Rozdział XXI

Witam! Wracam do was po prawie 24 dniach nieobecności... Bardzo was wszystkich przepraszam, ale na wyjazd nie zabrałem laptopa i po prostu nie miałem jak pisać. Mam nadzieję, że ten rozdział, w którym zawarte jest pełno zwrotów akcji jakoś wam to wynagrodzi! Zapraszam do czytania! ^.^

       Razem żartując i śmiejąc się z Tsukasy, stałem ze smokiem niedaleko jeziorka lawy. Niestety nie mogliśmy tego robić zbyt długo, ponieważ białowłosa podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu.

- Haru, nie zapomniałeś o czymś ? - zapytała słodkim głosikiem, którego dźwięk zmroził mi krew w żyłach.

- Hehe... tak wiem, tak wiem... - mruknąłem zrezygnowany i podniosłem się z ziemi.

          Ruszyłem do miejsca, gdzie znajdowała się cząstka, a czerwonowłosy widząc moje poczynania, od razu się do mnie przyłączył. Stanęliśmy ramię w ramię przy krawędzi jeziora dzięki czemu, mogłem poczuć na całym ciele buchający żar ognia.

- To co robimy? - zapytał Tsukasa zakładając ręce na piersi.

- Nie wiesz ? - głęboki głos odezwał się zza naszych pleców. Smok podszedł do nas bezszelestnie i wlepił zielone oczy w twarz czerwonowłosego.

- A powinienem wiedzieć? - mruknął i ściągnął brwi, zastanawiając się nad ewentualną drogą prowadzącą do cząstki.

- O ile mi wiadomo, wy umiecie to robić. Reszty domyśl się sam – odparł i siadł całym cielskiem na wypalonej ziemi. Oparł głowę na przednich łapach i wpatrywał się w nasze poczynania.

- Robiłem to tylko na treningach, ale jeszcze nie uczyłem się jak zapanować nad tak ogromną ilością ognia – powiedział wyraźnie się garbiąc. Podszedłem do niego i położyłem mu rękę na ramieniu.

- Możemy znaleźć inny sposób... Nie musisz tego robić. Mógłbym ja to zrobić, ale potrzebuję do tego dużej ilości wody i wtedy...

- Przestań Haru. To ja muszę się tym zająć – przerwał mi i położył dłonie na moich biodrach.

- Co chcesz zrobić ? - spytałem wyraźnie zmartwiony. Nie chciałem by brał wszystko na siebie. Dodatkowo to, co prawdopodobnie chciał wykonać było cholernie niebezpieczne.

- Rozstąpię lawę i zabiorę żywioł – mruknął przysuwając mnie bliżej siebie. Nachylił się i złączył nasze wargi w delikatnym, lecz stanowczym pocałunku. Odsunąłem się i schowałem głowę w zagłębieniu jego szyi. - Nie martw się – szepnął mi do ucha i mocno przytulił.

- Boje się – odparłem.

- Aż tak we mnie nie wierzysz ? - zaśmiał się cicho i odwrócił głowę w stronę podestu, na którym stał wapienny posąg demona. Zamknął oczy i wysunął ręce do przodu, skupiając całą swą energię na buzującym ogniu. Lawa zadrżała i ku mojemu zdziwieniu zaczęła się odsuwać, ukazując drogę z wypalonych kamieni. Zrobił krok do przodu i z gracją zeskoczył pół metra w dół. Zamarłem i na wstrzymanym oddechu obserwowałem, jak stawia kolejne kroki, kontrolując morderczy żywioł.

- Nie! - krzyknąłem, gdy się potknął, a lawa natychmiast ruszyła do przodu. Jednak w ostatnim momencie rozłożył szeroko ręce i ją zatrzymał. Odwrócił się w moją stronę i rzucił przepraszające spojrzenie i chytry uśmieszek. Do końca zostało mu już tylko pięć metrów, które na szczęście chwilę później pokonał w mistrzowskim stylu. Wskoczył na podwyższenie i mi pomachał. Odetchnąłem z ulgą i zerknąłem na Raione, która chyba także zapomniała jak się oddycha, oglądając całe zajście. Tsukasa uniósł rękę i zamknął dłoń na świecącej cząstce, którą od razu schował do kieszeni.

- Udało się! - wrzasnął z radości. Uśmiechnąłem się szekoro, widząc jego uradowaną minę.

- Wracaj tu! - krzyknąłem i machnąłem ręką w naszą stronę. Pokiwał głową i złapał się posągu.

          Za mną smok gwałtownie podniósł głowę i znowu spojrzał na czerwonowłosego, a kolor jego oczu nagle zmatowiał. Wróciłem wzrokiem do Tsukasy i patrzyłem jak już pewniejszym krokiem przemierza dzielącą nas odległość, sprawiając, że lawa rozsunęła się jeszcze bardziej. Wyciągnąłem rękę by pomóc mu wejść z powrotem, a gdy jego stopy dotknęły ziemi, jezioro gwałtownie wróciło do poprzedniej formy wzbijając groźne fale. Jednak to się już nie liczyło. Byłem szczęśliwy, mogąc znowu przytulić Tsukasę.

- Udało się – szepnął i ścisnął ręce na moich plecach.

- Wiem – zdołałem tylko wydusić, ponieważ próbowałem wstrzymać łzy napływające do oczu. - Wiem. Zrobiłeś to.

- Tak – zaśmiał się.

Wulkaniczne zwierzę podniosło się z ziemi i stając naprzeciwko nas, ukłoniło się czerwonowłosemu.

- To znaczy, że teraz będę mógł ci rozkazywać ? - spojrzał na smoka uginającego się u jego stóp.

- Tak, panie – powiedział stwór, a ton jego głosu znacząco się zmienił.

- Boże Tsukasiu tak się bałam! - krzyknęła Raiona i rzuciła się w ramiona zdziwionemu Tsukasie.

- Już, już. Nie płacz dziewojo. Twój rycerz powrócił – odpowiedział, a na te słowa dziewczyna od razu się od niego odsunęła.

- Wiesz co, chyba się rozmyśliłam – parsknęła i odeszła dalej, co skwitowałem cichym śmiechem.

- Mówiłeś coś mistrzu ? - zapytała, wbijając we mnie swoje niebieskie spojrzenie pełne złości, którą wywołał czerwonowłosy.

- Ależ skąd! - zacząłem machać przecząco rękami w jej stronę, z całych sił hamując wybuch śmiechu.

- No mam nadzieję.

***

              Ruszyliśmy w drogę powrotną, ponieważ smok powiedział, że tylko tak możemy znowu wrócić do swojego świata. Zaczęło mnie zastanawiać zachowanie Tsukasy, ponieważ stał się nieobecny. Trzymał się na uboczu, a gdy podszedłem do niego, stwierdził, że wszystko jest w porządku i że nie mam się czym przejmować. Pomyślałem, że może musi odreagować po wcześniejszych przeżyciach. No bo w końcu rozstąpienie lawy nie zalicza się do ''normalnych'' czynności.

             Powrót minął nam spokojnie, bez ataków diordów, które smok odstraszał bardzo skutecznie. Następnie stworzył portal i przeniósł nas z powrotem do podziemnej biblioteki. Z wiru kolejno wypadliśmy: ja, Raiona, Tsukasa i smok.

            Wylądowałem na kamiennej posadzce, więc chwilę mi zajęło dojście do siebie i podniesienie z podłogi. Natomiast Tsukasa zrobił to w tempie ekspresowym i od razu znalazł się przy mnie. Wyciągnął rękę w moją stronę, więc przyjąłem jego pomoc by dźwignąć się z ziemi. Jednak gdy tylko mi się to udało, jego ręka oplotła moją szyję i mocno ścisnęła.

- Tsuka...

- Cicho! Nie ruszajcie się bo zrobię mu krzywdę! - krzyknął do strażników, a ja momentalnie zamarłem.

- Co się dzieje? - spytałem, próbując się uwolnić od silnego uścisku.

- Milcz – warknął. Wskazał palcem na smoka, który znieruchomiał.

- Ty. Wyrzuć za drzwi tego zapchlonego kota i zajmij się nim odpowiednio – wydał rozkaz ku zdziwieniu Raiony i mojemu przerażeniu.

Smok ruchem błyskawicznym doskoczył do zdezorientowanej dziewczyny i siłą odrzutu, wypchnął ją z pomieszczenia. Zacząłem się szarpać i kopać, ale wszystko to szło na marne.

- Co się z tobą dzieje idioto ?! - wydarłem się gryząc go w rękę. Syknął i pchnął mnie na zimną podłogę. Nie zdążyłem złapać równowagi, więc po prostu upadłem, ale natychmiast zerwałem się i stanąłem naprzeciwko Tsukasy. Przeraziłem się. Jego oczy były zupełnie czarne, a energia emanowała nienawiścią. Co do...

            Napiąłem mięśnie, gdy rozłożył szeroko ramiona i odchylił głowę do tyłu. Z jego ramion wystrzeliły kule ognia, które przemieniły się w ogniste skrzydła. Zaśmiał się złowrogo i spojrzał mi prosto w oczy. Ruszył szybko.

            Zrobiłem skuteczny unik, ale on odbił się od ściany i pomagając sobie skrzydłami doleciał do mnie jeszcze szybciej niż wcześniej. Odepchnąłem go od siebie i stworzyłem tarczę z wody, dotykając plecami jednej ze ścian. Bez żadnych zahamowań rzucił się na moją ochronę i pokonał ją bez trudu, a jego pięść dosięgnęła mojej twarzy.

- Odbiło ci ?? - wydarłem się plując na ziemię krwią.

- Mi odbiło ? Chyba tobie! Jak mogłeś być tak głupi i w ogóle pomyśleć, że będę wiernie przy tobie trwał podczas gdy ty będziesz rósł w potęgę zdobywając kolejne cząstki ?!

- Co... Jak mogłeś... - powolnym krokiem dotarł do mnie i jednym ruchem pociągnął do góry. Mocno trzymał za moją kurtkę, uniemożliwiając mi kontakt z podłogą. Docisnął mnie boleśnie do ściany, a z moich ust wydał się cichy jęk.

- Jak się teraz czujesz co? - spytał szepcząc mi do ucha i owiewając je ciepłym oddechem. Moje ciało zareagowało na to, wbrew mojej woli. Złapałem go za nadgarstki, zatapiając w nich paznokcie.

- Puść mnie... Tsukasa, proszę – wydusiłem z siebie. Nagle znieruchomiał i wyglądał jakby bił się z własnymi myślami. Na chwilę jego oczy znowu nabrały czerwonego koloru i rozszerzyły się widząc co robi. Zabrał rękę jak oparzony, a ja upadłem ślizgając się po ścianie.

- Haru, ja nie... Uciekaj! - wrzasnął, a jego tęczówki znowu nabrały czarnego odcienia.

Nie rozumiałem co się dzieje. Co się dzieje z nim. Odskoczył w tył i jedną dłonią ścisnął sobie szyję. Walczył. Walczył z czymś, co próbowało przejąć kontrolę nad jego ciałem. Niestety przegrał.

Znowu ruszył w moją stronę, a ja zdołałem tylko ustawić cienką barierę wody. Teraz wiedziałem, że nie mogę go skrzywdzić, bo to nie był prawdziwy on. To nie był Tsukasa.

Jednak potwór, który w nim siedział miał nieco inne plany. Jedną ręką trzymał mnie za gardło, a drugą szybko ściągnął moją postrzępioną kurtkę.

- Czym jesteś? - wymamrotałem, pomiędzy haustami powietrza, które tak panicznie próbowałem nabrać.

- Nie wiesz? - zaśmiał się – Najwyższym demonem. Tsukasy już nie ma – warknął i zdarł moją koszulkę, zostawiając na piersi trzy ślady po paznokciach.

- Cze...go chcesz? - wysapałem próbując oderwać od siebie jego ręce, które błądziły po moim ciele.

- Skoro wreszcie mam ciało, dlaczego by się nie zabawić? - mruknął i przygryzł mi szyję. Jęknąłem z bólu, a moje ręce bezwładnie opadły na podłogę. Nie mogłem nimi w ogóle ruszyć, jakby niewidzialna siła trzymała je przy ziemi. Wpił się w moje usta i językiem błądził po podniebieniu. Zaczęło mi brakować powietrza, więc wierzgnąłem nogami odsuwając go od siebie. Jego ręka wykonała szybki ruch i trafiła mnie w szczękę. Upadłem na brzuch i nie byłem w stanie się podnieść. Pociągnął moje prawie bezwładne ciało i opadł o ścianę. Jedna dłoń zawędrowała aż do mich sutków, a druga zahaczyła o pasek od spodni.

- Proszę... przestań – kilka łez spłynęło po moich policzkach, ale demon tylko uśmiechnął się wrednie i przygryzł moje ucho.

- Ach! – jęk wydobył się z moich ust, chociaż próbowałem je zamknąć z całych sił.

- Skarbie... gdzie masz drugą cząstkę? - zapytał zostawiając ślad po ugryzieniu na prawym ramieniu. Włożył dłoń d jednej z tylnych kieszeni moich spodni.

- Tutaj? Nie.. Może tu? - przeszukał wszystkie kieszonki, aż dotarł do tej właściwej. Wyjął z niej świecącą na niebiesko kulkę i schował do swoich spodni. Następnie odpiął pasek i wsunął rękę pod moje bokserki.

- Nie! Ach! - krzyknąłem. Każde miejsce, które dotknął paliło żywym ogniem.

- Nie podoba ci się? Jakoś tego nie widzę – mruknął i rzucił mną o ziemię. Zaczął ściągać resztę moich ubrań, gdy do pomieszczenia wszedł smok.

- Gotowe, panie – powiedział.

- Tak szybko? Jeszcze nie skończyłem... Eh... - przejechał językiem wzdłuż mojego kręgosłupa, który wygiął się w łuk. Później wstał i otrzepał spodnie z kurzu.

- No nic... Na dzisiaj to wszystko, ale spokojnie. Wrócę po ciebie. - mruknął i odszedł w nieznanym kierunku, pozostawiając mnie w opłakanym stanie. Moje ciało drżało w konwulsjach, a twarz zalana była łzami. Poczułem uderzenie w głowę i przed oczami rozlała mi się ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top