Rozdział XVII
Wtam wiiitam ^^ Powracam z nowym rozdziałem :D Chyba muszę dostać solidnego kopa w dupe, ponieważ coś długo schodzi mi się z pisaniem rozdziałów ;__; ktoś jest chętny ? <tłum ludzi podnosi ręce> cholera... będzie bolało xD Tym czasem, zapraszam do czytania i jeżeli wam się spodoba, to do komentowania :D
- Czy on... e... zasnął ? - Tsukasa podszedł i trącił jedną ze śnieżnych łap końcem buta.
- Na to wygląda... - stanąłem obok niego przyglądając się dziwnemu stworzeniu. Czerwonowłosy po chwili przyglądania prychnął, zeskoczył z kamienia i ruszył w stronę wejścia do jaskini. Na początku gdy chciał przekroczyć próg wejścia, jakaś dziwna siła, jakby ściana, po prostu go zatrzymała. Za drugim razem gdy rzucił się przed siebie, siła zadziałała ze zdwojoną mocą i odrzuciła go do tyłu. Patrzyłem na wszystko z lekkim rozbawieniem.
- To przejście jest zablokowane. Jakby ktoś ustawił tam niewidzialną ścianę z prądem. Wiesz co to oznacza ? - spytał, wstając z ziemi i otrzepując brudne ubranie.
- Że muszę odpowiedzieć na pytanie ?
- Dokładnie - podkreślił to słowo. - Masz jakiś pomysł ?
- Początkowo myślałem, że chodzi o jednego z moich znajomych... Ale zastanawiają mnie te delfiny. One żyją tylko w wodzie, a w sumie reszta opisu pasuje do żywiołu wody. Co o tym myślisz ?
- Byłem przekonany, że chodzi o mnie, ale ni cholery nie wiem gdzie on widział te delfiny... Nie lubię delfinów. Przemyśl to jeszcze na spokojnie, zanim dasz mu odpowiedź.
- Zawsze twoje pierwsze przekonanie jest prawdziwe. W moim wypadku to woda, więc na co czekać ? - ruszyłem do miejsca gdzie jeszcze przed chwilą stałem z zamiarem obudzenia lwa.
- Czekaj! - jego ręka nagle znalazła się na moim brzuchu, uniemożliwiając mi kontynuowanie dalszej drogi. Odwrócił mnie w swoją stronę, a w jego oczach dostrzegłem ... rozpacz ?
- Co jest ? - spytałem lekko zszokowany. On tylko zamknął oczy i pociągnął mnie do siebie. Dosłownie wpadłem w jego ramiona i zniknąłem w żelaznym uścisku.
- Tsuka..
- Uważaj na siebie. Jesteś pewny, że dobrze wybrałeś robiąc to wszystko ? Co będzie jeśli...
- Przestań. - przerwałem mu w pół zdania. - Nie mów tak, co by było gdyby... będzie co ma być, jednak gdybym... no wiesz... obiecaj mi, że wrócisz do domu i będziesz normalnie żył, zapominając o wszystkim. - mocniej przytuliłem się do niego.
- Zapominając o wszystkim? Myślisz, że to takie proste? Oczywiście, że nie mogę ci tego obiecać. Nigdy nie zapomnę. - mruknął i ucałował mnie w czoło. Odsunąłem się i złożyłem krótki pocałunek na jego ustach. Wyrażało to więcej niż mógłbym mu przekazać słowami.
- Będę ostrożny. Zobaczysz, że mi się uda - uśmiechnąłem się i odwróciłem na pięcie.
Od lwa dzieliło mnie raptem siedem metrów, ale idąc, czułem jakbym zrobił miliony kilometrów. Byłem spięty, smutny i zarazem zły, że mogłem źle zrozumieć jego zagadkę. Położyłem rękę między jego zamknięte oczy i poprosiłem cicho by się zbudził. Po chwili otworzył oczy, a ja miałem wrażenie, że ich niebieski blask mnie pochłania.
- Tak szybko mnie budzisz? Znalazłeś już odpowiedź ? - spytał.
- Chyba tak - burknąłem.
- Nie możesz mówić chyba. Musisz być pewny swoich słów, inaczej zapamiętasz jakie są skutki na wieczność. Twoja dusza zostanie przeze mnie pożarta, a ciało spłonie i odrodzi się w piekle.
- Nie mówiłeś o tym wcześniej! - zaprotestował Tsukasa zrywając się z ziemi.
- Nie rozmawiam z tobą, śmiertelniku. - warknął, obnażając swoje śnieżnobiałe kły.
- Wybacz mi za niego. Jestem gotowy i pewny siebie - wziąłem głęboki oddech by się uspokoić.
- Więc mów. Wysłucham cię i jeżeli odpowiedź będzie poprawna, pozwolę wam iść dalej.
- Poprawną odpowiedzią jest... Ocean - wypowiedziałem swoja na jednym tchu, a potem stałem i mocno zaciskałem zęby. Zwierzę podniosło się i zamrugało dwa razy, wyraźnie zaszokowane. Uniósł łapę do góry i wziął duży zamach. Zacisnąłem oczy z przerażenia, a w oddali usłyszałem krzyk Tsukasy. W takim razie, musiałem odpowiedzieć źle. To koniec. Zabije mnie.
Czekałem na cios, ale nic się nie działo. Otworzyłem powoli jedno oko i zrozumiałem, że leżę na ziemi, a nade mną spokojnie płyną chmury.
- Umarłem ? - zapytałem na głos, ale wtem ktoś rzucił się obok mnie i złapał w ramiona. Poczułem znajomy zapach i od razu się uśmiechnąłem.
- Udało ci się - wyszeptał czerwonowłosy, chowając głowę w zagłębieniu mojej szyi. Zerknąłem na lwa, który wyglądał jakby się uśmiechał. Pokiwał głową i wskazał na jaskinię.
- U.. udało się? - zapytałem lekko zdziwiony. Myślałem, że strażnik zabrał moją duszę.
- Tak młodzieńcze. Odpowiedziałeś poprawnie, więc dotrzymam obietnicy. Droga jest otwarta i możecie tam wejść, jednak śpieszcie się bo nie będę wiecznie na was czekał.
Podnieśliśmy się szybko i niemalże biegiem wpadliśmy do ciemnej dziury w ścianie.
- Idę pierwszy - odparł czerwonowłosy i minął mnie pewnym krokiem.
Szliśmy przez ciemny korytarz. Dotknąłem ściany z jednej i drugiej strony, ale obydwie były zimne. Skała. Wszędzie tutaj jest lita skała. Po omacku dotarliśmy do drzwi, spod których emitowała jasno niebieska poświata. Zatrzymałem się z jednej strony dębowych desek, a Tsukasa z drugiej. Szybkim ruchem otworzył drzwi i wpadł do środka jak burza.
- Czysto - mruknął, więc wyszedłem zza drzwi, ale zatrzymałem się tuż w progu.
Sala była ogromna i podzielona na dwie części. Pierwsza - ta, w której się znajdowaliśmy - miała zdobienia na ścianach i podłogę ułożoną z kamiennych cegiełek. Przed nami znajdowały się schody, a obok nich rosły wielkie ozdobne filary, ciągnące się aż po sam sufit. Nie było tu jednej ściany, tylko bloki ustawione obok siebie, sięgające nam do pasa. Dzięki temu, mięliśmy widok na resztę otoczenia. A to dopiero był widok. Całe sklepienie podpierało wiele podobnych filarów, porozstawianych w równych rzędach. Dookoła nich stały oparte, srebrne posążki, różnego rodzaju zbroje, stare wazony i mnóstwo innych, drogocennych rzeczy. Przez góry starożytnych, złotych monet, które zakrywały podłogę, ciągnęła się ścieżka. Wokół niej ustawiono posągi starych przywódców, wyrzeźbionych z marmuru, a przed nimi stały misy wypełnione po brzegi złotem. Trzymali w rękach miecze i włócznie, które świeciły niegasnącym ogniem, oświetlając całe pomieszczenie. Lecz to co najbardziej nas interesowało, znajdowało się na końcu ścieżki. Stał tam kamienny ołtarz, a na nim gablota ze zdobieniami na rogach. Z daleka można było zobaczyć, co skrywa szkło. A była nim cząstka wody. Maleńka kulka, świecąca bardziej niż nie jedna gwiazda.
- Czy ty widzisz to samo co ja? - spytał Tsukasa stojąc obok mnie ze zwieszonymi po bokach rękami.
- Jeżeli widzisz góry złota i to, co szukamy na końcu ten drogi, to tak - mruknąłem wlepiając wzrok w ołtarz. Zrobiłem krok do przodu, ale ręka czerwonowłosego ponownie zagrodziła mi drogę.
- Stój. To może być pułapka. - wziął jeden ze swoich sztyletów i kładąc go na ziemi, kopnął przed siebie. Srebro wylądowało obok jednego posągu. Rozległ się dźwięk, jakby kruszonego kamienia i nagle dwa posągi stojące równolegle do siebie wykonały obrót i cięcie w miejsce, gdzie znajdowała się broń. Wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia.
- Widzisz? - Wyjął z kieszeni drugi sztylet i zaczął liczyć na głos. Przestał gdy posągi wróciły na swoje pierwotne miejsce. Ponownie rzucił sztylet, który zatrzymał się w tym samym miejscu co jego poprzednik. Rzeźby pokazały nam ten sam układ, co sprzed chwili, a Tsukasa znowu rozpoczął odliczanie.
- Co robisz? - zapytałem będąc ciekawy.
- Popatrz tylko. Ci wojownicy, a raczej ich podobizny, ciągle wykonują ten sam ruch. Ich miecze krzyżują się w połowie, zagradzając drogę. Wszystko trwa tyle samo sekund. Odczekanie aż wrócą do poprzedniej pozycji i przejście jest niemożliwe, ponieważ reagują od razu, więc pozostaje nam tylko jedna opcja. Żeby przejść musimy po prostu przeskoczyć nad ich bronią.
Zerknąłem na niego podejrzliwie i przysunąłem się bliżej jego ciała. Uniosłem rękę i zastukałem dwa razy w jego czoło.
- Co robisz durniu ? - spytał, próbując strzepnąć moją dłoń.
- Przepraszam! Czy jest tam może Tsukasa ? Ktoś chyba przejął kontrolę nad jego ciałem i umysłem! Nieinteligentna wersjo Tsukasy, czy mogłabyś wrócić z powrotem ? Zaczynam się trochę niepokoić! - zacząłem mówić do jego czoła. Czerwonowłosy uśmiechnął się i zdzielił mnie otwartą dłonią w głowę.
- Przestań się wydurniać - zaśmiał się cicho pokazując białe zęby.
- Ja się nie wydurniam. Po prostu próbuję odzyskać twoje ciało, od jakiejś dziwnej istoty, która przejęła nad tobą kontrolę. Powinieneś mi dziękować. - burknąłem obrażony.
- Chyba ktoś tu czuje się idiotą ? - poczochrał moje włosy, za co omal go nie udusiłem.
- Czuć się idiotą możesz tylko ty w tym pomieszczeniu. Ewentualnie jeszcze ten szczur, który się na nas patrzy z dość dziwnym wyrazem pyska.
- Szczur? - zapytał rozglądając się po podłodze.
- No ten - wskazałem palcem. Zwierzę wyraźnie zaniepokojone naszym zainteresowaniem jego osoby, ruszył biegiem w stronę ścieżki.
- Nie tam! - krzyknąłem, ale już po chwili, jego drobne ciało przebił lśniący miecz. - Ostrzegałem. Żeby nie było - wzruszyłem ramionami.
- Może zrobimy sobie futro ? - zasugerował Tsukasa.
- Podziękuję. Idziemy ? - powiedziałem, wykazując zdecydowaną chęć zdobycia migoczącej kulki.
- Tak. Rzucę nożem i wtedy od razu musisz zacząć biec. Inaczej będziesz wyglądał jak ten szczur - mruknął. - Gotowy ?
- Gotowy - odpowiedziałem i w pełni skupiłem się na drodze. Gdy tylko rzecz, ze świstem poleciała w dal, puściłem się biegiem, będąc tuż za szerokimi barkami, na które spływały czerwone kosmyki włosów. Nasze ruchy były zgrane, a ciała poruszały się w tym samym rytmie. Gdy on dotykał butami podłogi, ja już byłem nad krzyżującą się bronią.
Wszystko trwało zaledwie kilka sekund, ale gdy przedostaliśmy się na drugą stronę ledwo stałem na nogach. Tsukasa ciężko dyszał, ale po krótkim czasie wyprostował się i poszedł w stronę kamiennego bloku, na którym widniał obraz fali zalewającej miasto, wykutej w głębi kamienia. Podniósł ochronne szkło i odstawił je delikatnie na bok. Już sięgał po kulkę, gdy jego ręka cofnęła się, a wzrok powędrował do mnie.
- Ty ją weź. - powiedział, schodząc z podestu.
- Dlaczego? Nie chcesz tak wielkiej mocy ? - pytałem wyraźnie zbity z tropu. Myślałem, że Tsukasa jest przy mnie tylko dlatego, by zdobyć moje zaufanie, a potem wykraść żywioł. Jednak to co potem powiedział, totalnie mnie zamurowało.
- Wcześniej nic nie mówiłem, ale teraz to powiem. Ja... ja jestem tutaj nie po to by zdobyć moc. Jestem by cię chronić. Robić za twoją ochronę, za pomoc... Chcę tylko żebyś odnalazł zabójców, jednocześnie zdobywając moc. Ale jedyny warunek jest taki, że chcę przy tym wszystkim być. Chcę trwać u twojego boku i razem z tobą pokonywać trudności podczas poszukiwań. Dlatego pamiętaj, jestem przyjacielem, nie wrogiem. Możesz na mnie polegać, nie ważne jak ciężko ci będzie. Możesz... jeśli chcesz, możesz mi zaufać - a później opadł na jedno kolano i zwiesił głowę. Patrzyłem na niego z tępym wyrazem twarzy, ale coś mnie tknęło i niemalże rzuciłem się do przodu na kolana, obejmując go z całych sił.
- Tsukasa... ja nie wiem co mam powiedzieć... - wybąkałem cicho.
- Pozwól mi ci towarzyszyć - odparł.
- Oczywiście, że ci pozwolę. - odciągnąłem go od siebie i łapczywie wpiłem się w jego usta. Przez moment zaskoczenia byłem górą, ale zaraz poczułem jak czerwonowłosy napiera na mnie całym swoim ciałem. Oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc, z uśmiechem na ustach.
Nie chciałem w ogóle się stąd ruszać, ale niestety nasz czas pobytu tutaj powoli dobiegał końca. Podniosłem się z ziemi i wszedłem na podwyższenie. Chwila wahania, która się u mnie pojawiła przed wzięciem kulki szybko została zapełniona stanowczością Tsukasy. Położył dłoń na moim ramieniu i lekkim pchnięciem poruszył rękę, która pochwyciła cząstkę. Blask zgasł, a ja szybko schowałem ją do małej kieszonki w kurtce. I wtedy zatrzęsła się ziemia. Z sufitu posypały się małe kamyczki, a góry złota zamieniły się w śmiercionośne fale. Nie czekając chwili dłużej, puściliśmy się biegiem w stronę wyjścia. Wielki głaz zwalił się tuż za plecami Tsukasy, gdy wielkim skokiem dostaliśmy się do korytarza. On też nie był w najlepszym stanie, dlatego nie marnując cennego czasu, wykorzystaliśmy resztę energii i wydostaliśmy się na zewnątrz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top