🅧🅧🅘🅘🅘
Po powrocie do domu od razu ruszyłam do swojego pokoju. Przebrałam się i położyłam się spać. Niemalże od razu zasnęłam. Spałam aż do następnego dnia rano. Kiedy się obudziłam dotarło do mnie jak bardzo chce go zobaczyć. Od kilku dni z nim nie rozmawiałam i przyznam, że zaczynało mi go brakować. Poza tym musiałam mu wyjaśnić moje ostatnie zachowanie, które z pewnością musiało wydać się mu niepokojące.
Podniosłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki. Przeglądając się w lustrze stwierdziłam, że wyglądam już nieco lepiej. W końcu odespałam co odespać miałam. Szkoda tylko, że głód zżerał mnie od środka. W mojej głowie przez moment pojawiła się przerażająca myśl o tym, że wataha mogłaby być moją osobistą stołówką. Obrzydliwa myśl. To moja rodzina - nie żarcie. Westchnęłam ciężko przemywając twarz zimną wodą. To pragnienie krwi to jakaś katorga.
Wzięłam szybki prysznic i się przebrałam. Dzisiaj postawiłam na nieco wygodniejszy ubiór. Zwykłe czarne rurki i szeroka koszulka. Włosy jedynie przeczesałam, a z makijażu zrezygnowałam. Nie miałam na niego chęci, a nie jest mi jakoś potrzebny.
Wyszłam z pokoju i zamierzałam skierować się do kuchni. W duchu modliłam się o to, by rodzice byli w domu watahy. Inaczej nie dostanę się do krwi, a to był mój cel. Chociaż coś z mięsem też bym zjadła. No tak, mam smaki jak baba w ciąży lub w te dni. Jest ze mną coraz gorzej.
Kiedy weszłam do kuchni ku własnemu niezadowoleniu wpadłam na mamę. Jadła śniadanie siedząc na kuchennej wyspie. Z całych sił starałam się powstrzymać grymas, który próbował wkraść się na moją twarz.
– Dzień dobry. – Rzuciłam, podchodząc do lodówki. Oczywiście najchętniej wzięłabym krew, jednak w kuchni była mama.
– Dzień dobry. – Moja mama jak prawie zawsze brzmiała niesamowicie radośnie. Ta kobieta niebywała przybita. Naprawdę nie wiem jak ona to robi. – Jak się spało?
– Dobrze. – Odpowiedziałam krótko, wyjmując jakąś szynkę z lodówki.
Stwierdziłam, że zjedzenie czegoś mięsnego będzie najlepszym pomysłem. Może chociaż w małym stopniu uciszy to mój głód. Wzięłam chleb, ułożyłam na nim szybkę i polałam ketchupem. Nie było to może super wykwintne danie, jednak jak na moje potrzeby mogło być. Zjadłam kilka kanapek, po czym wyszłam z kuchni. No cóż, najwyżej posilę się na mieście. Chociaż to średni pomysł. Wolałam nie ryzykować - król wampirów mógłby się wkurzyć co raczej nie działało na moją korzyść. W końcu on tylko czekał, by mnie udupić.
– Musisz w końcu powiedzieć rodzicom. – Stwierdził Elio, doganiając mnie na korytarzu.
– Kiedyś im powiem... Obiecuję. – Spojrzałam na niego, wzdychając ciężko. Mówienie rodzicom o moich problemach było ostatnią rzeczą jakiej było mi trzeba.
– Czuje, że tracisz kontrolę. – Podał mi worek krwi. – I to nie tylko nad pragnieniem krwi. – Stwierdził, kierując się do swojego pokoju.
Weszłam do pokoju i wbiłam kły do worka. Pomału zaczynam przyzwyczajać się do tego dziwnego uczucia i sama nie wiem czy to dobrze czy raczej nie. Po opróżnieniu worka schowałam go pod łóżko. Dziecinne, ale nie chciałam, by ktoś go znalazł. W końcu wyskoczyłam przez okno i udałam się do domu mojego mate.
Dzisiaj zdecydowałam się zrezygnować z super szybkości. Było to zbyt ryzykowne zwłaszcza po ostatniej rozmowie z królem wampirów. Dlatego też dotarcie do domu mojego mate trochę mi zajęło. Ostatecznie jednak udało mi się do niego dotrzeć. Nie dając sobie ani chwili na wątpliwości zapukałam do drzwi, kiedy te się otworzyły, a ja zobaczyłam Brendona moje serce przyspieszyło.
– Hej. – Przywitałam się, chcąc przerwać chwilę ciszy. – Musimy pogadać.
– Byle szybko. – Odsunął się robiąc mi miejsce do przejścia. – Muszę iść do szkoły.
– Będzie krótko. – Zapewniam, wchodząc do środka. – Wiem, że ostatnio przy twojej mamie zachowałam się jak... – Chciałam coś jeszcze powiedzieć, jednak on mi przerwał.
– Jak dzikie zwierzę, które nad sobą nie panuje? – Zapytał wyraźnie zirytowany. – Z tego, co mi wiadomo, wilkołaki nie żywią się krwią.
To faktycznie nie wyglądało zbyt dobrze. Wilkołak rzucający się na krew. Brzmiało nieracjonalnie i cokolwiek bym teraz nie powiedziała, wyjdzie na to, że go okłamuje. Przez moment nawet przeszła mi przez głowę myśl czy najlepiej nie będzie wyznać mu prawdy, jednak szybko z tego pomysłu zrezygnowałam. To był zły pomysł. Nawet dla osób, które są częścią tego świata, a co dopiero dla kogoś, kto wie o nim tak niewiele.
– Tak. – Rzuciłam, drapiąc się po karku. – Jestem wilkołakiem i co bym nie zrobiła, jestem dziką bestią. Reaguje na krew jak każdy mięsożerca. Pobudza mnie pewnie głównie dlatego, że jestem młoda. Wiem, że to cię przeraża, jednak musisz wiedzieć, że nigdy bym cię nie skrzywdziła.
– Mnie nie, ale co z osobami, na których mi zależy? – Dopytywał, zbierając rzeczy do szkoły. – Nie chodzi tylko o mnie. Moja rodzina to nie wilkołaki, które się obronią.
– Wiem i staram się nad tym panować, a twoja obecność mi w tym pomaga. – Spuściłam głowę. Czułam się niewyobrażalnie głupio.
– Możesz mi obiecać, że nie skrzywdzisz nikogo z moich bliskich? – Zapytał, dłonią łapiąc mój podbródek.
– Nie zawsze będę idealna. – Odsunęłam się od niego. – Jednak zawsze będę robiła wszystko, by nad sobą zapanować. Poza tym nie jestem jedyną nadprzyrodzoną istotą na świecie. Za to zrobię wszystko by cię chronić, a jeśli będzie taka potrzeba to i twoich bliskich.
Czułam, że bez przerwy go zawodzę. Najpierw dowiedział się, że jestem zmiennokształtna, a kiedy już wszystko było dobrze wyszło na jaw, że nie panuje nad sobą, gdy widzę krew. Od początku wiedziałam, że związek z człowiekiem nie będzie łatwy, ale żeby aż tak?
– Składasz wielkie obietnice. Inna sprawa czy zdołasz ich dotrzymać. – Chłopak ruszył w stronę drzwi. – Dobrze, dostaniesz jeszcze jedną szansę, więc jeśli jest coś jeszcze o czym powinienem wiedzieć to zamieniam się w słuch.
Jeszcze przez chwile się wahałam. W końcu jak cudownie byłoby nie mieć przed nim tajemnic. Jednak wyjawienie czegoś takiego osobie, z którą pewnie i tak ci się nie ułoży było po prostu głupie. W końcu już teraz z trudem ze sobą wytrzymujemy. Bez przerwy różnice gatunkowe nam przeszkadzają, więc co będzie, kiedy przyjdzie nam ze sobą żyć na stałe? To po prostu nie miało szansy wypalić.
– Nie. – Odpowiedziałam krótko, wychodząc z nim z domu. Już miałam wracać do siebie, kiedy on mnie zatrzymał.
– Nie odprowadzisz mnie do szkoły? – Spojrzał na mnie, zatrzymując się na moment, by dać mi chwilę do namysłu.
– Odprowadzę. – Odpowiedziałam z uśmiechem, podchodząc do niego.
To jak wiele razy próbował dać mi szansę było po prostu rozczulający. Jednak ja wiedziałam, że ile szans by mi nie dał, ja i tak go zawiodę. Za bardzo się różnimy i mam przed nim zbyt wiele tajemnic, których być może nigdy nie zdołam mu wyjawić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top