Rozdział 2 To jest silniejsze ode mnie
Steve:
Rodzina zawsze była dla mnie rzeczą najważniejszą. To właśnie dla nich w młodym wieku wyprowadziłem się od rodziny i za wszystkie oszczędności wyprowadziliśmy do miasta odległego, gdzie stworzymy własną oazę, własne wspomnienia, własną przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Zawsze, kiedy zamykałem oczy przed oczami miałem moją najcudowniejszą małżonkę i najpiękniejszą córeczkę.
Teraz coraz częściej budziłem się w nocy oblany zimnym potem, drżąc z powodu snów, które mnie nawiedzały. W moich myślach pojawiała się tylko i wyłącznie krew. Czerwona, przepyszna ciecz.
Była to moja nieodzowna towarzyszka przez ostatnie lata, ale nigdy nie stała tą priorytetową.
Sam nie wiem, co się ze mną działo. Nagle przestało mnie cokolwiek obchodzić, po prostu poczułem taką silną żądzę krwi, że na niczym innym nie mogłem się skupić.
Podpisując kartkę listonoszowi, łamałem mu między palcami długopis, ponieważ tak rozpraszała mnie jego krew, która pulsowała w żyłach, znajdujących się tak niedaleko mnie.
Mogłem tylko podejrzewać, że to dlatego, że Karen nie czuła się najlepiej w ostatnim czasie, więc musiałem bardzo uważać z piciem krwi. Chodziłem nienasycony, nigdy nie poczułem się całkowicie zaspokojony.
Jednak robiłem już tak nie raz, zwłaszcza, jak moja żona była w ciąży. Wtedy piłem malutko i rzadko. I wcale nie potrzebowałem więcej. Czułem się wprawdzie jak człowiek na diecie, pijąc jedynie syntetyk.
Dlatego nie rozumiałem, czemu teraz syntetyczna krew w ogóle mnie nie zaspakajała. Bałem się, że osiągnąłem już taki wiek wampirzy, że musiałem posilać się jedynie krwią prosto z żył.
Czasami nawet przez myśl przeszło mi, żeby napić się krwi mojej córki, pomimo tego, że ona również była wampirem. Jednakże, była nim tylko w połowie, więc mogłem się nasycić jej plazmą. Ten kretyński pomysł rodził się coraz częściej w mojej głowie, dając mi potwierdzenie tego, że zamieniam się powoli w potwora.
Na myśl tego, że mógłbym skrzywdzić własną córkę czułem się już bydlakiem. Niemniej jednak nie mogłem nic na to poradzić. Jej ciepła krew działała na mnie jak zapach wódki na alkoholika.
Patrzyłem właśnie jak mała blondyneczka przytula się do Bustera. Uśmiechnąłem się, kiedy dziewczynka zaśmiała się głośno odsłaniając swoje mleczne ząbki. Wiedziałem, że kiedy one wypadną jej stałe zęby będą różniły się od siekaczy rówieśników.
Wyglądało to niemal jak sielanka. Z pralni wyszła Karen i podeszła do mnie. Objęła mnie ramionami od tyłu i pocałowała w policzek. Uniosłem głowę w jej stronę i puściłem do niej oczko. Oboje obserwowaliśmy owoc naszej miłości, który rósł i rósł każdego dnia, stając się coraz piękniejszą.
Idyllę jednak przerwał krzyk małej May. Skaleczyła się o kawałek szkiełka, który niewiadomo znikąd pojawił się na podłodze. Karen stanęła jak wryta, nawet Buster zaczął wyć.
Ruszyłem w stronę mojej córki z wampirzą prędkością. Żona nawet nie zdążyła postawić jednego kroku. Rana była tylko powierzchowna, jednak dla małego dziecka to było i tak za dużo. Dziewczynka piszczała i krzyczała. Pobiegłem z nią do kuchni i otworzyłem apteczkę.
Kiedy już trzymałem w dłoniach wodę utlenioną, moje nozdrza wyczuły krew córki. Zacisnąłem mocno pięści, starając się zagłuszyć moje pragnienie.
Podszedłem do płaczącej May, która kwiliła pod nosem: Pomocy, tatusiu, proszę! Jednak każde jej słowo słyszałem coraz ciszej, natomiast bicie jej serca było z każdą setną sekundy coraz silniejsze.
Jakby w transie chwyciłem jej malutki paluszek i przesunąłem po nim językiem. Moje ciało przeszedł dreszcz, nieporównywalny do niczego przedtem. Jej krew, krew mojej córki była czymś niesamowitym. Ludzka, ale zarazem doskonalsza, wspanialsza.
Wyobraziłem sobie, że jej palec jest rurką od napoju, a ja starałem się wyssać całą zawartość. Usłyszałem jeszcze donośniejszy krzyk mojej córki, jednak mój mózg nie chciał sobie tego przyswoić. Napawałem się niesamowitym smakiem jej krwi.
– Steve!!! – usłyszałem za plecami. Był to wrzask mojej żony.
Oderwałem się delikatnie od palca małej, udając, że tylko go obserwowałem. Poczułem się okropnie. Nie dlatego, że to zrobiłem, tylko dlatego, że zostało mi to przerwane.
Nie chcę przyswajać, jakie to uczucie. Nie chcę, ponieważ wiem, jak to zabrzmi w kontekście tego, że mówię o własnej córce. Jednak wspominałem, że picie krwi wprawia wampira w coś rodzaju ekstazy. To było tak, jakbymbył tak blisko i nagle zostało mi to przerwane.
– Miała w palcu kawałek szkła – skłamałem, oblizując wargi, na wypadek, gdybym miał na sobie dowody zbrodni, którą właśnie popełniłem.
Karen zaczęła płakać, kiedy zobaczyła czerwoną od łez córeczkę. To zawsze wywołuje takie samo uczucie u matki. Zauważyłem to już nie dzisiaj.
Wyrwała mi wodę utlenioną i sama zaczęła oczyszczać ranę May. To może i dobrze. Bałbym się, że sam nie dałbym sobie rady. Dopiero zaczęło docierać do mnie, co zrobiłem.
Właśnie wypiłem krew mojej własnej córki! Nie mogłem się powstrzymać przed skrzywdzeniem mojego największego skarbu.
Miałem jednocześnie ochotę zwymiotować jej krew, aby już nie mieć dowodów w sobie, ale z drugiej strony chciałem jak najdłużej trzymać w sobie tę przewspaniałą ciecz i napawać się jej smakiem.
Sam sobie wymierzyłem policzek.
Wiedziałem, że zacząłem się staczać.
Nie pozostało mi nic innego, jak postarać się to zwalczyć.
Nie, nie mogłem przejść na abstynencję. Jedynym wyjściem w mojej sytuacji było zdobycie krwi.
Ogromnej ilości krwi.
***
Słońce dawno już zaszło, na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze, lśniące gwiazdy. W powietrzu pachniało nocą i drzewami, słyszałem śpiew pasikoników na zewnątrz.
W mojej sypialni paliło się światło. Stałem przed lustrem w najlepszym garniturze jaki miałem. Czarny, z czerwonymi wstawkami. Wyglądałem jak bożyszcze nastolatków , nie chcę nikogo oszukiwać.
Za mną pojawiła się Karen. Patrzyła na mnie z uśmiechem na twarzy, podziwiając każdy centymetr mojego ciała.
Podeszła do mnie i pomogła zapiąć mi muszkę. Wygładziła mi marynarkę i z miłością w oczach pocałowała mnie w usta, stając na palcach.
– Kochanie, musisz tam iść? – Wtuliła się we mnie, wchłaniając zapach wody kolońskiej.
Wprawdzie nie musiałem jej używać. Moje ciało samo wydzielało afrodyzjaki wabiące wszystko i wszystkich, jednak za bycia człowiekiem uwielbiałem zapachy i teraz to się też nie zmieniło.
– Zaprosili wszystkie wampiry w mieście – powiedziałem żonie, gładząc ją po jej policzku, który już nie był taki gładki jak kiedyś.
– Nie chcę cię zostawiać samego... Szkoda, że nie mogę tam iść z tobą. – Dalej trwała ze mną w uścisku.
Obserwowałem nasze odbicie w lustrze. Nasze ciała delikatnie kiwały się bez wyraźnego rytmu.
– Wybacz mi, ale zaprosili tylko wampiry. To taka... Nasza noc. Wymienimy się tylko spostrzeżeniami. Może przyjdzie ten najstarszy... Opowiem ci potem wszystko ze szczegółami, obiecuję. – Pocałowałem żonę w usta, ale za sobą skrzyżowałem dwa palce.
Co jej miałem innego powiedzieć? Jako wampir powinienem prowadzić nocny tryb życia, ale ze względu na nią i naszą córkę, żyję jak dawniej.
W luksusowym klubie Plazma 51 pojawiają się zarówno wampiry, jak ludzie, którzy marzą, aby zostać pokąsani. Idę tam, aby zapolować. Wypić krew. Wszystkie wampiry traktowane są tam jak świętość. Wszystko jest na ich zawołanie.
Był kiedyś incydent, że jeden wampir zażyczył sobie do osobnego pokoju trzydzieści kobiet. Zdruzgotany właściciel lokalu obdzwaniał wszystkie kluby nocne, ponieważ nie mógł niezadowolić tak ważnego i honorowego gościa.
– May śpi? – zapytałem Karen, zakładając na rękę elegancki zegarek.
– Tak, właśnie zasnęła. Jak się cieszę, że ta rana jest taka malutka... Ale strasznie się wymęczyła, zachowuje się, jakby właśnie przechodziła przez ciężką chorobę. Myślisz, że to przez ten szok?
Przełknąłem ślinę. Nie mogłem się przyznać, że to przeze mnie. Ani przed Karen, ani przed samym sobą.
–Z pewnością... Jutro wszystko na pewno wróci do normy. – Poprawiłem się ostatni raz i pocałowałem małżonkę w czoło. – Połóż się i się wyśpij. Obiecuję, że tylko się tam pokażę i wracam. Nie zamierzam zabawić tam długo. Wolę spędzić ten czas z tobą.
Chciałem dodać, że wolałem spędzić ten czas z nią, powoli sączyć krew z jej ciała. Jednak to nie przystoi. Nie mogłem przestać myśleć o sobie w kategorii potwora.
Pożegnawszy się z żoną po raz kolejny, wyszedłem z domu i wsiadłem do samochodu. Szybkim autem szybko przemierzyłem obrzeża, następnie długi i zapierający dech w piersiach most.
W rytm klubowej muzyki wydobywającej się z samochodowego radia wjechałem w otoczenie przepychu i nocnej atmosfery. Wszędzie paliły się światła, dookoła liczne billboardy, gwiazdy, paparazzi. I wampiry.
Dojechałem do Plazmy 51 przed godziną jedenastą w nocy. Parkingowy, kiedy tylko ujrzał moje iskrzące się czerwone oczy, przepuścił mnie na parking dla VIP'ów. Tak też było z każdą inną bramką. Wszedłem do klubu, o którym wielu ludzi marzy, bez żadnego problemu.
W środku pachniało krwią i alkoholem. Wokoło pełno wampirów, wszyscy porozumiewawczo kiwali do mnie głowami, jakby znali mnie od dawna. Przygrywała klasyczka muzyka, podkreślająca, jaką dostojność mają wampiry.
Młoda kelnerka z ukłuciami na szyi podała mi tacę z winem. Podziękowałem i wziąłem jedną lampkę. Upiłem mały łyk, czując w winie posmak krwi. Oblizałem usta i zająłem miejsce przy jednym z wolnych stolików.
Lokal utrzymany był w czerwono-czarnych barwach. Urządzony w gotyckim stylu. W rogach ścian paliły się długie świecie. Poczułem zapach topionego wosku.
Na środku sali grał zespół. Starszy mężczyzna grający na skrzypach skupiał całą uwagę wampirów. Wiedziałem, że będą się bili o to, kto wypije jego krew.
– Dzień dobry – doszedł mnie głos kobiety, która znikąd dosiadła się do mojego stolika.
Miała może pięćdziesiąt lat, w ustach pełno botoksu, a jej gładka od operacji twarz wyglądała sztucznie i śmiesznie. Jej wychudzone i wyniszczone ciało (zapewnie od papierosów) okryła drogim płaszczem z norek. Marne, liche, niemal szare, długie włosy pozostawiła rozpuszczone.
Zmarszczyłem brwi, patrząc badawczo w jej stronę.
– Przecież nie powiem, dobry wieczór. Przecież wy żyjecie nocami. – Tak jak sądziłem, z kieszeni płaszcz wyciągnęła linka i zapaliła go od świeczki, która znajdowała się na stoliku.
– Co się tak przyglądasz? – zapytała skrzeczącym głosem, starej lampucery. – Spodobałam ci się?
– Gustuję raczej w młodszych. – Uniosłem jedną brew w górę. – Jak cię wpuścili? Nie jesteś wampirzycą.
– Owszem, nie jestem nią, ale kobieta potrafi przekonać bramkarzy, aby wpuścili ją do środka.
Prychnąłem śmiechem. Takiej jeszcze mi tu brakowało. Założyłem nogę na nogę i rozluźniłem mięśnie, nie zamierzając odpowiadać nic na jej słowa. Ta jednak nie dawała za wygraną.
– A ty czemu tu jesteś? Na twoim palcu błyszczy obrączka, więc nie szukasz towarzystwa na jedną noc. Kłótnia z żoną? Nie chce już dzielić z tobą małżeńskiego łoża? – tym razem to ona zaśmiała się jak stara opona. Nie lubiłem takiego typu ludzi.
– Bo mogę – odparłem wymijająco, nie zamierzając wdawać się w dyskusję.
– Słuchaj, kochanieńki. Oboje wiemy, co nas tu sprowadza. Krew. – Wyłożyła przysłowiowe karty na stół, razem ze swoimi zbyt długimi pazurami. – Ty chcesz się napoić, ja chcę natomiast wampirzej krwi.
– Chcesz się przemienić?
– Oczywiście. Mam dość tego życia śmiertelnika. Chcę czegoś więcej. Liczę, że pomożesz mi to znaleźć?
Z tego, co wiem, wampiry mogą powstać na dwa sposoby. Po pierwsze, z narodzin. Wampir z wampirem, wampir z człowiekiem, i tak dalej. Ważne, aby przekazać dna dziecku, zupełnie tak jak ja przekazałem je May. Tworzą się wtedy albo wampiry czystej krwi, albo takie mieszańce. Pół człowiek, pół wampir. Wszystko zależy od genów.
Drugim sposobem jest przemiana bezpośrednia. Wampir wysysa większość krwi człowieka i dodaje parę kropel swojej. W krótkim czasie następuje całkowita zmiana organizmu, wraz z odnową krwi.
Nie zamierzaliśmy iść nigdzie na zaplecze. Wszyscy tu się kąsali. Było to tak naturalne, jak popijanie alkoholu.
Przysunąłem się do kobiety, której imienia nawet nie znam i zatopiłem zęby w jej szyi.
Jej krew nie była taka pyszna, jak innych. Starsza, przesiąknięta nikotyną i alkoholem. Taki jakby smak taniego wina dla człowieka. Jednak wypiłem jej większą ilość, więc mogłem się zadowolić. Ścisnąłem jej ciało mocniej, napierając na nią. Taka ilość krwi sprawiła, że zacząłem drżeć, połykając kolejną porcję ciepłej cieczy.
Kiedy poczułem, że wypiłem dostatecznie dużo krwi, a nawet trochę za dużo, ugryzłem własny język i pozwoliłem, aby moja krew wpłynęła do jej rany.
– Dziękuję, kochanieńki – powiedziała kobieta, chwytając się zmęczoną od życia ręką rany, którą jej zrobiłem.
Chwiejnym krokiem odeszła ode mnie, kołysząc się na każdą stronę. Była zmęczona, teraz powinna jak najszybciej się położyć, aby transformacja mogła przebiec szybko i bezboleśnie.
Za dwa, góra trzy dni, ta kobieta obudzi się na nowo, z powrotem piękna, nieskalana, bez widocznego działania czasu, bez pomarszczonych dłoni. Obudzi się idealna.
Obudzi się wampirem.
___________________
I jest, kolejny rozdział, gdzie możecie zobaczyć, jak ważnymi personami są wampiry w Bridgetown :). Do zobaczenia :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top