, by dostrzec skupienie na jego twarzy. Pewnie rozmawiał z kimś telepatycznie.
~ Poważnie porozmawiamy jak tylko on się zmyje. - Usłyszałam w głowie głos ojca. Już wiedziałam, że zapowiada się długi wieczór.
Weszliśmy do przedpokoju, w którym zostawiliśmy buty. Tata od razu skierował się do kuchni. Obstawiam, że mama musi być właśnie tam. I się nie pomyliłam. Tata podszedł do niej bez słowa i pocałował w usta. Następnie zmusił ją do tego, aby wstała i kiedy usiadł, usadził ją na swoich kolanach. Ja usiadłam naprzeciw nich i skłoniłam do tego samego mojego mate. Musiał czuć się nieco nieswojo w towarzystwie moich rodziców, którzy okazywali sobie czułości. Dla mnie to zupełnie naturalne. Jednak dla niego już niekoniecznie.
- Jestem Adelajda. - Wampirzyca uśmiechnęła się szeroko w stronę mojego mate.
- A ja Brendan. - Zmusił się do odwzajemnienia uśmiechu. Wyglądało to jednak mało naturalnie.
- Nie stresuj się tak. Mój mąż wygląda tylko tak groźnie. Nic ci nie zrobi, bo mu na to nie pozwolę. - Puściła mu oczko, a on niemal momentalnie się zaśmiał.
Mama jako luna często pocieszała i podnosiła na duchu innych. To była jej najważniejsza rola. I szczerze mówiąc, jest w tym całkiem dobra.
- Kochanie. - Wtrącił mój oburzony ojciec. - Już go tak nie broń, bo się poczuje zbyt pewnie.
Westchnęła cicho, mając ochotę zapaść się pod ziemię. Czy oni naprawdę nie potrafią zachowywać się normalnie? Muszą mi robić wstyd nawet przy nim. Nagle poczułam jak Brendan łapie moja dłoń. To niemal od razu mi pomogło.
- Więc. - Zaczęła nieco niepewnie moja matka. I już czułam, że zamierza wkroczyć na trudne tematy. - Nie przeszkadza Ci to, że Toni to istota nadprzyrodzona?
Spojrzałam na chłopaka nieco niepewnie. W zasadzie to sama nigdy nie zadałam mu tego pytania, a pewnie powinnam to zrobić. Mimo to bałam się odpowiedzi. W końcu nie mam wpływu na to, że jestem hybrydą.
- Na pewno nie ułatwia to sprawy. - Przyznał, spoglądając na moich rodziców. - Jednak z czasem to zaakceptuje. Tak jak każdą jej wadę.
- Ej! - Rzuciłam rozbawiona. - To nie jest wada. No i nie wiem o jakich wadach w ogóle mówisz.
- To jest wada, Toni. - Przeniósł wzrok na mnie. - Przez to jesteś impulsywna, strasznie się rządzisz, nie liczysz się z moim zdaniem. Mam wymieniać dalej? - Na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.
- Niech Ci będzie. - Machnęłam ręka olewczo. Niech poczuje, że tym razem wygrał. - Jednak pamiętaj, że i Ty nie jesteś bez wad.
- Nikt z nas nie jest idealny. - Złapał moja dłoń i pocałował jej grzbiet. Gdyby nie moi rodzice pewnie pocałowałby mnie w usta, więc trochę się wkurzyłam. - A ty jesteś chodzącą wadą. I to czyni cię jedyną w swoim rodzaju.
- Czyli to prawda, że kobiety zakochują się w mężczyznach, którzy przypominają im ojców. - Stwierdziła moja mama z rozbawieniem w głosie. - To jest dokładnie twój poziom romantyczności.
- Ej nieprawda. - Wilkołak pocałował moją matkę. No po prostu cudownie. Czy oni nie mogliby się powstrzymać chociaż przez pół godziny?
- Mamo, tato. - Upomniałam ich, licząc na to, że jakoś do nich dotrę. Chociaż na to były marne szanse.
- Oj, już dobrze. - Kobieta poprawiła się na kolanach męża. - Więc jak się poznaliście?
No i tym pytaniem nas zagięła. Nasze pierwsze spotkanie było jakie było. Tak więc Brendan nie wiedział co powiedzieć nie chcąc mnie w kopać, jednak moi rodzice wiedzieli o tym wieczorze i szczerze to spotkanie mate brzmiało lepiej niż bójka.
- Wtedy kiedy wyszłam w nocy. - Zaczęłam, zwracając na siebie uwagę wszystkich. - Nie pobiłam się. Elio dusił się, bo poznałam Brendana.
- Dusił się? - Mój mate spojrzał na mnie zaskoczony.
- Tak. To przez bliźniaczą więź. Kiedyś Ci wytłumaczę. - Machnęłam ręka niedbale.
- Ile ty masz w ogóle lat? - Tata zmierzył go spojrzeniem.
- Siedemnaście. - Odpowiedział nieco niepewnie.
Mój ojciec ściągnął mamę ze swoich kolan i w momencie stanął obok mojego mate. Przyznaje, że w tym momencie przeżyłam mały zawał.
- Masz się nią opiekować, bo jeśli się dowiem, że tak nie jest, to ci nogi z dupy powyrywam, a potem cię nimi nakarmię.
Przewróciłam oczami zrezygnowana. Mój ojciec naprawdę dramatyzował. Przecież doskonale wie jak działa więź. Już pomijając fakt, że to ja jestem alfą w tym związku i jak ktoś będzie musiał kogoś ratować to raczej ja jego.
~Brendan~
Siedziałem przez chwilę osłupiały zadzierając głowę do góry. Czułem się w tej chwili jak mały dzieciak, którego zaczepiają gimnazjaliści. Ojciec mojej dziewczyny był ogromny. Mięśnie wręcz wypływały spod jego koszulki. Poza tym musiał mieć dobre dwa metry wzrostu i, mimo że były to typowe ojcowskie groźby, w jego ustach brzmiały tak poważnie.
W końcu jednak zebrałem się w sobie i podniosłem się z krzesła. Niewiele to jednak dało. Chyba czas zapisać się na siłkę, bo jeśli wszystkie wilkołaki tak wyglądają, to nabawię się kompleksów.
- Toni będzie się przy mnie miała jak królowa. Zapewniam. - Z trudem udało mi się nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Chociaż nie wiem czy powinienem. W końcu wśród zwierząt patrzenie w oczy jest wyzwaniem na pojedynek. Ta, Toni musi mnie jeszcze dużo nauczyć. - Nigdy w życiu bym jej nie skrzywdził.
- Módl się, by to była prawda.
Zamierzałem coś dodać, jednak telefon zadzwonił w mojej kieszeni. Cholera, zawsze w najmniej odpowiednim momencie. Jak to jest, że kiedy umieram z nudów, to nikt nigdy nie dzwoni,a gdy jestem zajęty, to nagle wszyscy przypominają sobie o moim istnieniu.
- Przepraszam na chwilę. - Wyjąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz. - Niestety muszę już iść. Tata dzisiaj przylatuje i muszę być w domu.
- Przylatuje? - Spojrzałem na Adelajda, która tak w ogóle wydała mi się bardzo miłą kobietą. Na pierwszy rzut oka tak bardzo nie pasowała do Richarda.
- Tata prowadzi firmę w Ameryce. Dzisiaj przylatuje na trochę do domu. - Wyjaśniłem, chowają telefon.
- Odprowadzę cię. - Toni podniosła się z miejsca i niemal siła wyprowadziła mnie z kuchni. - Przepraszam cię za nich. Nie umieją się zachować, a tata to pół pies, więc rozumiesz.
- Przynajmniej nie mają kija w tyłku jak moi. - Stwierdziłem rozbawiony, wkładając buty. - Toni, może pójdziemy gdzieś jutro razem? - Spytałem, niewiele myśląc.
- Zapraszasz mnie na randkę? - Zapytała niepewnie, a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.
- W końcu mieliśmy to załatwić jak ludzi. - Spojrzałem na nią z nadzieją, że mi nie odmówi. Nie wiem dlaczego by miała, ale i tak trochę się cykam.
- Pewnie. To do jutra.
- Do jutra. - Pocałowałem ją w policzek i zmyłem się zanim mój przyszły teść zrobi ze mnie swój osobisty gryzak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top