Rozdział 15
Znaki stały nieruchomo, jakby zostały porażone zaklęciem. Ich jednak sparaliżował strach. Choć spodziewali się nadejścia Wężownika, nie myśleli, że stanie się to tak szybko i że przyprowadzi następną armię.
Libra odważyła się unieść wzrok, by się im przyjrzeć. Na pierwszy rzut oka potwory wyglądały jak zwierzęta - było w nich jednak coś nienaturalnego, co odróżniało ich od tej klasyfikacji. Każde z nich miało ludzkie ręce i nogi. Postać stojąca po środku, przypominająca bawoła, stała na dwóch nogach, lecz zamiast stóp, utrzymywała się na kopytach. Każde z nich miało co najmniej dwa metry wzrostu a w obu dłoniach trzymało sztylety.
Pani Lasterah, opętana przez Wężownika, zaśmiała się głośno. Przeszła pomiędzy Librą, a Ryby i skierowała się w stronę armii. Jej długa szata brodziła po wodzie na podłodze, czym zdawała się nie przejmować.
Libra przychyliła się do Ryby.
- Myślałam, że telepatia ogarnia tylko umysł, nie ciało - szepnęła.
- To jest istota ponadmagiczna, nie mamy pojęcia, co on umie.
Lasterah zbliżyła się do stwora przypominającego tygrysa i pogłaskała go po pysku. Kreatura zamruczała jak prawdziwy kot, wyciągając szyję.
Obserwowanie nauczycielki w takim stanie było okropne. Libra odwróciła się z nadzieją w oczach do Murgena, ale on tylko nieznacznie pokręcił głową.
Rozległo się głośne prychnięcie konia. Libra wyprostowała się i zobaczyła, że kreatura ma utkwione w nią czerwone oczy. Lasterah podążyła za wzrokiem koniopodobnego.
- Wago - wysyczała.
Libra zacisnęła dłoń na mieczu, choć była pewna, że nie będzie w stanie zaatakować nauczycielki, która powoli kroczyła w jej kierunku. Z pleców Strzelca, stojącego pod ścianą wyrosły skrzydła i w mgnieniu oka znalazł się obok Libry. Lasterah zatrzymała się i uniosła brwi w rozbawieniu.
- Nie ma potrzeby się denerwować, nie zrobię krzywdy twojej dziewczynie - powiedział prześmiewczo metaliczny głos Wężownika. - Jeszcze. Pragnę przedstawić wam nowe Znaki Zodiaku!
Rozległ się gwar zadowolonych dźwięków ze strony kreatur, ale gdy Lasterah opuściła ręce, zamilkły.
- Przedstawcie się zanim rozszarpiecie te dzieci na kawałki. - Potwór wewnątrz Lasterah wyszczerzył zęby zadowolony.
Rak wydała z siebie zduszony okrzyk, a Panna, która stała najbliżej, złapała ją za rękę. Z szeregu dziwnych stworzeń wystąpił ogromny mężczyzna o wielkich mysich uszach.
- Pozwól, że ja to zrobię, panie - odezwał się głosem tak piskliwym, że przyprawiał o ból głowy.
Lasterah skinęła palcem, a stwór zbliżył się na środek.
- Jesteśmy nowymi Znakami Zodiaku. Ja to Mysz - powiedział, po czym odwrócił się do swojej armii i zaczął wskazywać kolejno na nich palcem. - To jest Bawół, Koń, Tygrys, Smok, Małpa, Świnia,Wąż...
- Przecież widzimy jak wyglądacie, idioto - powiedział Skorpion, przewracając oczami.
Mysz odwrócił się do niego zamaszyście.
- Ty jesteś idiotą, idioto, siedź cicho - szepnęła Libra.
Lasterah wybuchła śmiechem widząc, jak dwumetrowy stwór zbliża się do Skorpiona. Chłopak pozostał wyprostowany.
- Pozabijajcie ich wszystkich - zarządził metaliczny głos z ciała profesor Lasterah. - Miłej zabawy!
Nauczycielka zatoczyła się do tyłu, chwytając za skronie, a Baran zerwała się biegiem, by pomóc jej usiąść. Twarz kobiety robiła się na zmianę blada i czerwona.
- Już w porządku - powiedziała.
Ale nic nie było w porządku. Kreatury sapały coraz głośniej, a nogi Rak drżały. Podeszła do Skorpiona i wskazała ręką na rosłego osobnika z twarzą węża, z którego ust wystawał długi język.
- Czy...czy to...czy to jest...
- To nie Wężownik - odparł Skorpion, po czym krzyknął. - On jest zbyt wielkim tchórzem, by przyjść i stawić nam czoła osobiście!
Profesor Lasterah uniosła na niego złe spojrzenie, ale go nie widział. Mysz ryknął i natarł na niego, a poruszał się zaskakująco szybko jak na tak mocną budowę ciała. Skorpion wyciągnął miecz zza pasa Rak, a ona nie zdążyła nawet otworzyć ust by protestować.
Zaczęła się wojna. Stwory zachowywały się tak, jakby miały od dawna wypracowany plan. Nie zastanawiały się kogo atakować, natarły bezpośrednio na Znaki, które podczas krótkiego przedstawienia zdążyły znaleźć wzrokiem.
Chociaż Znaki miały przewagę liczebną, potwory przeważały siłą. Każde z nich miało dwa sztylety, którymi wywijało ze sprawnością profesjonalistów. Skorpion i Koziorożec odpierali ataki mieczami, Baran i Strzelec ziali ogniem, a Rak biegała w kółko goniona przez koniopodobną kreaturę.
Libra, nieatakowana przez nikogo, weszła na stół by zobaczyć, czy nikt nie potrzebuje pomocy. Dostrzegła po drugiej stronie sali świński łeb wielkiego potwora, a jego czerwone ślepia skierowane prosto na nią. Potwór rzucił się do ataku i przebiegł przez stół, a ona w przypływie stresu, odepchnęła go powietrzem. Kreatura odleciała na moment, ale jej to nie osłabiło. Wstała na nogi i pognała na nią z powrotem.
- Nervorum! - krzyknęła Aurora, widząc problem Libry.
Zaklęcie dźgnęło świnię. Kreatura zachwiała się przez krótki moment, po czym uniosła wzrok, który zapłonął z wściekłości. Nauczycielka pobladła, a Murgen pokiwał głową, jakby się tego spodziewał:
- Zabezpieczył ich. Zaklęcia nie działają.
- Jak to nie działają?! - Z gardła Aurory wydarł się pisk. - To co mamy zrobić?
Lasterah włączyła się do rozmowy.
- Widać, że dostali jasne rozkazy. Mają atakować Znaki, nie nas. Dorothy, bądź uprzejma iść po broń dla nas do zbrojowni. My z Mangusem będziemy próbować ich rozpraszać.
Aurora kiwnęła głową i pognała, by wykonać polecenie.
Na Byka natarł Bawół. Choć Byk był obolały, adrenalina w jego żyłach sprawiła, że o tym zapomniał. Koziorożec obok niego wytrącił jeden ze sztyletów z ręki Tygrysa, a Skorpion rzucił się, by go podnieść.
- Rak! - wrzasnął, rozglądając się, a gdy ją spostrzegł, rzucił w jej stronę sztylet. - Trzymaj!
Widząc szybujący ponad głowami ostry sztylet, Murgen rzucił w niego zaklęcie spowalniajace. Ostry przedmiot zawisł w powietrzu, by Rak swobodnie mogła podskoczyć i go chwycić.
Stała w miejscu o sekundę za długo. Koń złapał ją w pół i ze złowrogim parsknięciem wyrzucił ją w powietrze. Murgen jako jedyny zobaczył, jak dziewczyna przelatuję przez drzwi i znika w korytarzu, a kreatura puszcza się za nią biegiem.
Panna rzuciła się na ratunek Librze. Wskoczyła na stół w momencie, gdy świnia robiła rozpęd. Potwór nie zdążył się zatrzymać i całym ciałem nadział się na miecz Panny. Libra odwróciła wzrok z niesmakiem.
Z rany stwora nie wylała się krew, a dziwna kleista czarna maź. Świnia zawyła i to był ostatni dźwięk jaki z siebie wydała, zanim wybuchła.
Huk był tak potężny, że Librę i Pannę odrzuciło w bok, a w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stała kreatura widniała teraz wypalona dziura.
Małpa walcząca ze Strzelcem ryknęła na ten widok. Odrzuciła na bok przeciwnika i pobiegła w stronę dziewczyn.
Zerwały się do ucieczki. Przebiegły przez dziurę w stole, a Libra potknęła się o krzesło. Nim mogła upaść, Panna rozwinęła skrzydła i uniosła ją w górę.
Rozwścieczona małpa wypuściła znikąd pocisk.
- UWAGA! - wrzasnął Koziorożec, spostrzegłszy wielką czarną kulę przypominającą armatnią zmierzającą na dziewczyny.
Panna pisnęła i w ostatniej chwili uchyliła się przed ciosem. Pocisk przebił na wylot ścianę tuż ponad drzwiami.
Bykowi opadła szczęka.
- Kim oni są, do diabła?! - wrzasnął.
Bawół wykorzystał moment nieuwagi. Chwycił go za ramiona i przerzucił przez dziurę po pocisku.
Lasterah siedziała spokojnie przyglądając się walce, choć w głębi duszy na pewno cierpiała.
Murgen natomiast nie przestawał rzucać zaklęć, choć nie przynosiły tak dobrego efektu, jak z poprzednią armią. Co chwilę zerkał również na Skorpiona, nie potrafił się przed tym powstrzymać. On jednak nie potrzebował jego pomocy. Walczył z ogromnym myszopodobnym stworem w skupieniu.
Baran została raniona przez węża. Wbił jej w nogę sztylet, po czym zawiązał na jej szyi swój długi jęzor. Dziewczyna zzieleniała na twarzy i opadła na kolana, ale nie przestała myśleć trzeźwo. Ostatkiem sił wyciągnęła miecz i odcięła język kreaturze.
Z paszczy węża zaczęła wylewać się czarna substancja, która osłabiła go na tyle, że przewrócił się pod wpływem kopniaka, który Baran posłała mu w twarz. Nie czekała, aż unormuje oddech. Nadal z językiem węża wokół szyi, rzuciła się na pomoc reszcie Znaków, kulejąc na nogę.
Strzelec wybiegł na korytarz, gdzie rozgrywała się następna wojna. Koń zaprowadził w kąt Rak i Biźnięta, którzy trzymali się za ręce i dygotali. Rozejrzał się w poszukiwaniu Panny i Libry, lecz nigdzie ich nie widział. Zagwizdał, a Koń odwrócił się do niego, omiatając długą grzywą twarz Rak. Warknął na Strzelca, a ten posłał mu szeroki uśmiech, który go jeszcze bardziej rozwścieczył. Koń zaczął biec w jego kierunku, a powietrze drżało, gdy kopyta stukały na kamiennej podłodze.
Wtedy Strzelec wyciągnął ręce z których wyleciały pomarańczowe płomienie. Grzywa konia zajęła się ogniem. Kreatura ryknęła bardziej z wściekłości niż bólu. Odwróciła się do Rak i Bliźniąt, jakby uznała, że są łatwiejszym kąskiem. Pobiegła w ich stronę niezrażona tym, że się pali, a one ruszyły do wyjścia na dziedziniec.
- Sag! - Strzelec usłyszał znajomy głos i odwrócił się zamaszyście w momencie, w którym Libra rzuciła mu się na szyję.
Wylewność dziewczyny zbiła go z tropu, ale nie zastanawiał się długo. Zamknął ją w uścisku swoich dużych ramion. Ich serca biły w tym samym rytmie, gdy przycisnął ją do siebie mocniej. Stali tak, ignorując przerażające dźwięki z głównej sali, dopóki nie usłyszeli trzepotu skrzydeł Panny.
- Przepraszam - powiedziała cicho Libra. - Po prostu boję się, że nigdy nie będę miała okazji tego zrobić.
- Ej, spójrz na mnie - poprosił Strzelec, odgarniając jej włosy z czoła. - Nikt tu dzisiaj nie umrze. Jasne?
Libra przygryzła policzek. Choć bardziej chciała, nie ufała tym słowom.
- Miej trochę wiary, dobrze? - poprosił cicho.
Panna wylądowała obok nich.
- Masz przy sobie meteroid? - skierowała rzeczowe pytanie do Strzelca.
Podłoga pod nimi się zatrzęsła, a Libra złapała kurczowo ramię chłopaka. Strzelec odchrząknął, próbując zebrać myśli.
- Nie, jasne, że nie. Bałem się, że mi go odbiorą w walc...
- Gdzie on jest, Sag?
Strzelec przypatrzył jej się. Panna z reguły nie była nerwowa.
- Pod fotelem w pokoju głównym u nas w akademiku.
Rozległ się okropny huk, a kolejny kawałek ściany upadł na podłogę. Cała trójka uchyliła głowy przed nadejściem kuli. Pocisk przeleciał ponad nimi i uderzył w schody, które posypały się jak domek z kart.
- Wracajcie do sali, potrzebują was w walce - powiedziała Libra. - Ja idę po sztylet.
Panna ruszyła ochoczo do drzwi. Libra odwróciła się, lecz poczuła na dłoni dotyk Strzelca. Uniosła na niego wzrok.
- Uważaj na siebie, Waga.
Skinęła głową. Ich dłonie rozplotły się niechętnie , a Strzelec ruszył za Panną. Zatrzymał się równie szybko, zobaczywszy zmierzającego ku nim smoka.
Wyciągnął miecz i przygotował się do ataku. Kątem oka dostrzegł Librę przypatrującą mu się ze strachem.
- UCIEKAJ!
Zerwała się biegiem w stronę akademików. Biegła ile sił w nogach, by znaleźć się jak najszybciej i jak najdalej od charczących potworów i zgiełku walki. Skręciła w następny ciemny korytarz, w którym była już całkowicie sama i zbiegła po szerokich schodach w dół.
Nagle doznała niespokojnego uczucia w sercu. Pomyślała o tych wszystkich zdezorientowanych ludziach zamkniętych w gdzieś w podziemiach. Doskonale wiedziała jakie to uczucie być w klatce bez możliwości ucieczki. Zatrzymała się. Walczyła ze swoimi myślami. Sumienie podpowiadało jej, by znaleźć wejście do lochu i uwolnić tych biednych ludzi, którzy nie powinni w ogóle znaleźć się w tej sytuacji.
Obraz lochów rozmył się przed jej oczami, zastąpiony dwójką jej przyjaciół - Panną i Strzelcem. Jak bardzo byliby zawiedzeni gdyby dowiedzieli się, że zamiast dołączyć do nich na polu bitwy, szukała lochów?
Otrząsnęła się i zaczęła schodzić po schodach z niespokojnym uczuciem w żołądku. W tej części szkoły odgłosy walki były tak odległe, że mogła przez chwilę odetchnąć. Gdy dotarła do drzwi akademika, zatrzymała się przed herbem ich drużyny. Wyglądał jakby został wykuty na ogromnej monecie. Obraz na nim przedstawiał mężczyznę klęczącego na jednym kolanie z łukiem w rękach. Z tyłu za nim majaczyły inne postaci, które teraz rozmazywały jej się w oczach.
Przejechała palcem po strzałach na plecach łucznika. Nie mogła stracić przyjaciół. Myśl o tym, że każde z nich się tam poświęca, była nie do zniesienia.
- Strzelec - wyszeptała sama do siebie.
Usłyszała za sobą szmer. Tuż obok jej dłoni przeleciał niewielki nóż, odbił się od drzwi i wylądował na podłodze obok jej nogi.
Libra odwróciła się zdezorientowana. Wszystkie kolory odpłynęły z jej twarzy, gdy zobaczyła pod drzwiami akademika Drużyny Skorpiona przerośniętą małpę z ogromnymi wystającymi zębami i zwisającym brzuchem. Libra przywarła plecami do ściany i wyciągnęła rękę do gałki. Przekręciła ją powoli palcami, czując na twarzy obrzydliwy oddech małpy z daleka. Potwór przypatrywał się jej z ekspresją, która wydawała jej się prześmiewcza. Pozostając nieruchoma, obróciła gałkę jeszcze raz, a drzwi kliknęły. Libra odwróciła się i pchnęła drzwi, ale gdy tylko miała przekroczyć próg najbezpieczniejszego dla niej miejsca w Zodiaku, poczuła na sobie wielką dłoń małpy rozdzierającą jej koszulkę.
Potwór rzucił nią z taką lekkością, jakby była piórkiem. Libra uderzyła ramieniem o sąsiednią ścianę i osunęła się na podłogę. Małpa podbiegła do niej, podpierając się na ręce. Libra cofała się powoli, aż jej plecy uderzyły o parapet. Rozejrzała się po małej przestrzeni korytarza i z przerażeniem uświadomiła sobie, że nie miała żadnej drogi ucieczki.
Uniosła się szybko na nogi, choć przez ramię przechodził jej okropny ból. Wyciągnęła rękę i całą swoją siłą przywołała żywioł. Małpa już miała się na nią rzucić, gdy uderzyło ją zimne powietrze. Potwór cofnął się na krótki moment, a włosy na jego szerokiej twarzy rozwiały się we wszystkie strony. Libra przetoczyła się pod jego nogami i rzuciła do akademika.
Małpa zamachnęła się sztyletem, który trzymała w dłoni, a ten przeciął skórę Libry tuż nad kolanem. Dziewczyna wrzasnęła z bólu, upadając na ziemię i przycisnęła nogę do tułowia.
Widziała wielkie zęby małpy, gdy otwierał paszczę zbliżając się do niej. Resztą sił zmusiła się, by stanąć na nogi. Sprawiło jej to więcej wysiłku niż myślała. Podniosła wzrok i zobaczyła ogromne łapsko potwora lecące w jej stronę.
W przypływie paniki, Libra wyciągnęła miecz. Nie zadała ciosu, jedynie wystawiła go przed siebie, a Małpa zamiast w nią, uderzyła w ostrze. Potwór zawył, a czarna substancja wylewająca się z jego dłoni opryskała Librze twarz. Wykorzystała ten moment, by rzucić się do akademika.
Małpa ryknęła widząc jej zamiary, ale gdy chciała wsadzić wielką, krwawiącą łapę do środka, zderzyła się ze niewidzialną zasłoną. Wyczerpanej i przerażonej Librze kamień spadł z serca, że zaklęcia osłaniające akademiki działały na te stwory.
By nie musieć oglądać jego twarzy zatrzasnęła drzwi. Utykając na ranną nogę podeszła do kranu i odkręciła oba kurki. Pozwoliła wodzie spływać po jej rękach, potem oblała sobie twarz i stała tak, dopóki napięcie nie opuściło jej ciała. Bez wycierania twarzy udała się do pokoju Panny, gdzie jak się spodziewała, znalazła bandaże. Przyjaciółka zostawiła wszystkie potrzebne rzeczy na wierzchu, jakby przewidziała taką ewentualność. Libra posmarowała sobie ranę pierwszą z brzegu maścią, której zastosowania i tak nie znała, po czym podpierając się o wyszczerbiony miecz, wróciła do pokoju wspólnego.
Miała wielką ochotę usiąść na fotelu i zasnąć. Odpocząć i udawać, że za drzwiami nie ma żadnej walki. Jej wzrok spadł na skrawek materiału leżący na kanapie. Wzięła go do ręki. Była to czarno-biała bandana, którą Strzelec zawsze nosił przy sobie. Libra nie wiedziała, czy ten dodatek ma dla niego jakąś wartość sentymentalną. Przyłożyła ją sobie do twarzy i od razu poczuła zapach Strzelca, od którego zakręciło jej się w głowie. I nagle znowu była gotowa do walki.
Schyliła się pod fotel, a ból w nodze powoli ustawał. Pod dywanem faktycznie było lekkie zgrubienie. Odsunęła go i wymacała rękojeść sztyletu.
Usiadła na podłodze i przesunęła ostrze przez palce. Był to niewielki sztylet, który spokojnie mogła przymocować do pasa. Tuż obok jego czubka Strzelec niestarannie przykleił malutki, szmaragdowy kamień - uznała, że to musiał być owy meteroid. Ręce lekko jej się trzesły, gdy obracała go w palcach. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie kamień tak owiany tajemnicą. Myślała, że będzie duży i piękny, a sposób przymocowania go do sztyletu bardziej staranny. Libra usłyszała charczenie za drzwiami. Nie wiedziała, ile czasu spędziła w pokoju, ale liczyła, że małpa już sobie stąd pójdzie. Wyjrzała przez dziurkę od klucza - stwór stał naprzeciwko drzwi z dłońmi zaciśniętymi w pięści i wyraźnie nigdzie się nie wybierał.
Westchnęła ciężko, świadoma, tego, co nieuchronne. Będzie musiała się teleportować. Bardzo się tego bała. Kojarzyła teleportację głównie z bólem fizycznym, więc nigdy nie zdobyła się na to, by wykonać ją poprawnie.
Stanęła pośrodku salonu i przewiązała sobie bandanę Strzelca przez głowę. Rozluźniła mięśnie i zamknęła oczy, a serce biło jej coraz mocniej.
- Chcę się dostać do sali głównej - powiedziała na głos, choć wcale w to nie wierzyła. - Iferos.
Zacisnęła powieki i miała wrażenie, że drży, ale gdy otworzyła oczy, nadal była w pokoju.
- Iferos - powtórzyła słabo, lecz zaklęcie nie zadziałało.
Przeszła się nerwowo w kółko, uspokajając myśli. Nie było innej opcji. Jej przyjaciele walczyli tam za nią, a ona nawet nie wiedziała, czy są cali. Być może teraz właśnie narażali przez nią życie, a ona nie mogłaby żyć z myślą, że ich zawiodła.
- Błagam, chcę być z Panną i Sagiem - szepnęła rozpaczliwie. - Iferos.
Błysk żółtego światła odrzucił ją w tył. Nawet zaciśnięcie powiek nie ochroniło jej przed jaskrawością promienia. Przez krótki moment nie słyszała i nie czuła nic, a cały świat był pustką.
Pierwsze, co poczuła to grunt pod nogami. Sekundę później usłyszała krzyki i nienaturalne głośne dźwięki, a to wystarczyło, by przywrócić ją do rzeczywistości.
Stała naprzeciwko wejścia do sali głównej i ku jej zdziwieniu, nic jej nie bolało. Do sali nie prowadziły już drzwi - leżały połamane na podłodze. Spod jeden z grubszych desek, Libra dostrzegła wystającą rękę. Serce podeszło jej do gardła i od razu rzuciła się do pomocy. Odgrzebała ciało spod gruzu, a gdy dotarła do brudnej nieruchomej twarzy, zobaczyła Baran. Kolor jej włosów mieszał się z krwią skapującą z jej czoła.
- Nie, błagam, nie - wyszeptała Libra, otaczając niezgrabnie ciało koleżanki ramionami.
Baran wysunęła się z jej rąk i poleciała w górę. Libra patrzyła na nią z oczami zamglonym łzami. Rozejrzała się wokół, gdy ciało przyjaciółki odpłynęło powoli i zniknęło na końcu korytarza.
Wtedy dostrzegła zmierzającego w jej stronę Murgena. Miał poszarpane włosy, choć nie było widać po nim śladów walki.
- Zajmę się nią - powiedział, choć nie udał się tam, gdzie poleciała Baran.
- Panie profesorze, ile...ilu... - Chciała zapytać Libra, ale nie było w stanie przejść jej to przez gardło.
- Idź i się przekonaj.
Libra wyciągnęła miecz i przeszła przez drzwi sali, a gdy zobaczyła jej wnętrze, serce pękło jej na kawałki.
Kochała tę salę. Było to jedyne pomieszczenie w Zodiaku, w którym nie musiała myśleć ciągle o nauce i tym, jaka odpowiedzialność na niej ciąży. Tutaj prowadziła nieskończone rozmowy z przyjaciółmi i to tutaj czuła się najlepiej.
Sala, do której weszła niczym nie przypominała tego, jak Libra ją zapamiętała. Ozdobne witraże w oknach były pokruszone a odłamki szkła spoczywały na podłodze. Wielki stół, przy którym jadali był rozbity w kilku miejscach a krzesła poprzewracane. Na ścianach, z których pospadał tynk, rozciągały się ślady krwi, a Libra zmuszała się, by nie myśleć do kogo one należą.
Zobaczyła bezwładnie leżących Byka i Bliźnięta pod ścianą i poczuła bolesny skurcz w żołądku. W rogu siedziała Wodnik ze złamanym skrzydłem, a twarz miała purporową z bólu. Nie widziała nigdzie Ryby ani Rak, więc uznała, że zwiały bądź były tam, gdziekolwiek Murgen transportował Baran. Nie mogła teraz o tym myśleć.
W sali były trzy potwory. Panna walczyła mieczem z Tygrysopodobną kreaturą, która wystawiała groźne kły. Choć Libra ucieszyła się na widok przyjaciółki nadal na nogach, to zobaczyła na jej białym kombinezonie krew.
Na samym środku sali spostrzegła Strzelca i Skorpiona. Byli odwróceni do siebie plecami, ale stali tak blisko, że prawie na siebie wchodzili. Oboje mieli w rękach miecze, choć ten Skorpiona był najpewniej kradziony. Obracali się powoli, otoczeni przez dwie wielkie kreatury: smoka i myszę, które wyglądały jakby przygotowywały się do ataku. Obaj chłopcy byli zmęczeni. Libra rozejrzała się w poszukiwaniu nauczycieli - Aurora nada nie wróciła ze zbrojowni, a Lasterah próbowała opatrzyć skrzydło Wodnik, która przez ranę, nie mogła schować tego zdrowego.
Nad Librą nagle pojawił się cień, a ona odruchowo uchyliła głowę w obawie, że coś na nią spadnie. Gdy uniosła wzrok do góry, zamarła. W dziurze po kuli w kamiennej ścianie stał stwór, którego wcześniej nie widziała. Przypominał kozła z tułowiem pokrytym krótką białą sierścią, a jego oczy nie świeciły na czerwono jak reszty potworów. Ponad krótkimi koźlimi uszami wyrastały długie zakręcone rogi.
Kozioł zarżał i uniósł się na tylnych kopytach, a z jego grzbietu wyrosły białe skrzydła. Libra wyciągnęła miecz, gdy odepchnął się od ściany i poszybował do sali prosto na Pannę, która nieudolnie osłaniała się przed ciosami wielkich łap tygrysa.
Miecz Libry nie dosięgnął kozła. Stwór trącił myszę w łeb kopytem i rzucił się całym sobą na tygrysa, który właśnie podnosił w górę sztylet. Broń wypadła mu z ręki i poleciał na podłogę. Pani Lasterah przyglądała się temu z zaciśniętymi ustami. Kozioł zarżał, po czym całym ciężarem opadł na przeciwnika, raniąc go w twarz. Z głowy tygrysa polała się czarna maź, a on zdawał się tracić przytomność.
Kozioł uskoczył do tyłu i w mgnieniu oka zmaterializował się w Koziorożca. Libra przetarła oczy pewna, że ma zwidy. Koziorożec naprawdę tam stał. Wziął Pannę w ramiona i położył na stole, by opatrzyć jej rany.
- Jak ty to...zrobiłeś? - wydyszała Panna.
Koziorożec wzruszył nieznacznie ramionami.
- Też lubię się uczyć.
Panna uśmiechnęła się lekko i omiotła wzrokiem salę. Skorpion i Strzelec walczyli ramię w ramię z wielkimi stworami, które nie zwalniały. Chłopcy zdawali się radzić sobie całkiem nieźle, więc Libra wykorzystała moment, by porozmawiać z przyjaciółką.
- Co tutaj się stało? - spytała z wyraźną rozpaczą w głosie, gdy Panna złapała ją słabo za rękę.
Dopiero wtedy Libra dostrzegła otwarte złamanie w ramieniu Panny. Zagryzła zęby z całej siły, by nie pokazać po sobie obrzydzenia.
- Oni są...za silni - powiedziała Panna słabym głosem. - Idź pomóc chłopakom. I nie daj się zabić.
Libra ścisnęła mocniej jej dłoń. Białowłosa dziewczyna była na skraju omdlenia.
- Panna, mam ten meteroid - szepnęła.
- To super, Waga. Przebijaj nim wszystkich, może zadziała.
Usłyszeli za sobą krzyk, ale żadne z nich nie obróciło się, w obawie przed tym, co mogą zobaczyć.
- Ja mu nie ufam, Panna. Dlaczego Kosm...Horoskop miałby dać Strzelcowi meteroid skoro mnie zamknął w klatce?
Koziorożec odchrząknął i wtrącił się do rozmowy, nie przestając smarować ran Panny fioletową, cuchnącą breją.
- Bo to nie jest zły facet. Może i jest oszustem, ale chce wygrać tę wojnę tak samo jak my. Po prostu nie chciał cię narażać.
Panna pokiwała słabo głową, zgadzając się z tym i odetchnęła z ulgą, gdy jej skóra zaczęła się zrastać. Uniosła się lekko i obdarzyła Librę swoim promiennym uśmiechem, by dodać jej otuchy.
- Posłuchaj... - zaczęła, a jej wzrok powędrował ponad jej ramię. Uśmiech momentalnie zszedł z jej twarzy, gdy wrzasnęła - WAGA, UWAŻAJ!
Libra przetoczyła się przez stół i upadła na podłogę w tym samym momencie, w którym usłyszała huk. Podniosła się na nogi, chwytając miecz, ale gdy zobaczyła, co się stało, upuściła go.
Wielka małpa próbowała na nią skoczyć, ale chybiła. Wylądowała na Koziorożcu, przygniatając i jego, i Pannę swoim ciężarem. Stół pod nimi pękł. Potwór nie doznał żadnego urazu podczas gdy ciała Panny i Koziorożca osunęły się bezwładnie na podłogę.
- PANNA! - Wrzasnęła Libra i rzuciła się na potwora, zapominając o mieczu.
- Perplexito!- usłyszała krzyk pana Murgena.
Zaklęcie oszałamiające uderzyło w małpę jak piłeczka pingpongowa. Potwór zmarszczył krzaczaste brwi i potrząsnął głową jakby odganiał się od muchy.
- MYŚL, CO ROBISZ! - dobiegł Librę krzyk nauczyciela, w tym samym momencie, gdy napotkała oczy małpy.
Chwyciła miecz z podłogi na czas, by obronić się przed wielką łapą potwora. Nie miał już żadnej broni, ale i tak nad nią przeważał.
Strzelec zobaczył kątem oka jak Libra zmaga się z dużo większym od siebie przeciwnikiem. Skorpion obok niego walczył ostatkiem sił - każde jego uderzenie było coraz słabsze, a każda dodatkowa rana zwalała z nóg. Strzelec zagryzł zęby, wodząc wzrokiem między swoim największym wrogiem, a najlepszą przyjaciółką. Wiedział, że jeśli nie pomoże Librze, to prawdopodobnie nie wyjdzie z tego żywa. Tak samo skończy się to dla Skorpiona jeśli zostawi go samego na pastwę dwóch potworów.
Musiał podjąć decyzję i musiał zrobić do szybko. Odpychając od siebie wyrzuty sumienia, trącił Skorpiona w ramię.
- Wybacz, stary.
Wyciągnął obie ręce przed siebie, które zamieniły się w miotacze ognia. Płomienie zajęły twarz smoka, który zatoczył się do tyłu. Strzelec wykorzystał ten moment, by przebiec obok niego.
Libra stała w kącie tuż obok nieprzytomnej Panny. Starała się ze wszystkich sił na nią nie patrzeć, skupić się na charczącej nad nią małpie i przygotować na atak.
- Waga, sztylet! - usłyszała krzyk Strzelca i sekundę później zobaczyła go pod ramieniem małpy.
Wyciągnęła ostry przedmiot zza pasa i puściła go po podłodze do chłopaka. Potwór nadepnął na niego, nim Strzelec mógł go chwycić. Widząc, jak bestia odwraca się w jego stronę, wyciągnął zza pleców miecz i przebił nim małpę.
Potwór zamarł, by po chwili wybuchnąć, rozlewając czarną maź na boki.
- Lipa, chciałem zobaczyć jak zadziała na nich ten meteroid - powiedział Strzelec, podniósłszy z podłogi sztylet.
Libra przełknęła gulę w gardle, nadal niepogodzona z ogólnopanującą przemocą.
Strzelec przejechał palcem po bandanie na jej czole, przysłoniętej przez grzywkę. Przygryzł wargę.
- Pasuje do ciebie.
Ale Libra już go nie słuchała. Uniosła palec w górę, a Strzelec odwrócił się szybko we wskazanym kierunku ze sztyletem przed sobą.
W progu stała Baran. Wyglądała jakby miała wyzionąć ducha. Przytrzymywała kawałek materiału przy żebrach, który przeciekał krwią, a gdy oddychała, całe jej ciało się poruszało. Oboje zerwali się w jej stronę.
- Wężownik...Kazał ci przekazać - wyjęczała Baran słabym, niepodobnym do niej głosem. - Jest...w drodze...
Libra zatrzymała się sparaliżowana strachem, a Strzelec wybiegł na korytarz w poszukiwaniu potwora.
Skorpion wbił miecz w stopę myszy. Potwór zawył, a on wykorzystując moment nieuwagi, zawołał Librę. Nie zdążyła obrócić się całkiem w jego stronę, gdy poznała jego zamiary. Wystawił rękę w jej stronę i nim mogła zareagować, wykrzyknął:
- EFERAT!
Krzyk jaki wydobył się z jego ust tak umocnił zaklęcie, że Libra przeleciała przez całą salę. Odbiła się od ramy obrazu na centralnej ścianie i wpadła pod stół nauczycielski.
Smok wreszcie poradził sobie z ogniskiem jakie Strzelec rozpętał na jego twarzy. Miał wypalone oczodoły i poparzoną skórę na pysk. Wydał z siebie ryk wściekłości, gdy zrozumiał, że stracił wzrok. Na oślep wyciągnął szpony i zamachnął się nimi przed siebie.
Libra usłyszała rozdzierający, rozpaczliwy wrzask despracji, który wywiercił jej dziurę w sercu. Gdyby się wychyliła, zobaczyłaby jak smok trafia w tył głowy Skorpiona, rozłupując jego czaszkę i Mangusa Murgena pędzącego w stronę swojego syna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top