Rozdział 16




- Mangusie, musisz go zostawić - Libra usłyszała stanowczy głos profesor Lasterah.

Murgen potrząsał głową, jakby był w transie, trzymając ciało swojego syna w drżących ramionach. Z głowy Skorpiona sączyła się krew, spływała po rękach nauczyciela, ale nie dbał o to. Strzelec ledwo dawał radę dwóm kreaturom na raz, choć ułatwiło mu zadanie to, że jedna z nich była ślepa. Libra była zbyt sparaliżowana przez krzyki rozpaczy Murgena, by nawet wziąć oddech. Leżała pod stołem nauczycieli z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w odgłosy w sali.

- Mangusie, jeśli zostaniemy na samym środku wojny, to zabiją i nas - kontynuowała Lasterah, jako jedyna zachowując zdrowy rozsądek. - Pozwól mi go przenieść tam, gdzie resztę...

- NIE! - wrzasnął, jakby to z nią prowadził wojnę. Wstał na chwiejnych nogach, ugniając się pod ciężarem Skorpiona. - On będzie żył.

- Mangusie...

- On będzie żył - powtórzył słabiej i ułożył go pod schodami prowadzącymi do stołu nauczycieli.

Lasterah podążyła za nim. Murgen podał jej mały słoiczek z liśćmi karotyzu w środku.

- Włoż mu jeden pod język z łaski swojej i posmaruj ranę na głowię rawiokelem - powiedział chłodno. - Ja mam coś do załatwienia.

- Ależ Mangusie - zdziwiła się Lasterah. - Amulet Skorpiona się nie otworzył, przecież wiesz, że według prawa nie stał się oficjalnie Znakiem. To nie przywróci mu...

- Skorpion jest kimś znacznie więcej niż Znakiem - warknął Murgen, nie dając jej szansy dokończyć myśli, którą odpychał od siebie całą siłą. - W jego żyłach płynie krew czarownika.

Lasterah otworzyła usta, lecz ton mężczyzny nie znosił sprzeciwu. Nie czekał na jej zgodę.

Wyminął ją i zbliżył się do Strzelca walczącego z dwoma potworami na raz. Murgen machnął ręką i rozległ się taki huk, że nawet nieświadoma niczego Libra podskoczyła. Otworzyła oczy i przewróciła się na bok, a wtedy zamarła, tłumiąc krzyk rękoma.

W samym rogu pod stołem leżało nieruchome ciało profesor Florentyny Lasterah. Jedyną częścią ciała, która świadczyła o tym, że kobieta żyje, były jej gałki oczne, poruszające się niespokojnie jakby chciały przekazać jakąś wiadomość.

Libra doznała zawrotów głowy. Nie potrafiła ułożyć sobie tego w myślach. Jeszcze przed chwilą widziała Lasterah chodzącą po sali, rozmawiającą z Murgenem...

Namawiającą go, by nie pomagał Skorpionowi
By przeniósł go do innej sali
By nauczyciele nie włączali się do walki

Libra przysunęła się na łokciach do kobiety. Schyliła się tuż nad jej uchem i wydobyła z siebie najcichszy głos jaki umiała.

- Pani Lasterah?

Oczy nauczycielki poruszyły się powoli w górę i w dół. Libra przełknęła ślinę.

- Co się stało? Kim jest...

Urwała, świadoma, że nie uzyska odpowiedzi. Odetchnęła głęboko, zbierając myśli.

- Jak mam pani pomóc?

Przez jej głos przebiła desperacja. Oczy Lasterah pozostały nieruchome. Nie mogła odpowiedzieć. Libra myślała gorączkowo. Musi zadawać jej pytania, na które da się odpowiedzieć przecząco lub twierdząco.

- Czy tam w pani ciele jest Węż...

Nie dokończyła, widząc jak Lasterah wybałuszyła oczy. Przez umysł Libry przelatywało milion myśli na raz, gdy próbowała sobie to wszystko poukładać, a im więcej rozumiała, tym bardziej była przerażona. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami, gorączkowo myśląc.

Murgen powiedział, że w Skorpionie płynie krew czarownika, bo jest jego synem. Nauczyciele są czarownikami. On chciał leczyć rany Skorpiona...

- Czy pomoże pani rawiokel?

Oczy Lasterah powędrowały najpierw w jeden bok, a potem drugi.

No tak. Zupełnie inna przypadłość, zupełnie inny lek. Libra nie miała pojęcia, jak się leczy urazy. Nie mówili im o tym na zajęciach - tylko nadgorliwi Panna i Koziorożec wiedzieliby co robić.

Ach, Panna. Na myśl o przyjaciółce ścisnęło ją w żołądku.

- Pani Lasterah - zaczęła Libra, wykorzystując swoją ostatnią szansę. - A czy pomogłyby pani liście karotyzu?

Miała wrażenie, że oczy nauczycielki się zaświeciły z nadzieją. Libra aż podskoczyła.

- Tak? Nie zrobi to pani krzywdy? Na pewno?
Lasterah poruszyła oczami w górę i w dół, a Libra uklęknęła. Okej, teraz już tylko dostać się do Skorpiona i zabrać słoiczek z liśćmi.

- Zaraz do pani wrócę. - obiecała.

Położyła dłonie na blat stołu i wychyliła się tylko na tyle, by zobaczyć, co się działo.

Murgen ogłuszył hukiem potwory i Strzelca. Schylił się po miecz z czarną rękojeścią i bez chwili zawahania zamachnął się nim na dwumetrowego smoka.

Głowa smoka odleciała metr dalej i przeturlała się po podłodze niczym piłka. Leciała w kierunku korytarza, lecz nim mogła opuścić salę, wybuchła, tak samo jak jego ciało.

Skołowany Strzelec rzucił się do ataku na ostatniego potwora - myszę. Ten był najbardziej przerażający z całej dziewiątki, miał wystające zęby i obrzydliwą podłużną twarz. Wydawało się, że Strzelec tego nie odczuwał. Walczył tak zawzięcie, jakby miało nie być jutra.

Libra dostrzegła Murgena stojącego po środku sali. Wpatrywał się tępo w miecz, po którym spływała czarna maź z wnętrza potwora. Był w zbyt dużym szoku, by nawet się poruszyć.

Fałszywa Lasterah trzymała Murgena za ramię w geście otuchy. Libra z trudem przeniosła wzrok na Skorpiona. Poczuła fizyczny ból w klatce piersiowej, więc musiała odwrócić głowę. Myśl, że nie żyje z jej winy bardzo szybko wpełzła do jej podświadomości, a nie mogła sobie pozwolić na dekoncentrację.

Słoiczek z liśćmi karotyzu nie był nawet otwarty. Dziewczyna zagryzła zęby. Oczywiście, że potwór nie chciał dać szansy Skorpionowi, zostawił go tam na śmierć.

Przez plecy Libry przebiegły dreszcze, gdy się podniosła. Przeszła pospiesznie wokół stołu, korzystając z okazji, że potwór stoi odwrócony tyłem. Schyliła się po słoiczek tuż obok nieruchomej twarzy Skorpiona i schowała go do kieszeni, stawiając krok z powrotem w stronę Lasterah.

Nagle ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Jeśli Murgen jest przekonany, że Skorpion dochodzi do siebie, nie poradzi sobie, gdy się dowie, że potwór w ciele Lasterah go oszukał i że nigdy już nie odzyska syna.

Libra obejrzała się na Skorpiona. Przyjrzała się jego białej twarzy, poranionej szyi i zakrwawionej koszuli. To jej ród, ród Wag był celem Wężownika, a jednak Skorpion walczył po jej stronie, mimo że wszyscy uważali, że ją zdradzi. Była mu to winna.

Zeszła po schodach i uklęknęła nad jego ciałem. Z trudem odkręciła drżącymi rękami słoiczek i wysypała na dłoń kilka podłużnych, pożółkłych liści. Położyła dłoń na zimnym policzku Skorpiona i rozchyliła palcem jego szare wargi. Włożyła pomiędzy nie liście, które od razu po zetknięciu z językiem chłopaka skurczyły się, jakby więdły. Libra odwróciła wzrok od jego nieruchomych oczu. Chwyciła z powrotem lekarstwo i wstała.
Nim mogła zrobić krok w stronę stołu, rozległ się wybuch. Libra upadła i odwróciła się na plecy. Zobaczyła Strzelca odrzucającego na bok miecz. Opadł na podłogę i położył się na podłodze w długo wyczekiwanej chwili odpoczynku.

Po potworze nie było ani śladu. Strzelec zabił ostatniego z nich, a jednak nikt w pomieszczeniu nie był w nastroju do wiwatowania.

Murgen ruszył do Skorpiona, a potwór w Lasterah, podążył za nim wzrokiem. Teraz, gdy Libra o tym myślała, widziała różnicę w spojrzeniu tego czegoś, a jej ulubionej nauczycielki. Brakowału jej łagodności. Murgen oślepiony utratą syna jednak tego nie zauważał.

Libra zastygła w miejscu, widząc, że oboje zmierzają w jej kierunku. Powtarzała sobie w kółko w głowie, by zachowywać się naturalnie, by nie dać po sobie poznać, że odkryła tajemnicę potwora.

Musiała dostać się do sztyletu, który z kolei miał Strzelec. Na ratowanie pani Lasterah było na razie za późno.

Murgen chwycił dłoń Skorpiona i zrobił taką minę, jakby sprawiło mu to fizyczny ból. Zobaczył liść w jego ustach i zamarł.

- Dlaczego karotyz więdnie? - spytał drżącym głosem, który podnosił się w miarę wypowiadanych zdań. - Dlaczego nie zielenieje?! Dlaczego...

- Mangusie, już pora by przenieść go do kost...

- Nie waż się - uniósł na nią roztargniony wzrok i Libra była pewna, że tym razem naprawdę traci zmysły. - Nie...wypowiadaj....Nawet o tym nie myśl...

Fałszywa Lasterah przechyliła głowę w bok i wydęła wargi.

- Przykro mi - powiedziała, choć ton jej głosu wcale na to nie wskazywał.

Rozpacz Murgena przerodziła się w złość.

- Przykro ci? Przykro?! - Zagrzmiał. - Dlaczego nawet nie próbowałaś włączyć się do walki, widząc jak armia Wężownika wykańcza te dzieci jedno po drugim?!

- Próbuję ci pomóc - powiedziała kreatura w ciele Lasterah, ale jej głos zniknął gdzieś pomiędzy jednym a drugim krzykiem profesora Murgena

Libra wzięła się w garść i ruszyła w stronę Strzelca. Opuściła wzrok, przechodząc obok nauczycieli - Murgenowi nie mogła spojrzeć w oczy, bo nie wiedziała, co powiedzieć, a w kwestii Lasterah za bardzo się bała, że przejrzy jej strach. Przyspieszyła, mijając ich i praktycznie rzuciła się na tors wyczerpanego Strzelca.

Chłopak ugiął się pod jej ciężarem, gdy ułożyła na nim głowę. Jego klatka piersiowa unosiła się równomiernie. Libra zamknęła na moment oczy, zastanawiając się, ile serc Znaków jeszcze bije, tak jak teraz jego. Z iloma z nich już nigdy nie zamieni słowa, ilu z nich poległo w walce, którą zapoczątkowali jej przodkowie?

Ręka Strzelca powędrowała w jej włosy. Pogładził ją lekko, a ona uświadomiła sobie, że płacze.

- Nie martw się - poprosił cicho Strzelec. - Pani Rikkarda na pewno wyleczy...większość z nich.

Jego wzrok przeniósł się nieznacznie w bok, ale Libra dobrze wiedziała, na kogo patrzy. Przełknęła ślinę, niezdolna do zrobienia tego samego. Strzelec otarł palcem łzy z jej policzków.

- Teraz już wszystko będzie dobrze.

Murgen wydzierał się coraz głośniej, a Libra doznawała coraz gorszego ścisku żołądka.

Sytuacja była straszna. W brudnej, zniszczonej sali po kątach leżały mniej lub bardziej przytomne Znaki. Kilka nieruchomych ciał sprawiało wrażenie martwych, ale Libra odganiała od siebie te myśli. Uniosła się na rękach i spojrzała Strzelcowi w oczy.

- Sag, posłuchaj mnie. - Zmiana w jej głosie sprawiła, że chłopak usiadł, wpatrzony ze skupieniem w jej twarz. Libra ściszyła głos i starała się nie poruszyć, gdy wypowiedziała zdanie. - To nie jest Lasterah.

- Co?

Libra zacisnęła palce na jego dłoni, by mówił ciszej.

- Musisz mi dać sztylet - powiedziała. - To jest Wężownik.

Strzelec poruszył się niespokojnie. Zerknął w stronę nauczycielki, a potem z powrotem na Librę. Jego ciało znowu stało się napięte i gotowe do walki.

- Skąd... - Odchrząknął, porządkując myśli. - Skąd taki pomysł?

- Daj mi sztylet - ponowiła prośbę Libra, wyciągając rękę. Czuła, że nie ma czasu prowadzić tej rozmowy.

- Nie uważasz, że gdyby to był Wężownik, to już byś nie żyła?

- Właśnie boję się, że może zaatakować w każdej chwili. Muszę go zabić, póki Murgen odwraca jego uwagę.

Przebłysk w oku Strzelca ją zaniepokoił. Jego ręka nie powędrowała do pasa, gdzie miał umocowany sztylet. Pozostał wpatrzony w nią ze względnym spokojem.

- Waga, nie mogę pozwolić ci dźgnąć nauczycielki.

Libra otworzyła usta, gotowa na niego nakrzyczeć, ale zamknęła je z powrotem i tylko przetarła twarz dłońmi. Splotła palce razem, chcąc ponownie podjąć rozmowę. Nie mogła uwierzyć, że osoba z tej samej drużyny, w dodatku tak jej bliska, jest przeciwko niej.

- Słuchaj - zaczął Strzelec spokojnie. - Wiem, jakie to jest wszystko dla ciebie trudne. Widziałem cię na polu walki i rozumiem, że możesz mieć trudności z przyswojeniem sobie tej całej przemocy.

Wyciągnął rękę w stronę jej włosów, ale Libra odskoczyła. Strzelec przygryzł wargę i opuścił dłoń.

- Przepraszam, Waga.

- Nie pozwolę ci robić ze mnie wariatki - odparła, wstając. - A jeśli mi nie wierzysz, to wejdź pod stół nauczycieli. Jeśli w ogóle zdążysz, zanim Wężownik cię zabije.

Strzelec zmarszczył brwi, i wcale go nie winiła. Usłyszała, jak to zabrzmiało - nawet we własnych uszach nie była wiarygodna.

Przeszła obok nauczycieli i mogła przysiąc, że wężowe oczy Lasterah śledziły każdy jej ruch. Starała się iść wyprostwana, choć zagryzała zęby ze strachu i złości. Fakt, że Strzelec jej nie wierzył, wprawiał ją w uczucie bezradnośći i może nawet zdrady. Mogła się spodziewać tego po Drużynie Skorpiona, po Baran, może nawet po Byku, ale nie po nim.

Stanęła nad Panną i Koziorożcem. Oboje byli przygnieceni powykrzywianymi fragmentami desek ze stołu w bardzo nienaturalnych pozycjach. Gdy tak się w nich wpatrywała, skulonych razem, Koziorożec poruszył głową. Serce Libry zabiło mocniej. Gdy tylko uchylił powieki, westchnął z poirytowaniem:

- Miałem nadzieję, że już będzie po wszystkim.

Libra obróciła się, by zerknąć na Lasterah. Kobieta mierzyła ją spojrzeniem, od którego przeszły ją dreszcze. Dziewczna zmusiła się by posłać jej lekki uśmiech, choć miała ochotę rzucić się na to coś wewnątrz niej, by zapłacił za odebranie niewinnych żyć.

- Koziorożec - zaczęła Libra, ale głos ją zawiódł. - Czy...czy Panna...

Chłopak poruszył się niezgrabnie, wykrzywiając przy tym twarz z bólu. Jego ręka wymacała powoli klatkę piersiową Panny. Pozostał przez chwilę w bezruchu, nasłuchując bicia jej serca.

- Przeżyje - zawyrokował, a Libra poczuła, jakby ktoś zdjął ciężar z jej klatki piersiowej.

Schyliła się i odgrzebała spod gruzu miecz Koziorożca. Miał ładną zdobioną rękojeść z wyrzeźbionym symbolem z jego amuletu.

- Mogę to pożyczyć? - spytała, a on skinął głową.

- I tak dziś już nie stanę do walki.

Libra odetchnęła i obróciła się na pięcie. Szepnęła tylko na odchodne:

- Osłaniaj ją.

Nie wiedziała czy ją usłyszał, a nawet jeśli, to czy zrozumiał. Libra zagryzła zęby. Ruszyła z mieczem Koziorożca w lewej ręce, a prawą wyciągnęła zza pasa swój, który zwykle jej ciążył. Teraz była zbyt przejęta, by o tym pamiętać.

Podobnie jak Murgen, który na zmianę robił się czerwony i biały na twarzy. Krzyczał w niebogłosy, próbując dać ujście swojej rozpaczy, choć nie potrafił odwrócić się, by jeszcze raz spojrzeć na Skorpiona.

- Gdzie jest ta Aurora, co?! Gdybyście nam pomogły, do niczego by nie doszło!

- Mangusie - westchnął potwór-Lasterah. - Nam nie wolno. To jest przeznaczenie Znaków...

- Znaki powinny ochraniać Ziemię, nie walczyć z potworami na śmierć i życie! To była rzeź, istna rzeź, a ten stary oszust Horoskop zabarykadował się w gabinecie i uważa, że nie jest odpowiedzialny. To wasza wina, twoja i jego! Młodzi mówili, że działali pod twoimi rozkazami. No i co? Jak się sprawdził ten twój plan?!

Lasterah wzięła głęboki oddech. Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła miała spokojne spojrzenie.

Libra nagle się zatrzymała, zastopowana zupełnie nową myślą.

A co jeżeli Strzelec ma rację?
Co, jeśli kobieta pod stołem nauczycieli to tylko wytwór jej wyobraźni?

Uważała Lasterah za dobro absolutne. Myślała, że gdy pojawi się na polu walki, wszystkie problemy znikną. Miała ją za opiekunkę w szkole, a ona przyszła i rozłożyła ręce. Czy Libra wyobraziła sobie ten spisek, by lepiej poradzić sobie z myślą, że kobieta w jej myśli idealna okazała słabość?

Librze zakręciło się w głowie. Czy naprawdę mogłaby dźgnąć sztyletem nauczycielkę? Swoją ulubioną profesorkę, na domiar wszystkich innych zbrodni, które się tu dziś odbyły?

Oba jej miecze uderzyły o podłogę, gdy doszła do wniosku, który podświadomie znała od początku - nie miała pojęcia, co robić.

Murgen i Lasterah momentalnie przestali rozmawiać. Odwrócili się w stronę Libry z poważnymi wyrazami twarzy. Dziewczyna podeszła do nich powoli, ciągnąć miecze za rękojeści po podłodze.

Stanęła naprzeciwko nich. Ich twarze dzieliły centymetry, ale ona już się nie bała. Serce miała rozdarte, a świadomość, że i tak jej się nie powiedzie, przejęła stery.

- Skoro Wężownik jest w szkole, dlaczego jeszcze tu nie przyszedł? - spytała, patrząc nieobecnym wzrokiem w przestrzeń.

Murgen i Lasterah popatrzeli po sobie. Strzelec wstał z podłogi i do nich dołączył.

- Mówiła pani, że zmierzyła się z nim w wieży - kontynuowała Libra. - Potem przyszła Baran, powiedzieć, że nadchodzi. Dlaczego go tu jeszcze nie ma?

Usłyszała za swoimi plecami jakiś szum. To Rak się przebudziła. Choć głowa pękała jej z bólu i miała skręconą kostkę, podeszła do nich utykając.

- Co się stało? - spytała słabym głosem. - Wygraliśmy?

Libra nie była w stanie spojrzeć jej w oczy. Obserwowała każdy ruch Lasterah, tak jak ona jej i biła się z myślami. Czy możliwe, by była potworem, czy może to ona już traci zmysły?

Strzelec zrobił krok w stronę Rak, rozmyślając gorączkowo, jak łagodnie dać jej do zrozumienia, co się wydarzyło, gdy była nieprzytomna. Nim mógł zdążyć nawet otworzyć usta, dziewczyna odwróciła się, a jej bystre oczy dojrzały ciało Skorpiona.

Coś w Rak zmieniło się w tamtym momencie. Jej
mięśnie drgnęły i wyprostowała się, jakby nagle przestała odczuwać ból. Przeszła sztywno przez salę, intensywnie mrugając, by pozbyć się sprzed oczu tego obrazu, który jak się jej wydawało, był tylko koszmarem na jawie.

Gdy dotknęła zimnego ciała Skorpiona, z jej gardła wydarł się tak okropny, rozpaczliwy szloch, że nawet pod Murgenem ugięły się kolana.

- Idę do niej - szepnął Strzelec, nie odrywając wzroku od Rak bezskutecznie próbującej wybudzić Skorpiona.

- I zrób to, co mówiłam wcześniej - powiedziała Libra.

Z twarzy Strzelca nie potrafiła wyczytać, czy zrozumiał jej sugestię, czy nie. Chwilę później próbował już odciągnąć Rak od ciała.

Libra odwróciła się do Lasterah, ściskając miecze w obu dłoniach.

- No więc? - poruszyła ramionami, nawiązując do niedokończonej rozmowy.

- Uważam, że powinniśmy wziąć się w garść - odparła Lasterah, patrząc znacząco na Murgena. - Pan Mangus, Strzelec i Rak mogą pozbierać rannych i zabrać ich do lecznicy. Ja i ty, Wago, w tym czasie przedyskutujemy plan. Jako, że mamy znacznie mniej ludzi niż zakładaliśmy na początku, musimy obrać inną strategię. Chodź, zaprowadzę cię do kryjówki.

Napięcie w mięśniach Libry stawało się coraz trudniejsze do zniesienia. Zerknęła na Murgena z nadzieją, że widzi w tej propozycji coś nienaturalnego. Potrzebowała zapewnienia, że nie przesadza, że to jej się nie wydaje. Że Lasterah nie próbuje celowo zostać z nią sam na sam.

Nie mogła niestety liczyć na Murgena. Wielki kawałek jego duszy został zniszczony wraz ze śmiercią jego syna. Na jego pobladłej twarzy nie było żadnych emocji.

Libra odchrząknęła.

- No...dobrze. - powiedziała z braku lepszej możliwości, uciekając wzrokiem przed Lasterah.

Nauczycielka popatrzyła najpierw na pustą twarz Murgena, potem na Strzelca i Rak szarpiącą ciało Skorpiona, po czym skierowała wzrok z powrotem na Librę i uśmiechnęła się lekko.

- Zatem chodźmy.

Odwróciła się plecami i gestem ręki wskazała Librze, by szła za nią. Dziewczyna przełknęła ślinę i ruszyła powoli w jej ślady. Zjechała ją wzrokiem z góry na dół. Może miała paranoję. Ta Lasterah niczym nie różniła się od nauczycielki, z którą spędziła ostatnie trzy miesiące. Miała takie same krótkie czarne włosy, takie same okulary w cieniutkich oprawkach i długą pelerynę do ziemi, która brodziła teraz po mokrej podłodze.

Libra zatrzymała się nagle, dotknięta zupełnie nowym spostrzeżeniem. Dół peleryny Lasterah był całkowicie zniszczony. Nie rozcięty czy brudny - wyglądał tak, jakby ktoś wylał na nią żrący środek chemiczny. Substancja przeszła przez ubrania i popatrzyła nauczycielce kostki i stopy, przez co lekko utykała.

Ale przecież nie mieli tutaj żadnych niebezpiecznych substancji, jedynie leki. Na podłodze były ślady wody, którą oblewali płonącą kulę z potworami, i resztki mikstury neutralizującej jad Wężownika.

Libra cofnęła się ostrożnie, starając się nie narobić hałasu. Wyciągnęła rękę do Murgena i podała mu miecz Koziorożca.

Mężczyzna uniósł na nią obojętny wzrok.

- Niech pan to weźmie - szepnęła Libra.

- Nie potrzebuję miecza.

- Panie Mangusie...

Lasterah zatrzymała się na dźwięk głosu Murgena. Obróciła się zamaszyście, a jej peleryna uniosła się w powietrzu. Libra cisnęła rękojeść miecza w klatę piersiową Murgena i odskoczyła na bok, gdy zobaczyła cienkie, podłużne ślepia w czaszce Lasterah, które zdecydowanie nie należały do niej.

- Eferat! - krzyknęła Libra w stronę nauczycielki, a Strzelec zerwał się na nogi, zdziwiony jej zachowaniem.

Zaklęcie uderzyło Lasterah, lecz nie zadziałało. Kobieta cofnęła się o pół kroku i uniosła powoli wzrok ze świadomością, że została zdemaskowana.

Wystarczyło, że machnęła palcem. Libra poczuła, jakby przez salę przeszło tornado. Coś uniosło ją do góry i posłało przez szparę w ścianie nad stołem, niczym z wyrzutni rakiet.

Słyszała odległy krzyk Strzelca. A może jej się wydawało. Myślała o nim, lecąc bezwładnie i ze wszystkich sił próbowała przywołać żywioł powietrza.

Poczuła chłodny powiew wiatru, gdy przeleciała przez dziurę w ścianie. Zobaczyła nad głową ciemne niebo. Leciała z zawrotną prędkością w stronę trawy na dziedzincu, gdy tuż nad ziemią wytworzyła się cienka, przezroczysta osłona. Libra upadła na nią plecami i odbiła się jak na trampolinie. Odzyskała równowagę i stanęła na nogi, ściskając w ręku miecz i rozglądając się po pustej przestrzeni wokół, która jeszcze nigdy nie wydawała się jej tak upiorna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top