Rozdział 18
Nadal leżała na dziedzińcu. Nadal panowała ciemność. Strzelec nadal leżał niezdolny do ruchu na trawie, a Wężownik nadal odbierał życie Skorpionowi.
Mimo to, wszystko wydawało się inne. Lepsze. Przez dłoń Libry przebiegło szare światło. Uniosła wzrok na Strzelca, czując się dziwnie dobrze - już zapomniała, jakie to uczucie. Przez ten krótki moment Strzelec nie wydawał się przestraszony pozycją w jakiej się znajdował ani przejęty stanem Skorpiona. Patrzył prosto w oczy Libry z uśmiechem tak czarującym jak pierwszego dnia, gdy go zobaczyła.
- Gratulacje, Waga - powiedział, szczerząc się. - Właśnie zostałaś Znakiem.
Jego oczy zjechały na szyję Libry, więc i ona opuściła wzrok. Jej amulet był otwarty. Zerwała go z szyi, nie dowierzając i przełożyła przez palce w końcu otwarte połówki amuletów. W środku nie było ładnego graweru, tak jak na zewnątrz, ale Libra wyczuła pod palcami coś, czego nie powinno tam być.
Zmieniła pozycję do klęku i zdrową ręką próbowała wyciągnąć to, co tam znalazła. Nagle wszystko wydało się dla niej jasne. Wszystko, co kiedykolwiek próbował powiedzieć do niej Murgen nabrało sensu.
Strzelec przypatrywał jej się ze zdziwieniem gdy włożyła amulet do ust i wyciągnęła zębami malutki przedmiot. Serce biło jej jak szalone gdy myślała o Skorpionie tracącym przez nią życie. Wężownik był nim tak zajęty, że nie zauważył przemiany Libry.
Wtedy to wyjęła. Wypluła na trawę czarny kamień z pozłacanymi wyżłobieniami wielkości grosza. Choć był malutki to mienił się jak najcenniejszy skarb - bo tym właśnie był dla Libry.
Kamień nie wylądował na trawie. Uniósł się w powietrze, gdzie błysnął i zawirował. Libra i Strzelec śledzili go wzrokiem, gdy przemierzał dziedziniec. Zatrzymał się tuż nad mieczem Libry.
Dziewczyna pospiesznie zbliżyła się do miecza. Chwyciła rękojeść jedną ręką, opierając go na łokciu drugiej, co było niewygodne i jej ciążyło. Skinęła głową na kamień, jakby chciała go popędzić. Wydawało jej się, że już wie wszystko.
Meteroid umieścił się sam w czubku wyszczerbionego miecza Libry. Przez ostrze przeszedł szary promień, aż zatrzymał się na jej dłoni i nagle przestała czuć się z nim ciężko. Strzelec wydał z siebie okrzyk zachwytu, gdy Libra wzbiła się w powietrze. Sunęła prosto na Wężownika. Skóra Skorpiona była już poszarzała, a twarz nieruchoma.
Libra nie wydała z siebie żadnego odgłosu. Uniosła miecz, który błysnął w powietrzu, rozjaśniając cały ciemny dziedziniec. Spotkała się spojrzeniem z Wężownikiem, dopiero, gdy było już za późno na jego reakcję. Rozchylił cienkie wargi, a na jego twarzy pojawił się cień paniki, który dla Libry był dużo bardziej satysfakcjonujący niż to kiedykolwiek przyzna.
Nie zwątpiła ani na moment. Przebiła mieczem jego serce tak głęboko, aż sama zderzyła się z jego klatką piersiową.
Wężownik zastygł niczym posąg. Wydał z siebie cichy skowyt, a jego złote oczy zmieniły kolor na czarne. Jego twarz zaczęła się kruszyć. Pękała powoli, a z miejsca, w które wbił się sztylet wyciekła czarna maź.
Strzelec odzyskał sprawność w ciele i rzucił się biegiem idealnie na czas, by złapać w ramiona Skorpiona, spadającego bezwładnie ku Ziemi. Nie zrzucił go od razu. Cofnął się o krok, obserwując jak skorupa Wężownika rozpada się na kawałki.
I wtedy potwór runął, nagle, jak domek z kart. Wydawało się, że jest stertą kamieni lecz gdy gruz spadł na ziemię, rozpłynął się w powietrzu.
Czarne chmury odpłynęły, a niebo rozjaśniło w blasku słońca. Żółte promienie padające na ich twarze podkreślały szczęście, jakie ich ogarnęło.
W stronę chłopaków pomknęła smuga światła, ale Strzelec się nie przestraszył. Światło uderzyło w Skorpiona, który poruszył się niespokojnie, ale nie obudził.
W miejscu, gdzie znajdowała się głowa Wężownika, została wielka, złota kula, lewitująca spokojnie w powietrzu. Libra podleciała do niej bliżej zaciekawiona.
- To jest cała moc Horoskopa, którą posiadał - usłyszała głos Murgena. - Mówiłem ci o tym. Od ciebie zależy, co z nią zrobisz.
Odwróciła się do nauczyciela. Stał w progu szkoły z rękami założonymi na piersi, na której nadal był ślad zaschniętej krwi. Przyjrzała się jego twarzy, bo chciała zapamiętać ten wyraz. Miała wrażenie, że widzi na jego ustach coś na kształt uśmiechu. Wpatrywał się w kulę, tak jak i Strzelec. Libra też się do niej odwróciła.
Skierowała swój amulet w stronę kuli. Złote promienie jak na zawołanie rozdzieliły się w pojedyncze paski i wszystkie zniknęły w amulecie. Gdy ostatni z nich znalazł się w środku, Libra zatrzasnęła medalion.
- Będzie jeszcze czas by myśleć, co z tym zrobimy - oznajmiła i schowała go do kieszeni.
Zleciała na ziemię. Murgen podążył w stronę chłopaków. Skorpion zaczął się wybudzać. Miał zamglone oczy i ewidentny problem z pamięcią, gdy zerknął na Librę, a potem w górę i zobaczył Strzelca trzymającego go w ramionach, co zadziałało na niego otrzeźwiająco.
- Postaw mnie - warknął, siląc się na stanowczy ton.
Strzelec wyszczerzył zęby i wykonał jego prośbę, lecz gdy tylko stopy Skorpiona spotkały się z ziemią, chłopak stracił równowagę. Strzelec chwycił go ponownie.
- Prawie znowu umarłeś - wyjaśniła Libra przepraszająco. - Masz prawo być trochę osłabiony.
- Nic mi nie jest.
- Ja się tym zajmę - powiedział Murgen i ignorując słabe protesty Skorpiona, wziął go w ramiona.
Libra przygryzła policzek, widząc łzy w kącikach oczu Murgena, gdy wtulał twarz w ramię syna.
- Tylko spróbuj jeszcze raz umrzeć głupcze to...to zobaczysz - zaczął się wygrażać.
- Nic mi nie jest - powtórzył Skorpion bez przekonania.
Libra przytuliła się do torsu Strzelca. Syknął z bólu, gdy nacisnęła na jego poranione ramię.
- Przepraszam - odsunęła się od niego i zmierzyła go wzrokiem. - Mocno krwawisz.
- Wyjdę z tego - powiedział niedbale, a na jego usta wrócił uśmiech. - Waga, zrobiłaś to. Rozumiesz? Zrobiłaś to.
- Ma na imię Libra - wtrącił Murgen. - Myślę, że po tym wszystkim zasługuje, by zwracać się do niej tak jak chce.
Libra wskazała ręką na swój amulet.
- Nie, panie Murgen. Jestem Waga. Prawdziwa Waga.
- Wago - Strzelec ukłonił się teatralnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Skorpion próbował wydostać się z objęć swojego ojca, lecz ten za mocno go trzymał.
- To co, idziemy do szkoły? - zapytał Strzelec. - Musimy uleczyć tych wszystkich ludzi, no i powiedzieć im, że już po wszystkim.
Waga nagle posmutniała. Nie była w stanie zmierzyć się z wiedzą, do ilu śmierci się przyczyniła.
Strzelec, zupełnie jakby mógł czytać w jej myślach, chwycił ją za rękę.
- Jesteśmy w tym razem, wiesz? Wszystko będzie dobrze.
- Tak...chyba tak.
- Musisz mnie puścić - usłyszeli rozeźlony głos Skorpiona . - Nie wejdę tam trzymany na rękach przez kogokolwiek.
Murgen niechętnie postawił go na ziemi, a gdy okazało się, że Skorpion może stać, ruszyli do środka.
Pomimo słońca rozświetlającego mury, przekroczenie przez próg szkoły obniżyło nastrój Wagi. W korytarzach widoczne były ubytki w ścianach i tony gruzu na podłogach. Ślady krwi postanowiła ignorować dla własnego lepszego samopoczucia. Przemierzyli boczny korytarz i wkroczyli do centralnego holu, niechybnie zbliżając się do sali głównej. Zestresowana Waga nie była pewna, w którym momencie zacząła ściskać dłoń Strzelca. Odwzajemnił uścisk i przyciągnął ją do siebie bliżej, a za sobą usłyszeli poirytowane westchnienie Skorpiona.
Waga chciała się zatrzymać, zanim wejdzie do sali. Złapać oddech i przygotować się na to, co może tam zobaczyć. Murgen nie dał jej na to szansy. Popchnął ją lekko, zmuszając by weszła do środka.
Nim zdążyła się nawet rozejrzeć, ktoś rzucił się jej na szyję. W dotyku delikatnych dłoni rozpoznała Pannę. W sali rozbrzmiały okrzyki i wiwaty, które bardzo szybko przytłoczyły Wagę. Razem ze Strzelcem została ciasno otoczona przez grupkę osób, na których twarz trudno było im się skupić. Przez wrzawę okrzyków radości nikt nie słyszał jak Strzelec syczał z bólu, gdy kolejne ręce spadały na jego ramię.
Waga poczuła jak ktoś chwyta ją w pasie i pociąga w górę, wyswobadzając z uścisków ludzi. Zerknęła przez ramię, a jej oczy dostrzegły jedynie czerwony tatuaż na dziewczęcym ramieniu.
- Murgen powiedział, że masz zmiażdżoną dłoń - oznajmiła Baran. - Trzeba coś na to poradzić.
- Baran? Jakim cudem...ostatnio gdy cię widziałam, byłaś w takim ciężkim stanie...
- Oj młoda, uwierz, że to nie był ani trochę ciężki stan. Rikkarda dała mi jakieś leki i już jest git.
Waga rozejrzała się po sali: była absolutnie zniszczona. Mały fragment stołu, który przetrwał, został ustawiony na samym środku. Waga zobaczyła, że siedzi przy nim wyprostowana profesor Lasterah, w swoich krótkich czarnych włosach, okularach i długiej szacie. Wstała, widząc zbliżające się do niej dziewczyny i rozłożyła ramiona, a Waga nie miała żadnych wątpliwości, że to była prawdziwa Lasterah.
- Przepraszam, że po panią nie wróciłam - zaczęła, obejmując nauczycielkę jedną ręką.
- Podjęłaś dobrą decyzję - odparła spokojnie, odsuwając ją od siebie. - Pokonałaś go, Wago.
- Nic bym nie zrobiła bez pomocy...
- Pokonaliście go - przerwała jej nauczycielka. - To jest najważniejsze. Siadaj. Uleczę twoją dłoń.
Waga zajęła miejsce obok nauczycielki i odwróciła się do Baran. Miała na sobie mnóstwo bandaży, lecz nie wyglądała jakby jeszcze kilka godzin temu była na wojnie.
- Strzelec też jest ranny - Libra powiedziała do niej. - Mogłabyś...
- Koziorożec już się nim zajmuje - odparła Baran, wskazując głową w bok.
Koziorożec faktycznie siedział na podłodze, otoczony różnymi preparatami i leczył ramię Strzelca. Wokół nich zebrała się grupa osób. Widziała tam Ryby, Wodnik z jednym skrzydłem, Bliźnięta i oczywiście Pannę. Nikt już nie dbał o to, w jakiej był drużynie. Siedzieli tam razem, wszyscy zaaferowani sytuacją i szczęśliwi.
- Jest lepszym lekarzem niż pani Rikkarda - powiedziała Baran, ale Waga ją zignorowała. Syknęła, gdy pani Lasterah włożyła jej rękę do jakiegoś zimnego płynu i rozejrzała się, próbując przypomnieć sobie kogo brakuje.
- Byk - powiedziała na głos. - Gdzie jest Byk? I Rak?
Przez zaróżowioną twarz Baran przebiegło coś niepokojącego. Wydęła wargi i uniosła wzrok.
- Oni są...no, w ciężkim stanie. Ale spokojnie, Byk raczej z tego wyjdzie. Rak... - urwała, patrząc w podłogę. - No cóż, zobaczymy. Rikkarda i Aurora zajmują się nimi...
- Gdzie była pani Aurora? - przerwała jej Waga.
- Sparaliżowana - włączyła się do rozmowy pani Lasterah. - Gdy przebiłaś Wężownika meteroidem, wszystkie jego klątwy przestały działać. Dopiero wtedy przyszła nam powiedzieć, co się stało. - Uniosła wzrok na Baran. - Mogłabyś zostawić nas same?
Czerwonowłosa dziewczyna zrobiła urażoną minę, ale skinęła głową. Posłała ostatni uśmiech Wadze i poszła do reszty Znaków schylonych nad Strzelcem. Panna zerwała się, by podejść do Wagi, ale Baran ją zatrzymała.
Tylko Skorpion nie dołączył do grupki. Stał z ojcem po przeciwnych stronach stołu nauczycieli, który był jedyną nienaruszoną częścią sali. Murgen mieszał eliksiry, a Skorpion śledził ruchy jego rąk tak uważnie, jakby bał się, że zostanie otruty. Nie rozmawiali ze sobą.
Pani Lasterah wyjęła ostrożnie lewą dłoń Libry z miseczki i osuszyła ją ręcznikiem. Obie popatrzyły przez chwilę na rozciągnięty na niej nowy tatuaż.
- Teraz już każdy z rodu Wag będzie taki nosił - powiedziała Lasterah. - Możesz poruszyć dłonią?
Waga zgięła palce i pokiwała głową.
- Strzelec też będzie miał. Chociaż ma ich już mnóstwo.
- Strzelce są dzielnymi wojownikami. Nie boją się żadnego zagrożenia.
Waga zerknęła w jego stronę i od razu złapała jego spojrzenie. Uśmiechnął się do niej szeroko, jakby już zapomniał o walce, jaką stoczyli i bólu w ramieniu.
Pani Lasterah odchrząknęła, przywracając jej uwagę z powrotem do siebie.
- Chciałabym omówić z tobą to, co się teraz stanie.
- A co się teraz stanie? - Waga zmarszczyła brwi.
- No wiesz, ty jako jedyna nie byłaś przygotowywana przez rodziców do bycia Znakiem. Ważne, żebyśmy przedyskutowały, co zamierzasz dalej robić. Rozmawiałam już z panią Aurorą, że powinniśmy rozszerzyć naukę Znaków. Co taki dwumiesięczny trening ma wam dać? Chcielibyśmy zacząć spotykać się z wami co roku. Przynajmniej z tymi, którzy zdecydują się nie lecieć do Gwiazdozbioru, tylko mieszkać na Ziemi. Tylko ciekawe, co na to pan Murgen.
- Pani Lasterah, teraz już nam nic nie grozi - przypomniała jej Waga i pomachała swoim amuletem, w którym ukryła ponadmagiczność Wężownika.
- Kto wie, co tam się jeszcze czai w galaktyce - odparła Lasterah.
- No, ale jeśli chce pani poznać moje zdanie, to faktycznie, ta szkoła powinna trwać dłużej.
Zapadła między nimi cisza, przerwana śmiechami po drugiej stronie sali. Strzelec opowiadał coś grupce wpatrzonych w niego Znaków.
- A co do planu na życie - kontynuowała Waga nieco niekomfortowo. - Nie chcę o tym na razie myśleć. Mam jeszcze coś do załatwienia.
Uśmiechnęła się słabo do nauczycielki i wstała. Podziękowała jej za uleczenie ręki i zaczęła odchodzić.
- Wykazałaś się ogromną odwagą, wiesz? - zawołała za nią pani Lasterah głosem, od którego zrobiło jej się ciepło na sercu.
Chciała powiedzieć jej wiele rzeczy, ale nie zdecydowała się na żadną. Uśmiechnęła się tylko i skinęła głową.
Odwróciła się, a w jej ramiona ponownie wpadła Panna, choć nawet nie słyszała kiedy podeszła.
- Podoba mi się to nasze nowe powitanie - zaśmiała się Waga.
- Jejku, Waga, myślałam, że nie żyjesz - wyrzuciła z siebie, a jej dolna warga zadrżała niekontrolowanie. - Jak się obudziłam i usłyszałam, że jesteś tam tylko ty, Strzelec i Skorpion to się tak bardzo wystraszyłam...To znaczy, nigdy w ciebie nie zwątpiłam, ale myślałam, że oni pozabijają się sami.
- Spokojnie. Już jest po wszystkim.
- Nie masz pojęcia, jak długo czekałam, by to usłyszeć - westchęła, przytulając się do Wagi.
- Ja też, Panna, ja też. Jak się czujesz?
- Ja? Żartujesz? To ty właśnie zabiłaś najpotężniejszą istotę w całej galaktyce!
- To nic takiego. - Libra posłała jej zawstydzony uśmiech.
- Akurat.
Dziewczyny stały przez chwilę w ciszy, rozkoszując się chwilą spokoju i świadomością, że w końcu są bezpieczne. Panna zacisnęła palce na żebrach Wagi.
- Strzelec powiedział, że miałaś meteroid w amulecie.
- To długa historia.
Zobaczyła ponad ramieniem Panny twarz Strzelca. Skinął do niej głową, zapraszając, by usiadła z nimi. Bardzo tego chciała, lecz to musiało zaczekać.
Odsunęła od siebie przyjaciółkę i złapała ją za ramiona.
- Zaraz do was dołączę, okej?
- Waga, po tym wszystkim, nie chcę się rozstawać z tobą, ani nikim z drużyny, nawet na moment.
Waga uśmiechnęła się szeroko. Znała to uczucie aż za dobrze.
- Idź sprawdzić, czy Koziorożec dobrze wyleczył ranę Strzelca.
- Dobrze, dobrze - zapewniła Panna. - Ale tatuaż zostanie.
Niechętnie puściły swoje ręce i po kilku zapewnieniach, że za pięć minut wróci, Panna w końcu dała za wygraną. Usiadła obok Strzelca, który zmarszczył brwi, obserwując Wagę, ale ona uniknęła jego spojrzenia.
Weszła po schodach na platformę nauczycielską, gdzie Skorpion przyglądał się pod światło miksturze przyrządzonej przez ojca.
- Gdybym chciał cię otruć, nie zrobiłbym tego w pomieszczeinu pełnym świadków - warknął rozzłoszczony Murgen, ale Skorpion udawał, że nie słyszy.
- Widzę, że wszystko wróciło do normy - zagadnęła Waga. - To znaczy, jeśli normą można nazwać to, że Skorpion serio jest pana synem.
Chłopak łypnął na nią znad butelki, po czym opuścił wzrok, nim mógł złapać spojrzenie ojca. Przełknął ślinę i wlał sobie miksturę do gardła na raz. Murgen skinął głową z aprobatą, ale on tego nie widział. Nauczyciel odwrócił się do Wagi, zakładając tłuste włosy za uszy.
- W czym mogę ci pomóc?
Dziewczyna skrzywiła się słysząc nieprzyjemny, oficjalny ton jego głosu.
- Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, mógłby się pan wysilić na trochę milszy ton. - powiedziała, a gdy usłyszała z ust Skorpiona coś na kształt śmiechu, kiwnęła do niego głową. - Jak się czujesz?
Murgen nie dał mu szansy odpowiedzieć.
- A jak się może czuć ktoś, kto umarł dwa razy jednej nocy? Co za głupie pytanie.
Waga nie mogła się powstrzymać przed przewróceniem oczami. Czuła na sobie spojrzenie reszty Znaków, lecz nie odwróciła się. Wzięła głęboki oddech i po raz pierwszy doceniła to, że mogła spokojnie odetchnąć.
- Panie Mangusie - zaczęła, a gdy nauczyciel uniósł na nią wzrok, kontynuowała. - To pan umieścił w moim amulecie ten meteroid, prawda?
Choć Murgen pozostawił to bez odpowiedzi, kątem oka zobaczyła jak Skorpion skinął głową.
- Oczywiście - powiedziała sama do siebie. - To całe gadanie o tym, że mam się uczyć i że mam się domyślać...Liczył pan, że jak posiądę wszystkie umiejętności i amulet się otworzy to znajdę meteroid? Nie chciał pan mówić tego na głos, bo bał się, że Horoskop podsłuchuje.
Murgen poukładał buteleczki z eliksirami w równym rzędzie, marszcząc brwi, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. W końcu uniósł wzrok do nieba, zagryzł wargi i odwrócił się do Wagi.
- Dokonałem błędnego osądu w kwestii Horoskopa.
Skorpion wybałuszył oczy teatralnie.
- TY przyznajesz się do błędu?
W oczach Murgena zabłysła irytacja, ale nawet nie odwrócił się do syna.
- On też miał plan. O czym świadczy to coś, co utknęło w mojej klatce piersiowej.
- Myśli pan, że chciał przekazać tę moc Wężownikowi?
Nauczyciel westchnął ciężko, odkładając wszystko na bok, i odwrócił się całym ciałem do Wagi.
- Twoim zadaniem było zabicie Wężownika. To tyle. Nie zawracaj sobie, ani tym bardziej mnie, głowy swoimi domysłami. Gdy przyjdzie odpowiedni moment, ja się tym zajmę.
Waga zrobiła niezadowoloną minę. Skinęła głową na znak, że się z nim zgadza, lecz nie mogła i nie zamierzała przestać o tym myśleć. Postanowiła nie ciągnąć tematu. Przestąpiła z nogi na nogę i przysunęła się bliżej.
- Dobrze, a czy... Czy mógłby pan zostawić nas na chwilę samych?
I Skorpion, i Murgen spojrzeli na nią tak, jakby mówiła w innym języku. Ten drugi obruszył się i od razu zaprotestował. Waga przewróciła oczami.
- Zapomina pan, że gdyby nie on, to by nas tu teraz nie było...
- A ty zapominasz, że to on wpuścił te stwory do sali w pierwszej kolejności przez swój wrodzony egoizm! - Krzyknął rozjuszony.
- Ciekawe, po kim ma ten egoizm.
- Banda rozpieszczonych gówniarzy. Myślicie, że jesteście bohaterami i wszystko wam wolno. Obiecałem sobie, że nie spuszczę go z oka aż do dnia, w którym skonam.
Jego głos nie brzmiał już tak strasznie, jak gdy go poznała. Coś w sposobie, jaki się wygrażał, sprawiał, że Waga nie mogła powstrzymać uśmiechu. To zdawało się go jeszcze bardziej denerwować. Skorpion przyglądał się im bez żadnego wyrazu.
Wsłuchując się w wyzwiska z ust nauczyciela, Waga uniosła palec, z którego wyleciał powiew zimnego wiatru. Wir powietrza zakręcił się wokół Murgena, który w miarę tego, jak wznosił się w górę, przestawał krzyczeć.
- Postaw mnie na ziemię w tej sekundzie - zagroził.
Ale Waga go nie posłuchała. Jej żywioł przeniósł go do stołu i upuścił na krzesło obok profesor Lasterah, która przygryzała wargę, by się nie roześmiać, widząc poczerwieniałego na twarzy Murgena.
Od razu, gdy upadł na krzesło, zerwał się z powrotem, ale Lasterah go powstrzymała. Mrugnęła porozumiewawczo do Wagi, a ona już wiedziała, że ma spokój. Odwróciła się do Skorpiona. Utkwił spojrzenie w stole i przewracał w dłoni wciąż zamknięty amulet. Szpon Wężownika rozdarł guziki w jego koszuli. Spod niegdyś białego materiału wystawał niebieski tatuaż, który jeszcze godzinę temu był raną.
- To nic, że się nie otworzył - powiedziała Waga przyjacielsko. - No wiesz, twój amulet. Jesteś pół czarownikiem, więc masz znacznie większe możliwości niż my wszyscy.
Skorpion uniósł na nią wzrok i odsunął się od stołu. Był tak spięty, jakby właśnie wyzwała go na pojedynek.
- O co ci chodzi? - spytał nieprzyjemnym tonem, który znała aż za dobrze. - Przecież wiem, że jestem od was wszystkich lepszy.
Waga nie zamierzała dać mu powodu do zdenerwowania. Obeszła wokół duży, kamienny stół i oparła się o niego plecami tuż obok Skorpiona. Założyła ręce na piersi i westchnęła.
- Chciałam ci podziękować - powiedziała cicho.
Chłopak wzdrygnął się, uciekając spojrzeniem. Wsadził ręce do kieszeni.
- To, że walczyliśmy przeciwko temu samemu wrogowi, nie czyni z nas przyjaciół.
- Wiem, dlaczego posłałeś mnie zaklęciem eferat za stół - odparła, ignorując jego chłodny ton. - Chciałeś mnie ukryć przed Wężownikiem, prawda?
Brak odpowiedzi zachęcił ją do kontynuowania.
- Wiesz, że gdyby nie to, nie zorientowałabym się, że Wężownik kryje się pod postacią pani Lasterah?
Skorpion wzruszył tylko ramionami, krzywiąc się z niesmakiem spowodowanym jej wylewnością.
- Jesteś tak samo czarujący jak Murgen. - próbowała zażartować, ale gdy twarz Skorpiona pozostała zła, zmieniła ton głosu. - Nie zrozum mnie źle. Nadal próbuję ogarnąć przebieg dzisiejszej nocy.
Nie była pewna, czy w ogóle jej słucha. Przysunęła się bliżej z ciężkim westchnieniem.
- Chodzi o to, że...Ty umarłeś. Przecież to widziałam. Liście karotyzu więdły w twoich ustach, nie dało się przywrócić cię do żywych. Co się...co się stało?
Coś w tym pytaniu dotknęło Skorpiona. Przełknął ślinę, po czym przetarł dłonią usta i odwrócił się od niej. Waga obserwowała go bez słowa, jak przeszedł do końca ściany, oparł się o nią, po czym uderzył w mur otwartą dłonią i wrócił na miejsce. Jego wzrok powędrował gdzieś daleko, a Waga mogła tylko przypuszczać, że Strzelec rzucał mu groźne spojrzenia z końca sali. Nie odwróciła się, by sprawdzić.
- Jak wyleciałaś, a zaraz za tobą ojc...Murgen...no i Strzelec... - Skorpion marszczył brwi, jakby z trudem przychodziło mu dobranie odpowiednich słów. Jego głos drżał w niewiadomej emocji. - Koziorożec mi powiedział jak się obudziłem, że Rak...Ona ryczała i błagała go, żeby pokazał jej jak przekazać komuś swoją moc...
Waga pokiwała głową, zachęcając, by mówił dalej. Skorpion zgarbił się pod wpływem jej intensywnego wzroku, ale nie spojrzał jej w oczy.
- On odmówił, ale potem ona zagroziła, że go zabije, jeśli tego nie zrobi. A on był zasypany gruzem, więc nie mógł się bronić.
- Czekaj, stop. Mam uwierzyć w to, że Rak zagroziła, że zabije Koziorożca? Słyszysz to, co mówisz? Rak nie zabiłaby muchy...
- Rozumiesz koncept przekazywania i odbierania komuś mocy? - przerwał jej Skorpion chłodnym tonem.
Waga pokręciła głową z roztargnieniem. Skorpion przygryzł wargę.
- Ta magia jest niedozwolona. Grozi karą zamknięcia na Górze Sprawiedliwości...po ludzku mówiąc, w więzieniu. Ono jest straszne, nie działa tam żadna magia, nawet istot ponadmagicznych. Jeśli chodzi o tę magię, częściej stosuje się odbieranie komuś mocy, niż przekazywanie - westchnął, jakby fakt, że rozmawia z Wagą bardzo mu ciążył. - Dawno dawno temu, źli czarownicy używali takiej magii, gdy umierali. By się ratować, odbierali życie komuś innemu. To rzadko kiedy działało, wiadomo, jak ktoś umiera to jest zbyt słaby, by robić czary. Jeśli chodzi o Znaki, można odebrać komuś życie tylko jeśli jest zrodzony z tego samego żywiołu, choć wyprawianie takich czarów pomiędzy Znakami jest ogólnie bardzo nie w porządku. W każdym razie, to działa w dwie strony. Może odebrać komuś życie, albo oddać mu swoje. Ale rzadko kiedy ktokolwiek chciał oddawać komuś swoją moc, nikomu się przecież nie spieszy do umieran...
- Poczekaj - zawołała Waga już po raz drugi, lecz teraz poczuła jak robi jej się słabo. Położyła obie ręce na torsie Skorpiona, a on momentalnie przestał mówić, lecz widząc jej pobladłą twarz, nie odepchnął jej.
Waga otworzyła powoli oczy. Skorpion patrzył na nią bez emocji.
- Próbujesz mi powiedzieć - zaczęła powoli, przeciągając każdą głoskę. - Że Rak zmusiła Koziorożca, by pokazał jej, jak ma oddać ci swoje życie?
Skorpion odsunął się o krok, lecz Waga zacisnęła palce na jego koszuli, przyciągając go z powrotem. Chłopak opuścił wzrok.
- Rak dla ciebie umarła?
- Myślisz, że tego chciałem?! - wykrzyknął nagle, odpychając ją od siebie bezceremonialnie. Przeszedł po sali, szarpiąc się za włosy. - Nie prosiłem jej o to! Do diabła, gdybym wtedy żył, to bym jej tego zakazał!
Waga uniosła obie ręce do góry w geście pokoju. Tylko tego brakowało, żeby zaczął krzyczeć i żeby jej przyjaciele włączyli się do tej rozmowy. Oddech Skorpiona był nierówny, ale gdy Waga nie wdała się w kłótnię, oparł ręce o stół i spróbował się uspokoić.
- Przepraszam, źle to ujęłam - powiedziała, choć uścisk w jej żołądku stawał się coraz gorszy. - Nie obwiniam ciebie.
- I dobrze, bo to nie moja wina - wyrzucił z siebie od razu Skorpion, a jego głos się załamał. Zatkał sobie usta dłonią, gdy tylko usłyszał to, jak zabrzmiał i odwrócił się tyłem do sali.
Waga, która nie przestała studowiować jego porywczych ruchów, zobaczyła nagle jak w jego oczach gromadzą się łzy. Skorpion mrugał gwałtownie, chcąc się ich pozbyć, lecz przegrał tę walkę. Ciepła, słona kropla wypłynęła z kącika jego oka i podążyła w kierunku ust. Waga podeszła bliżej i wyciągnęła do niego rękę.
- Och, Skorpion - westchnęła cicho, ale odsunął się, nim mogła dotknąć jego policzka.
- Zostaw mnie - warknął, ale nie brzmiał tak groźnie jak wcześniej.
Otulił własne drżące ciało ramionami, chowając przed nią twarz. Waga miała ochotę zapewnić go, że wszystko będzie dobrze, ale podświadomie wiedziała, że nie chciał tego słyszeć. Usiadła więc obok i czekała, aż on coś powie. Minuty mijały, on milczał, a ona prosiła w duchu, by Panna nie przyszła jej popędzać.
- Chcesz do niej iść? - Waga odezwała się w końcu.
Skorpion uniósł niepewnie głowę.
- Do Rak?
- Baran mi mówiła, że jest w lecznicy. Może ją jeszcze uratują.
- Nie wiem, czy jestem... - Skorpion zawahał się. Obejrzał się na krótki moment i zobaczył wzrok Strzelca wlepiony w nich. Odwrócił się z powrotem do Wagi. - A możemy się tam teleportować? Nie chcę...przechodzić...obok nich wszystkich.
- Rozumiem - odparła szybko Waga, oszczędzając mu tortury tłumaczenia się.
Wyciągnęła do niego rękę, a ona obdarzył ją zgorszonym spojrzeniem. Waga przewróciła oczami.
- Przecież nie umiesz się teleportować - przypomniała mu.
- A ty niby umiesz? To, że zostałaś Znakiem, nie znaczy, że nagle masz wszystkie...
- Och, zamknij się - zawołała i chwyciła go za rękę. - Iferos.
Choć jego naturalny odruch kazał mu się wyrwać z uścisku, nie zdążył tego zrobić. Waga zamknęła oczy, przestrzeń wokół nich wypełniło żółte światło, a chwilę później znajdowali się przed jaskrawobiałymi drzwiami do lecznicy.
Skorpion otrzepał ubranie z niewidzialnego kurzu i odsunął się od Wagi, a ona tego nie skomentowała. Chłopak również zacisnął zęby i pchnął brzydkie, szpitalne drzwi.
W środku unosił się nieprzyjemny zapach niczym w prawdziwym szpitalu. Waga nienawidziła takich miejsc. Podążała jednak krok w krok za Skorpionem, który rozglądał się po pustych łóżkach.
Lecznica była jedną wielką salą, w której było wszystko. Stały tu łóżka rozdzielone parawanami, wielkie szafy z lekami i stoły do badań. Zobaczyli z daleka krzątającą się panią Aurorę, która pomachała im życzliwie na przywitanie.
Waga zatrzymała się przy łóżku po lewej stronie. Zajmował je Byk. Jego rany były już wyczyszczone przez panią Rikkardę, która nawet teraz podawała mu jakiś lek. Byk siedział samodzielnie, lecz za każdym razem, gdy otwierał usta, by wziąć łyżkę leku, krzywił się. Gdy dostrzegł Wagę, jego twarz się rozpromieniła.
- Ej, żyjesz! - powiedział z pełnymi ustami, a płyn rozlał mu się na podbródek.
Waga zaśmiała się przez łzy i usiadła obok na łóżku. Pani Rikkarda zapowiedziała, że wróci za pięć minut i zostawiła ich samych.
- Jak się czujesz?
- Super - odparł Byk. - Szczerze, nie mam pojęcia, po co mnie tu trzymają. Mogę już do was wrócić. Trochę brakuje mi czucia w nogach, ale mogę przecież latać, nie?
- Odpocznij. Nigdzie nam się już nie spieszy.
- Czyli...Zabiliście go?
Waga pokiwała głową, a Byk wydał z siebie okrzyk radości. Aurora przechodząca obok przyłożyła palec do ust nakazując, by był cicho.
- Nie wiem, o co im chodzi - powiedział. - Przecież jestem tu tylko ja i Rak, ale ona nie kontaktuje, więc chyba nie przeszkadza jej hałas.
Waga zamknęła oczy, ugodzona tymi słowami. Nie doceniła Rak. Uważała ją za słabą, a jednak gotowa była oddać życie za przyjaciela. Jej błędny osąd ciążył na jej duszy.
- W każdym razie - kontynuował Byk. - Co ty tu robisz z nim?
Skinął głową tam, gdzie prawdopodobnie stał Skorpion. Waga nie chciała się odwrócić.
- Chciał zobaczyć się z Rak - odparła cicho.
- Przepraszam - Waga usłyszała za sobą piskliwy głos Aurory. - Jak tam, kochaniutka, walka się udała?
Odwróciła się, by zobaczyć za sobą wyszczerzone krzywe zęby nauczycielki. Odwzajemniła uprzejmie uśmiech.
- Można tak powiedzieć. Wężownik nie żyje.
Aurora rozpromieniła się jeszcze bardziej.
- Super, wspaniale! Bardzo się cieszę. Gratuluję! No, ale już czas na odpoczynek Byka. Możesz odwiedzić go jutro rano, ale wolałabym, żebyście jednak dali mu na razie spokój, jeśli możecie.
- Jutro rano? - zawołał Byk. - Ja jeszcze dziś wracam na noc do akademika!
- Cichutko, proszę.
- Tęsknimy za tobą, ale się nie przemęczaj - powiedziała Waga, wstając. - W końcu oberwałeś najmocnej. I to dwa razy.
- Ale czuję się dobrze - zapewnił.
Waga przytuliła go lekko, upewniając się, że nie dotknie żadnej rany.
- Trzymaj się, Byk.
- No dobra, ale za to jutro chcę usłyszeć całą historię, jak udało wam się wygrać.
Waga obiecała, że tak zrobi. Poczekała, aż pani Aurora poda mu leki nasenne, a gdy zamknął oczy, odeszła.
Rozejrzała się w poszukiwaniu Skorpiona. Jej oczy dostrzegły go w końcu sali. Siedział przy łóżku nieruchomej Rak, która oddychała miarowo przez rozchylone wargi. Skorpion ułożył jej dłoń na swojej i głaskał lekko jej palce. Drżące ramiona zdradzały jego emocje. Waga zaszła go od tyłu, choć czuła, że przerywa intymny dla niego moment.
- Wiem, że mnie nie lubisz - powiedzała cicho, kładąc ręce na jego ramionach. - Ale jeśli będziesz chciał o tym pogadać, to wiesz, gdzie mnie szukać.
Skorpion zrolował barki i osunął się na krześle, odpychając jej dotyk. Nie odwrócił się by spojrzeć jej w twarz.
- Idź stąd.
W grucie rzeczy spodziewała się takiej reakcji. Zapatrzyła się na niewinną twarz Rak. Nie chciała iść. Chciała siedzieć tu i czekać, aż się obudzi i upewnić się, że wszystko będzie dobrze.
- Nie rozumiesz? - warknął Skorpion. - Zostaw mnie w spokoju.
Nie kazała mu ponawiać prośby. Odwróciła się na pięcie i wyszła z lecznicy.
Na korytarzu od razu łatwiej jej się oddychało. Wolała przejść się pieszo do sali, uniknąć teleportacji prosto w sidła grupy Znaków zadających masę pytań.
Ruszyła przez szeroki korytarz, a potem długimi schodami w dół, aż w końcu znalazła się na pierwszym piętrze. Szła powoli i wreszcie miała czas przyjrzeć się wszystkim wiszącym tam obrazom.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top