🅧🅧🅥🅘

Następnego dnia zdecydowałam się pobiegać. Musiałam pomyśleć, a nigdy nie myśli mi się tak dobrze jak w trakcie biegania. Tak więc zebrałam się z samego rana, by trochę się poruszać. Nienawidzę wstawać tak wcześnie jednak tej nocy i tak nie mogłam zasnąć. Za dużo ostatnio się działo bym mogła spać.

Wyszłam z domu i wybiegłam w gęsty las. Nigdzie tak dobrze mi się nie biegało jak właśnie w nim. Lubiłam naturę i lasy. To chyba moja wilcza natura. W ogóle było we mnie sporo z wilka. Jednak miewałam przebłyski wampiryzmu. W lesie czułam się bardzo swobodnie. Jakbym była na swoim miejscu. Poza tym nigdzie tak dobrze się nie myśli jak w ciszy, spokoju i wszechobecnej naturze. Wręcz wymarzone miejsce do rozwiązywania problemów.

Musiałam w końcu postanowić co ostatecznie zrobię w sprawie z Brendonem. Z każdym dniem czuje do niego coraz więcej. Do czego miałam nie dopuścić. Jednak czego ja się spodziewałam, że nie zakocham się w swoim mate? Naiwne myślenie sprawiło, że mam poważne kłopoty. Rozum i serce chciały zupełnie dwóch różnych rzeczy, a ja nie miałam pojęcia kogo słuchać. Zazwyczaj starałam się słuchać rozumu. Tak jak robią to wampiry. Jednak serce w niektórych sprawach nie dawało za wygraną. Jak na przykład wtedy kiedy poznałam Filipa. Z punktu rozumu - przyjaźń z nim była ryzykowna, a może nawet trochę głupia, jednak kochałam go całym sercem i nie umiałem o nim zapomnieć. Tak jak wilkołak posłuchałam serca. Moje dwie natury walczyły o dominacje. Tak samo jak nie ma w pełni słusznego wyboru między wilkiem, a wampirem, tak nie ma teraz między kochaniem, a porzuceniem. Oba wybory wiązały się z konsekwencjami z którymi będę musiała żyć.

Moje życie wypełnione było wyborami. Głównie związanymi z tym, że jestem wampirołakiem. Gdybym była zwykłym wilkołakiem lub zwykłym wampirem wszystko byłoby prostsze. Król wampirów nie chciałby mnie zabić i pewnie mój związek byłby łatwiejszy. Czasem zastanawiam się czy cała ta moc jest tego wszystkiego warta. Tych wyborów i cierpienia. Często myślę, że wolałabym być tylko jedny. Tylko którym?

Nagle do moich uszu doszedł dźwięk szybko stawianych kroków. Słyszałam jak pod czyimś ciężarem łamią się gałęzie i kruszą liście. Automatycznie odwróciłam w tamtą stronę i zaczęłam nasłuchiwać. Kroki nie zmieniały swego tempa. Ktoś biegł, jednak przed niczym nie uciekał. Pobiegłam w stronę, z której dochodził dźwięk.

Młody mężczyzna biegł spokojnie ze słuchawkami w uszach. Nagle dobiegł mnie dźwięk bijącego serca. Poczułam niewyobrażalny głód. Pobiegłam do niego i przygwoździłam do pnia drzewa. Zanim ten zdążył zrozumieć, co się stało, zatopiłam zęby w jego szyi. Wzięłam kilka większych łyków, kiedy poczułam, jak ktoś łapie mnie za ubranie. Z dużą siłą odciągnął mnie do tyłu tak, że uderzyłam w pień najbliższego drzewa. Warknęłam cicho, kiedy pulsujący ból przeszedł przez moje ciało.

– Widzę, że samokontrola idzie ci coraz lepiej. – Król wampirów stanął na wprost mnie z tym swoim szyderczym uśmiechem.

– Byłam głodna i pożywiłam się nim jak każdy wampir. – Odeszłam od drzewa i poprawiłam ubrania. – Na razie mi wolno. No, chyba że znowu postanowiłeś coś zmienić.

– Spokojnie, nic się nie zmieniło. – Poprawił marynarkę. – Póki co. Przyszedłem spytać co z moją propozycją.

– Dalej nie zamierzam z niej skorzystać – Otarłam usta od krwi. – Poradzę sobie. Jestem silniejsza niż ci się zdaje.

– Z chęcią posłucham jak to mówisz, kiedy na niego tak się rzucisz. – Spojrzał na mężczyznę, który leżał nieprzytomny na ziemi. – Gdy go tak zaatakujesz?Kiedy będziesz go oznaczać? Kiedy będzie siedział obok ciebie?

– Jesteś bezduszną istotą, więc nie masz pojęcia jak zachowam się względem niego. – Ruszyłam w stronę domu. Straciłam ochotę na bieganie.

– To jest wielka słabość. – Odezwał się nagle, a ja się zatrzymałam. – Kochasz mocno jak wilk i właśnie to cię zniszczy. – Pokonał dzielącą nas odległość. – Pragnienia krwi nie opanujesz. Przemianę w wilka dużo łatwiej kontrolować. Jednak co zrobisz, kiedy stracisz panowanie przy swoim cennym stadzie? Co poczniesz jeśli to ty ich zabijesz?

Przełknęłam nerwowo ślinę. William uwielbiał grać na emocjach. Doskonale wiedział co powiedzieć żeby wyprowadzić mnie z równowagi i zasiać w moim umyśle ziarno zwątpienia, jednak nie mogłam mu na to pozwolić. W końcu on tylko na to liczył. Chciałby bym wybrała wampiry, bo wtedy mógłby mnie kontrolować. Kontrolować jedną z najpotężniejszych istot na tej planecie.

– Miło, że tak się o mnie martwisz. – Obróciłam się do niego przodem. – Jednak zapewniam, że nic mi nie będzie. Poradzę sobie z pragnieniem krwi i nikogo nie skrzywdzę.

– Młode naiwne myślenie. Jeśli myślisz, że poradzisz sobie ze wszystkim sama to grubo się mylisz. – Podparł dwoma palcami mój podbródek tak bym spojrzała mu w oczy. – Twoja własna siła, nad którą nie panujesz, jest twoim największym wrogiem i to ona cię zniszczy.

– Moja siła nie jest moim problemem tylko twoim zmartwieniem. – Wykonałam dwa kroki w tył. – Boisz się mnie przez co posuwasz się do tak desperackich środków.

– Jesteś prawie że urocza, kiedy wierzysz, że ktoś mógłby się ciebie bać. –Parsknął krótko śmiechem. – Jesteś słabsza, niż ci się wydaje. Masz słabość do samouwielbienia.

– Skoro jestem taka słaba to dlaczego tak się za mną uganiasz? – Spytałam wkurzona. – Zabraniasz mi używać pełni mocy i ubiegasz się o to bym dołączyła do twojej armii?

– Bo pełen potencjał bez kontroli jest niebezpieczny, a tylko wampiry mogą nauczyć cię kontroli i racjonalnego myślenia. – Pogłaskał mnie po włosach. – Zasmakowałaś świeżej krwi i musisz zrozumieć, że już nic nie będzie takie samo.

– Nie myśl, że tym gadaniem mnie przestraszysz. Nie robi już ono na mnie wrażenia. – Warknęłam ruszając w stronę domu. – I lepiej nie przeginaj, bo jeśli mój ojciec się dowie to nie będzie już tak zabawnie.

Nie chciałam wojny. No, a już na pewno nie przez mnie. Jednak z każdym dniem czułam, że jest ona coraz bardziej nieunikniona. William nie zamierza odpuścić i robi się coraz gorszy, a ja powoli tracę siły, by go spławiać. Chociaż w pierwszej kolejności powinnam zająć się sprawą Brendona. Chyba powinnam powiedzieć o nim rodzicom. Chociaż nie jestem pewna czy to taki dobry pomysł.

Na razie nie panuje, nad rządzą krwi. Być może to po prostu zły moment na nasz związek? A może dobry moment nigdy nie nadejdziem i jeszcze ta krwawa pełnia. Naprawdę wybrała sobie bardzo nieodpowiedni moment. Nie mam pojęcia jak na mnie wpłynie ani jak będę się zachowywać. To dla mnie zagadka jak większość rzeczy związanych z moją rasą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top