Rozdział 9
Przez nowe porządki ustalone przez profesor Lasterah, Drużyna Strzelca miała znacznie utrudnione działanie w kwestii meteroidu. Nauczycielka naprawdę wzięła sobie do serca próbę pojednania ich wszystkich - pilnowała, by w sali siedzieli w grupie, a na lekcjach przesadzała ich w ławkach. Pannie, której przyszło siedzieć z Rak, trudno było czytać książkę od Kosmeliusza - gdyby ruda dziewczyna zauważyła tam coś niepokojącego, od razu doniosłaby Skorpionowi.
Popołudnia też przestały być dla nich czasem wolnym. Nauczyciele chcieli, by każdą wolną chwilę Znaki poświęcały na naukę walki. Jedyną porą dnia, gdy Drużyna Strzelca mogła naprawdę ze sobą rozmawiać, były wieczory w akademiku.
Po tygodniu intensywnych ćwiczeń, nie mieli już siły zarywać nocek, by snuć plany na temat czegoś, co równie dobrze mogło wcale nie istnieć.
Wieczorem szesnastego września, Libra się poddała.
- Nie możemy po prostu zapytać o to Lasterah?
Ani Panna, ani Strzelec nie pochwalili tego pomysłu. Wodnik już dawno zasnęła, a Byk i Baran z każdym dniem tracili zainteresowanie tym tematem.
- Dlaczego nie? - kontynuowała Libra. - Został tydzień, a my nie mamy nic. Jeśli istnieje chociaż niewielka szansa, że ona coś wie, to chciałabym o tym wiedzieć.
Wszyscy byli zmęczeni. Panna próbowała przeglądać księgę dalej, ale oczy same jej się zamykały.
- Wiesz co? - odezwała się sennie. - Rób, co chcesz. Właściwie nie mamy nic do stracenia.
Libra zerknęła na Strzelca, by upewnić się, że nie ma nic przeciwko. Nie wyglądał na przekonanego. Pokręcił głową.
- Super, pewnie, zaangażujmy w to cały Zodiak.
Wstał i wyszedł z salonu, zamykając za sobą drzwi do pokoju. Libra rozejrzała się po Znakach.
- Nie przejmuj się nim - powiedziała Baran, również wstając. - Po prostu jest zły, że sam nie rozwiązał tej sytuacji. Jak chcesz znać moje zdanie, pogadaj z kim potrzebujesz. Jutro rano mamy z Lasterah i Murgenem walkę na miecze, zaczep ją pod koniec zajęć.
Posłała Librze ciepły uśmiech, po czym wzięła śpiącą Wodnik w ramiona i wyniosła z salonu. Chwilę potem wyszedł również Byk, zostawiając Librę i Pannę same. Białowłosa dziewczyna nie mogła skupić się na czytaniu książki. Zamknęła ją i odwróciła się do Libry.
- Jak się z tym wszystkim czujesz?
Libra westchnęła ciężko.
- Nie chcę rozmawiać o uczuciach. Boję się, że się rozkleję - wyznała ze słabym uśmiechem. - Mogę cię o coś spytać?
- Jasne, dawaj.
- Myślisz, że...Jeśli dojdzie do walki...Myślisz, że będziemy mogli liczyć na Drużynę Skorpiona?
W pokoju zapanowała cisza. Im dłużej Panna myślała nad odpowiedzią, tym bardziej Libra czuła, że potwierdzi jej obawy. Usłyszały miarowe chrapanie Byka z pokoju obok i Panna w końcu przemówiła.
- Nie wrzucałabym ich wszystkich do jednego worka. Myślę, że możemy liczyć na Koziorożca, no i na Ryby...Może na Rak, jeśli Skorpiona nie będzie w pobliżu.
- Panna - Libra przerwała jej, wstając z podłogi. - A jeśli Skorpion naprawdę ma kontakt z Wężownikiem?
- Przestań, Waga. Rozmawialiśmy o tym milion razy. Pewnie powiedział tak, bo chciał namieszać. Skorpion jest nienormalny, ale nie aż tak.
Choć to wcale nie uspokoiło Libry, udała, że jest inaczej. Od tygodnia próbowała podejmować ten temat codziennie, a za każdym razem Panna wydawała się tym coraz bardziej zmęczona. Libra nie mogła jej winić; poświęcała się bardziej niż ktokolwiek inny, wertowała książkę w każdej wolnej chwili i była naprawdę zaangażowana w każdy pomysł, który podsuwała Libra. Pomagała jej bardziej niż wszyscy inni razem wzięci.
Libra przytuliła się do ramienia przyjaciółki i zamknęła oczy z cichym westchnieniem. Było wiele rzeczy, które chciała jej powiedzieć, ale postanowiła pozostać w ciszy.
Rozległo się głośne klaśnięcie w dłonie. Libra rozchyliła powieki i od razu zamknęła je z powrotem, oślepiona promieniami słonecznymi wpadającymi przez okno. Leżała na podłodze obok Panny, która również dopiero się wybudzała.
- Już jest rano? - jęknęła zawiedziona.
Stojący nad nimi Strzelec pokiwał głową z szerokim uśmiechem.
- Za dziesięć minut śniadanie.
- Możemy sobie darować jedzenie? - spytała Libra. - Nie chcę oglądać głupich twarzy tamtej drużyny.
Panna, która przecierała leniwie oczy, ożywiła się nagle.
- Jestem za. Zyskam dodatkowe pół godziny na czytanie książki.
- Nie możecie rezygnować z jedzenia, żeby się uczyć - zaśmiał się Strzelec. - Musicie mieć siłę do walki na miecze.
Panna zbyła to machnięciem ręki. Pobiegła do pokoju, a minutę później wróciła z rozczesanymi włosami, ubrana w białą sukienkę.
- Zrób mi przysługę, Sag, przynieś mi kawę z sali - poprosiła, otwierając księgę.
Strzelec uniósł brwi rozbawiony, ale nie skomentował tego. Opuścił pokój, kręcąc głową.
Dziewczyny opuściły akademik dopiero o ósmej i udały się prosto na zajęcia z walki na miecze. Dotarły na dziedziniec jako ostatnie. Wszyscy stali w grupkach, czekając na rozpoczęcie zajęć.
Nie było jeszcze tylko profesor Lasterah. Mangus Murgen siedział przy biurku z niezadowoloną miną. Gdy zobaczył Librę, mruknął coś pod nosem sam do siebie.
- Mamy komplet - powiedział na głos, przywołując uwagę wszystkich Znaków. Obszedł wokół swoje biurko i gestem ręki poprosił uczniów bliżej siebie. - Profesor Lasterah się spóźnia, ale nie zaszkodzi już podzielić was w pary.
Baran fuknęła.
- Przecież jesteśmy podziel...
- Nie zaszkodzi zrobić nowego podziału - Murgen wycedził przez zęby. - Od razu ustawiajcie się tak, jak was podzielę, nie chcę tracić czasu. Lew z Panną. Bliźnięta przeciwko Strzelcowi, Baran i Rak...
Rak jęknęła.
- Ja nie chcę być z nią - pisnęła.
- ...Koziorożec walczy z Bykiem - kontynuował Murgen, ignorując dziewczynę. - No i zostaje Waga przeciwko Skorpionowi. No już, ustawiać się.
Libra poszukała wzrokiem Panny. Po jej spojrzeniu widziała, że myśli o tym samym, co ona. Strzelec ruszył w jej kierunku, ale gdy otworzył usta, by coś powiedzieć, Skorpion go odepchnął.
- Jesteś w parze z Bliźniętami, nie z Wagą - powiedział z ironicznym uśmiechem na ustach.
W oczach Strzelca przez moment zaiskrzyła złość, ale nie stracił panowania nad sobą. Odsunął się powoli, mierząc Skorpiona czujnym spojrzeniem.
- Jakby coś było nie tak to mnie wołaj - powiedział do Libry, nie siląc się na ściszenie głosu, co Skorpion skwitował przewróceniem oczami.
Znaki porozostawiały się na bezpieczne odległości. Zdawało się, że naprawdę poprawiły im się relacje: Byk i Koziorożec prowadzili ożywioną rozmowę, Bliźnięta opowiadał coś Strzelcowi, a on, jakkolwiek się z tym czuł, wydawał się słuchać. Rak przestała robić przestraszone miny, gdy Baran do niej podeszła, a Lew była zbyt zajęta poprawianiem włosów by nawet zwrócić uwagę na to, że Panna stoi obok.
- Został tydzień do walki, a twój amulet nadal się nie otworzył - zauważył Skorpion złośliwie.
Libra wzięła głęboki oddech, pamiętając, że obiecała sobie nie angażować się z nim w rozmowę.
Murgen rozdał wszystkim miecze. Libra chwyciła za rękojeść swojego brzydkiego wyszczerbionego miecza i bez słowa odwróciła się od nauczyciela, który patrzył na nią spode łba. Podobne spojrzenie rzucił Skorpionowi i odszedł dalej.
Chłopak przeciągnął ostrze przez palce.
- Nie bój się, dam ci fory. Wiem, że nie radzisz sobie w walce. Ani w niczym innym.
Libra zamachnęła się na niego ciężkim mieczem. Przeciął powietrze ze świstem, gotów wylądować na szyi chłopaka. Skorpion odskoczył, blokując cios. Napiął mięśnie i całą swoją siłą odepchnął broń przeciwniczki. Miecz wypadł jej z ręki i wylądował na trawie metr od niej. Gdy Libra schyliła się, by go podnieść, płaska część ostrza Skorpiona uderzyła ją w dłoń.
Uniosła wzrok na chłopaka, który uśmiechał się trumiafalnie.
- Co jest, Waga? Zmęczyłaś się już?
Dziewczyna odepchnęła jego miecz i chwyciła za rękojeść własnego. Wyprostowała się i stanęła naprzeciw Skorpiona. W oddali słyszeli szczęk mieczy innych Znaków i ich ciężkie oddechy.
Libra i Skorpion zamachnęli się w tym samym momencie. Ostrza ich mieczy spotkały się w powietrzu ponad ich głowami. Oboje chcieli przejąć kontrolę. Skorpion marszczył brwi, skupiając energię w przedmiocie, a Libra zaciskała mocno zęby. Wiedziała, że chłopak ma od niej więcej siły, ale musiała mu udowodnić, że nie jest od niej lepszy. Coraz bardziej się męczyła, miecz był dla niej zdecydowanie za ciężki. Zerknęła na Skorpiona; zobaczyła jaki jest skupiony. Wydawał jej się dobrym wojownikiem. Zwykle był parowany ze Strzelcem, i toczyli wyrównane pojedynki, które rzadko dało się roztrzygać.
Nagle coś przykuło uwagę Libry. Na czerwonej z wysiłku szyi chłopaka wisiał amulet. Spod białej koszuli wystawał złoty łańcuszek, który poruszał się pod wpływem gwałtownych ruchów Skorpiona.
To skutecznie odwróciło zainteresowanie dziewczyny od walki. Opuściła miecz, pozwalając mu wypaść z ręki.
Skorpion zaśmiał się z pogardą.
- Ty masz bronić całej planety? - prychnął, ocierając czoło rękawem. - Nigdy nie pokonasz Wężownika w walce, nie masz żadnych szans.
Libra podparła się pod boki, kiwając głową.
- Mhm, no pewnie, ty jako jego kumpel pewnie coś o tym wiesz.
- Jesteś idiotką.
- Powiedz mi, Skorpion. - Podeszła do niego, naśladując jego cwaniacki uśmiech. - Jak to jest być jednym z dwóch ostatnich Znaków, którym jeszcze nie otworzyły się amulety?
Wyciągnęła spod koszuli Skorpiona amulet i pomachała mu nim przed twarzą. Kąciki ust chłopaka drgnęły. W jego oczach przez krótką chwilę pojawiła się panika.
Chwycił rękę Libry, zmuszając, by puściła amulet, po czym przysunął ją jeszcze bliżej siebie. Nachylił się do jej ucha i wyszeptał, drżącym głosem:
- Jeśli komukolwiek o tym powiesz...
- Nie boję się ciebie - warknęła w odpowiedzi. Odsunęła się, by spojrzeć mu w oczy. - Nie cieszysz się? Wreszcie mamy ze sobą coś wspólnego.
Twarz Skorpiona wykrzywiała się w wielu różnych emocjach na raz. Drżącymi rękami poluzował krawat na szyi, po czym wpuścił naszyjnik z powrotem pod koszulę. Libra po raz pierwszy czuła, że naprawdę ma nad nim przewagę. Patrzyła z satysfakcją jak miota się niespokojnie, nie wiedząc, co robić. W końcu odwrócił się do Murgena, który patrzył prosto na nich.
- Nie będę z nią walczył - oznajmił Skorpion, zmierzając w jego stronę.
- Nie ty tutaj ustalasz zasady - oparł Murgen przez zaciśnięte zęby.
- Ona jest dla mnie za głupia, nie zamierzam...
- Zamilcz. - Ton głosu Murgena nie znosił sprzeciwu.
Ze szkoły wyszła profesor Lasterah z ręką uniesioną ku niebu. Zmierzała w kierunku Znaków przyspieszonym krokiem. Za nią w równych rzędach pół metra nad ziemią leciało sześć podwójnych ławek i dwanaście krzeseł.
Znaki przestały walczyć, by popatrzeć z jaką swobodą Lasterah kontroluje tyle przedmiotów na raz. Ławki ustawiły się w równych rzędach na środku dziedzińca. Murgen odwrócił się do niej ze zmarszczonymi brwiami.
- Spóźniłaś się, Florentyno.
- Nie dostałeś notatki od Korra?
Chociaż Murgen nie odpowiedział, wyraz jego twarzy mówił sam za siebie. Lasterah zmarszczyła brwi skołowana.
- No cóż - odchrząknęła i odezwała się głośniej. - Dyrektor Kosmeliusz postanowił wprowadzić zmiany w planie. Dostaniecie go podczas obiadu. Od teraz każdy dzień będziemy rozpoczynać lekcją wzywania pomocy.
- Wzywania pomocy? - Powtórzyła Panna, której biała sukienka była już cała zielona od trawy.
- Tak. Usiądźcie w ławkach, wszystko wam wytłumaczę.
Libra skierowała się do ostatniej ławki z Panną, ale Lasterah ją powstrzymała.
- Nie mamy czasu, siadajcie tak, jak walczyliście.
Rozległy się ogólnopanujące pomruki niezadowolenia, ale Znaki szybko pozajmowały miejsca. Skorpion nawet nie zerknął na Librę, która dosiadła się do niego w pierwszej ławce.
- No dobrze - Lasterah kontynuowała. - Wezwanie pomocy jest swego rodzaju zabezpieczeniem was. Jak wiecie, pan Murgen, pani Aurora i ja nie będziemy obecni podczas waszej walki z Wężownikiem, bo będziemy ochraniać dyrektora na wieży. Jeśli sytuacja zacznie być krytyczna, będziecie mogli za pomocą zaklęcia, którego was tu nauczymy, wezwać nas bądź któreś z pierwotnych Znaków na pomoc.
Libra, która o tym nie wiedziała, skrzywiła się.
- A te całe pierwotne Znaki nie mogą po prostu od razu walczyć razem z nami? - szepnęła, ale wtedy przypomniała sobie, że nie dzieli ławki ze swoją przyjaciółką.
Skorpion popatrzył na nią tak, jakby była trendowata i przewrócił oczami.
- No, jasne, otwórzmy wszystkie gwiazdozbiory, niech Wężownik pozabija wszystkich. Powinnaś oddać mu się dobrowolnie, żeby nas oszczędził. To przez twój ród głupich Wag mamy w ogóle ten problem.
- Z tego, co mi wiadomo, to twój ród głupich Skorpionów wpuścił go na Ziemię.
Skorpion gwałtownie pchnął ławkę rękami i wstał. Nachylił się nad Librą, oddychając ciężko. Nie przejmował się tym, jakie robi zamieszanie. Miał zaciśniętą szczękę i płomienie furii w oczach.
- Odszczekaj to. - warknął.
Biurko przewróciło się z łoskotem, a książki wylądowały pod nogami pani Lasterah.
- Skorpion? Chciałbyś zabrać głos? - spytała chłodno.
Chłopak nie zareagował, dopóki nie usłyszał chrząknięcia profesora Murgena. Wyprostował się i przygryzł wargę, z trudem opanowując emocje.
- Waga chciała spytać, dlaczego pierwotne Znaki nie mogą od razu zejść na Ziemię i pomagać w walce.
- Bo to niebezpieczne - odparł znudzonym głosem Koziorożec. - Żeby wyjść z Gwiazdozbioru musieliby go otworzyć, a to naraziłoby wszystkie mieszkające tam Znaki z danego rodu na śmierć. Nie możemy dopuścić do tego, by zmarły wszystkie Znaki z rodu, bo wtedy Ziemia przestanie być chroniona podczas trwania ich gwiazdozbioru.
- W niebezpieczeństwie jest tylko twój ród, Waga - dopowiedziała Panna łagodniejszym tonem. - Jako, że to twój gwiazdozbiór zaczyna chronić Ziemię od dwudziestego trzeciego, to on jest wtedy otwarty. Będzie mógł tam wejść, jeśli cię zabije.
Libra, która wcale nie zadała pytania, pokiwała tylko głową. Nie odwróciła się do przyjaciółki, patrzyła w twarz profesor Lasterah. Zdawało jej się, że nauczycielka wiedziała, jaką Skorpion odczuwa wobec Libry niechęć.
- Dobrze - powiedziała. - Następnym razem jak będziecie chcieli zabrać głos, wystarczy podnieść rękę, nie wywracać ławkę. Posprzątaj ten bałagan.
Skorpion zrobił taką minę, jakby usłyszał najgorszą obelgę świata. Z oddali słychać było poirytowane westchnienie Bliźniąt, który wstał i machnięciem palca przywołał powiew wiatru. Podmuch ustawił na prosto ławkę Skorpiona i poukładał na niej książki w równych odstępach.
- Nie zwracałam się do ciebie, Bliźnięta, ale dziękuję - powiedziała Lasterah.
- Siadaj - warknął na Skorpiona Murgen.
Chłopak posłusznie lecz z niezadowoloną miną zajął miejsce. Gdy tylko nauczyciel odwrócił od niego wzrok, przychylił się do Libry.
- Pożałujesz, że to powiedziałaś.
Po jej plecach przebiegły zimne dreszcze, ale nie dała po sobie tego poznać. Choć nie pozostawiało wątpliwości, że na polu bitwy nie będzie mogła na niego liczyć, nie miała w planach robić sobie w nim wroga. Pozostawiła to więc bez komentarza.
- Tracimy bardzo dużo czasu - podjęła ponownie temat Lasterah. - Zaczynajmy. Wyróżniamy dwa zaklęcia pomocy, jedno wzywające czarowników, czyli nas, a drugie Znaki pierwotne. Dziś skupimy się na wzywaniu nauczycieli, muszę się upewnić, że je opanujecie.
Przerwała, bo wytatuowana ręka Baran wystrzeliła w górę.
- Tak, Baran?
- Mam pytanie - powiedziała wojowniczym tonem, opierając łokcie na ławce. - Dlaczego nie nauczycie nas zaklęć do obrony samych siebie? No wie pani, żebyśmy nie musieli prosić o pomoc?
Po dziedzińcu przebiegły zgadzające się z nią pomruki pozostałych Znaków. Pani Lasterah poprawiła okulary.
- Ponieważ jesteście Znakami, nie czarownikami. Nie powinniście posługiwać się magią. Chyba nie uważałaś na lekcjach początkiem czerwca, gdy to wszystko wyjaśnia...
- Po prostu tego nie rozumiem. Znamy tylko kilka raczej średnio działających zaklęć - kontynuowała Baran niegrzecznym tonem. - Stawiacie jakieś idiotyczne zasady ponad nasze życie. W tym roku nie powinniście patrzeć w program nauczania, tylko skupić się na tym, byśmy pokonali istotę ponadmagiczną, która próbuje nas pozabijać.
- W sumie czerwona dobrze mówi - dodał Bliźnięta, odchylając się na krześle.
Pani Lasterah westchnęła.
- Baran...
- Dobrze pani wie, że mam rację - przerwała jej dziewczyna. - Co jest ważniejsze, program nauczania czy bezpieczeństwo na Ziemi? Myślicie, że Wężownik was oszczędzi jak już nas wszystkich pozabija?
- Radzę ci się uspokoić - powiedział pod nosem Murgen, co tylko bardziej rozjuszyło Baran.
Rak, która dzieliła z nią ławkę, skuliła się, widząc czerwone błyski światła przepływające przez jej tatuaże.
- Nie, nie uspokoję się! - wykrzyknęła Baran, odsuwając krzesło. - Bo został prawdopodobnie tydzień do walki, a najbardziej przydatną umiejętność, której się nauczyliśmy, jest teleportacja. Co mamy niby zrobić, pani profesor? Teleportować się z miejsca walki? Uciekać?
Lasterah obeszła wokół biurko i stanęła naprzeciwko niej.
- Rozumiem twoje zdenerwowanie, ale magia nie jest tak prosta, jak ci się wydaje. To jest sztuka dla dorosłych. Znacie kilka niezbędnych zaklęć, to wystarczy. W dwa miesiące nie nauczylibyśmy was...
- Przecież my jesteśmy praktycznie dorośli.
- Baran. - Ton pani Lasterah stawał się coraz bardziej stanowczy. - Porozmawiamy o tym po zajęciach w moim gabinecie, dobrze?
Ale Baran wcale jej nie słuchała.
- A może wy po prostu współpracujecie z Wężownikiem, co? Tak! To dlatego nie chcecie nas nauczyć niczego przydatnego! To dlatego nikt nie zainteresował się faktem, że Skorpion przyznał się do rozmawiania z nim!
- Uważaj na słowa.
- To są przecież fakty!
- Wszystkie środki ostrożności zostały podjęte - powiedziała ostro Lasterah. - Zapewniam cię, że nikt nie współpracuje z Wężownikiem.
Skorpion odchylił się na krześle ze sztucznym śmiechem.
- Masz obsesję na moim punkcie, świrusko.
Rak zachichotała, ale Baran nie podzielała jej nastroju. Nim mogła pomyśleć, co robi, zamachnęła się w stronę Skorpiona, a z jej ręki wystrzeliła ognista kula.
Libra wrzasnęła, widząc pędzący w stronę ich ławki pocisk. Chwyciła Skorpiona za rękę i próbowała odciągnąć w bok, ale wyrwał się jej zgorszony faktem, że go dotyka, nieświadomy, że zmierza ku niemu ogień.
Kula trafiła go w ramię. Pod wpływem mocnego uderzenia przetoczył się nad ławką i upadł na ziemię. Jego marynarka zajęła się ogniem, który szybko rozprzestrzenił się na trawę.
Skorpion zaczął panikować. Miotał się niespokojnie, krzycząc w niebogłosy i próbował zdjąć z siebie ubranie pochłaniane przez szalejące płomienie.
Wszystko działo się bardzo szybko. Libra, która stała najbliżej niego, czuła, że musi zareagować. Zacisnęła ręce w pięści, skupiając całą swoją uwagę na przywołaniu swojego żywiołu.
Wiatr pojawił się tam w przeciągu sekundy. W założeniu Libra miał odgonić ogień od Skorpiona. Posłała duży podmuch w jego stronę i chłopak został zamknięty w chłodnym wirze. Ku przerażeniu Libry, wiatr zamiast cofnać od niego ogień, jeszcze bardziej go rozprzestrzenił.
Cały garnitur Skorpiona płonął. Chłopak wyglądał jak kukła palona na pożegnanie zimy. Próbował wstać, uciec, ale wiatr był od niego silniejszy i za każdym razem powalał go na ziemię. Skorpion coraz mocniej się krztusił, choć trwało to zaledwie kilka sekund. Libra złapała się za głowę przestraszona bez żadnego pomysłu, jak to zatrzymać.
- Co ty robisz, chcesz go zabić?! - wrzasnął Murgen. - Eferat!
Libra zgięła się w pół, a jej ciało odrzuciło aż do ostatniej ławki. Rak, nie zauważywszy jej, przebiegła po jej nogach, zbliżając się do ognia.
Strzelec złapał ją w pasie, pewny, że chce się rzucić za Skorpionem w płomienie.
- Nie! - krzyknęła Rak, szarpiąc się. - Puść mnie!
Przez jej tatuaże prześlizgły się niebieskie promienie, a nad głowami Znaków pojawiła się ciemna chmura. Zmierzała szybko w ich kierunku i zatrzymała się prosto nad krzyczącym w agonii Skorpionie. Granatowa puchata chmura uformowała się w zbitą kulę, przypominającą arbuza i spadła z nieba.
Kula mknęła ku ziemi z zawrotną prędkością. Zatrzymała się gwałtownie tuż nad głową Skorpiona. Wtedy, zupełnie jakby ktoś przebił ją igłą, pękła, a z jej wnętrza wylały się litry wody, skutecznie gasząc pożar na ubraniu Skorpiona.
Chłopak kaszlał, czarczał i krztusił się, leżąc na wypalonej trawie. Z trudem łapał oddech. Z jego włosów kapała woda, jakby właśnie wyszedł z basenu. Garnitur miał przepalony w kilku miejscach aż do skóry.
Pani Lasterah schyliła się nad nim.
- Możesz wstać? Musimy iść do higienistki.
Ale on jeszcze nie był w stanie odpowiedzieć. Spanikowany i niedotleniony, walczył o każdy oddech. Baran przyglądała mu się z przerażeniem, niezdolna wypowiedzieć żadnego słowa.
Murgen nie podzielał troski Lasterah, która już proponowała Skorpionowi teleportację do lekarza. Uwaga nauczyciela była skupiona na kimś innym.
- Ty głupia, nieodpowiedzialna dziewucho - warknął na Librę. - Poczekaj, aż dyrektor się o tym dowie. To była próba morderstwa!
Znaki rozglądały się niespokojnie po sobie, niepewne, czy dobrze słyszą.
- Przepraszam - Baran odezwała się ciszej niż zwykle. - Przecież to moja wina. To ja wypuściłam...
- Milcz! - wrzasnął Murgen, nawet na nią nie patrząc. - Waga, natychmiast do dyrektora!
Profesor Lasterah była zbyt przejęta stanem Skorpiona, by słyszeć krzyki Murgena.
Libra nie szukała wsparcia w swojej drużynie. Uznała, że lepiej będzie nie wchodzić teraz w konflikt z nauczycielem. Wstała na drżących ze strachu nogach i udała się w stronę wejścia do Zodiaku.
Przechodząc obok Skorpiona, zobaczyła jak unosi na nią wzrok. Pomimo zwęglonych brwi i byciu na skraju omdlenia, posłał jej zwycięski uśmiech. Libra zatrzymała się. Popatrzyła na niego z odrazą, lecz nie miała mu nic do powiedzenia.
Dla profesora Murgena to był koniec cierpliwości. Wyciągnął w jej stronę otwartą dłoń i ryknął:
- Iferos!
Libra poczuła przeszywając ból, lecz zanim straciła przytomność, usłyszała jeszcze protestujące krzyki swoich przyjaciół.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top