Rozdział 7




Następne dni odbiegały od normy.  Drużyna Strzelca mało ze sobą rozmawiała, choć spędzali sporo czasu razem. Przesiadywali w bibliotece i byli bardziej skupieni niż kiedykolwiek wcześniej. Zdarzało im się wymieniać poglądy i teorie na temat meteroidu, ale nikt nie zaczynał zwykłych, przyziemnych tematów. Tak było nawet lepiej - napięcie pomiędzy Strzelcem a Baran nadal wisiało w powietrzu, a jedynym sposobem, by od niego uciec, było pogrążenie się w szukaniu sposobu na zabicie Wężownika.

    W poniedziałek rano udali się na dziedziniec na lekcję żywiołów. Pani Aurora siedziała przy biurku i przeglądała jakieś notatki, gdy przyszli. Zachowywała się tak, jakby w ogóle ich nie zauważyła.

Panna, której amulet już dawno się otworzył, nie przykładała zbyt dużej wagi do lekcji. Wykorzystywała ten czas na wertowanie księgi od Kosmeliusza.

    Baran przyszła jako ostatnia. Wyglądała inaczej niż zwykle. Nie szła pewnym siebie krokiem, raczej powoli, jakby nie chciała zostać zauważona. Usiadła w pierwszej ławce obok Wodnik i odwróciła się do Strzelca.

- Słuchaj... - zaczęła zmienionym, cichym głosem.

  Strzelec nie był jedyną osobą, która podniosła na nią zdziwiony wzrok. Cała drużyna odwróciła głowy przez co nie mogła się powstrzymać od przewrócenia oczami.

- Przepraszam za...no wiesz, za tamto - wymamrotała zażenowana.

- Za to, że potraktowałaś go stereotypowo? - dopytała Wodnik.

Baran posłała jej mrożące krew w żyłach spojrzenie, które wcale nie zmroziło niewinnej dziewczyny.

- No...tak. Za to. Wcale tak o tobie nie myślę.

- Jak to nie? Przecież to prawda - dopowiedziała Wodnik, a gdy Byk ją szturchnął, pisnęła. - No co? To akurat nie jest obelga. Wiadomo, że Sag nie lubi gadać o uczuciach. Gdyby było inaczej, to by jej powiedział, że go uraziła, zamiast unikać jej przez tydzień.

Wzruszyła niewinnie ramionami, na co Strzelec uśmiechnął się pobłażliwie.

- Powiesz coś w końcu? - Byk trącił przyjaciela w ramię, na co on się wyprostował.

- Tak. Wszystko jest w porządku. Możemy zostawić ten temat?

Wymienili z Baran przyjazne uśmiechy, a pani Aurora klasnęła w dłonie.

- Dobrze, kochani, możemy zaczynać? - Gdy jak zwykle nikt jej nie odpowiedział, kontynuowała. - Hm, Jak sami wiecie normalnie zbliżalibyśmy się do końca nauki. Oczywiście przez wyjątkowe okoliczności w tym roku...No cóż, nie trzeba mówić o tym na głos. Chciałam tylko powiedzieć...

Gałęzie drzew zakołysały gwałtownie. Obok nauczycielki znikąd pojawił się wir różowego proszku. Neonowe promienie kręciły się od ziemi ku górze, aż pojawił się w nich zarys człowieka. Aurora przyglądała się temu, niepewna, jak zareagować. Po chwili z magicznego pyłu wyłonił się Korr Kosmeliusz, strzepując z ramion proszek.

- Dzień dobry, Dorothy - powiedział uprzejmie do nauczycielki. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, jeśli przyjrzę się nieco twojej lekcji?

  - N-nie, ależ skąd, panie dyrektorze - odparła szybko, wycierając spocone ręce w swoją kwiatową sukienkę. - Proszę bardzo. Niech pan sobie usiądzie.

Dyrektor skinął do niej głową, ale nie przyjął propozycji. Przeszedł powoli po trawie między ławkami, przypatrując się twarzom wszystkich Znaków po kolei. Zatrzymał się przy ławce Libry i Panny, po czym odwrócił się do Aurory.

  - Proszę kontynuować.

Nauczycielka odchrząknęła, a gdy dyrektor zaczął iść dalej, przemówiła:

  - Dobrze, co to ja miałam...Ach tak. Chciałam powiedzieć, że jestem z was wszystkich bardzo dumna. Prawie każde z was ma pełną kontrolę, kilkoro musi panować nad temperamentem - spojrzała na Baran, która zrobiła urażoną minę. - Niektórzy z was powinni lepiej się skupiać, na co polecam medytacje. Na trzecim piętrze mamy do tego salkę, jeśli ktoś z was jest zainteresowany.

Ale Libra nie była tym zainteresowana. Przychyliła się do Panny pochłoniętej lekturą.

 - I co, masz jakiś pomysł, skąd weźmiemy sztylet rzeźbiony z meteroidu? - spytała.

Strzelec odchylił się na krześle.

- Może poszukamy w zagraconym pokoju Wodnik?

Libra zachichotała, ale Panna ją uciszyła.

- Nie zagadujcie mnie, nie chce żeby umknęło mi coś ważnego.

Aurora zaczęła prowadzić lekcję. Przechadzała się między ławkami, gestykulując mocno, ale mało kto jej słuchał. Kosmeliusz spacerował po całym dziedzińcu, trzymając się raczej z daleka, by nie stresować nauczycielki.

  - Moim zdaniem - odezwał się znowu Strzelec. - To jest ślepa uliczka. Wiecie jaka ta szkoła jest wielka? Trudno mi uwierzyć, że jakiś magiczny sztylet po prostu leży sobie gdzieś niestrzeżony.

- Ucisz się - poprosiła Panna. - Pogadamy po południu.

  Libra przychyliła się do przodu.

- A gdyby tak teleportować się poza szkołę i poszukać...

- Nie da się - przerwał jej Strzelec, nim mogła dokończyć myśl.

  - A gdybyśmy złamali zaklęcia ochraniające szkołę...

Byk odwrócił się tak zamaszyście, że Libra przestała mówić. Chłopak zerknął na Strzelca, w oczekiwaniu na jakąś reakcję, a  gdy ten tylko przygryzł wargę w rozbawieniu, odwrócił się do Libry.

- Ty nie bądź taka wojownicza, okej? Te zaklęcia nas chronią. Ciebie chronią.

- Tylko mówię.

  - A poza tym - kontynuował Byk. - Jakbyś się już nawet stąd wydostała, to gdzie niby byś szukała? Wiesz, jaki świat jest ogromny? A wszechświat?

Aurora, która przechodziła obok Libry, zatrzymała się. Znaki przerwały rozmowę. Jej oczy zaszły czarną mgłą, a twarz zapadła się wgłąb czaszki. Jej włosy uniosły się do góry podczas gdy ciało zesztywniało sparaliżowane.

Z gardła Aurory wydobył się charczący głos, który zdecydowanie nie należał do niej.

- Nie ma żadnego specjalnego sztyletu. Zadziała każdy, w który wbudowany jest meteroid.

Gdy tylko wypowiedziała to zdanie, z kącika jej ust pociekła krew. Cofnęła się o krok, wracając do normalności. Zamrugała kilkakrotnie, rozglądając się po uczniach, którzy wpatrywali się w nią z niedowierzaniem.

  - O co chodzi? - spytała speszona.

- Ma pani krew na ustach - powiedziała Ryby.

  Aurora wytarła kącik ust i pobladła. Zachichotała nerwowo i poprawiła okulary, po czym wróciła na początek klasy. Usiadła przy biurku, opierając głowę na łokciach. Zupełnie nie kojarzyła, co się stało.

Byk odwrócił się powoli do dziewczyn.

  - Co to miało być?

- Ktoś do nas przemawiał - odparła Panna, nie spuszczając wzroku z nauczycielki. - Myślicie, że to Wężownik?

  - Nie, bez sensu - uciął szybko Strzelec. - Raczej ktoś z Pierwotnych.

- Skąd pierwotni mieliby wiedzieć, że szukamy sztyletu?

  - Czytaj dalej, może znajdziesz odpowiedź.

Libra rozejrzała się po Znakach. Napotkała zmrużone oczy Bliźniąt wpatrzone w nich, ale gdy tylko go przyłapała, odwrócił się.

  Zobaczyła w odległości Korra Kosmeliusza. Dyrektor nie przejął się dziwnym zachowaniem nauczycielki. Spacerował sobie dalej, jakby nic się nie stało, a Libra mogła przysiąc, że się do niej uśmiechnął.

Drużyna Strzelca była tak ożywiona rozmową, że nawet nie zauważyli, kiedy zrobiło się ciemno. Spędzili całe popołudnie w bibliotece. Panna, Libra i Wodnik próbowały szukać informacji potwierdzającej słowa, które ktoś przekazał im przez profesor Aurorę, natomiast Baran, Strzelec i Byk rozmawiali o całej tej sytuacji, nie wnosząc do poszukiwań nic pożytecznego. Panna kilkukrotnie zwracała im uwagę, by pomogli, ale nikt jej nie słuchał.

- Tak naprawdę to ta informacja niewiele zmieniła - powiedział Byk. - Teraz zamiast sztyletu, musimy szukać meteroidu. Świetnie, super, widzieliście gdzieś jakiś leżący luzem w Zodiaku?

Libra zamyśliła się.

- A gdybym tak użyła powietrza by polecieć...

Panna uniosła poirytowany wzrok znad książki.

  - Waga, przestań w kółko to proponować. Szkoła jest chroniona, nikt nie wchodzi ani nie wychodzi, koniec tematu.

- A nie możemy po prostu poprosić Kosmeliusza o pomoc? - spytała Wodnik.

  Baran zamknęła książkę, którą udawała, że czyta.

- To najgłupszy pomysł, jaki w życiu słyszałam.

  - Dlaczego? Przecież to on dał Wadze tę książkę. Najwyraźniej chciał, żeby się tego dowiedziała.

Wszyscy wbili w Wodnik spojrzenia, myśląc nad jej słowami. Ona tylko wzruszyła ramionami i wróciła do rysowania ołówkiem po książce.

  Drzwi do biblioteki skrzypnęły. Zwykle byli tam sami, Drużyna Skorpiona raczej unikała tego miejsca. Jedynie Koziorożec czasem przychodził po książki, ale zawsze wracał czytać do akademika. Nikt nigdy nie przychodził tu po zmroku.

- Pójdę sprawdzić, kto to - oznajmił Strzelec i zniknął za jednym z wysokich regałów.

  Nie minęły nawet dwie minuty, gdy z drugiej strony zza rogu wyłonił się Skorpion. Podczas gdy oni wszyscy byli już ubrani w piżamy bądź dresy, on miał na sobie swój garnitur.     

Baran od razu się najeżyła. Skorpion działał na nią jak płachta na byka. Widać było, jaką satysfakcje mu to sprawia. Na jego twarzy pojawił się półuśmiech. Oparł się o puste krzesło Strzelca.

- Co wy knujecie? - spytał wprost, kierując wzrok na Librę.

Wyprostowała się i otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Baran przyszła jej z pomocą.

  - Nikt cię tu nie zapraszał. Idź sobie.

Skorpion nie przejął się jej uwagą. Usiadł na krześle tuż obok Libry i odwrócił się w jej stronę.

- Całymi dniami przeglądacie tę książkę. Chcę wiedzieć, o co chodzi.

  Baran przychyliła się do niego z bojowym nastawieniem. Już zdążyła związać czerwone włosy w warkocz, przygotowując się na ewentualną walkę. 

- Trzeba było o tym pomyśleć zanim powiedziałeś Wadze, że planujesz nas sabotować.

Skorpion uśmiechnął się złośliwie, nie odrywając przeszywajacego wzroku od Libry, która przesunęła się na krawędź krzesła jak najdalej od niego.

- Więc opowiadałaś znajomym o naszym dawnym nocnym spotkaniu?

- A ten pajac co tu robi? - zagrzmiał zdenerwowany głos Strzelca.

 Atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała. Strzelec schylił się nad Librą.

- Nic ci nie zrobił?

  Libra, zdziwiona pytaniem, pokręciła tylko głową. Panna zamknęła książkę, by Skorpion nic z niej nie wyczytał i wstała.

- No, robi się późno, chyba czas iść do łóżek.

Nikt jej nie posłuchał. Byk i Libra patrzyli na zmianę to na Skorpiona, to na Strzelca. Wodnik natomiast była zajęta rysowaniem, jakby wcale nie zauważyła napięcia.

 Skorpion poprawił marynarkę i wstał. Zmierzył Strzelca chłodnym spojrzeniem.

- Chcę porozmawiać z Wagą na osobności.

- Ja nie przychodzę do twoich ludzi i nie domagam się rozmów.

- Jakbyś chciał, nie miałbym nic przeciwko. My nic nie ukrywamy.

Strzelec zrobił krok w jego stronę. Miał zaciśnięte pięści.

 - Odczep się od niej raz na zawsze.

Coraz ostrzejszy ton Strzelca, zdawał się nie robić na Skorpionie oczekiwanego wrażenia. Jego twarz pozostała bez emocji. Odwrócił się do Libry.

- Nie potrafisz sama podejmować decyzji?

- C-co? - spytała zdezorientowana.

- Wiem, jesteś Wagą, a Wagi są głupie - kontynuował Skorpion. - Ale pozwalając mu sobą rządzić, tylko udowadnasz to, że sama sobie nie poradzisz w życiu, a co dopiero na polu walki.

- Odszczekaj to - warknął Strzelec przez zaciśnięte zęby.

Baran rzuciła w Skorpiona podręcznikiem, który miała przed sobą, ale chybiła. Książka odbiła się od regału za nim, strącając kilka następnych na podłogę.

Panna złapała Librę za rękę, by zwrócić na siebie jej uwagę. Przysunęła się i szepnęła jej do ucha.

- Nie daj się mu sprowokować.

I chociaż Libra doskonale wiedziała, że przyjaciółka ma rację, wstała, przerywając tym samym krzyki Baran, która jak zwykle miała dużo do powiedzenia.

- No, słucham - Libra powiedziała do Skorpiona, rozkładając ręce.

Chłopak uniósł brwi, jakby coś go rozbawiło, po czym skinął głową, by szła za nim.

- Nie. Cokolwiek chcesz mi powiedzieć, możesz powiedzieć przy moich przyjaciołach.

Skorpion podszedł do Libry, przygryzając wargę. Stanął naprzeciwko niej tak blisko, że czuła zapach jego perfum. Starała się o stanowczość w oczach, ale wiedziała, że z każdą sekundą słabła, przytłoczona jego obecnością.

  - Przyjaciołach? Gdy tylko zobaczą Wężownika, ci twoi przyjaciele rzucą cię mu na pożarcie, by ratować samych siebie.

- Nie wierzę w to - odparła szybko. - Nie wierzę w ani jedno twoje słowo.

Przymrużone oczy Skorpiona dokładnie studiowały jej twarz. Próbował doszukać się jakiejkolwiek oznaki zwątpienia. Nie była pewna, czy znalazł to, czego szukał.

  - Mam cię na oku - powiedział tylko, po czym się wycofał. Minął Strzelca i wyszedł z biblioteki.

Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, Baran wydała z siebie dramatyczne westchnienie.

- Okej, kto jej powie? Ktoś w końcu musi.

 - Ja już mówiłam - mruknęła Panna, otwierając księgę od Kosmeliusza.

Z jakiegoś powodu Libra wiedziała, że mają na myśli ją.

  - O co wam chodzi?

Baran podparła się na łokciach, eksponując czerwone tatuaże.

- Będę szczera. Wszyscy wiemy, że Skorpion jest przystojny. On też to wie i to wykorzystuje...

- Ja nie...

- Co więcej, będzie to wykorzystywać. Musisz się całkowicie odciąć, ignorować go, bo jeśli tego nie zrobisz, to szybko owinie sobie ciebie wokół palca.

Libra chciała ponownie protestować, ale wiedziała, że nie wygra dyskusji z Baran. Zacisnęła więc usta i skrzyżowała ręce na piersiach, urażona jej słowami. Strzelec usiadł obok niej i przyjacielsko klepnął ją w ramię, ale nic nie powiedział. 

Nagle Wodnik podskoczyła w miejscu tak gwałtownie, że czapka zsunęła się z jej zielonych włosów.

- Co jest? - spytała Baran, marszcząc czoło.

- Wiem, skąd wziąć meteroid - powiedziała.

Strzelec przysunął do siebie książkę, którą miała przed sobą, w nadziei, że tam wyczytała informacje na ten temat. Ona jednak nie czytała, rysowała na stronie dziesiątej karykaturę Murgena.

- Skąd wiesz?

- Kiedy wy jak zwykle byliście zajęci Skorpionem, ja byłam zajęta myśleniem - oznajmiła z
uśmiechem. - Możemy otworzyć tunel.

Panna podniosła zamaszyście głowę.

- Jaki tunel? - Libra zmarszczyła brwi.

  - Tunel gwiezdny - wyjaśniła Panna. - Taki tunel można stworzyć pomiędzy Znakiem, a rodzicem. Warunkiem jest to, że rodzic też musi być Znakiem.

Libra zamyśliła się.

- Można wtedy ich poprosić o pomoc - dodała Wodnik. - Są doświadczeni, pewnie wiedzą, skąd się bierze meteroidy.

- Lasterah powiedziała mi na początku, że moja matka jest Wagą - wtrąciła Libra.

- Jesteś jedyną z naszej drużyny, która ma rodzica Znaka - odparł Strzelec.

W bibliotece nastąpiło milczenie. Libra już wiedziała, co insynuuje i poczuła jak przewraca jej się w żołądku.

- Właściwie to chyba jedyną na roku - dodała Wodnik, jakby to miało ją pocieszyć. - Ale z tą
Drużyną Skorpiona to nigdy nic nie wiadomo.

Panna pogłaskała Librę po ramieniu, żeby dodać jej otuchy. Libra westchnęła głośno.

- Pokażesz mi jak stworzyć taki tunel?

- Oczywiście. Ale to w akademiku, żeby upewnić się, że nikt nas nie przyłapie.



Baran rozglądała się po korytarzu co kilka sekund, by upewnić się, że nikt ich nie śledzi, mimo że Strzelec prosił, by przestała. Z punktu widzenia obserwatora nie robili nic dziwnego, po prostu szli na noc do akademika.

Panna się od nich odłączyła. Musiała iść do laboratorium poszukać aromaku - mikstury potrzebnej do otworzenia tunelu. Libra nie dopytywała o co chodzi - czuła, że to nieodpowiedni moment. Byk proponował Pannie, że pójdzie z nią, ale jako że robiła coś zakazanego, wolała iść sama i nie narażać nikogo innego.

  Czekali na nią w salonie. Baran chodziła w kółko po pokoju, co chwilę zerkając na zegarek. Po dwudziestu minutach zaczęła się denerwować.

- A co jeżeli ją złapali?

- Nie złapali - zapewnił spokojnie Strzelec.

- Pewnie poszła na nocną randkę z Koziorożcem - zaśmiał się Byk, rozciągając się na kanapie. Jego wesoły nastrój nikomu się nie udzielił.

- Przecież Murgen wyraźnie ma do nas jakiś problem - kontynuowała Baran. - Obserwuje nas. Na pewno ją zauważy.

- Wyluzuj - poprosił Strzelec.

Obawy Baran coraz mocniej udzielały się Librze. Nie włączała się do rozmowy, zajęta myślami, czy będzie w ogóle potrafiła utworzyć tunel. Pobieżne informacje, które od nich dostała niewiele jej pomogły, a magia na żadnym poziomie nie szła jej najlepiej. Co, jeżeli Panna narażała się dla niej, a ona i tak to zmarnuje?

W końcu jednak Panna weszła do środka, czym skutecznie rozwiała myśli Libry. Otaczała swoimi chudymi ramionami wielki słój z drewnianą pokrywką. Postawiła go na dywanie i otarła czoło, opadając na kanapę.

  - Wyjaśnisz, co robimy? - spytał Byk, unosząc się na rękach do pozycji siedzącej.

- Moment. Dajcie mi moment - wydyszała. - Spotkałam Skorpiona.

Strzelec zerwał się na nogi. Przeszedł przez salon i usiadł na stole naprzeciwko Panny.

- Jak to? Kiedy? Widział cię z tym?

  Panna potrząsnęła głową.

- Nie, to było wcześniej. Ale pomylił mnie z Wagą - zerknęła na Librę. W oczach umiała niepokój. - Ja nie wiem, czego on od ciebie chcę, ale uważam, że powinniśmy zmienić strategię.

  - Mamy jakąś strategię? - spytała Wodnik.

- Chodzi mi o to - kontynuowała Panna, upijając łyk soku Byka, który skrzywił się niezadowolony z tego. - Uważam, że Waga powinna się z nim zakumplować. W sensie udawać, że chce się zakumplować, wzbudzić jego zaufanie i donosić nam, co on knuje.

Zapadła cisza. Wszystkie twarze zwróciły się do Strzelca w niemym pytaniu. On jednak utkwił wzrok w swoich butach, rozmyślając nad tym gorączkowo. Przeciągał w palcach bandanę, a Libra przysunęła się do niego nieśmiało.

- Wiem, że się boisz, że mnie zmanipuluje, ale ja nie jestem głupia.

  - Ale on myśli, że jesteś - odparł Strzelec, wstając. Przeczesłał nerwowo rękami włosy. - Dlatego przyczepił się tak do ciebie. Uważa, że jesteś najsłabszym ogniwem, bo jesteś Wagą, a Wagi nie powinny walczyć. Nie chcę...Nie zgadzam się na to, żeby cię upokarzał, tak jak to obecnie robi z Rak.

Libra również wstała, z poczuciem, że jego słowa były niesprawiedliwe.

  - Ja nie jestem Rak.

Strzelec uniósł ręce w geście poddania się.

  - Tego nie powiedziałem.

- Ale to miałeś na myśli.

- Sama widzisz, jaki on jest. Nikogo nie traktuje na równi ze sobą.

Libra popatrzyła po Znakach.

- Wszyscy tak o mnie myślicie? Że jestem słaba?

- O matko - jęknęła Wodnik.

  - Hej! - Strzelec przywrócił uwagę Libry z powrotem do siebie. - Wkładasz słowa w moje usta.

- Ale przecież dokładnie to miałeś na myśli.

- Nie wiesz, co miałem...

    Przerwało im klaśnięcie w dłonie Baran. Weszła pomiędzy nich i popchnęła lekko Strzelca z powrotem na fotel.

- Pogadacie sobie o  tym jutro rano, dziś mamy ważniejsze rzeczy do załatwienia - odwróciła się do Panny i ukłoniła się teatralnie. - Oddaję ci głos.    

- Powinniśmy się nazywać Drużyna Baran, zamiast Drużyna Strzelca - wtrąciła Wodnik.

Strzelec zagryzł wargi.

- Musiałabyś wtedy szyć nam nowe swetry.

Panna pstryknęła palcami, by na nią spojrzeli. Wygładziła koszulę nocną i złapała Librę za rękę.

- Chodź - poprosiła i usadziła ją na dywanie, naprzeciwko słoika. - Skupcie się wszyscy i nie  przeszkadzajcie, dobrze? Słuchaj, Waga. To jest tak zwany eliksir czasoprzestrzenny. Żeby otworzyć gwiezdny tunel, musisz zanurzyć w nim swój amulet. Nie potrzeba do tego jakichś specjalnych umiejętności, więc ci się uda...To znaczy, bez urazy. To, czy nam się powiedzie zależy głównie od twojej matki. To działa trochę jak ludzki telefon, wiesz, musi tak jakby odebrać połączenie. 

Libra pokiwała powoli głową na znak, że wszystko rozumie. Panna uniosła kciuki w górę. W jej oczach mignął cień niepokoju, który szybko udzielił się Librze.

- Jesteś zdenerwowana - zauważyła.

Twarz Panny od razu pojaśniała. Objęła przyjaciółkę ramieniem.

- Nie, po prostu...Wiesz, obawiam się. Po pierwsze, robimy coś zakazanego. Pamiętacie jak to się skończyło ostatnim razem?

Kiwnęła głową w kierunku Strzelca, a spojrzenia pozostałej czwórki powędrowały za nią. Strzelec poruszył się niespokojnie w miejscu.

- A po drugie? - spytał, chcąc zmienić temat.

- Po drugie - Panna odwróciła się do Libry. - Boję się jak zareagujesz. Nigdy nie poznałaś swojej matki, prawda? Jej...hm...problemy zdrowotne...no cóż...

- Zaczęły się przez ciebie - dopowiedziała Wodnik bez cienia złośliwości.

Baran fuknęła złowrogo, ale ona była do tego przyzwyczajona. Libra poczuła ból w klatce piersiowej.

- Dlaczego tak dużo o mnie wiecie?

Panna i Strzelec wymienili spojrzenia, co nie umknęło uwadze Libry.

- Powiecie mi, o co tu chodzi?

Panna złapała ją czule za ramiona.

    - Nie chcemy byś czuła, że żyjesz pod presją. Chodzi o to, że dużo od ciebie zależy. Dopóki nie pojawiłaś się w Zodiaku, cały czas o tobie rozmawialiśmy, nauczyciele też.

Uczucie dyskomfortu przepełniło ciało Libry. Pożałowała, że zadała to pytanie. Skrzyżowała nogi i zdjęła amulet z szyi.

- Okej. Robimy to?   

Panna przez chwilę badała jej reakcję, ale gdy Libra zapewniła, że da sobie radę, odsunęła się. Cała drużyna zajęła miejsca na kanapie, wpatrując się w plecy Libry.

  Dziewczyna poprawiła się w miejscu. Ułożyła naszyjnik obok i chwyciła słoik obiema rękami. Nie miała pojęcia co się stanie i, choć nie chciała tego przyznać, serce waliło jej w piersi jak oszalałe. Wiedziała, że ma tylko jedną szansę i nie chciała jej zmarnować.

Odkręciła pokrywę drżącymi rękami i odrzuciła ją na bok. Płyn w środku słoika miał delikatną pomarańczową barwę i okropnie śmierdział. Im dłużej Libra się w niego wpatrywała, tym bardziej wydawało jej się, że płyn się błyszczy. Dopiero gdy usłyszała za sobą wymowne chrząknięcie Baran, ocknęła się z zamyślenia.

Wzięła do prawej ręki amulet i uniosła go na wysokości swoich oczu. Wpatrywała się przez chwilę w grawer, jakby oczekiwała, że udzieli jej odpowiedzi na wszystkie nurtujące pytania. Gdy tak się nie stało, zamknęła oczy, by się uspokoić, i powoli zanużyła naszyjnik w eliksirze.

Ze słoika buchnęło światło. Pomarańczowe promienie mieszały się z szarymi, które wychodziły z tatuażu na ręce Libry. Panna wstała, by się temu przyjrzeć. Promienie latały po ścianach, niczym kula dyskotekowa, aż w końcu wszystkie skierowały się naprzeciwko nich, gdzie utworzyły mały, okrągły tunel, który z każdą sekundą się powiększał.

  Libra wpatrywała się w to w zachwycie. Ku jej zdziwieniu, wcale jej to nie bolało.    
Pomarańczowo-szary tunel w ścianie osiągnął rozmiar dorosłego człowieka, ale pozostał pusty. Choć Libra chciała spytać Panny, co robić, nie mogła oderwać wzroku od magicznego zjawiska. Czekali. Zdawało się, że przez nocną ciszę przebija się kołotanie serce Libry.

Wtedy ją zobaczyli. Ze światła wyłoniła się kobieta po czterdziestce, która była dokładnym odzwierciedleniem Libry. Tak jak ona miała krótkie brązowe włosy i grzywkę zachodzącą na oczy. Była równie szczupła, co dodatkowo podkreślała cienka sukienka, którą miała na sobie.    

Libra siedziała z otwartymi ustami. Miała wrażenie, że patrzy w lustro. Kobieta uniosła rękę, by odgarnąć włosy z czoła, a wtedy cała Drużyna zobaczyła - miała na ręcę tatuaż Wagi.

- Mamo? - szepnęła Libra.

Kobieta przeniosła na nią nieobecny wzrok. Choć patrzyła prosto na Librę, zdawało się, że jej nie widzi. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wyglądała jak lalka.    

Libra odchrząknęła. Pomimo nadmiaru emocji, który czuła, wiedziała, że drużyna na nią liczy. Musiała wziąć się w garść.

- Czy możesz mi pomóc?

Nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Kobieta przechyliła głowę na bok w upiornej pozie kukły. Libra przełknęła rosnącą w gardle gulę.

- Jestem w Zodiaku i potrzebuję twojej pomocy.

Wtedy kobieta się odezwała.

- Libra? - powiedziała cienkim, łamliwym głosem tak cicho, że dziewczyna nie była pewna, czy usłyszała to naprawdę.

  Przez jej ciało przeszedł dreszcz. Im bardziej próbowała kontrolować emocje, tym gorzej jej to wychodziło. Wpatrywała się w swoją matkę pozbawioną ludzkich odruchów. Lasterah miała rację, mówiąc, że oszalała. Życie z niej uszło. Libra nie była pewna, czy docierają do niej jakiekolwiek słowa.

Próbowała podjąć temat ponownie, ale głos uwiązł jej w gardle. Silna potrzeba pomocy matce odebrała jej zdolność logicznego myślenia, a świadomość, że nic nie może zrobić, by przywrócić ją do normalności, sparaliżowała ją w strachu i niemocy. Siedziała tam więc w bezruchu, ściskając amulet w eliksirze i wpatrując się bezradnie w kobietę.

Nagle obraz się zaciął. Na wysokości szyi i talii matki Libry pojawiły się migające czarne kreski. W sztywnej twarzy kobiety coś się zmieniło. Jej puste oczy wypełnił strach. Zaczęła otwierać usta, ale nic nie powiedziała.

Obraz zniknął. Zamiast kobiety w tunelu zobaczyli najobrzydliwszą kreaturę jaką mogli sobie wyobrazić.

Kreatura patrzyła prosto na Librę swoimi centkowatymi oczami. Wężowy grzbiet miała pokryty grubymi zielonymi łuskami. Zasyczała, wywalając długi przecięty na pół język pokryty wrzodami.
Wszystko działo się bardzo szybko. Postać wyciągnęła ku Librze ręce zakończone długimi czarnymi szponami. Dziewczyna mogła przysiąc, że zaczęły wychodzić z tunelu do rzeczywistości. Nie była jednak w stanie się poruszyć. Siedziała na podłodze oszołomiona, wpatrując się w to sztywno.

Strzelec rzucił się jej na ratunek. Posłał słoik na ścianę kopniakiem, rozpryskując płyn wszędzie dookoła. Amulet z ręki Libry poleciał w drugą stronę, jednocześnie zrywając połączenie.

  Ręce kreatury dzielił metr od twarzy Libry, gdy tunel wessał ją z powrotem. Zostali w pustym pokoju, nasłuchując syczenia, które z każdą sekundą cichło.

Gdy w akademiku zapanowała całkowita cisza, z gardła Libry wydobył się niekontrolowany szloch. Zatkała dłońmi usta, chcąc stłumić własny płacz. Strzelec klęknął przed nią i wziął jej trzęsące ciało w ramiona. Panna podeszła do nich od tyłu, głądząc włosy przyjaciółki.

- Tak mi przykro, Waga - wyszeptała jej do ucha.

- Przepraszam - wydusiła z siebie Libra. - Przepraszam.

- Ciiicho... - Strzelec zakołysał nią lekko. - Nie chcieliśmy, żeby tak wyszło.

Pozwolili jej się uspokoić. Gdy tylko przestała się trząść, usiadła na kanapie. Baran podała jej szklankę wody, którą ona szybko opróżniła.

- To...To był Wężownik, p-prawda? - Spytał Byk, którego naturalnie różowa twarz była teraz blada.

Panna skinęła głową. Zerknęła na Librę, badając, czy może już zacząć temat, a gdy spotkała się z jej skinieniem głowy, westchnęła.

- Nie rozumiem. Przecież przez tunel można rozmawiać tylko ze Znakami. W każdym razie tak nas uczą.

- Od czasu tej książki od Kosmeliusza nie wierzę już w nic, czego nas uczą - powiedziała Baran.    

- Słuchajcie - Panna przetarła oczy. - Ktoś oprócz nas musiał otwierać dziś tunel. To jest jedyne logiczne wyjaśnienie.

- Ale co tam robił Wężownik? - spytał Strzelec.

Panna potrząsnęła głową. Jej piękne białe włosy były ubrudzone pomarańczową mazią.

- Nie wiem. Nic z tego nie rozumiem.

  - Przepraszam, że nawaliłam - powtórzyła Libra.

Nie mogła pozbyć się z głowy widoku swojej matki. Czy to naprawdę ona doprowadziła ją do takiego stanu?

Strzelec złapał ją za rękę, skutecznie odrywając od męczących myśli.

- To nie twoja wina.

Wtedy drzwi akademika trzasnęły głośno. Znaki popatrzyły po sobie niespokojnie, każde z nich myśląc dokładnie o tym samym.

  Wszyscy byli w środku, a drzwi były chronione zaklęciem. Nikt oprócz nich nie mogł wejść do akademika.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top