Rozdział XXXV


Witam Was moi drodzy czytelnicy... Chciałem znowu..meh...przeprosić Was za to, że tyle to wszystko trwa. Niestety musiałem się trochę podleczyć, a także powalczyć z brakiem weny. Ostatecznie mam nadzieję, że załatwiłem już wszystko i będę tutaj bywał dość często. Chciałbym podziękować wszystkim, którzy ze mną zostali mimo mojego zachowania, a także tym, którzy dopytywali się o moje zdrowie i wspierali mnie w gorszych dla mnie chwilach. Posiadanie ludzi takich jak wy w gronie znajomych to coś przecudownego...To prawdziwy skarb, którym z wielką chęcią chwale się na prawo i lewo. Nie mam słów, którymi mogę...którymi chciałbym Wam za wszystko podziękować...

A teraz....!!!! Rozdział :3

Haruka ~

   Leżałem na czymś twardym, podoczepiany do dziwnego sprzętu. Słyszałem wszystkie rozmowy ludzi, którzy, jak wywnioskowałem, byli lekarzami i zajmowali się mną, a także Ryuu. Jednak najgorsze było to, że za nic w świecie nie mogłem otworzyć oczu. Powieki były ciężkie niczym głaz z resztą tak samo jak całe moje ciało. Miałem wrażenie jakbym był w zamkniętym pudełku ze ścianami pomalowanymi od wewnątrz na czarny kolor, a od zewnątrz prześwitywało. Wszyscy mnie widzieli, a ja mogłem tylko ich usłyszeć. 

   Tego dnia znowu powtarzało się to, co lekarze robili wokół nas. Rozpoznawałem już każdego z nich po głosie i także stale byłem informowany o stanie Ryuu, który trochę ich niepokoił. Osobiście sam wolałbym się nim zająć..Chciałem pomóc mu w jakikolwiek sposób, jednak nie było mi to dane. Wiedziałem, że jestem połączony z jego ciałem, tylko, że nie widziałem u siebie żadnych zmian z tym związanych. Zupełnie nic. Aż do teraz. 

   Leżałem spokojnie, słuchając co dzieje się wokół mnie, gdy nagle przed moimi oczami zaczęły przewijać się w szybkim tempie jakieś obrazy z przeróżnymi wydarzeniami. Wszystko przelatywało w błyskawicznym czasie, a ja poczułem jak całe ciało mi się spina. Zacisnąłem powieki, bo ilość obrazów i mieszające się dźwięki sprawiały, że dostawałem ataku paniki. Miałem ochotę zacisnąć dłonie na głowie i skulić się w jakimś kącie, dopóki wszystko nagle się zatrzymało. 

    Widziałem teraz wyraźnie jedną odgrywaną scenę. Z moimi rodzicami. To był mój koszmar sprzed kilku miesięcy, przedstawiający śmierć ich obojga. Czułem jak po policzkach spływają mi łzy, ale nawet nie próbowałem ich hamować. Gdy wspomnienie się skończyło, obrazy przeskoczyły ponownie i znowu ich widziałem, choć tym razem żyli. Stali na klifie, obserwując z góry jak kilkunastu ludzi pęta i rani czarno-czerwonego smoka. Choć wiedziałem, że wszystko rozgrywa się w mojej głowie, otworzyłem szerzej oczy, bo smokiem, którego atakowali był Ryuu. Nie wierzyłem w to co widziałem, a jednak czułem w środku, że to stu procentowa prawda. Smok upadł, łapczywie łapiąc powietrze i wtedy rodzice rozkazali mu być posłusznym. 

   Obrazy tak jak szybko się pojawiły, tak szybko zniknęły i ich miejsce zastąpiły nowe. Tym razem pokazywały wyraźnie ludzką postać Ryuu, który walczył z jakimś czerwonowłosym mężczyzną , na środku polany,  położonej niedaleko miejsca, w którym żył pilnując cząstki. Z dialogu prowadzonego między nimi zdołałem usłyszeć, że to własnie ten mężczyzna zabił moich rodziców. Reszta została pominięta i zdołałem zobaczyć tylko końcówkę, w której Ryuu zatapia srebrny sztylet w jego sercu. 

   Po tym co zobaczyłem, nagle poczułem każdy skrawek mojego ciała. Każdy nawet najdrobniejszy ból był dla mnie wyczuwalny. Otworzyłem szeroko oczy, które zaatakowało jasne światło, ale pozbyłem się go szybko dzięki mruganiu. Przede mną leżał Ryuu z otwartymi oczami, które wpatrywały się we mnie, a na ustach miał delikatny uśmiech. Wyglądał okropnie, ale jego widok sprawił, że czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. 

-Ha...ru... - jego bardzo słaby głos rozniósł się po pomieszczeniu, zwracając na nas uwagę lekarzy. Czerwonowłosy odkaszlnął, pozbywając się tym chrypki, a z kącika jego ust popłynęła krew. Otworzyłem szerzej oczy i zerwałem się do siadu, ignorując głosy osób znajdujących się w sali i to, że większość podoczepianego do mnie sprzętu została zerwana. Najdelikatniej, jak w tym momencie umiałem, uniosłem głowę chłopaka, opierając ją na moim przedramieniu i nerwowo wpatrywałem się w jego oczy. 

- Ryuu - wyszeptałem, bo tylko na tyle było mnie teraz stać. W końcu jakiś czas nie używałem głosu i wydałem z siebie coś na kształt cichego pisku. Czerwonowłosy uśmiechnął się i próbował podnieść rękę, która była cała w zadrapaniach i siniakach. Z resztą tak samo jak reszta jego ciała. Złapałem ją i przyłożyłem sobie do policzka jej wierzch, zamykając na moment oczy.

- To wszystko...co udało mi się... -  zakasłał krwią - dla ciebie... zrobić - ostatnie słowo wyszeptał, a ja poczułem słone łzy zalewające mi twarz.

- Ryuu, nie...błagam nie...nie! - ignorowałem zupełnie ból w swoim ciele, skupiając całkowicie uwagę na chłopaku i modląc się w duchu by to także było jakieś durne wspomnienie, zły sen, cokolwiek byle nie rzeczywistość. Wokół nas panowała zupełna cisza, jakbyśmy byli tylko my i nikt więcej. Trzymałem go w swoich ramionach, a on z trudem starał się oddychać.

- Oddałem ci...tyle mojej siły... ile tylko miałem - wyszeptał i wspierając się na mnie, z głośnym sykiem uniósł się do siadu. Przytrzymywałem go, wpatrując się prosto w jego tęczówki, które znajdowały się kilka centymetrów ode mnie. Ale zamiast powiedzieć cokolwiek, schowałem zapłakaną twarz w jego szyi, trzęsąc się cały i nie mając pojęcia jak utrzymać go przy życiu. Tak cholernie w tym momencie się bałem, a jego ciepła dłoń, która znalazła się na moich plecach tylko spotęgowała szloch, który targał moim ciałem. Odsunął moją głowę i przetarł kciukami moje mokre policzki, nie przestając się uśmiechać mimo łez, które także znalazły się w kącikach jego oczu. 

- Ryuu...bła..błagam cie. Nie rób tego - wyszeptałem z gulą w gardle, ostatkami sił powstrzymując się przed wybuchnięciem płaczem. On w odpowiedzi przysunął twarz do mojej i musnął popękanymi wargami moje, składając mi w ten sposób pełen uczucia pocałunek. Zamknąłem oczy i oddałem go, czując jak chłopak uśmiecha się po tym i pogłębia go delikatnie, bardzo  spokojnie, a dla mnie w tym momencie nie liczyło się nic więcej prócz jego dotyku. Złapałem go mocniej, gdy osunął się w moich ramionach, a jego oddech się zatrzymał i przysunąłem głowę do jego torsu, zupełnie oddając się w objęcia płaczu i szlochu. Przycisnąłem jego bezwładne ciało do swojego i zamykając zapłakane oczy, wydarłem się jak głupi, rozumiejąc, że ten chłopak oddał mi swoje życie. 

  Wszystko trwało kilka chwil, a ja miałem wrażenie, że ciągnie się to w nieskończoność Otworzyłem oczy i zobaczyłem za plecami Ryuu wielką szybę, za którą stali moi przyjaciele. Raiona przyciskała ręce do piersi i płakała wpatrując się w ciało, które trzymałem, czarnowłosa odwróciła się do nas plecami i ukryła twarz w dłoniach, a Tsukasa patrzył na mnie, mając na policzkach łzy. Zerknąłem za siebie gdzie stali lekarze z pochylonymi głowami. Nie miałem im za złe, że nie podjęli próby ratowania Ryuu, bo sam wiedziałem, że nie było dla niego ratunku po tym jak oddał mi całą siłę, którą posiadał. To dzięki niemu ja żyłem. Zdając sobie coraz bardziej z tego sprawę znowu zaniosłem się głośnym płaczem, nie wypuszczając z objęć czerwonowłosego nawet wtedy gdy do pomieszczenia wpadli inni wraz z resztą mojej drużyny. Dopiero Tsukasa, który podszedł do mnie i wyciągnął mi z rąk ciepłe jeszcze ciało kładąc je na stole, zdołał odwrócić moją uwagę. Objął mnie, pozwalając ukryć twarz w jego ramionach i głaskał powolnie po włosach, kojąc przeogromny ból. Niedługo po tym zemdlałem przez ilość emocji i przez brak sił.

Tsukasa : 

  Scena, która rozgrywała się za szybą, wprawiła nas wszystkich w osłupienie. Mieliśmy odchodzić gdy Haru zerwał się ze stołu, na którym leżał razem z Ryuu i uniósł jego pokaleczone ciało. Wpatrywaliśmy się w to w zupełnej ciszy, którą przerwał szloch Raiony. Docisnąłem dłoń i czoło do szyby i widząc jak Ryuu całuje Haru poczułem ból. Dopiero gdy osunął się w ramionach czarnowłosego, zrozumiałem co właśnie się wydarzyło. A raczej nie byłem w stanie tego zrozumieć. Śmierć Ryuu była rzeczą, o której nie pomyślałem ani przez chwilę, a wydarzyła się jak gdyby nigdy nic przed moimi oczami. Łzy spłynęły po mojej twarzy i widząc jak Haru zatraca się w płaczu, poleciałem do niego jak dziki. 

  Trzymając go już w ramionach, zerknąłem na ciało Ryuu, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie się dzieje. Nie tak miało to wszystko wyglądać. Mięliśmy być bohaterami. Mięliśmy wszyscy razem rozgryźć te durną zagadkę. Razem mięliśmy odkryć kim tak naprawdę jest Haru. Razem...mięliśmy żyć już do końca...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top