Rozdział 3




Obudziła ją czyjaś dłoń gładząca ją po policzku. Ujęła ją sennie z myślą, że to jej tata żegna się z nią przed wyjściem do pracy, ale w momencie, gdy poczuła delikatną gładką skórę, zerwała się na równe nogi.

Panna odskoczyła od łóżka z rękami podniesionymi do góry.

- Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć.

Libra odetchnęła, chociaż serce nadal waliło jej w piersi. Wspomnienia poprzedniego wieczoru zaczynały do niej wracać, choć wydawały się tak nierealne, jakby były snem.

- Nadal tu jestem? - Jęknęła i ukryła głowę w poduszce.

- Tu wcale nie jest tak źle, jak ci się wydaje. Większość ludzi jest miła, a cała ta nauka jest naprawdę przyjemna.

Panna miała miękki głos, który nieco uspokoił Librę. Uniosła głowę i zmusiła się do uśmiechu.

- Żałuję, że nie wiedziałam wcześniej. Może łatwiej by mi było się z tym pogodzić.

- Będzie dobrze, zobaczysz. W każdym razie, przyszłam tu, bo musimy iść na śniadanie. Za godzinę zaczynają się lekcje i jeśli nie zdążysz zjeść, to będziesz chodzić głodna aż do obiadu.

- Myślisz, że jestem w stanie jeść? Wczoraj się dowiedziałam, że los całego świata spoczywa w moich rękach, a nie istnieje żaden sposób, by udało mi się go obronić.

Panna uśmiechnęła się słabo, przekładając w palcach pasma jej włosów.

- Wiem, że jest ci ciężko, ale czy mogłybyśmy kontynuować tę rozmowę w sali? Ja akurat umieram z głodu.

Libra obdarzyła ją urażonym spojrzeniem, ale zgodnie wygramoliła się z łóżka.

W sali panowała znośna atmosfera. Drużyny siedziały dokładnie tak, jak przy wczorajszej kolacji, z tym, że teraz Libra poczuła się jeszcze bardziej spięta, widząc Skorpiona. On jednak na nią nie patrzył. Był zbyt zajęty rozmową z piękną dziewczyną o puszystych złotych włosach i dużych oczach, która akurat wkładała mu kostkę czekolady do ust, gdy napotkała wzrok Libry. Uśmiechnęła się z wyższością.

- To Lew - wyjaśniła Panna. - Nie dawaj jej atencji.

Podeszły do swojego stolika. Baran na ich widok odchyliła się na krześle z teatralnym westchnieniem.

- No wreszcie jesteście, już myślałam, że nie przyjdziecie.

Panna nie zamierzała angażować się w rozmowę. Od razu zaczęła nakładać sobie na talerz jedzenie, podczas gdy Libra usiadła w bezruchu i rozejrzała się po sali. Byk nawet nie podniósł wzroku znad swojej miski płatków, nie była nawet pewna czy ich zauważył. Strzelec posłał jej przelotny uśmiech, stukając palcami  w blat.

Tylko Wodnik nie jadła. Zielone włosy spięła w kok, by nie wpadały jej do oczu podczas robienia na drutach, czym się aktualnie zajmowała.

- Co robisz? - spytała ją z zaciekawieniem Libra.

Wodnik uniosła na nią wzrok zdezorientowana, jakby przeszkodzono jej w czymś ważnym. Wstała.    

  - Robię nam swetry drużynowe - oznajmiła swoim piskliwym głosem i rozłożyła w rękach już gotowy sweter.

Przez szary materiał ciągnęły się wyszywane czerwoną włóczką inicjały "D.S."

- Drużyna Strzelca - wyjaśniła.

Libra zmarszczyła brwi, a Baran wybuchła śmiechem, wypluwając kawałek chleba na stół.

- No powiedz jej, ja nie miałam sumienia.

- Kochana, Drużyna Skorpiona ma te same inicjały - oznajmiła Libra.

Wodnik otworzyła usta, a na jej twarzy pojawiło się rozczarowanie. Szybko ta emocja została zastąpiona frustracją.

- No nie, to teraz muszę zrobić jeszcze im swetry w jakimś innym, brzydszym kolorze - jęknęła, po czym opadła na krzesło i zabrała się do pracy.

Panna patrzyła na nią z politowaniem, ale nic nie mówiła, bo spieszyła się już z jedzeniem. Libra zerknęła w stronę Drużyny Skorpiona. Nikt nie zwracał na nią takiej uwagi, jak poprzedniego dnia, więc mogła się im lepiej przyjrzeć.

Były tam jeszcze dwie osoby, których wcześniej nie widziała. Dziewczyna w za dużym swetrze i chłopak w okularach, który siedział z nosem wbitym w laptopa.

- Ta laska to Rak, a chłopak Koziorożec - wyjaśniła Baran, która zauważyła zainteresowanie Libry. - Panna rywalizuje z nim o wyniki w nauce, a tak naprawdę jest w nim zakochana.

Na dźwięk tych słów Panna zakrztusiła się. Chwyciła swój kielich i wypiła zawartość na raz, a jej twarz przybrała kolor purpury.

- Czy ty potrafisz spędzić chociaż pięć sekund bez wygadywania bzdur? - spytała w końcu, ale w jej głosie nie było złości.

Baran szczerzyła się do niej z naprzeciwka.

- Wygadywania bzdur? Chyba pomyliłaś mnie z Bliźniętami.

- Jak mogłabym się zakochać w kimś, kogo znam trzy tygodnie?

- Wystarczy trochę wiary - wtrącił Strzelec z uśmiechem.

Panna przewróciła oczami.

- A ty jak zwykle po jej stronie.

- Nie gapiłam się na nich - powiedziała Libra. - Zastanawiam się...Skoro twierdzicie, że to szkoła...Znaków.

- Zodiak - dopowiedział Strzelec.

- No dobrze, Zodiak. Skoro jest tutaj tylko dwunastu uczniów, to czemu jest tu tyle różnych pomieszczeń? I o co chodzi z tym długim stołem?

Baran zerknęła na Pannę, ale ona przeżuwała powoli śniadanie, nie spiesząc się z wyjaśnieniami.

- Dawniej tu było inaczej...lepiej - odezwała się Wodnik, nie odrywając się od robótki ręcznej. - Kiedyś ta szkoła uczyła wszystkie istoty magiczne. Były klasy goblinów, trolli, czarowników i całej masy zwierzopodobnych. Ale wraz ze śmiercią Horoskopa się pozmieniało. Teraz rządzi Zarząd Astrologiczny i nie pozwala, by istoty magiczne były pomieszane. Czarownicy mają normalne szkoły, ale reszta musi sama sobie organizować naukę.

- Przykre - dodał Strzelec.

Byk pokiwał głową w zadumie, choć nie słuchał, co mówiła Wodnik. Libra próbowała wyobrazić sobie różne stwory chodzące spokojnie po korytarzach.

- Słuchajcie - Przesunęła się na krawędź krzesła. - O co chodziło Skorpionowi, gdy powiedział mi wczoraj, że ma inny plan na walkę z Wężownikiem?

Panna upuściła widelec, który odbił się od stołu i poleciał na podłogę. Nie schyliła się, by go podnieść. Patrzyła to na Librę, to na Strzelca, który tylko wzruszył ramionami.

- Gdy mówiłeś, że Skorpion zaczepił wczoraj Wagę...Nie przyszło ci do głowy, że informacja o tym, że knuje inny plan byłaby warta wspomnienia? - Baran wycedziła przez zęby.

- Tego nie słyszałem.

- Chcesz się dowiedzieć czegoś o Skorpionie, złociutka? - Usłyszała za sobą wkurzający męski głos.

Bliźnięta bez zaproszenia zajął miejsce obok niej. Długie włosy spiął w koka i założył nogę na nogę przysuwając się do niej.

- Ja znam tu wszystkie plotki - powiedział z dumą.

- Wracaj do swoich - warknęła na niego Baran.

- Po co tu przyszedłeś? - dodał Byk z pełnymi ustami.

  - Usłyszałem swoje imię, kultura wymaga, by podejść i spytać, o co chodzi - omiótł Byka spojrzeniem. - Ale rozumiem, że dla ciebie kultura jest czymś obcym.

- Dlaczego Skorpion mnie nie lubi? - spytała Libra, ignorując gwałtowne reakcje Znaków na jego przyjście.

Baran rzuciła w nią kawałkiem bułki.

- Nie pytaj go o takie rzeczy, stara.

- No cóż, to nie tak, że cię nie lubi - powiedział Bliźnięta, obracając w palcach luźny kosmyk włosów. - Po prostu jest zły, że tak sobie olewałaś sprawę przez miesiąc. A niestety, Skorpiony na ogół nie dają drugich szans.

- Ale przecież zaproponował mi...

Nie mogła dokończyć zdania, bo Bliźnięta położył jej palec na ustach. Baran wstała tak gwałtownie, że jej krzesło przewróciło się z hukiem.    

- Zabieraj ten paluch z jej twarzy albo...

- Dobra, dziewczyno - Bliźnięta podniósł ręce do góry. - Nie bulwersuj się tak. A ty, Waga, miej na uwadze, że wyjawianie sekretów miewa czasami bardzo...nieprzyjemne...skutki.

- Sag, pomóż Bliźniętom wrócić na swoje miejsce - warknęła Baran, nie spuszczając chłopaka z oczu.

Strzelec wstał powoli, a Bliźnięta od razu poderwał się z krzesła.

- No cóż, chciałem zacisnąć więzy, Wago, ale widzisz, że twoja drużyna to uniemożliwia. Zastanów się dwa razy, zanim uwierzysz w ich gadkę o tym, że to my jesteśmy źli.

- Ty nie chcesz się zakumplować, tylko wprowadzać zamęt! - wrzasnęła Baran, waląc pięścią w stół. W miejscu uderzenia pojawił się ogień.

- BARAN! - Rozległ się donośny kobiecy głos.

Pani Lasterah już szła w ich stronę. Baran uniosła wzrok do sufitu, więc nie zobaczyła już prześmiewczego wyrazu twarzy Bliźniąt, gdy oddalał się do swojej Drużyny.

- Czy masz ochotę w tym tygodniu znowu zostawać po lekcjach? - spytała Lasterah, gdy znalazła się dostatecznie blisko. - Poprzedni tydzień nie nauczył cię panować nad emocjami?

- Jakby mnie nie wkurzał ten idiota, to...

- Radzę ci uważać na słowa, albo wyślę cię na terapię do profesora Murgena. On by cię nauczył panować nad gniewem.

Strzelec prychnął.

- Jemu samemu przydałaby się nauka panowania nad emocjami.

Byk zdusił w sobie śmiech, a pani Lasterah zmroziła Strzelca spojrzeniem.

- Podejdź do mnie, proszę - powiedziała do niego.

Zamiast obchodzić długi stół wokół, Strzelec przeskoczył nad blatem, po czym wyprostował się i zbliżył do nauczycielki. Kobieta zerknęła w kierunku Drużyny Skorpiona i odezwała się cicho:

- Wiesz, że nie mogę sobie teraz pozwolić na to, by umieścić cię w kozie za karę. Rozumiem, że to dla Strzelców nietypowe, ale oczekuję od ciebie zachowania na najwyższym poziomie. Żadnych błazenad. Wiesz, czego od ciebie wymagam.

Strzelec ledwo zauważalnie skinął głową, przeciągając przez palce swoją bandanę, a Lasterah zdawała się odetchnąć z ulgą. Omiotła opiekuńczym wzrokiem uczniów i natknęła się na Wagę.

- Jak ci się spało?

- Dobrze. Źle...Nie wiem.

- To normalne pierwszej nocy - odparła uprzejmie i schyliła się do teczki z której wyciągnęła plik kartek. - Proszę. Tutaj masz plan zajęć na cały tydzień, spis dodatkowych materiałów do nauki i innych pomocy naukowych, które znajdziesz w bibliotece. Mam nadzieję, że koledzy pomogą ci się tu odnaleźć.

Panna pokiwała zamaszyście głową. Nim zdążyła przerzuć kęs, by odpowiedzieć, rozległ się głos Skorpiona:

- Oczywiście, że pomożemy.

Strzelec zacisnął usta w wąską linię, widząc, że blondyn zmierza w ich kierunku, ale ostrzegawcze spojrzenie nauczycielki zmusiło go do pozostania bez ruchu.

- Doskonale - odparła Lasterah. - Zatem do zobaczenia na lekcji.

Zmierzyła spojrzeniem Skorpiona, świadoma tego, co może się kryć za jego fałszywem półuśmiechem, ale ostatecznie odwróciła się i wyszła z sali.

Skorpion spojrzał na mały płomień tańczący na stole, pozostałość po wybuchu gniewu Baran. Lewą ręką dotknął amuletu, który miał na szyi, a prawy palec wskazujący skierował na ogień, zataczając kółka w powietrzu. Z opuszka zaczęła wypływać woda, tworząc mały wir. Skorpion nie odrywał wzroku od Libry, dopóki panował nad wodą, a gdy strumień znalazł się nad płomieniem, rozluźnił rękę. Woda wylała się na stół, ugaszając mini-pożar i zalewając spodnie Baran.

- Wow - wymsknęło się Librze.

- Masz jakiś problem, gościu?! - Baran poderwała się na nogi, chwyciła ze stołu garść serwetek i zaczęła się nimi wycierać.

Skorpion zupełnie zignorował jej gniew. Swoje ciemne oczy miał skoncentrowane na Librze.

- Pamiętaj, że woda zawsze pokonuje ogień. - Jego głos pozostał chłodny.

- Radzę ci zostawić ją w spokoju - warknął Strzelec.

- Nie potrzebuję rad od takich jak ty.

Panna wstała i szarpnęła Librę za rękę, w tym samym momencie, gdy Baran stanęła przed Strzelcem, instynktownie ochraniając go przed Skorpionem.

  - Chodź, nie możemy się spóźnić na pierwsze zajęcia - powiedziała Panna niewinnie, ale nie dała Librze szansy protestować.

Gdy weszły do akademika po książki, Panna odwróciła się do niej niepewnie.

- Nie chce się wtrącać...

Libra uniosła brwi.

- Ale?

- Ale uważaj na Skorpiona. Dobrze kłamie. To najgorszy typ w całym Zodiaku.

- Okej, nie musisz mi tego mówić.

- Chyba jednak muszę...

- Słuchaj, Panna - Libra skrzywiła się, wymawiając tak dziwnie brzmiące imię. - Ja po prostu chcę pokonać tego Wężownika i wrócić do domu, zapomnieć o całym tym szaleństwie.

Białowłosa dziewczyna przyglądała się jej bez przekonania. Wzruszyła ramionami i pozbierała swoje książki z biurka.

- Jak uważasz. - Przychyliła się do okna. - Ale paskudna pogoda. Zajęcia raczej na pewno są w sali.

Zarówno akademik, jak i korytarze były już puste, wydawało się, że dziewczyny szły do klasy jako ostatnie.

  - Więc to miejsce w którym teraz jesteśmy - zagadnęła Libra. - Ta szkoła...To jest na Ziemi?

Panna zmarszczyła brwi.

  - No tak. A gdzie by miała być? Przecież nie wolno nam się teleportować na inne planety.

- Czyli, czysto hipotetycznie, gdybym chciała to mogłabym po prostu stąd wyjść i pojechać do domu?

  Gdy tylko Libra wypowiedziała to pytanie, Panna się zatrzymała. Odwróciła się do niej z zaniepokojonym wyrazem twarzy.

- Po pierwsze, nie - odparła stanowczo. - Szkoła jest chroniona magią, żeby nikt nie mógł wejść ani wyjść. Zaklęcie może znieść jedynie osoba, która je rzuciła, albo, jak podejrzewają nauczyciele, Wężownik, bo przejął moce Horoskopa i jest ponadmagiczny. A po drugie, proszę cię, nie rób nic głupiego. Wszyscy ryzykujemy życie przez ciebie i dla ciebie. Jesteśmy pierwszymi Znakami od tysiąca lat, które mają tak intensywne szkolenie. Nie odwracaj się do nas plecami.

Zaczęła iść ponownie. Libra podążyła za nią.

- Przepraszam, po prostu jestem taka wściekła, że z góry jesteśmy skazani na porażkę.

- To nie jest porażka, unicestwimy go na dwadzieścia pięć lat.

- I skażemy na walkę jakieś następne osoby, którym sami zgotujemy taki los, wybierając ich na następców.

Panna nie odpowiedziała. Posłała jej tylko smutny uśmiech. Minęły w korytarzu profesor Lasterah zmierzającą w przeciwną stronę i skręciły w kierunku klasy. Libra nie mogła przestać myśleć o nieuchronnej walce.

- Musi być jakiś sposób jak zabić tego Wężownika. Być może jeszcze nie został odkryty. Musimy go jakoś rozpracować.

Dotarły do klasy. Panna westchnęła ciężko, zanim nacisnęła klamkę.

- Dobrze, obiecuję, że po lekcjach zaczniemy szukać sposobu. Ale ty obiecaj, że skupisz się na nauce.

Libra skinęła głową i razem weszły na lekcję żywiołów. Tak jak podejrzewały, w klasie byli już wszyscy. Koziorożec w pierwszej ławce z rozłożonymi książkami zdawał się być jedyną osobą podekscytowaną na myśl o nauce.

Nawet w klasie istniał wyraźny podział. Drużyna Strzelca zajęła miejsca w rzędzie po lewej stronie, a Skorpiona po prawej. Dziewczyny podeszły do jedynej wolnej ławki, ostatniej, przez co znalazły się równolegle do Skorpiona i Rak. Libra zerknęła w ich stronę, a piegowata ruda dziewczyna pomachała jej przyjaźnie ręką. Skorpion opuścił jej dłoń i położył na ławce, zakrywając swoją dłonią. Twarz Rak przybrała kolor jej włosów i zachichotała jak mała dziewczynka.

Do klasy weszła pani Aurora. Niosła w rękach stertę książek, które wypadły jej w progu. Schyliła się, by je pozbierać, ale potknęła się o własną suknię i przewróciła na środku sali.

  Bliźnięta wybuchnął śmiechem, ale uciszył się, gdy Strzelec rzucił w niego kulką z papieru, która odbiła się i poleciała na biurko Lew. Dziewczyna wzięła zwitek papieru w dwa palce, jakby się bała, że się czymś zarazi i odwróciła się do Strzelca ze zgorszoną miną.

- Mam nadzieję, że to nie list miłosny - powiedziała, po czym upuściła kartkę na podłogę.

Strzelec nie wysilił się na odpowiedź.
Koziorożec pomógł Aurorze pozbierać rzeczy. Nauczycielka podziękowała mu, po czym poprawiła swoje zmierzwione włosy i klasnęła w dłonie.

- Dzień dobry, kochani, wreszcie w pełnym składzie - uśmiechnęła się do Libry, eksponując krzywe zęby. - Waga wczoraj nie miała czasu przygotować się na zajęcia, więc w ramach powtórki wytłumaczymy jej, o co chodzi w tych całych żywiołach.

- Ona nie jest pępkiem świata - odezwała się Lew.

- Ty też nie - przypomniał jej Strzelec.

- Sag, kochanie, dzielimy żywioł, powinieneś trzymać moją stronę - Lew chwyciła swój czerwony amulet i zionęła ogniem z ust.

Baran, która siedziała przed Strzelcem, wstała, gotowa nagadać Lew, ale Wodnik pociągnęła ją za rękę, by usiadła.

  Pani Aurora zaśmiała się nerwowo, patrząc po ich twarzach swoimi dużymi zezowatymi oczami.

- Super, doskonale! Brawo dla Lew za pokaz swojego żywiołu. Przyszło ci to tak naturalnie, że gdybym mogła, to już zaliczyłabym ci przedmiot.

  Lew napuszyła się jak paw, zadowolona z pochwały. 

- Okej - kontynuowała Aurora. - Kto wytłumaczy Wadze, jakie wyróżniamy żywioły i w jakim celu ich używamy?

Tylko dwie ręce wystrzeliły w powietrze, Koziorożca i Panny.

- Proszę, Koziorożec.

  Chłopak w swetrowej kamizelce odwrócił się w stronę Libry z nadętą miną. Odchrząknął dramatycznie, zanim przemówił:

- Wyróżniamy cztery żywioły...

- To już wiem - przerwała mu Libra, nagle zdenerwowana jego zachowaniem, jakby był od niej ważniejszy.

- Tak? - Pani Aurora nie wyczuła zawziętości w jej głosie. - W takim razie powiedz mi, jaki żywioł ma...hm...na przykład Skorpion?

Libra otworzyła i zamknęła usta. Zerknęła w stronę chłopaka, który patrzył przed siebie, ale mogła przysiąc, że na jego twarzy maluje się złośliwy uśmiech.

Wtedy wstała Baran.

- A po co jej to wiedzieć? Ważne, żeby nauczyła się panować nad swoim żywiołem.

Nagle ją olśniło. Przypomniała sobie, jak ugasił ogień w sali tego ranka.

- Waga nie potrzebuje adwokatki - odezwała się Lew. - Pewnie nawet nie zna swojego żywiołu.

- Zamknij się, ty nadęta, pokręcona... - odparła Baran.   

- ...Uważaj na słowa...

- Woda. Skorpion ma wodę - wypaliła Libra, a głosy umilkły. - A ja, dla twojej wiadomości, Lew, mam powietrze.

    - Więc lepiej ty uważaj na słowa, Lew, bo jak Waga opanuje swój żywioł to możesz mieć braki w dostawie powietrza - dopowiedziała Baran.

Pani Aurora przetarła oczy rąbkiem sukni, jakby to miało pomóc jej dostrzec Librę w samym końcu sali. Odstawiła krzesło od swojego biurka i wyniosła je na środek klasy.

    - Mogłabyś tu na moment pozwolić?

W sali zrobiło się cicho, co było raczej niespotykane na lekcjach u Aurory. Libra zerknęła na Pannę w poszukiwaniu pomocy, ale gdy ta tylko wzruszyła ramionami niepewna zamiarów nauczycielki, wstała.
Usiadła na krześle wskazanym przez szpiczasty paznokieć Aurory, czując na sobie jedenaście par oczu.

- Czy ktoś ci już wytłumaczył, dlaczego nosisz na szyi amulet? - Spytała, a gdy Libra pokręciła głową, odezwała się do klasy. - Kto wytłuma...Ach, tak, proszę, Panno.

- W amuletach jest ukryta nasza moc, dlatego przy każdym zaklęciu czy próbie opanowania czegoś magią, musimy go trzymać. Gdy osiągniemy wszystkie niezbędne umiejętności, amulet się otworzy i wtedy staniemy się już oficjalnie Znakami. Wtedy będziemy mogli używać magii i innych sztuczek bez dotykania amuletu, bo moc będzie w nas.

    Panna wzięła głęboki oddech po zakończeniu monologu, a Koziorożec pokiwał głową z uznaniem.

- Bardzo ładnie - powiedziała Aurora i odwróciła się do Libry. - A zatem wypróbujemy twoje możliwości. Profesor Lasterah wspominała, że wezwałaś powietrze w jej gabinecie i nawet go nie zdemolowałaś.

  - W klatce też jej się to udało, podczas transformacji - dodała Ryby.

- To było przypadkiem...

- To nieważne. Posłuchaj - Nauczycielka stanęła za nią i wyprostowała jej głowę. - Na początek poproszę cię, żebyś znalazła swój punkt koncentracji. Masz?

- Mhm - skłamała Libra, chociaż nie miała pojęcia, o co chodzi kobiecie.

- Doskonale. Teraz chwyć amulet i pomyśl intensywnie o wietrze. Pomyśl o drzewach chwiejących się pod jego wpływem, o ptakach unoszących się w powietrzu. Tylko koncentracja pomoże ci opanować ten piękny żywioł.

Polecenia Aurory wydawały się Librze beznadziejne. Przecież w gabinecie profesor Lasterah wezwała ten wiatr nawet nie wiedząc, że ma jakiś żywioł. Chwyciła za amulet i zamknęła oczy, chcąc zaoszczędzić sobie wstydu. Wbrew swojej osobistej opinii, zastosowała się do rad nauczycielki. Zaczęła wyobrażać sobie wiatr szalejący na łąkach, trawę uginającą się pod jego wpływem. Potem przeniosła się myślami nad morze. Wyobraziła sobie jak fale napędzane przez szalejący wiatr wzburzają się i rozbijają na brzegu.

Wtedy usłyszała krzyk Aurory.

Odwróciła się zamaszyście. Wokół Libry krążył wiatr, którego obecności nawet nie poczuła. Mocny podmuch zawiał, wypychając nauczycielkę przez okno.

W pomieszczeniu rozległy się paniczne szepty, ale nikt nie ruszył się z miejsca. Żadne ze Znaków nie wiedziało, jak się zachować.

Libra była sparaliżowana strachem. Bała się podejść do okna by zobaczyć co się stało. Przecież nie chciała zrobić krzywdy pani Aurorze. Nie wiedziała, że tak się stanie. Zabiła nauczycielkę pierwszego dnia szkoły. Do oczy naszły jej łzy, które próbowała wymrugać. Jedyne, co mogła robić to patrzeć bezradnie w miejsce, w którym wcześniej stała nauczycielka z nadzieją, że Panna zapewni ją, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli miałoby to być kłamstwo.

I wtedy stało się coś dziwnego.
Pani Aurora pojawiła się z powrotem za oknem. Unosiła się w powietrzu tak jakby siedziała na niewidzialnym krześle. Wyglądała bez zarzutu, zdecydowanie nie jak ktoś, kto właśnie spadł z wysokości.

Libra rozejrzała się po klasie w poszukiwaniu odpowiedzi. Oczy wszystkich Znaków spoczywały na jednej dziewczynie, która kryła skupiony wzrok pod czapką z daszkiem i ściskała w ręce kurczowo amulet.

- Wodnik - szepnęła Libra.

Aurora stanęła na nogi i zachichotała  nerwowo.

- No cóż, na początku może się tak zdarzać - wydyszała, siląc się na spokojny ton. - Możesz już wrócić na miejsce, Wago. Spróbujemy tego...innym razem.

Machnęła ręką, żeby ją popędzić, więc Libra wstała. Szła pomiędzy ławkami na sztywnych nogach, starając się nie patrzeć po twarzach Znaków z Drużyny Skorpiona. Wiedziała, że spotkałaby się z kpiną.

- Natomiast Wodnik, och, Wodnik, co za wspaniała, przemyślana i szybka reakcja. Tak właśnie powinniście się zachowywać. Gratuluję, tak powinno być. Podziel się ze swoimi przyjaciółmi zrodzonymi z tego samego żywiołu, jak to zrobiłaś?   

Wodnik wpatrywała się w nią swoim typowym nieobecnym spojrzeniem.    

- Myślałam o rollercoasterach - odparła cicho, przy czym wykonała ruch rękami imitujący kolejki w wesołych miasteczkach. - Ziuuum, ziuum!

Baran pogłaskała ją po głowie pobłażliwie, a Ryby przewróciła oczami. Pani Aurora kiwała zamaszyście głową.

    - Jasne, dobrze, można i tak. Jak tak leciałam to zauważyłam, że nikt z żywiołem ziemi nie próbował asekurować mojego upadku. Panna, Koziorożec, Byk, macie coś do powiedzenia? Dysponujecie bardzo potężnym żywiołem, jesteście władcami wszystkich gleb, roślin i skał, co się bardzo przydaje w walce, ale musicie przede wszystkim, myśleć! No, ale w porządku, już. Wago, daję ci oficjalne przyzwolenie na ćwiczenie żywiołów w czasie wolnym. Przejdźmy zatem do lekcji...

Monolog przerwał jej przeciągły  wrzask Wodnik. Ciało dziewczyny wykrzywiło się w łuk, a głowa odchyliła do tyłu. Zaciskała ręce w pięści, walcząc o przejęcie kontroli nad ciałem, ale bez skutku. Krzyczała tak przeraźliwie, że pewnie słychać ją było w całym Zodiaku, a po jej policzkach popłynęły łzy.

Strzelec wstał, gotów jej pomóc, ale Aurora powstrzymała go i przyłożyła palec do ust, przypatrując się dziewczynie z zachwytem. Libra była pewna, że to jakaś chora forma tortury. Przypatrywała się ze zgrozą jak Wodnik wbija paznokcie w biurko i charczy, walcząc o oddech.

Nagle jej amulet zaczął się poruszać. Wodnik odchylała głowę coraz bardziej do tyłu gdy amulet unosił się, aż w końcu zerwał z jej szyi i wybuchł w powietrzu. Przez ciało dziewczyny zaczęły przebiegać smugi szarego światła, a w miejscach tatuaży było ono tak jasne, że trudne do zniesienia gołym okiem. W końcu Wodnik wydała z siebie ostatni jęk bólu i jej ciało się rozluźniło. Opadła na ławkę, pozwalając dreszczom przechodzić po ciele, a na jej czole wystąpiły krople potu.

- Pani Auroro, przepraszam za śmiałe pytanie - odezwała się Baran. - Ale co to, do diabła, było?!

- Chyba opętał mnie Wężownik - jęknęła Wodnik, zbyt słaba by otworzyć oczy.

W odróżnieniu do uczniów, którzy mieli pobladłe twarze ze strachu, pani Aurora uśmiechała się szeroko.

- Nie, kochana Wodnik, wręcz odwrotnie! - zawołała głośno, klaszcząc w dłonie. - Przeszłaś ostateczną transformację! Nigdy jeszcze nie zdarzyło się to tak wcześnie! Wodnik, jako pierwsza zostałaś prawdziwym Znakiem Zodiaku. Idź szybko powiedzieć o tym Floren...To znaczy, pani Lasterah! Będzie taka dumna!

Krzycząc z ekscytacji, wypchnęła Wodnik za drzwi. Dziewczyna wyglądała na zdezorientowaną, ale widząc krzywe zęby Aurory wyszczerzone w szerokim uśmiechu, postanowiła zrobić, co jej kazała.

Nauczycielka odwróciła się z powrotem do uczniów. Jej twarz promnieniała tak, jakby już zapomniała, że przed chwilą wypadła przez okno.

- Niewiarygodne - wymruczała do siebie. - I to na mojej lekcji!


Przez godzinę wszyscy rozmawiali tylko o Wodnik. Temat dziwacznej dziewczyny, która zwykle się nie wychylała nie schodził im z ust, nawet, gdy czekali już w klasie na profesora Mangusa Murgena.

- Ciekawe, gdzie ona teraz jest - powiedział w końcu Strzelec, który raczej nie włączał się w rozmowy. - Powinna już wrócić, nie?

Libra nie słuchała swoich nowych znajomych. Przemiana Wodnik sprawiła, że zaczęła się jeszcze bardziej denerwować ewentualną konfrontacją z Wężownikiem. Chociaż nadal miała milion pytań na temat całej tej sytuacji, to coraz bardziej do niej docierała rzeczywistość - była jedną z nich. I czym prędzej zacznie się dostosowywać, tym lepsze ma szanse na przeżycie.

  Panna szturchnęła ją łokciem. Libra rozejrzała się po sali zdezorientowana. Cała Drużyna Strzelca się w nią wpatrywała.

- Co?

- Coś się stało? - spytała Baran, marszcząc brwi. - Wyglądasz, jakbyś się miała rozpłakać, a raczej bym to odradzała na zajęciach z Murgenem.

- Nie, wszystko w porządku - odparła, ale widząc, że ich nie przekonała, wymyśliła kłamstwo. - Ja...Myślę o...o żywiołach...Tak! Powiedzcie mi, dlaczego nie ma podziałów na żywioły, tylko na jakieś dwie drużyny bez sensu?

Panna spojrzała na Strzelca, a on od razu odwrócił się przodem do klasy. Baran prychnęła.

- Wolałabyś być w jednym domu z Bliźniętami? Ja z Lew bym się pozabijała już w pierwszym tygodniu.

- Ja i Panna bylibyśmy z Koziorożcem - dodał Byk. - Pasowałoby ci to, co nie, Panna?

Białowłosa dziewczyna odwróciła się do Libry, ignorując ich.

- Lasterah ci powiedziała, że Wężownik dostał się na planetę, wtedy, gdy Gwiazdozbiór Skorpiona miał ją ochraniać, tak?

- Tak.

- Wtedy, tysiąc lat temu, Strzelec oskarżył go o celowe wpuszczenie Wężownka na Ziemię. Podobno to była ogromna afera, jego pogląd miał bardzo wielu zwolenników i dosyć szybko Skorpion został niejako wykluczony ze społeczeństwa. Nie chciał mieć już nic wspólnego ze Strzelcem, wypowiedzieli sobie wieczną wojnę, a pozostałe Znaki musiały się opowiedzieć, po czyjej są stronie. Dlatego jest, jak jest.

- To dlaczego Bliźnięta chciał, żebym przeszła na ich stronę?

Byk, który cały czas wpatrywał się w Strzelca, odwrócił się do niej.

- Oni coś kombinują, tylko musimy się dowiedzieć, co.

- Musimy to my znaleźć sposób na zabicie tego potwora - odparła Libra.

- W sensie Skorpiona? - dorzucił w końcu Strzelec. - Bo jeśli tak, to bardzo chętnie.

Drzwi do sali huknęły. Wszyscy odwrócili się w ich stronę.

Na środku klasy stanął Mangus Murgen z niezadowolonym wyrazem twarzy, dokładnie takim, jak poprzedniego wieczoru w sali. Rak siedząca równolegle do Libry zbladła. Mężczyzna wyprostował się i przemówił szorstkim, zdenerwowanym głosem:

- Panie Koziorożcu, proszę przypomnieć, jaką mamy teraz lekcję?

- Lekcję latania, proszę pana.

- A więc może mi ktoś wyjaśnić, co robicie w klasie? Tutaj chcecie latać?

- Mieliśmy wyjść na dziedziniec? - Skrzywiła się Baran. - Nie widzi pan, że pada deszcz?

Murgen spiorunował ją wzrokiem. Byk, siedzący za nią, skulił się pod wpływem jego intensywnego spojrzenia. Baran jednak pozostała w bojowym nastroju.

Mężczyzna nie planował się z nią kłócić. Wsadził ręce do kieszeni marynarki i wyszeptał coś pod nosem.

Cała klasa osłupiała. Baran nagle zaczęła unosić się w powietrzu. Zawziętość powoli schodziła z jej twarzy, zastąpiona strachem, gdy łapała się wszystkiego, co miałam pod ręką, a i tak nie przestała wznosić się coraz wyżej.

Strzelec wstał i wyciągnął do niej rękę, a kiedy Baran była już gotowa ją złapać, uniosła się tak gwałtownie, że uderzyła plecami o sufit.

- Niech pan przestanie! - wrzasnął Byk.

Murgen uśmiechnął się z satysfakcją, słysząc jego wybuch. Libra czuła, jak po jej ciele przechodzą dreszcze. Nauczyciel odbijał Baran od sufitu, a jej bezradność wyraźnie bawiła nie tylko jego, ale i całą Drużynę Skorpiona.

Wtedy skierował ciało dziewczyny do okna, z którego wcześniej prawie wyleciałaby profesor Aurora i nagle...

- Nie! - krzyknęły jednocześnie Panna i Libra.

Strzelec zerwał się do okna, ale gdy usłyszał śmiech Skorpiona, cofnął się do niego, gotowy mu przywalić. Zrobił krok w jego stronę, ale odbił się od niewidzialnej, miękkiej ściany.    
Odwrócił się do nauczyciela z ogniem w oczach.

- Radzę się uspokoić, panie Strzelcu - Murgen wycedził przez zęby. - Macie dwie opcje. Albo w ciągu dwóch minut znajdziecie się na dziedzińcu albo pójdziecie w ślady pani Baran.

Panna zmarszczyła brwi w zamyśleniu.

- Jakim cudem mamy się tam dostać w dwie...

- Teleportuj się - odpowiedział Koziorożec znudzonym głosem.

Murgen pokiwał głową.

- Ufam, że ma pani już opanowaną tę umiejętność. W odróżnieniu do swojej mniej poradnej koleżanki.

Skierował wymowny wzrok na Librę. Mogła przysiąc, że w jego oczach kryła się odraza. Otworzyła usta, ale żadna odpowiedź nie przychodziła jej na myśl.

Najpierw teleportował sie Koziorożec, potem Ryby, Lew, Byk i Bliźnięta. Strzelec patrzył na Librę tak, jakby chciał zadać jej jakieś pytanie.

- Idźcie - zapewniła, zanim mógł cokolwiek powiedzieć. - Poradzę sobie.

- Ale ty nigdy nie próbowałaś teleport... - zaczęła Panna.

- W porządku.

- Ale jeśli on  teleportuje cię zaklęciem, to będzie bolało, jak za pierwszym...

- Panna, spokojnie - Libra złapała ją za ramiona. - Po prostu idź.

Dziewczyna wyglądała na nieprzekonaną, ale gdy Strzelec kiwnął głową, oboje wykonali zadanie. W sali została już tylko Libra, Skorpion i Rak.

Chłopak patrzył na swoją koleżankę w ławce, a jego mowa ciała zdradzała poirytowanie, gdy mówiła do niego coś szybko.

- Przecież ci pomogę, możemy się złapać za ręce i ja cię spróbuję teleportować...

Wtedy Skorpion zobaczył, że Libra im się przypatruje. Uniósł dłoń w górę, a Rak od razu przestała mówić.

- Na co się gapisz? - warknął w stronę Libry i wstał.

Nie mógł nawet zrobić kroku w jej stronę. Znikąd pojawił się promień żółtego światła, które ugodziło go w pierś. Skorpion wrzasnął, jakby go to poparzyło, a sekundę później już go nie było.    

Libra zakryła usta dłońmi, by stłumić krzyk, a gdy skierowała przerażone spojrzenie na Murgena, on już mierzył w nią palcem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top