Rozdział XVI
Witaaam! Przybywam w tą burzliwą noc z nowym rozdziałem ^^. Wiele się u mnie działo.. ale nie będę się usprawiedliwiał mało ważnymi sprawami.
Do rzeczy, dzięki wam z 9 miejsca powracamy na 4! (tak przynajmniej było przed minutą xD) Jestem wam strasznie strasznie wdzięczny, że to czytacie i gwiazdkujecie w takich koszmarnych ilościach! W życiu się nie spodziewałem, że razem odniesiemy taki sukces :3 Zapraszam do czytania !
Staliśmy na kamiennej półce, z której rozciągał się widok na resztę Edenu. Pod nami płynęła czysta jak łza rzeka, a przy jej brzegu rosły najprzeróżniejsze odmiany roślin. Dalej rozciągał się wielki las, ale drzewa nie przypominały tych z ziemi. Miały inne kształty i przede wszystkim skąpane były w jaskrawych odcieniach. Na dole panowała prawdziwa orgia kolorów, kontrastująca z czystością rzeki i zielenią traw.
- Zobacz - Tsukasa mruknął do mnie i wskazał palcem na miejsce przy wodzie.
Zerknąłem w tamtą stronę, ale przez chwilę nic się nie działo. Następnie krzaki obsypane fioletowo-niebieskimi kwiatami poruszyły się, a z nich wyłoniły się piękne istoty. Były to białe jak śnieg jelenie, z wielkimi porożami, które z pewnością mogły nas przebić jednym ruchem. Jednak zwierzęta były tak idealne, że nie dało się zauważyć w nich krzty niebezpieczeństwa. Jelenie nawet nie podniosły łbów, gdy z drugiej strony rzeki wyszły białe pantery. Wszystko tutaj trwało w idealnej harmonii.
- Co to za miejsce - zapytałem z niedowierzaniem. - Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
- Ja też nie - czerwonowłosy patrzył na obraz swoimi ognistymi oczami, które jakby nabrały blasku. Twarz wyrażała fascynacje naszym znaleziskiem.
- Myślisz, że tutaj coś znajdziemy ? - spytałem.
- Bardzo prawdopodobne.
Spojrzałem ponad las, ponieważ coś mnie oślepiło. Jakby blask odbijał się od szkła i puszczał mi tak zwanego zajączka. Światło biło ze środka wielkiej pieczary, która wyglądała jakby ktoś specjalnie wyrył ją w ścianie.
- Widzisz to ? - pokazałem mu ciemniejsze miejsce. Od razu popatrzył w tamtą stronę, a jego usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
- Wiesz co tam może być ? - zaśmiał się melodyjnie.
- Nie, ale chciałbym to sprawdzić - odparłem. Tsukasa podniósł się z ziemi i podał mi rękę do pomocy.
- A więc, ruszamy - odparł i pociągnął mnie do miejsca, gdzie skała delikatnie się pochylała. Gdy się temu głębiej przypatrzeliśmy, pod naszymi stopami zaczęły się formować kamienne schody prowadzące aż na sam dół do doliny. Niewiele myśląc ruszyliśmy energicznym krokiem, a małe kamyki skrzypiały pod naszymi butami.
Gdy zwierzęta zauważyły, że się zbliżamy, zaprzestały pić i po prostu odwróciły się, odchodząc w swoją stronę. Żadne z nich nawet nie zawracało sobie głowy atakiem. W miarę jak szliśmy do przodu, ścieżka zmieniała się z kamiennej, na ziemną. Teraz szliśmy po wysypanej korze połączonej z kawałkami jedwabiu, co dawało wrażenie, jakbyśmy odbijali się od czegoś miękkiego.
Roślinność jakby rosła. Z początku były to małe krzaczki, a dalej przeistaczały się w ogromne drzewa, o szerokich pniach i kolorowym zabarwieniu.
- Nie dotykaj niczego - ostrzegłem Tsukase w momencie, gdy się sięgał po jeden z pomarańczowych liści.
- Dlaczego ? - zapytał nie odwracając wzroku.
- Coś musi być nie tak. Jak myślisz, dlaczego ci ludzie, o których wspominał ten facet nigdy nie wrócili ? - założyłem ręce na piersi.
- Masz rację - mruknął i zrównał się ze mną ramieniem.
Ruszyliśmy w dalszą drogę, a ja czułem jakbym wiedział dokąd mam iść. Na rozdrożu zawsze wybierałem dobry kierunek, chociaż nigdy tutaj nie byłem. Z korony drzewa wyleciał piękny motyl i usiadł mi na wyciągniętej ręce. Zacząłem mu się przyglądać i wtedy zobaczyłem coś niezwykłego. Od kiedy motyle mają ręce, nogi i bujne srebrne włosy wyrastające z głowy ?
- Tsukasa - powiedziałem cicho, tak by nie spłoszyć malej istotki. On podszedł do mnie i usłyszałem jak z sykiem wciąga powietrze.
- Co to jest ?
- Prawdopodobnie mały elf. Zobacz jakie ma skrzydła. - gdy zbliżyliśmy się bliżej, małe zwierzątko wydało z siebie dźwięk, jakby chichot i podleciało do góry na wysokość naszych głów. Wykonało ruch ręki i poleciało przed siebie. Spojrzeliśmy po sobie i poszliśmy za nią.
Zaprowadziła nas na zieloną polanę i dwa razy klasnęła w dłonie. Moje oczy przeszył blask i naraz wyrósł przed nami długi stół, a na nim... pełno jedzenia. Również fontanna z lejącą się białą i mleczną czekoladą. Tsukasa wydał z siebie okrzyk zadowolenia i dosłownie dopadł się do stołu.
- Czekaj! Nie jedz tego! - wydarłem się, wyrywając mu z ręki ciasteczko z wisienką.
- Dlaczego mi to robisz... to tylko czekolada - przeciągnął ostatnią głoskę, patrząc na mnie wzrokiem zbitego psa.
- Gdy to zjesz, możesz mieć kłopoty...
- Oj no daj spokój, tylko mały kęs...
- Nie zgadzam się - warknąłem zamykając oczy. Słyszałem, że idzie w moją stronę, ale nie spodziewałem się, że przylgnie swoimi wargami do moich. Mruknął jak zadowolony kot i oderwał się ode mnie.
- Wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważny. Moja miłość płonie niczym nieśmiertelny ogień, który...
- I tak nie dam ci zjeść czekolady.
- Cholera... - przeklął cicho. - Już myślałem, że mi się uda, ale zapomniałem, że jesteś spostrzegawczy...
- Wybacz - zaśmiałem się i uderzyłem go lekko w ramię. - Chodźmy dalej.
Wróciliśmy na drogę, a wyraźnie niepocieszony elf, obraził się i odleciał w przeciwnym kierunku.
Już po kilkunastu metrach drzewa ustępowały, przerzedzając się i wpuszczając pomiędzy łodygi więcej światła. Ujrzeliśmy jaskinię. Sama pieczara nie wzbudzała żadnych wyobrażeń, ale za to całą naszą uwagę skupił ogromny lew. Leżał na podwyższeniu z zamkniętymi oczami, a jego wielka i gęsta grzywa powiewała na delikatnym wietrze. Podobnie jak reszta ciała była zupełnie biała. Jakby ktoś wylał na niego biały barwnik z dodatkiem odrobiny świecącego proszku. Był wysoki na cztery stopy i nawet gdy leżał, wzbudzał we mnie respekt. Gdy podeszliśmy bliżej, otworzył swoje niebieskie oczy i wpatrywał się w nas zaciekawiony wzrokiem. Wstał i otrząsnął się kilka razy, wbijając tumany kurzu. Następnie zeskoczył na ziemię i powolnym krokiem ruszył do wejścia jaskini, przy którym usiadł przodem do nas.
- Czego chcecie śmiertelnicy ? - odezwał się głos w mojej głowie. Zerknąłem na Tsukasę, ale wyraz jego twarzy zdradzał mi, że tez to usłyszał.
- Czy ty.. mówisz ? - spytał czerwonowłosy.
- To takie dziwne? - odparł.
- Troszeczkę... Wiesz, w naszych stronach zwierzęta i dzieci głosu nie mają...
- Ryby i dzieci, durniu.
- Nie ważne. Zwierzęta nie potrafią mówić! - Lew podniósł się i zawarczał.
- Nigdy nie nazywaj mnie zwierzęciem, czerwonowłosy draniu! - zaryczał tak głośno, że ptaki zerwały się z drzew i poszybowały wysoko pod niebo.
- A więc czym jesteś ? - zapytałem mając nadzieję, że lew da się zwabić w pułapkę.
- Jestem ochroniarzem. Najlepszym, więc nawet nie myślcie o tym by mnie okraść.
- Skąd wiesz, że chcemy wziąć cokolwiek ? Czyżbyś chronił coś ważnego ? - zrobiłem krok do przodu.
- Nie muszę ci odpowiadać, potomku wody - burknął obrażony. Wstał i ruszył w stronę ciemności wydobywającej się z jaskini.
- Czekaj! - krzyknąłem biegnąc w jego stronę.
- Nie podchodź do mnie. Inaczej cię nie wysłucham. - zatrzymałem się w pół kroku. - Tak lepiej. Masz prawo głosu.
- Wiesz po co tutaj przybyliśmy, prawda ? - powiedziałem najspokojniej jak umiałem.
- Wiem. Wszyscy tu przychodzą tylko w jednym celu. Jednak są zbyt głupi by dostać to, czego pragną. - odwrócił się i na powrót usiadł.
- Dlaczego uważasz, że są zbyt głupi ? Jest jakaś możliwość by dostać to, co chcemy ?
- Oczywiście - lew pominął pierwsze pytanie - Trzeba odpowiedzieć na pytanie.
- Tylko tyle ? - prychnął wyraźnie zirytowany Tsukasa.
- Ty jesteś kolejnym, który ustawia się w kolejce po karteczkę z napisem : Jestem idiotą. Ognisty. - warknął strażnik.
- Przepraszam cię za niego. Jest rozkojarzony bo nawdychał się pyłków. Więc, o ile dobrze rozumiem... Trzeba odpowiedzieć na twoje pytanie i wtedy będziemy mogli tam wejść ? - wskazałem palcem na otwór w skale.
- Dokładnie. Jednak jeśli odpowiesz błędnie, ja zyskuje. Zabieram wtedy twoją duszę. - Już chciałem odpowiedzieć, gdy ręka Tsukasy mnie powstrzymała.
- Poczekaj. To niebezpieczne. Co będzie gdy jednak nie uda ci się poprawnie odpowiedzieć na zagadkę ? - ścisnął mi ramię.
- Chcesz się teraz wycofać ? - zawarczałem i wyrwałem mu rękę.
- Haru...
- Dość. Nie mam czasu na pogaduszki. Jakie jest wasze stanowisko ? - zapytało białe stworzenie.
- Chcę odpowiedzieć - odparłem stanowczo. Nie dałem tego po sobie poznać, ale obleciał mnie strach. Przecież mam jeszcze wiele niedokończonych spraw... Muszę znaleźć zabójców i ocalić splamiony kłamstwami honor mojej rodziny.
- A więc... - strażnik potrząsnął głowa i ruszył do kamienia, na którym wcześniej siedział. Z gracją uniósł ciało i usadowił się patrząc na mnie. - Podejdź.- rozkazał.
Zrobiłem to o co mnie prosił i poczułem jak kładzie mi ciężką łapę na ramieniu.
- Zadam ci pytanie, na które musisz odpowiedzieć. Poprawnie lub błędnie, ale odpowiedzieć. Nie śpiesz się, daję ci czas do jutra rana. Przyjdziesz do mnie i albo zdobędziesz skarb, albo twoja dusza zostanie przede mnie zjedzona i nigdy nie wrócisz do domu.
- Haru, błagam.. nie... - szepnął Tsukasa, ale ja go nie słuchałem. Chciałem zdobyć cząstkę i wrócić do domu. Posłałem mu jedynie nieśmiały uśmiech i skupiłem uwagę na wielkim stworze.
- Zatem, słucham. Jak brzmi pytanie?
- Powiem to tylko raz, więc lepiej się skup. Zagadka brzmi :
Raz spokojny, raz ukojny.
Zaufać mu w pełni możesz.
Raz zdradziecki, bywa tez staroświecki.
Zmieni twój obrany kurs,
Gdy porwie cię jego dyskurs.
Jest w stanie ocalić cię
Lecz także przynieść ci śmierć.
Gdy poznasz jego głębiny,
Pogrążysz się w odwiecznym śnie, podziwiając delfiny.
... Nie śpiesz się, będę czekał - i zasnął.
------------------------------------------
UWAGA! Jak widzicie na końcu jest zagadka. Oczywiście gorąco was zachęcam do pomocy Haru i sugerowania, o co pyta nas owy lew i strażnic cząstki. Swoje odpowiedzi możecie zostawiać w komentarzach :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top