Rozdział 11




Libra nie była pewna, ile minęło dni, odkąd została uwięziona. Nie mogła wierzyć Kosmeliuszowi na słowo, że wróci po trzech, w końcu wcześniej ufała mu, że jest bezpieczna w Zodiaku, a teraz była zamknięta niczym w izolatce w więzieniu. Przestała nawet patrzeć w niebo, by odliczać dni. Straciła nadzieję. Drużyna Strzelca jej nie szukała - uwierzyli, że zrezygnowała z walki.

    Leżała na twardej podłodze, zupełnie ignorując ból głowy i pleców. Godzinami wpatrywała się w sufit bez żadnych myśli w głowie. Obmyślanie planu ucieczki uznała za bezsensowne już po dwóch godzinach w uwięzieniu. Kosmeliusz nie przesadzał, gdy powiedział, że z klatki nie wyjdą żadne zaklęcia. Była bezbronna.

    Gdy tak siedziała w bezruchu zamknięta w ogromnej klatce w całkiem ciemnym pomieszczeniu, nagle w samym jej środku zamajaczyła stróżka żółtego światła. Libra zmrużyła oczy, przyglądając się temu, pewna, że ma halucynacje. Przyciągnęła kolana pod brodę i obserwowała jak promień światła się powiększa i zaczyna wirować, aż w końcu przybiera ludzką postać.

Utwierdziło ją w przekonaniu, że ma zwidy, gdy na podłogę w klatce upadł profesor Mangus Murgen. Mężczyzna w poszarpanym czarnym garniturze klęczał, z trudem łapiąc oddech. Jego tors poruszał się nienaturalnie a z gardła wydobywało się świszczące charczenie. Słyszała, jak przeklina pod nosem i przypatrywała się temu, kołysząc się w przód i w tył.

  Gdy wreszcie ją zauważył, jego twarz zamiast bólu wykrzywiła wściekłość. Wyciągnął w jej stronę palec.

- Ty... - warknął przez zęby. - Ty...ty głupia, głupia dziewucho!

  To był moment, w którym dotarło do Libry, że profesor może być prawdziwy. Stanął na nogi i chwiejnym krokiem ruszył w jej kierunku. Libra również się poderwała, choć i tak nie miała dokąd uciec.

- Wszystko zepsułaś! - kontynuował. - Cały plan poszedł na marne!

  - Chyba mnie pan z kimś myli - odparła metalicznym głosem. - To ze Skorpionem pan coś knuje.

- Milcz! - wrzasnął, a z jego ręki wystrzeliła smuga światła.

  Libra odskoczyła w bok, nim mogło dotknąć jej skóry. Promień wleciał pomiędzy kraty, ale gdy tylko zderzył się z tą przestrzenią, zniknął. Libra zmarszczyła brwi.

- Co? Dyrektor powiedział ci, że zaklęcia nie działają, tak? - Murgen wybuchnął śmiechem, w którym nie było ani kszty rozbawienia. - Może i nie wychodzą poza klatkę, ale w środku nadal można ich używać, więc masz wyjątkowego pecha.

Zrobił kolejny krok w jej kierunku. Wyglądał jakby postradał zmysły. Zwykle zaczesane do tyłu włosy miał teraz roztrzepane na wszystkie strony, a garnitur potargany, jakby ktoś przepuścił go przez niszczarkę do papieru. W oczach miał obłęd.

Libra ugięła kolana przygotowana na atak, chociaż była zbyt osłabiona, by naprawdę walczyć. Nauczyciel, choć wściekły, też wydawał się zmęczony.

- Niczego nie umiesz się domyślić, co? Wszystko musiałaś zrzucać na tych swoich przygłupich kolegów i nadal nic nie rozumiesz!

- Hej - Libra się wyprostowała. - Jest pan nauczycielem, nie może pan do mnie mówić w ten sposób.    

Murgen zrobił taką minę, jakby usłyszał najbardziej absurdalną rzecz na świecie. Machnął obiema rękami, ogarniając nimi przestrzeń wokół.

  - Jesteśmy zamknięci w piekielnej klatce, a ty się przejmujesz tym?

Libra wzruszyła ramionami. Ton głosu Murgena złagodniał, więc przestała być czujna. Położyła się na podłodze, rozkładając ramiona.

- Pan Kosmeliusz powiedział, że przyjdzie tu za trzy dni. Wtedy mnie wypuści.

- Bzdura - prychnął Murgen. - Wypuści cię, jeśli zgodzisz się polecieć do swojego Gwiazdozbioru. W przeciwnym razie będziesz tu gniła do końca życia.

  Libra przeniosła ciężar ciała na lewy bok i podparła się łokciem.

- Wiedział pan o tym?

- Wiedziałem? Oczywiście, że wiedziałem! Myślisz, że po co wysyłałem cię ciągle do dyrektora? Liczyłem, że rozmawiając z nim, zorientujesz się w końcu, że jest z nim coś nie tak. Nie miałem, jak ci o tym powiedzieć, bo on wszystko słyszał.

  Murgen przechadzał się nerwowo po klatce. Zachowywał się tak, jak ona gdy tu trafiła. Libra czuła jakąś wewnętrzną satysfakcję z widoku znienawidzonego nauczyciela takiego bezbronnego.

- Powinien być pan zły sam na siebie. Jak miałam zachowywać się według planu, skoro go nie znałam?

Oczy Murgena zapłonęły. Libra uniosła się do pozycji siedzącej pewna,  że ją zaatakuje. On jednak potrząsł tylko głową.

- Kazałem Skorpionowi z tobą porozmawiać, ale ty oczywiście nie potrafiłaś sama podjąć decyzji. Gdybyś go wysłuchała, gdybyś nie musiała za każdym razem pytać o zdanie swoich głupawych znajomych, szczególnie wiedząc, że Strzelec nienawidzi go bez powodu....

- Myślę, że ma dobry powód. Skorpion jest zapatrzonym w siebie idiotą.

Rozległ się trzask i nim Libra mogła zorientować się, co się dzieje, smuga światła uderzyła ją w ramię. Przetoczyła się po podłodze, a ból przeszedł przez całe jej ciało.

  - Ała! - krzyknęła.

Zaczęła rozmasowywać ramię, nie spuszczając Murgena z oczu. Z braku jakiejkolwiek lepszej rozrywki, postanowiła ciągnąć rozmowę z mężczyzną, który zachowywał się niedorzecznie.

- Więc według pana historii, ze mną pan nie mógł porozmawiać, bo byśmy byli podsłuchiwani, ale ze Skorpionem już pan mógł?

Murgen stał odwrócony plecami do niej. Cały czas kręcił nerwowo głową.

- Myślisz, że po co ten stary zgred dał ci tę cholerną książkę?

Libra zamrugała, próbując załapać jego tok myślenia.

- Żebym znalazła informację na temat zabicia Wężownika.

- Nonsens! Zwróciłaś uwagę na tytuł tej książki?

- Nie ma tytułu, okładki są obite skórą.

- Jej tytuł to Horoskop...

- O, jak ten czarodziej...

- ...Horoskop - Murgen zacisnął zęby, zły, że mu przerywa. - Pochodzi od greckiego słowa skopein. A to z kolei znaczy podglądać.

Libra wciągnęła gwałtownie powietrze, lecz Murgen nie dał jej szansy nic powiedzieć.

- Rozumiesz, co mówię, czy jesteś tak naiwna na jaką pozujesz?

  - Chce pan powiedzieć, że Kosmeliusz zainstalował podsłuch w książce?

Nauczyciel zatrzymał się w miejscu i posłał jej spojrzenie pełne odrazy. Odwrócił szybko wzrok, jakby sam jej widok był dla niego nie do zniesienia.

- Za co pana tu wsadził?

Murgen nie odpowiedział. Rozglądał się po gabinecie w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia z sytuacji. Niebo za oknem zrobiło się zupełnie czarne, oświetlane jedynie pojedynczymi gwiazdami. Nauczyciel zapatrzył się w półokrągły księżyc. Ten widok zdawał się dawać ukojenie jemu spiętemu ciału.

  - Poznałem jego sekret.

Libra prychnęła, przewracając się na drugi bok.

- Chyba on poznał pana sekret.

Murgen odwrócił do niej głowę.

- Co?

Libra uniosła się na łokciach. Będąc w zamknięciu, nauczyciel już jej tak nie przerażał. Brakowało jej jakiegokolwiek ludzkiego kontaktu - czuła, jakby spędziła tam w samotności całą wieczność. Zmrużyła oczy, próbując przypomnieć sobie wszystkie wydarzenia.

  - Któreś z rodziców Skorpiona, które jest prawdziwym Znakiem, tak jak moja mama, zawarło z panem układ, że jeśli wpuści pan Wężownika do Zodiaku, to Wężownik oszczędzi i pana, i cały ród Skorpiona. Dzięki temu Skorpion będzie mógł udawać, że walczy, a tak naprawdę będzie na niego czekać ciepła posada na nowej, przejętej przez Wężownika planecie.

Nieruchome spojrzenie Murgena nie potwierdzało ani nie zaprzeczało tej historii. Nie zauważywszy wyraźnych znaków gniewu na jego twarzy, Libra kontynuowała:

  - To ma sens, prawda? W końcu w taki sam sposób ród Skorpiona wpuścił Wężownika na Ziemię w pierwszej kolejności.

Żyła na czole Murgena zaczęła pulsować. Potrząsł głową.

  - Ty...

- ... Głupia dziewucho?

  Murgen zaczął kipieć z wściekłości, a Libra wyszczerzyła zęby zadowolona z siebie.

- Myślisz, że to jest wszystko żart? - spytał drżącym z nerwów głosem. - Musisz stanąć do walki. Musisz zachować się według planu...

  - Wtajemniczy mnie pan w końcu w ten plan?

- On nas stąd nie wypuści.

  - Niech pan nie traci wiary. Powiedział, że wróci za trzy dni...

- Wago. Dziś jest dwudziesty drugi września.

  Libra zamarła w bezruchu. Zderzenie z rzeczywistością było tak mocne, że wydawało jej się, że straci przytomność. Usiadła i wciągnęła mocno powietrze.

- Teraz jest noc - zauważyła. - To oznacza...

  - Za jakieś dwie godziny rozpocznie się dwudziesty trzeci września - dopowiedział Murgen.    

Oboje pozostali w ciszy przez kilka minut. Libra całkowicie pochłonięta w swoich myślach nie zauważyła, jak nauczyciel przypatruje się jej niespokojnie. Czuła się przegrana. Nie mogła już nic zrobić. Stanęła na nogi i zaczęła przechadzać się chwiejnym krokiem po klatce, w której wydawało jej się, że nagle zrobiło się duszno.

- Jeśli tu zostanę, to będę dla niego łatwym tropem - powiedziała cicho.

- Nie masz żadnej innej opcji.

    Libra stanęła naprzeciwko niego.

- Panie Mangusie, gdzie jest Wężownik?

Odwrócił się do niej tak zamaszyście, że instynktownie się cofnęła.

  - W Zodiaku nie ma żadnego Wężownika. Nigdy nie dopuszczę do tego by przejął władzę, a jeśli byłoby mi dane walczyć, to byłbym z wami na polu bitwy, nie broniłbym tego starucha, jak to on sobie wymyślił.

Libra podrapała się po głowie, usilnie próbując zebrać myśli. Nie rozumiała już nic, nie wiedziała komu wierzyć, a fragmenty informacji, które serwował jej Murgen nie rozjaśniały sytuacji.     Drzwi do gabinetu skrzypnęły. Oboje odskoczyli w najdalszą część klatki i stanęli przodem do drzwi. Libra zacisnęła dłonie na kratach z tyłu i uniosła wzrok na nauczyciela.

- Myśli pan, że to Wężow...

  Murgen uciszył ją, przykładając palec do swoich ust. Zastygła więc w bezruchu, nasłuchując.    

Do gabinetu wkroczył Korr Kosmeliusz. Podpierał się na lasce, a przy każdym kolejnym kroku sapał ciężko. Na widok Libry uśmiechnął się czule, jakby już zapomniał, że to on umieścił ją w klatce.

- Dzień dobry, Wago - powiedział spokojnie. - Jak się dziś czujesz?

  Libra zacisnęła usta. Instynktownie przysunęła się do Murgena w nadziei, że on będzie wiedział, co robić. Kosmeliusz zaśmiał się na ten widok.

- Czy zrozumiałaś już swój błąd?

Dziewczyna pozostała w bezruchu. Liczyła, że Murgen da jej znak, co ma robić. Serce biło jej jak oszalałe, bo nie chciała popełnić błędu. Kosmeliuszowi ostatnio udało się ją przejrzeć, nie chciała dopuścić do tego ponownie.

  Gdy jednak Murgen nie przychodził z pomocą, zrobiła krok do przodu.

- Czy..Czy Znaki już dokonały wyboru?

  Kosmeliusz pokiwał powoli głową. Uniósł rękę i potarł palec wskazujący z kciukiem, a krzesło stojące pod ścianą zaczęło przesuwać się w jego stronę. Im bliżej niego się znajdowało, tym wolniej się posuwało, aż w końcu zatrzymało się trzy metry od niego. Kosmeliusz potarł palce ponownie, ale krzesło ani drgnęło. Odchrząknął nerwowo i podpierając się o lasce podszedł do niego i zajął miejsce.

- Tak, Wago.

  - Ile zostało? - spytała szybko.

- Możesz być spokojna, jest ich wystarczająco, by podjąć walkę - powiedział z dumą. - Tylko jedno z nich zdecydowało się na spokojne życie w swoim Gwiazdozbiorze.

  Libra zerknęła z ukosa na Murgena.

- Niech zgadnę, które.

    - No więc - kontynuował Kosmeliusz. - Twoja decyzja?

Libra nie odpowiedziała. Poruszyła się nerwowo w miejscu. Jej wahanie trwało za długo dla Kosmeliusza.

  - Rozumiem - rzekł, wstając. - Na razie nie ma śladu Wężownika, podejrzewam, że zaatakuje wczesnym rankiem. Wiesz, jakie są węże, mają słaby wzrok. Nie mamy stuprocentowej pewności, że zaatakuje akurat jutro. Ma na to ponad miesiąc, dopóki twój Gwiazdozbiór ochrania Ziemię. Będę przychodził pytać cię o zdanie codziennie rano, ale jeśli zaatakuje już jutro, nie będziesz mieć zbyt dużo czasu na zdecydowanie.

Trudno było rozpoznać w tym staruszku dyrektora, którego tak polubiła. Miała ochotę się rozpłakać z niemocy.

- Może mnie pan tu trzymać do śmierci, nie wystawię moich przyjaciół - powiedziała drżącym głosem.

Kosmeliusz wydał z siebie ciche westchnienie i przyłożył ręce do serca.

- To piękne z twojej strony, ale nie ma znaczenia. Oni i tak już myślą, że ich zostawiłaś. A jeśli nie posłuchasz mojego planu, to nie będziesz miała już okazji wyjaśnić im jak było naprawdę. - Choć mówił okropne rzeczy, z jego twarzy ne schodził troskliwy uśmiech. Przeniósł wzrok na profesora Murgena. - Prawda, Mangusie?

Nauczyciel zacisnął ręce na kratach. Gdy Kosmeliusz odwrócił się do wyjścia, podbiegł do przodu, uderzając torsem o pręty.

  - Ty stary oszuście! - Ryknął. - Ty gnido!

Kosmeliusz jednak nie dał się sprowokować. Zamknął powoli za sobą drzwi, a nim całkowicie się zatrzasnęły, puścił Librze oczko. Przeszły ją dreszcze.

Murgen wyglądał jak tykająca bomba. Chodził w kółko po klatce i szarpał się za włosy, ciężko oddychając. Libra patrzyła na niego dopóki nie zaczęło jej się kręcić w głowie. Miała do niego masę pytań, ale nie chciała zaczynać żadnego tematu, dopóki się nie uspokoi. Ten jeden raz wolała patrzeć w niebo.



Libra nie była pewna, czy spała. W pierwszej chwili w gabinecie było całkiem ciemno, a w drugiej nagle niebo przybrało jasnoróżowy kolor i słońce zaczęło ujawniać się zza horyzontu.

  Zerknęła na swojego współwięźnia. Murgen siedział oparty o kraty jak najdalej od niej i mamrotał coś sam do siebie. Libra była pewna, że już postradał zmysły. Nie winiła go - sytuacja była coraz bardziej stresująca.

- Dzień dobry - powiedziała cicho i, mimo że nie darzyła go sympatią, zdobyła się na lekki uśmiech.

Murgen uniósł na nią przekrwione oczy, pod którymi widniały fioletowe oznaki zmęczenia.

  - Dzień dobry?! - wykrzyknął. - To masz mi do powiedzenia? Żarty sobie robisz?

Wstał, a więc i ona zerwała się na równe nogi. Znowu zaczął chodzić w miejscu, szarpiąc się za tłuste blond włosy.

   - Wszystko zepsułaś - mruczał. - Wszystko przez ciebie.

- Co znowu zrobiłam?

- Dałaś mu pomysł! - wrzasnął. - "Może mnie pan tu trzymać do śmierci?", myślisz, że jesteś bohaterką? Przecież dokładnie tak zrobi...

  - Panie Mangusie - Libra uniosła ręce do góry w pokojowym geście. - Musimy zacząć normalnie rozmawiać.

Murgen pokręcił głową. Na jego czole wystąpiły krople potu. Fakt, że nie wpadł w szał Libra uznała za znak, by kontynuować.    

   - Powiedział pan, że poznał sekret Kosmeliusza...To znaczy, dyrektora Kosmeliusza...Musi mi pan powiedzieć, o co chodzi.

Przez twarz nauczyciela przebiegł cień niezadowolenia, może nawet typowej dla niego pogardy. Stukot jego butów coraz bardziej denerwował Librę, ale zacisnęła zęby, obserwując jego wewnętrzną walkę z samym sobą. W końcu stanął naprzeciwko niej. Przetarł twarz wierzchem dłoni i uniósł wzrok ku wysokiemu sufitu.

  - Co wiesz na temat nauczycieli Zodiaku? - spytał.

Libra, zupełnie zaskoczona pytaniem, zmarszczyła brwi.

  - Nie rozumiem.

- Powiedz mi, czego się nauczyłaś na lekcjach o przodkach na temat nauczycieli.

   Chociaż miała niespokojne uczucie w żołądku, że to pułapka, odchrząknęła.

- No są oni...to znaczy wy, pan też, yyy... - Poszukała w głowie odpowiedzi. - Istotami magicznymi.

  - Czarownikami.

- Czarownikami, tak. Czarownik może wybrać karierę nauczyciela, by przekazywać wiedzę Znakom Zodiaku lub zgłębiać tajemnice magii w wielu innych zawodach.

  Murgen nieznacznie skinął głową.

- Kontynuuj.

    - Co mam kontynuować?

Nauczyciel spiorunował ją wzrokiem.

    - W ogóle się nie przykładałaś do nauki. Dlatego wszyscy umrzemy.

- Myślę, że raczej dlatego, że jesteśmy zamknięci w klatce - powiedziała poirytowana. - Musi pan przestać obwiniać mnie o całe zło tego świata.

    - Ale jesteś za to odpowiedzialna! Głupie Wagi! - wykrzyknął. - Uczyłem twoją matkę, była dokładnie tak samo rozkojarzona jak ty!

Libra przygryzła policzek, ugodzona przez jego słowa. Odwróciła wzrok, czując napływające łzy na wspomnienie o matce. Obraz, jaki zobaczyła w tunelu wyrył się w jej pamięci i nieważne, jak bardzo starała się go pozbyć, ciągle do niej wracał.

  - Nauczyciele się nie starzeją, bo żyją by przekazywać wiedzę - dopowiedział Murgen spokojniejszym tonem. - Nie zauważyłaś niczego dziwnego w dyrektorze Kosmeliuszu?   

Gdyby stała przodem do niego, zauważyłby zmianę na jej twarzy. Faktycznie Kosmeliusz wydawał się starzeć. Już pierwszego dnia jej nauki wyglądał, jakby miał milion lat, a teraz był coraz słabszy.

- Co pan sugeruje? - spytała, siląc się na spokojny głos.    

  Murgen, który postanowił nie testować już  dłużej wiedzy Libry, wyjaśnił:

- Ten mężczyzna nie jest Korrem Kosmeliuszem. To Horoskop.

  Libra poczuła, jakby ktoś ją kopnął w żołądek. Odwróciła się do Murgena.

- Ale przecież...

- Przecież Wężownik go zabił - przedrzeźnił ją, nim mogła dokończyć. - Wężownik jest zbyt zadufany w sobie, by znaleźć sposób na zabicie istoty ponadmagicznej. Jakim cudem nie przyszło ci to do głowy, mając całą wielką księgę na ten temat?! Potwór z obcej planety przybył do nas jak do siebie i domagał się władzy. W którym momencie stawiania tych wszystkich warunków miałby znaleźć meteroid?!

    - Pan wie o meteroidzie?

Murgen wyrzucił ręce w powietrze.

  - Oczywiście, że wiem. I ty, gdybyś się wzięła porządnie za naukę, też byś o tym wiedziała. Miałabyś już sposób na zabicie go.

- Moment, moment - Librze zaczęło kręcić się w głowie od nadmiaru informacji. - Jeśli to co pan mówi jest prawdą, to jak Wężownik przejął jego moce? I dlaczego to, że Kosmeliusz jest Horoskopem jest tajemnicą?   

  - Horoskop jest w historii przedstawiany jako bohater. Walczył dzielnie o Zodiak i zmarł tragicznie. W rzeczywistości to Znaki odwaliły za niego całą robotę, a piętna muszą nosić do teraz - zerknął na tatuaż na dłoni Libry. - Gdyby wyszła na światło dziennie informacja, że Horoskop pozbawił tożsamości wspaniałego dyrektora Korra Kosmeliusza, i ukrywa się w Zodiaku, zostałby okryty hańbą.

- Gdzie jest prawdziwy Kosmeliusz?

- Nie wiem! Pewnie gdzieś w Zodiaku. Szukam go, odkąd rozgryzłem Horoskopa, ale ślad po Korze zaginął.

  Libra złapała się na tym, że naśladuje nerwowe ruchy Murgena.

- Panie Mangusie, dlaczego ten Horoskop żyje tysiąc lat, skoro nie ma już mocy?

- Co za durne pytanie - prychnął. -  Wężownik odebrał mu jego większą część ponadmagiczności, ale ta reszta, która została, utrzymuje go przy życ...

  - Chwila - Libra ponownie mu przerwała, na co wydał z siebie poirytowane fuknięcie. - Wie pan, w jaki sposób odebrać tę ponadmagiczność?

Murgen wbił w nią spojrzenie, a ona utrzymała kontakt wzrokowy. Po raz pierwszy udało jej się wyczytać odpowiedź.

  - To był plan, prawda? - spytała cicho. - Ja miałam mu ją odebrać?

Nie odpowiedział. Usiadł na podłodze, a Libra podążyła w jego ślad.

  - Skorpion miał ci przekazać plan - powiedział w końcu. - Tak byłoby najbezpieczniej. Miałem podejrzena, że Horoskop wie, że odkryłem jego tajemnicę, więc musiałem pozostać ostrożny.  Ten stary głupiec nigdy by nie podejrzewał, że ktoś z Drużyny Skorpiona wejdze w układ z kimś z Drużyny Strzelca, więc to było bezpieczne.

  - Ale Skorpion jest taki denerwujący - jęknęła Libra tak jakby chciała się wytłumaczyć.

- Przynajmniej myśli co robi, nie to co ta cała wasza śmieszna drużyna - fuknął pogardliwie. - Miałaś dowiedzieć się o meteroidzie od Skorpiona, nie od Horoskopa. W dniu walki miałaś przebić Wężownika ostrzem z meteroidem. Wtedy byś go zabiła, a cała jego ponadmagiczność przeszłaby na ciebie. Miałabyś oczywiście opcję, albo przyjąć ją dla siebie, albo zamknąć w swoim amulecie, gdyby się do tej pory otworzył, oczywiście, albo przekazać ją komuś. Ty przekazałabyś ją mnie.

  Z ust Libry wydobyło się ciche prychnięcie. Murgen uniósł na nią zły wzrok.

- Nie ma takiego scenariusza, w którym przekazałabym panu władzę. Bo niby jak to sobie pan wyobraża? Siedziałby sobie pan gdzieś w chmurach razem z tym tchórzem, który wykonywał za pana brudną robotę, zresztą nieudolnie, a gdy przyszło do prawdziwej walki to odleciał do bezpiecznego Gwiazdozbioru?!

  - Skorpion zasłużył na to bardziej niż ktokolwiek inny. Jako jedyny z was zrozumiał wszystko, co do niego mówiłem.

- A jednak jego amulet też się nie otworzył.    

  Murgen posłał jej złe spojrzenie.

- Nie amulet świadczy o umiejętnościach.

  Libra prychnęła.

- Czemu pan go broni?

   - Uczę Znaków od tysięcy lat, znam Ród Skorpionów. To najgorsi ludzie, najpodlejsi. Pewnie robili mu na złość, blokowali mu możliwość otworzenia amuletu.

- Tak, jasne, jestem pewna, że dokładnie tak było.

   Murgen posłał w jej stronę smugę światła, ale Libra przetoczyła się po podłodze, nim mogło ją uderzyć. Stanęła na nogi poirytowana.

- Musi pan przestać to robić!

  - Co za różnica, Wago? - Murgen wstał. - Wszystko skończone. Jest kwestią godzin, lub dni, jak pojawi się tu Wężownik i będzie miał cię podaną jak na tacy. Bez ostrza i tym bardziej bez meteroidu.

Murgen zbliżył się w jej stronę. Libra cofała się w rytm jego kroków, starając się nie dać po sobie poznać emocji.

  - Jeśli nas znajdzie, będzie musiał otworzyć klatkę, a jeśli opracujemy plan, nadal możemy mu uciec...

- Byłoby zupełnie inaczej, gdybyś potrafiła myśleć samodzielnie. A teraz wszyscy zginiemy i to wszystko będzie twoja wina.

  Libra uderzyła plecami o kraty i wzdrygnęła się, wystraszona utratą przestrzeni. Murgen szedł powoli w jej kierunku.

- Panie Mangusie, musi mnie pan posłuchać.

- Skoro i tak jesteś bezużyteczna, to czemu mamy trzymać cię dla Wężownika, co? - spytał spokojnie, jakby był w transie. - Może ja cię zabiję?

Libra przełknęła rosnącą w jej gardle gulę paniki. Zrobiła krok w bok, ale Murgen oparł rękę o kratę, uniemożliwiając jej ruch.

  - I tak jesteśmy tu zamknięci, nie masz gdzie uciec. Chociaż tyle zrobię na złość temu potworowi. Nie poplami sobie rąk twoją krwią, na co czekał bardzo wiele lat.

Sposób w jaki mówił Murgen, przyprawiał Librę o zimne dreszcze. Jego szeroko otwarte czerwone oczy były wypełnione obłędem. Chwycił ją za szyję i uniósł w górę.

  Libra zacisnęła palce obu rąk na jego dłoni. Zaczęła wierzgać nogami w powietrzu, desperacko szukając podłoża. Oparła piętę o kratę, a rozwścieczny Murgen potrząsnął ją, zmuszając by ponownie straciła równowagę.

- Proszę... - zakwiczała, słysząc własny świszczący oddech.

   Z trudem łapała powietrze. Obraz zaczął jej się zamazywać. Szaleńcze oblicze nauczyciela coraz bardziej słabło, zastąpione czarnymi wirującymi gwiazdami.

Wtedy drzwi otworzyły się ponownie. Inaczej niż wcześniej. Otworzyły się nagle i nim nawet go zauważyli, usłyszeli jego głos:

  - Tato, mamy probl...

Skorpion zamarł w pół słowa, widząc Mangusa Murgena zaciskającego ręce wokół szyi Libry w magicznej klatce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top