Rozdział III

No, łapcie kolejny rozdział :D Wybaczcie, że tak długo to trwało ;_;

- No no, tego się nie spodziewałem – chłopak zaśmiał się i przeczesał ręką długie włosy. Skierował na mnie swoje wściekle czerwone oczy i uśmiechnął się, co nie do końca mi się spodobało. Nie potrafiłem odgadnąć jego wyrazu twarzy... Był zły? A może się ze mnie naśmiewał ? W końcu to ja tutaj stałem ubrany w sukienkę z wypchanymi piersiami, a nie on. Zacząłem panikować gdy zbliżał się do mnie z rozradowaną miną. Nim się spostrzegłem, podniósł mnie i złapał jak prawdziwą księżniczkę.

- Co.. co ty robisz idioto ?! - wydarłem się panikując coraz bardziej.

- Przestań się rzucać bo cie upuszczę, a chyba nikt nie chce by naszej piękności coś się stało, prawda ? - roześmiał mi się w twarz i mocniej przycisnął do siebie.

- I czego się cieszysz durniu? - naburmuszyłem się i założyłem ręce na piersi. Nic nie mówiąc, otworzył drzwi z kopniaka i wyszedł z pomieszczenia. Wzrok każdego skierowany był w naszą stronę, a ja poczułem jak oblewa mnie rumieniec.

- Tsukasa!? Gdzie znalazłeś tą ślicznotkę ?? - reszta drużyny ognia puściła trzymanych przeciwników i podbiegła do swojego lidera ciągle na mnie patrząc.

- Daj dotknąć! - jeden z nich podszedł bliżej i wyciągnął rękę z zamiarem dotknięcia moich włosów, czyt. peruki, ale czerwonowłosy zareagował niemal natychmiast i jakby nigdy nic przywalił mu w głowę swoim czołem. Chłopak zatoczył się łapiąc i masując obolałe miejsce, a ja z przerażeniem spojrzałem na Tsukasę.

- Nie dotykaj. To moje – stanął nad nim i odpowiedział władczym tonem. Ruszył przed siebie, prawdopodobnie w stronę ich bazy, zostawiając resztę drużyny w totalnym osłupieniu. Wszyscy patrzyli na nas, gdy on po prostu szedł nie zwracając uwagi na nic.

- Umiem chodzić – powiedziałem cicho.

- Wiem, księżniczko – mruknął i dalej szedł przed siebie.

- Nie nazywaj mnie tak! - warknąłem i zamachnąłem się próbując uderzyć go w głowę. Puścił mnie by uchylić się przed ciosem, a ja poczułem jak spadam. Byłem przygotowany na bolące spotkanie z ziemią jednak pod plecami poczułem miękki materiał.

- Jesteś na naszym polu, co oznacza, że moja drużyna wygrała – ukucnął przy mnie i wrednie się uśmiechnął.

- Pierwszy i ostatni raz! - krzyknąłem i rzuciłem się na niego. Byłem wściekły, moja drużyna zawaliła, podczas gdy ja upokorzyłem się do tego stopnia, że nie chciałem patrzeć w lustro, dodatkowo jeszcze on... Agrr! Zamorduję go!

Przewróciłem go na plecy, dociskając własnym ciężarem i łapiąc za gardło. Teraz to ja się śmiałem, złośliwie, ale śmiałem.

- Następnym razem cię pokonam – spojrzałem na jego twarz. W pierwszym momencie wydawał się zaskoczony, ale szybko w jego oczach zagościła pewność siebie, co nieco zbiło mnie z tropu.

- Tak uważasz ? - mruknął i szybkim ruchem przewrócił mnie na plecy. Zawisnął nade mną i popatrzył mi w oczy. Był lepiej zbudowany więc unieruchomienie mnie przyszło mu z łatwością, pomimo tego że z całych sił starałem się go z siebie zrzucić. Zbliżył swoją twarz niebezpiecznie blisko i owiał moje ucho ciepłym oddechem. Przez strach, którego nie czułem już dawno temu, byłem zupełnie sparaliżowany. Nie mogłem ruszyć żadną częścią mojego ciała i tylko leżałem biernie czekając co zrobi dalej. Na początku je polizał, a potem przygryzł. Nie mogłem opanować swojego głosu i ciche jęknięcie wydobyło się z moich ust. Jednak to strach wziął górę nad emocjami i odrzucając czerwonowłosego do tyłu, szybko się podniosłem i wybiegłem z tego pomieszczenia.

***

- Haru, proszę nie obrażaj się! - blondyn wisiał nad moim łóżkiem i zakłócał piękną ciszę. Miałem zły humor, byłem niewyspany i chciałem zamordować wszystko co się rusza. Tak właśnie się dzisiaj czułem. A wszystko przez tego czerwonowłosego idiotę. Co on sobie w ogóle myślał ?!

- Haruuu... no weeeź. Nigdy nie opuściłeś żadnej lekcji, nawet jak miałeś gorączkę. Nie możesz się przejmować jakąś głupią przegraną... - żalił mi się nad uchem już od ponad trzydziestu minut, więc wreszcie postanowiłem wstać i zrobić z tym porządek. Początkowo rąbnąłem go w głowę.

- To za przegraną ciole – rzuciłem oschle i skierowałem się do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i chwilę później byłem gotowy do wyjścia.

            Pierwsza lekcja była matematyką, ale czas zleciał mi bardzo szybko. Wynudziłem się jak nigdy, ponieważ nauczyciel próbował wytłumaczyć przez dwadzieścia minut jedno zadanie Tsukasie. Reszta z mojego klanu ciągle mnie przepraszała, ale zbywałem ich machnięciem ręki. Gdy zadzwonił dzwonek zabrałem plecak i wolnym krokiem ruszyłem w stronę hali. Teraz miała być lekcja wf-u. Zdziwiłem się ponieważ korytarz był praktycznie pusty, a nie było żadnego komunikatu odnośnie jakiegoś zebrania. Zacząłem rozmyślać gdzie wszyscy są gdy ktoś zaszedł mnie od tyłu. Chuchnął mi w ucho, a ja początkowo zdziwiony tym że dałem się podejść, odskoczyłem i przybrałem bojową pozycję.

- Haru, co się dzieje? Jesteś ostatnią osobą, o której można powiedzieć, że da się ją zajść od tyłu... O czym myślałeś ? - mruknął chłopak i podszedł do mnie. Jego czerwone włosy wydawały się palić niczym ogień, przez wpadające i rozświetlające miejsce promienie słoneczne.

- Chcesz czegoś ode mnie ? - spytałem prostując się i kierując wzrok na podłogę.

- Dalej się nie otrząsnąłeś po założeniu kiecki ?

- Nie twoja sprawa – warknąłem i odwróciłem się do niego plecami, co było dużym błędem.

Przerzucił rękę przez moje ramie, a ja momentalnie zesztywniałem. Co się ze mną dzieje ??

- To tylko takie żarty.. - mruknął przysuwając się bliżej – Albo może nie... - zmienił ton swojego głosu i po ostatnich wypowiedzianych słowach zabrał rękę i minął mnie wchodząc do szatni. Stałem jak kołek i tępo patrzyłem się w przestrzeń przed sobą. Usłyszałem kroki za sobą, ale nie zareagowałem.

- Haruka senpai? Coś się stało ? - rozpoznałem głos blondyna, który wesoło skoczył przede mną.

- Niee, nic – burknąłem i nic więcej nie mówiąc poszedłem do naszej szatni. Chwilę później zadzwonił dzwonek i w szatni pojawiła się reszta plemienia wody.

***

- Dzisiaj pogramy w kosza. Reguły znacie. To jest piłka, okrągła, odbija się. - nauczyciel podał piłkę do mnie i ruchem ręki zbył nas. Podzieliliśmy się na drużyny, oczywiście na plemiona bo nikt nie chciał być w jednej drużynie z potencjalnym wrogiem i zaczęliśmy grać. Koszykówka to jedno z zajęć, które darzę wielką sympatią. Czuję się po prostu dobrze trzymając piłkę w rękach i mijając kolejno wszystkich, zdobywając kolejny z rzędu punkt pięknym wsadem.

- Ha! Niebieska bestia was rozgniecie! - krzyknął jeden z mojej drużyny w stronę ognia. Tak mnie nazywali, osobiście nie lubiłem tego, ale nie miałem wpływu akurat na to. Ostatnio gra z nimi strasznie mnie nudziła, ponieważ bez większego wysiłku dało się zdobyć punkty. Aż do teraz. Na boisko wszedł Tsukasa zmieniając jednego z kolegów. Powitali go niczym mistrza, co mnie zdziwiło. On ostatnio ciągle mnie zaskakuje. Nigdy nie grałem z nim w kosza, więc nie wiem jakie są jego umiejętności. Zawsze siedział na materacu śpiąc albo kłócąc się z kimś. Ale teraz wszedł na boisko, a wiwaty drużyny obudziły we mnie chęć do gry. Sędzia zagwizdał, a Kaneko wyskoczył zbierając piłkę. Podał ją do mnie, a ja szybkim tempem minąłem swoich przeciwników. Zostałem sam na polu rzutów za trzy i chciałem wbiec na kosz, gdy ktoś stanął mi na drodze. Czerwone włosy mignęły mi przed oczami, a przede mną stanął Tsukasa. Uśmiechnął się i przyjął obronną pozycję. Odpowiedziałem na uśmiech i rozpocząłem atak. Dobrze mu szło blokowanie mnie, a nasze ruchy przypominały bardziej taniec niż grę w kosza. Noga za nogą, ręka za ręką, wszystko szło we wskazanym przez właściciela kierunku. Próba wsadu i przechwyt oraz szybka konta. Następna próba wsadu i piłka lecąca na aut, wcześniej wytrącona z ręki. Dwa nierówne oddechy i silne, zmęczone ciała. Nic więcej nie liczyło się na boisku. Tylko my dwaj i piłka, która latała z ręki do ręki. Nawet nie zauważyłem gdy inni z obu drużyn odeszli za linię autu i oglądali naszą grę z szeroko otwartymi ustami. Bawiła mnie ta gra, ale też powróciła moja chęć do gry, którą obudził nie kto inny a Tsukasa. Graliśmy jeden na jednego coraz bardziej męcząc nasze ciała i obciążając stawy. Wreszcie udało mi się przejść przez jego obronę i skacząc do kosza, silnym rzutem wsadziłem piłkę do kosza. Gdy wylądowałem na ziemi zadzwonił dzwonek, a nauczyciel, który wreszcie się pojawił zabrał piłkę i wygonił nas z sali. Oddychałem ciężko, a nogi drżały mi z wysiłku, jednak to co czułem w sercu było zupełnie inne niż ból jaki odczuwałem w całym ciele.

- Zagrajmy jeszcze kiedyś – rzucił czerwonowłosy i z uśmiechem na ustach wszedł do swojej przebieralni.

- Haru! - ktoś rzucił mi się na szyję. - Byłeś niesamowity! Dawno już nie widziałem u ciebie takie zapału do gry! - uśmiechnąłem się szczerze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top