Rozdział 10
Nim otworzyła oczy, zaczęła modlić się w myślach, by to wszystko okazało się snem. Może znowu obudzi się w dużej klatce i dostanie szansę, by wszystko naprawić? Pójdzie do Kosmeliusza wcześniej i poprosi go o dziwną książkę, zdąży ją przeczytać w ciągu dwóch miesięcy i nie zrobi sobie wroga w Skorpionie.
Wiele by dała, by cofnąć czas. Gdy w końcu rozchyliła powieki wiedziała, że druga szansa nie jest jej dana. Leżała na kanapie w gabinecie Kosmeliusza, a głowa pękała jej z bólu.
Dyrektora nie było z nią w pomieszczeniu. Libra uniosła wzrok ku długim schodom, ale nigdzie go nie zauważyła.
Zaczęła rozmasowywać nogi i ręce, które bolały tak, jakby naderwała wszystkie mięśnie na raz. Przeklinała w myślach Murgena za to, że się nad nią znęca, jednak przywoływanie złych myśli wcale nie sprawiło, że poczuła się lepiej.
Spróbowała wstać. Ku jej zaskoczeniu, była w stanie ustać na nogach. Być może już się zahartowała w tych teleportacjach. Podeszła do regału z książkami. Kosmeliusz miał swoją własną kolekcję unikatowych pozycji - żadnej z nich nie widziała w bibliotece, w której Drużyna Strzelca spędzała większość czasu. Książki u dyrektora nie miały tytułów na okładach - były wyłożone różnokolorową skórą bez żadnych oznaczeń.
Libra przejechała palcem po pierwszej z brzegu. Była fioletowa, choć jej kolor dawno zniknął pod warstwą kurzu. Gdy już miała wyciągnąć ją z półki, usłyszała za sobą głos:
- Profesor Murgen nie daje ci spokoju, co?
Kosmeliusz stał tuż za nią. Libra wsunęła książkę z powrotem na półkę. Odskoczyła od regału i odwróciła się do dyrektora. Trzymał w rękach kufel z dobrze jej już znaną granatową breją w środku.
- Tym razem akurat miał rację - wyznała Libra. - Prawie zabiłam Skorpiona.
Dyrektor wskazał jej miejsce na kanapie, a ona wzięła od niego kubek i usiadła. Wolała już czuć ból w całym ciele niż pić warysol, ale nie mogła odmówić dyrektorowi, który przyglądał się jej w oczekiwaniu. Dopiero gdy pociągnęła łyk, pokiwał głową w zamyśleniu.
- Ufam, że nie zamierzałaś zrobić mu krzywdy?
- Nie. Oczywiście, że nie - odparła szybko. - Ja chciałam mu pomóc.
- Wszystko jasne.
- Nie lubię go, ale nie zrobiłabym mu krzywdy...
- Ach, tak.
- Myślałam, że postępuję słusznie, ale to była adrenalia i...
- Rozumiem, Wago.
Kosmeliusz nie odrywał od niej spojrzenia swoich małych oczu, więc zastydzona Libra utkwiła wzrok w kuflu. Przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło, a ona nie zamierzała przerywać ciszy. W wieży panował błogi spokój - słychać było tylko tykanie zegara.
- Dobrałaś sobie wspaniałych przyjaciół, Wago - powiedział w zadumie. - Ale z przykrością zauważam, że te poszukiwania za bardzo was pochłonęły. Przysłoniły wam obraz tego, co istotne.
Libra zamarła z kuflem w powietrzu. Opuściła rękę i poprawiła się w miejscu.
- Kto powiedział cokolwiek na temat poszukiwań?
Odpowiedziała jej cisza. Z twarzy Kosmeliusza nie schodził przyjemny uśmiech. Cały czas patrzył w twarz Libry, jakby próbował przekazać jej jakiś sygnał, którego ona nie rozumiała.
Usłyszeli szmery. Libra ten jeden raz miała nadzieję, że nikt nie biegnie jej na ratunek.
- Specjalnie dał mi pan tę książkę, prawda? Chciał pan, żebym się dowiedziała o meteroidzie?
Dyrektor milczał. Splótł palce na brzuchu i odchylił się w fotelu z westchnieniem. Libra rozłożyła ręce w niemocy.
- Niech mi pan powie, co mam robić. Do walki został prawdopodobnie tydzień, a ja prawie spaliłam jeden ze Znaków, mój amulet nadal się nie otworzył i nie umiem się nawet samodzielnie teleportować. Nie poradzę sobie...
Usłyszała desperację we własnym głosie, więc przestała mówić. Uciekła wzrokiem na ręce i zaczęła skubać nerwowo paznokcie. Powoli docierało do niej, że taka właśnie jest - zdesperowana. Potrzebowała pomocy. Czuła przeszywające ją zimno, pewna, że swoim strachem nieświadomie przywołała podmuch wiatru.
Wtedy dyrektor odchrząknął i odezwał się cichym, gardłowym głosem:
- Powiem ci coś, czego jeszcze nie wie żaden inny Znak, dobrze?
Libra uniosła na niego pełen nadziei wzrok, mimo że ton jego głosu wcale jej się nie spodobał. Kosmeliusz pociągnął łyk z porcelanowej filiżanki, którą miał na biurku, a czarne kropelki zostały na jego wąsach.
- Umiesz dotrzymać tajemnicy?
Libra pokiwała głową i pochyliła sę do przodu. Kosmeliusz westchnął.
- Znaki Zodiaku są wspaniałe. W większości jesteście nieustraszeni, dumni i gotowi do poświęceń. Według programu nauczania mamy obowiązek przeprowadzić treningi dla was wszystkich, to wiecie. Jednak...Wiesz, Wago, nikt z was nie ma obowiązku stanąć do walki z Wężownikiem.
Zrobił pauzę, pozwalając Librze przetrawić tę informację. Ona tylko pokręciła głową z niezrozumieniem.
- Profesor Lasterah powie wam to dopiero za tydzień - kontynuował Kosmeliusz. - Zakończyliście trening, więc możecie lecieć do Gwiazdozbioru bądź wrócić do normalnego życia, takie są zasady. Nie rozumiem, dlaczego żadne z was się tego nie domyśliło.
- Ale...przecież jeśli nie staniemy do walki z Wężownikiem, to mnie zabije i przejmie władzę nad światem i...
- A jeśli nie damy mu szansy cię zabić? - zapytał Kosmeliusz, poruszając wąsami.
Przez głowę Libry przechodziło tysiąc myśli na raz. Stukała nerwowo palcami o oparcie fotela w rytm kołatania swojego serca.
- Czego pan ode mnie oczekuje?
- Musisz dokonać mądrego wyboru, Wago.
Uniosła na niego przestraszone spojrzenie, a jej usta wykrzywiły się w kształt litery "o".
- Pan nie chce, żebym walczyła.
Kosmeliusz odchylił się na fotelu. Zapatrzył się w krzywiznę na suficie, zanim przemówił:
- To jedyne słuszne rozwiązanie. Polecisz do swojego Gwiazdozbioru, gdzie utworzycie barykadę. Ród Wag będzie przygotowany na ewentualną walkę, ale to w najgorszym scenariuszu. Według planu, Znaki i nauczyciele utrzymają walkę z Wężownikiem aż do końca twojego gwiazdozbioru. Wtedy się zamknie, a on straci możliwość zemsty.
Widząc pobladłą twarz Libry, kontynuował:
- Oczywiście jest szansa, że któreś ze Znaków wcześniej przebije jego serce i rozpłynie się na kolejne dwadzieścia pięć lat.
- Panie dyrektorze, proszę być ze mną szczerym. Czy istnieje szansa, by Wężownika zabić? By nie mógł się odrodzić?
Kosmeliusz uśmiechnął się do niej, przeciągając przez palce długie wąsy.
- Pozwól, że ujmę to w ten sposób: podjęłaś dobrą decyzję, że przekazałaś księgę Pannie.
Libra pokręciła głową z niedowierzaniem. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Miała wrażenie, że dyrektor robi sobie z niej żarty.
- Po co kazaliście mi przechodzić treningi, skoro moja obecność w walce nigdy nie była opcją?
- Program nauczania mówi...
- Panie dyrektorze - przerwała mu Libra z naciskiem. - Proszę być szczerym.
Ciepły uśmiech Kosmeliusza nie dawał jej poczucia bezpieczeństwa. Przesunęła się na krawędź fotela, gotowa uciekać. Dyrektor zauważył zmianę w jej mowie ciała i westchnął przeciągle.
- Musieliśmy przekonać inne Znaki, że będziesz walczyć, by one też chciały podjąć walkę. Ufam, że zrozumiesz i pozostawisz to dla siebie.
- Nie. Chce ich pan wysłać na śmierć za mnie.
- Jeśli któreś z nich polegnie, to śmiercią bohaterską: dla większego dobra.
- Jakiego dobra? - Libra poderwała się na nogi. - By następne pokolenie musiało przechodzić dokładnie przez ten sam problem?!
Głos Kosmeliusza pozostał spokojny.
- Patrzysz na to ze złej perspektywy, Wago. Pomyśl, wreszcie poznasz swoją matkę. Będziesz na zawsze bezpieczna w swoim Gwiazdozbiorze. Wiesz, jakie Gwiazdozbiory są piękne?Och, Wago. Spodoba ci się tam. Twoja matka będzie taka szczęśliwa, gdy cię zobaczy...
Na wspomnienie kobiety niczym nieprzypominającej człowieka, Libra się wzdrygnęła.
- Nie wiem, jak pan sobie to wymyślił - zaczęła drżącym głosem.- Ale ja nie zamierzam siedzieć bezczynnie i patrzeć jak moi przyjaciele się za mnie poświęcają.
Nie czekając na odpowiedź, ruszyła w stronę drzwi. Kosmeliusz wstał.
- Kleisum! - wypowiedział słabym głosem zaklęcie.
Wielkie drzwi do jego gabinetu skrzypnęły, a klamki przekręciły się o sto osiemdziesiąt stopni, w momencie, gdy Libra miała za nie chwycić. Odwróciła się do dyrektora, rozkładając ręce.
Kosmeliusz posłał jej przepraszające spojrzenie.
- Ty też poświęcasz się nie za swoje winy, wiesz?
Libra zacisnęła zęby w złości i spojrzała z powrotem na drzwi.
- Openinum! - wykrzyknęła, a gdy tylko drzwi posłusznie się przed nią otworzyły, wyskoczyła na korytarz. - Tak, panie dyrektorze, ja też znam zaklęcia.
Puściła się biegiem po schodach z wieży, mimo że słyszała za sobą słaby głos Kosmeliusza zachęcający ją do powrotu. Nie mogła kontynuować tej rozmowy. Czuła się oszukana i bezbronna. Biegła ile sił w nogach, by pozbyć się napięcia, które zgromadziło się w jej mięśniach przez rzeczy, których się dowiedziała.
Dotarła do głównego holu, zmęczona i zdyszana, lecz tak samo wściekła. Oparła się o ścianę naprzeciwko sali głownej. Spojrzała na zegar nad drzwiami, była już pora obiadu. Zdziwiła się, że przesiedziała u Kosmeliusza tyle czasu. Chciała jak najszybciej opowiedzieć to, czego się dowiedziała Pannie, lecz gdy zrobiła krok w stronę sali, usłyszała ciche łkanie. Zza drzwi dochodziły różne dźwięki, ale ten nie był jednym z nich.
Libra zaczęła iść za głosem. Nie była pewna, dlaczego, ale starała się nie robić hałasu. Przeszła przez korytarz aż do schodów prowadzących do akademików. Tam dostrzegła skuloną w cieniu postać, ukrywającą twarz w drżących ramionach.
- Rak? - szepnęła Libra.
Dziewczyna uniosła na nią zaczerwienione od płaczu oczy i przygarbiła się jeszcze bardziej.
- Idź sobie - wychlipiała.
Libra zeszła powoli po schodach, jakby bała się, że ją spłoszy. Rak śledziła każdy jej ruch.
- Co się stało? - spytała Libra, siadając obok niej.
- Nieważne.
- Wiesz, że możesz ze mną pogadać.
- Nieprawda. Skorpion mówił, że mam ci nie ufać - powiedziała, a jej oczy ponownie wypełniły się łzami.- Ale mówił też, że mnie kocha, a teraz zamknął się w łazience na dole z Lew i robią nie wiadomo co.
Przytuliła twarz do ramienia Libry, a ona pogłaskała ją przyjacielsko po głowie.
- Nie przejmuj się nimi, Rak. Są siebie warci.
- Ja po prostu tego nie rozumiem - odparła, wycierając oczy. - Przecież udowodniłam mu, że może mi ufać. Byłam z nim najbliżej. Mi jako jedynej powiedział swój największy sekret i dotrzymałam go! A Lew, co? Ona nawet nie słucha jak coś do niej mówi!
Libra wyprostowała się na informację o skrywanej przez Skorpiona tajemnicy. Przysunęła się do Rak i objęła ją czulej ramionami.
- No, strasznie jest zapatrzona w siebie, prawda?
Rak pokiwała zamaszyście głową.
- Ty też tak uważasz?
- No pewnie - Libra prychnęła tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Z waszej drużyny najbardziej jej nie znoszę.
Twarz Rak wyraźnie jaśniała przy każdym jej słowie. Była coraz bardziej spokojna.
- Ja tak samo - wyznała. - Ale nie mów Skorpionowi.
Libra udała, że zamyka usta na klucz, a klucz wyrzuca. Na twarz Rak powróciły naturalne rumieńce.
- Czemu nie jesteś na obiedzie? - zagadnęła Libra.
- Liczyłam, że podsłucham o czym rozmawiają w łazience, ale Skorpion mnie wyrzucił. Był bardzo zły, że się wtrącam.
Libra pokiwała głową z zainteresowaniem. Odchrząknęła nerwowo.
- A powiedz mi...Jaką tajemnicę powierzył ci Skorpion?
Rak zesztywniała. Odwróciła się powoli, by spojrzeć na twarz towarzyszki. Wyglądała na przestraszoną.
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Pewnie, że możesz.
- N-nie. Straciłabym jego zaufanie.
- Kochana, to on stracił twoje zaufanie. Zostawił cię, pomimo że zawsze byłaś lojalna. Powinnaś się na nim odegrać.
Przez twarz Rak przechodziły różne emocje na raz. Rozglądała się niespokojnie po korytarzu.
- Nie, nie mogę. Przepraszam. To nie w moim stylu.
- Szkoda. Gdybyś nie pozostawała wierna chłopakowi, którego nie obchodzisz, byłabyś dużo szczęśliwa.
To powiedziawszy, zaczęła wspinać się po schodach w górę. Zacisnęła usta, modląc się, by Rak ją zatrzymała. Słyszała jej nierówny oddech i wiedziała, że rozważa swoje opcje. Gdy stanęła na ostatnim stopniu, Rak wykrzyknęła:
- Przepraszam, Waga! Ty nic nie rozumiesz. On by mnie wyrzucił z drużyny, jakbym komukolwiek powiedziała, że Wężownik jest w Zodiaku!
Libra zatrzymała się gwałtownie, czując jak miękną jej kolana. Oparła się o obręcz w obawie, że zemdleje. Odwróciła się do Rak z pobladłą twarzą.
- Co powiedziałaś?
Rak wydała z siebie cichy okrzyk i przycisnęła ręce do ust. Do jej szeroko otwartych oczu znowu zaczęły napływać łzy.
Libra zbliżyła się do niej pośpiesznie, czując coraz mocniejsze bicie własnego serca.
- Gdzie on jest, Rak?
Dziewczyna jednak kręciła tylko głową, cały czas przytykając dłonie do ust.. Libra chwyciła ją za ręce.
- Jeśli on naprawdę jest w Zodiaku, to wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie. Musisz powiedzieć mi wszystko, co wiesz. Gdzie i od kiedy on tu jest?
Oddech Rak był nierówny. Przypatrywała się Librze z przerażeniem.
-J-ja...Nie wiem. Nic nie wiem, naprawdę.
- Rozumiesz, co to oznacza? Skorpion był gotowy poświęcić również ciebie, zdajesz sobie z tego sprawę?!
- Nie...on nigdy...
Libra potrząsnęła lekko jej ramionami.
- Rak, błagam, skup się!
- Skorpion... - Warga dziewczyny zadrżała. - On mówił, że...Że ktoś z jego rodu...Umieścił tu Wężownika wzamian za oszczędzenie Skorpiona w walce. Podobno jest w Zodiaku odkąd tu jesteśmy, nawet jeszcze wcześniej i czeka na twój Gwiazdozbiór, by zaatakować. Ale żaden z nauczycieli tego nie wie, więc proszę, nie mów nikomu...
- Gdzie on dokładnie jest? - Libra nie mogła zapanować nad drżeniem głosu.
- Nie wiem, przysięgam - załkała Rak, widząc przerażenie na twarzy Libry. - Mogę iść do łazienki i spytać Skorpiona, ale wątpię czy...
Libra doznała olśnienia. Puściła się biegiem po schodach, zostawiając zdziwioną Rak za sobą. Kręciło jej się w głowie i miała wrażenie, że zemdleje z nerwów, ale nie miała ani chwili do stracenia.
Przebiegła przez długi korytarz z sercem walącym w piersi. Popchnęła drzwi do sali całym ciężarem i wpadła do środka.
Wszystkie głowy odwróciły się do niej. Zobaczyła, że miejsce Kosmeliusza było puste; po rozmowie z nią nie teleportował się na obiad. Złapała spojrzenie Panny, która, widząc jej pobladła twarz, od razu odłożyła sztućce i skinęła na Strzelca. Razem podążyli pospiesznie w jej stronę.
Wyszli z sali, a gdy tylko Panna zamknęła drzwi, Libra znowu zaczęła biec. Strzelec złapał ją za tył koszulki i przyciągnął do siebie.
- Co jest grane?
- Nie...ma...czasu - wydyszała Libra. - Wężownik...w Zodiaku...
- Co?
- Skorpion go wpuścił - wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Przetrzymuje go w łazience na dole.
Żadne z nich nie miało nawet czasu pomyśleć o tym, co robią. Adrenalina buzowała w ich żyłach, gdy biegli sprintem przez korytarze, a powietrze drżało od napięcia. Nikt nie pomyślał o tym, że nie mają ani planu, ani nawet broni. Gdy dobiegli do łazienki, Panna ryknęła:
- Openinum!
Cała trójka wpadła do środka, ciężko dysząc. Ogromna wykafelkowana biała łazienka na pierwszy rzut oka nie różniła się za bardzo od pozostałych, poza tym, że była najmniej uczęszczana przez uczniów. Wydawała się brudna, nieco zapomniana. Krany były pokryte rdzą a spod wysokiego sufitu zwisały pajęczyny. Znajdowała się też w korytarzu, który donikąd nie prowadził, więc nigdy tędy nie przechodzili.
Nie mieli czasu złapać oddechu. Zaczęli rozglądać się wokół w poszukiwaniu wielkiego, ponadmagicznego stwora. Jednak jedyną osobą, którą zobaczyli była Lew przyglądająca się swojemu odbiciu w zakurzonym lustrze. Nakładała na usta czerwoną szminkę, a burza włosów przysłoniła jej widok trójki znajomych.
Panna zastygła w bezruchu, nasłuchując. Z jednej z kabin ustawionych po lewej stronie dochodziły szepty. Głosy starały się mówić cicho, ale były podniesione, jakby się kłóciły.
Libra wstrzymała oddech i schyliła się, by zobaczyć w której kabinie znajdują się te osoby. Spod środkowych drzwi wystawały dwie pary butów, jedne należące do Skorpiona, a drugie ledwo wystające spod długiej peleryny...
- Czy to jest Murgen? - Libra szepnęła do Panny, ciągnąc ją za róg sukienki, by się schyliła.
Na Strzelca zadziałało to jak płachta na byka. Skierował się w stronę drzwi. Głosy ucichły. Gdy chwycił za klamkę, z środka kabiny rozbłysło żółte światło, a sekundę później zamek przekręcił się i z środka wyszedł Skorpion. Od razu posłał Lew złe spojrzenie.
- Jesteś bezużyteczna.
- Och, zapomniałam, że miałam stać na czatach - powiedziała bez cienia skruchy, poprawiając włosy.
Skorpion wyglądał inaczej niż zwykle. Miał na sobie tylko luźne szare dresy. Jego nagi tors był pokryty w oparzeniach, choć w jego twarzy nie było widać bólu. Libra zauważyła, że jedyny tatuaż jaki ma Skorpion to biegnące przez cały tors niebieskie kreski przypominające odcisk łapy niedźwiedzia. Na krótką chwilę odwróciło to jej uwagę od większego problemu. Przywrócił ją natomiast Strzelec, popychając Skorpiona na ścianę.
- Gdzie on jest?!
Skorpion wykrzywił się z bólu, gdy jego poparzone plecy uderzyły o kafelki. Szybko jednak wrócił do swojej typowej nonszalancji.
- Wszędzie będziecie teraz za mną chodzić? - spytał prześmiewczo i podjął próbę odsunięcia od siebie Strzelca, ale ten zastąpił mu drogę.
- Masz problem ze słuchem? Pytam, gdzie on jest.
- Nie wiem, o co ci chodzi.
- Nie udawaj głupiego, Skorpion - powiedziała Panna, podchodząc bliżej. - Gdzie jest Wężownik?
- Wam już kompletnie odbiło.
Strzelec pchnął go ponownie na ścianę. Skorpion zawył z bólu.
- Nie testuj dzisiaj mojej cierpliwości, Rak nam o wszystkim powiedziała.
Oczy Skorpiona zaświeciły iskrami wściekłości. Zerknął na Lew, jakby chciał jej przekazać jakiś sygnał, ale ona była zbyt zajęta patrzeniem w lustro, by zainteresować się krzykami za nią.
Libra stanęła obok Panny i podparła się pod boki.
- Z kim rozmawiałeś?
Skorpion pozostał w bezruchu. Libra zrobiła krok w jego stronę.
- Z Murgenem?
- Wasza obsesja na moim punkcie zaczyna mnie niepokoić.
- Dziewczyny, wyprowadźcie stąd Lew, a przyprowadźcie Baran - polecił Strzelec. - Ona wyciągnie z niego wszystkie informacje.
Jabłko Adama Skorpiona poruszyło się niespokojnie, gdy oceniał wiarygodność tej groźby.
- I co zrobi? Znowu mnie podpali? - Skorpion prychnął, próbując pozostać niewzruszonym.- Nie możesz tego zrobić sam? Przecież też masz żywioł ognia. Całe życie będziesz się za nią chował?
Z uszu Strzelca buchnęła para, unosząc jego loki do góry. Skorpiona to raczej rozbawiło niż wystraszyło. Wyszczerzył zęby w uśmiechu pogardy, a Strzelcowi trudno było rozróżnić, czy udaje czy naprawdę nie robi na nim wrażenia.
- Nie daj mu się sprowokować, Sag - przypomniała Panna.
- Skorpion - powiedziała Libra, robiąc krok w ich stronę. - Przecież nie jesteś głupi, wiesz, że źle postępujesz. Chcemy pomóc.
- Ty już lepiej mi nie pomagaj - syknął w odpowiedzi.
- Co to za zbiegowisko? - Usłyszeli donośny męski głos za sobą.
Zapadło milczenie. Żadne z nich nie musiało się odwracać, by wiedzieć, że to profesor Murgen stoi w progu. Nawet Lew, która nie przywiązywała uwagi to sceny, zastygła w miejscu z grzebieniem na wysokości czubka głowy.
Murgen przeszedł powoli przez łazienkę, obrzucając Pannę i Librę gardzącym spojrzeniem. Zbliżył się do chłopaków. Jego buty stukały o posadzkę, roznosząc się złowieszczym echem.
Stanął obok Strzelca ze skrzyżowanymi rękami. Żyła na jego czole pulsowała.
- Koniec przedstawienia.
Na twarzy Skorpiona nie pojawił się zwycięski uśmiech jak to zwykle bywało. Jego nieruchomy wzrok był utkwiony w Murgenie. Przez maskę neutralności przebijał cień strachu.
Libra poczuła ucisk żołądka. Skąd Murgen wiedział, że tu będą? Skorpion musiał rozmawiać właśnie z nim. To jedyna opcja - nikt nigdy nie zaglądał na ten korytarz, nie ma szans, by znalazł ich tu przypadkiem.
Strzelec niechętnie wypuścił Skorpiona z ucisku, a on odetchnął z ulgą, choć próbował tego nie okazywać. Wyprostował się, a gdy zobaczył, że Libra wpatruje się w jego tatuaż, skrzyżował ręce na klatce piersiowej, zasłaniając go.
Ona jednak była zbyt pochłonięta przez swoje myśli, by to zauważyć. Chwyciła Pannę za rękę i cofnęła się cicho do tyłu, zachęcając ją do tego samego. Przyjaciółka zesztywniała, czując na dłoni jej dotyk, ale nawet nie spojrzała w jej stronę. Podążyła śladem Libry i zrobiła krok w tył.
- Ktoś mi wyjaśni, co tu się dzieje? - spytał Murgen chłopaków przez zaciśnięte zęby.
Strzelec cofnął się o krok pod wpływem przeszywającego spojrzenia nauczyciela. Skorpion pozostał w bezruchu pod ścianą, pomimo że drażniła rany na jego plecach. Murgen spojrzał ponad ramieniem Strzelca na dziewczyny, które stały coraz bliżej drzwi.
W Librze narastała panika. Murgen zobaczył coś w jej twarzy, bo zrobił krok w jej stronę.
- Sag - Libra pisnęła. - Ja już wiem, gdzie on jest.
Strzelec na szczęście od razu zrozumiał, o czym mówi. Jak na komendę rzucił się w stronę drzwi. Nim Murgen lub Skorpion mogli zorientować się, co się dzieje, cała trójka wypadła na korytarz.
- Kleisum! - wykrzyknęła Panna, a drzwi zatrzasnęły się z hukiem.
Odwróciła się do Libry i oboje ze Strzelcem czekali na wyjaśnienia.
- Ktoś z nauczycieli musiał maczać w tym palce, jak inaczej wypuściliby go do szkoły? Murgen jest jedyną opcją! Pewnie współpracuje z rodem Skorpionów - powiedziała szybko. - Wiecie, gdzie jest jego gabinet?
Strzelec pokiwał głową i wskazał, by za nim szły. Po drugiej stronie drzwi łazienki słyszeli szarpanie za klamkę. Nauczyciel wykrzykiwał jakieś groźby, które były tłumione przez kamienne ściany. Nie mieli wiele czasu, zanim wpadnie na to, by wypowiedzieć zaklęcie otwierające.
Panna zatrzymała się.
- Wy idźcie - powiedziała. - Ja ich tu zatrzymam.
- Nie - zaprotestowała Libra. - On jest nauczycielem, zna magię, o jakiej ty nawet nie słyszałaś.
- Waga, nie mamy na to teraz czasu - wtrącił Strzelec.
- Książka od Kosmeliusza nauczyła mnie więcej niż myślisz - Panna mrugnęła do niej porozumiewawczo.
Libra uśmiechnęła się słabo, zerkając ze strachem na drzwi. Ktoś po drugiej stronie próbował je wyważyć. Strzelec położył dłoń na plecach Libry, by ją pospieszyć. Zerknęła na niego niepewnie, ale wiedziała, że ma rację. Panna skinęła głową, zapewniając, że sobie poradzi, po czym ustawiła się pod ścianą na przeciwko drzwi i schyliła lekko, przygotowana na ewentualną walkę.
Strzelec i Libra puścili się biegiem. Przemknęli obok nieświadomej niczego Rak, która właśnie miała schodzić do akademika, a potem udali sę schodami w górę, aż na drugie piętro. Echo roznosiło się pustymi korytarzami, a oni biegli przed siebie po dwa schody na raz.
Choć Libra nigdy nie była w gabinecie Murgena, gdy dotarli na trzecie piętro od razu wiedziała, które drzwi będą do niego prowadzić. Wielkie czarne wrota na końcu korytarza zdobione złotymi symbolami przyprawiły ją o dreszcze.
- Czekaj - poprosił Strzelec, zatrzymując się. - Mamy jakiś plan?
- Zobaczymy, czy Wężownik naprawdę tu jest, a jeśli jest, to powiadomimy resztę i zaczniemy walkę od razu. Nie ma co czekać na przyszły tydzień.
- Może powinniśmy się wrócić po miecze. Nie wiaodmo, czy da nam szanse stamtąd wyjść.
- Sag, Murgen może w każdej chwili tu przyjść. Nie możemy tracić czasu.
Strzelec skinął głową i ruszył ku drzwiom. Libra przygryzła wargę, zastanawiając się, czy powinna mu powiedzieć o tym, czego dowiedziała się od dyrektora. Chciała podzielić się tą wiedzą, ale czuła, że teraz nie ma na to czasu. Strzelec również był poddenerwowany, choć nie chciał tego przyznać. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała nienaturalnie szybko. Libra postanowiła więc zostawić tę informację na później. Jeśli nie dojdzie do walki, powie to całej Drużynie Strzelca wieczorem w akademiku. Jeśli jednak za wielkimi drzwiami czeka na nich Wężownik - nikt nie będzie miał już czasu zastanawiać się, czy woli walczyć, czy nie - wszyscy razem staną do walki.
Otarła z czoła krople potu i zerknęła na Strzelca. Szedł przed siebie pewnym krokiem z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Nie wydawał się w ogóle wystraszony, podczas gdy ją przerażenie zjadało od środka.
Oboje sięgnęli ręką do klamki, a gdy ich ręce się spotkały, cofnęli się szybko. Na twarz Libry wyszedł rumieniec, gdy podniosła wzrok na Strzelca. Jego oczy natomiast były dziwnie spokojne.
- Gotowa?
- Czy na takie coś można być gotowym?
Strzelec posłał jej blady uśmiech.
- Miej trochę wiary, Waga.
Libra próbowała odwzajemnić uśmiech, lecz nie mogła się do tego zmusić. Skinęła głową i jednocześnie pchnęli wielkie drzwi. Gdy tylko się otworzyły, weszli do środka, a wtedy rozległ się ryk:
- Eferat!
Zaklęcie posłało nieprzygotowanego Strzelca z powrotem na korytarz. Zatoczył się, nieudolnie próbując złapać równowagę. Nie zauważył, jak niebezpiecznie blisko znalazł się schodów. Nim Libra mogła nawet krzyknąć, by uważał, Strzelec przechylił się przez balustradę i z głuchym krzykiem zniknął z pola widzenia.
- NIE! - wrzasnęła przeraźliwie Libra i rzuciła się w jego stronę.
- Kleisum! - Drzwi zamknęły się tuż przed jej nosem.
Libra szarpnęła za klamkę, czując łzy zbierające się w jej oczach. Uderzyła w nie bezradnie pięścią.
- SAG!
- Nic mu nie będzie - usłyszała za sobą głos, który wypowiadał wcześniej zaklęcia.
Libra zamarła. Odwróciła się do niego powoli na drżących nogach. Oparła się plecami o drzwi i uniosła wzrok.
W ogromnym, ponurym ciemnoszarym gabinecie, który przypominał opuszczony strych, znajdowały się tylko dwie osoby.
Ona i dyrektor Kosmeliusz, który przyglądał się jej spod okna.
- Wydaje mi się, że nie dokończyliśmy naszej rozmowy, Wago.
Libra nie potrafiła myśleć trzeźwo. Za każdym razem, gdy tylko odwracała się w stronę drzwi, Kosmeliusz przywracał jej uwagę do siebie zaklęciem. Gdy wyszedł z cienia, jego twarz wyglądała inaczej niż zwykle. Nie miał na sobie spokojnego uśmiechu, przez jego oczy przebijał głęboki smutek. Machnął palcem, a na środku prawie pustego pomieszczenia pojawiły się dwa krzesła.
- Usiądź, proszę.
- Pan wybaczy, panie dyrektorze - Libra próbowała zapanować nad drżeniem głosu. - Ale muszę iść zobaczyć, czy Strzelec jest ranny.
Kosmeliusz zbył to machnięciem ręki. Usiadł na krześle i zachęcił ją do tego samego.
- Ach, ten Strzelec. Zawsze przeszkadza nam w rozmowach, czyż nie?
Posłał jej miły uśmiech, ale nic w tym widoku nie dało Librze poczucia komfortu. Kosmeliusz westchnął słabo, widząc jej zawziętą postawę.
- Wago, porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie.
- Daleko nam do człowieczeństwa, panie dyrektorze - warknęła Libra. - Ja jestem Znakiem, a pan...pan jest...
Kosmeliusz uniósł dłoń w górę, by ją uciszyć, zanim mogła powiedzieć coś niestosownego.
- Nie musisz kłamać, Wago. Oboje dobrze wiemy, że wcale nie czujesz się Znakiem.
Libra otworzyła usta, by protesotwać, ale nie chciała tracić czasu. Obawiała się, że im dłużej przeciąga rozmowę, tym bardziej Strzelec wykrwawia się na schodach. Przetarła oczy dłonią i wbrew wszystkim emocjom, usiadła naprzeciwko Kosmeliusza.
- O czym chce pan rozmawiać?
Dyrektor pokiwał głową z apropatą.
- Czy masz ochotę napić się kawy?
- Mam ochotę dowiedzieć się, czego pan ode mnie chce.
Jej ostry ton nie spodobał się mu. Odchylił się na krześle i splótł dłonie na brzuchu.
- Przecież wiesz.
- Jeśli nadal pan liczy, że nie stanę do walki, to rozmowę uważam za zakończoną.
Wstała, leczy gdy tylko skierowała się do wyjścia, usłyszała coś, co zmroziło jej krew w żyłach.
- Obawiam się, że nie masz wyboru.
Odwróciła się i zobaczyła wymierzony w nią palec Kosmeliusza.
Rozłożyła ręce w geście poddania.
- Co pan zamierza zrobić? Teleportuje mnie pan do Gwiazdozbioru?
- Niestety, nie mam takiej mocy - uśmiechnął się słabo. Wstał z krzesła i cofnął się z powrotem pod okno. Ciemne chmury zasłaniały letnie niebo, przyciemniając pomieszczenie. Kosmeliusz wpatrywał się w nie w zamyśleniu.
- Tęskniłbym za tym widokiem, wiesz? Jeśli Wężownik przejmie planetę, pewnie nigdy już nie zobaczymy nieba.
Libra go nie słuchała. Wykorzystała moment jego nieuwagi by rozejrzeć się po wielkim, pustym pomieszczeniu. Miała złe przeczucia. Nie wierzyła, że tak na co dzień wygląda gabinet Murgena. Kilka starych mebli stało zepchnięte pod ścianą w nieładzie, komoda odwrócona tyłem, a książki z regałów porozrzucane po podłodze.
Nawet nie zauważyła, gdy Kosmeliusz się do niej odwrócił.
- Dlaczego musiałaś być taka uparta, Wago?
- Nie wierzę w rzeź w imię większego dobra.
Kosmeliusz wzruszył swoimi obwisłymi ramionami.
- Mam nadzieję, że wykorzystasz ten czas na zmianę zdania.
Uniosła wzrok na dyrektora, nie rozumiejąc, co ma na myśli. Nim zdążyła zareagować, wydał z siebie zduszony krzyk:
- Samptumero!
Nieznane Librze zaklęcie wprawiło ją w strach. Zobaczyła smugę brązowego światła mknącą w jej stronę. Zaczęła cofać się do wyjścia, zasłaniając twarz rękami przed ewentualnym uderzeniem.
- Openinum! - wrzasnęła, a wielkie czarne drzwi zaczęły się powoli rozsuwać.
Libra rzuciła się biegiem w ich kierunku, lecz co chwilę obracała się, by zobaczyć światło, które niebezpiecznie się do niej zbliżało. Nim mogła chwycić za klamkę, potknęła się i runęła na parkiet.
Światło uderzyło, a podłoga zadrżała. Libra skuliła się pod wpływem huku. Uniosła wzrok i z przerażeniem uświadomiła sobie, że wokół niej uformował się ogromny krąg światła, z którego wznosiła się klatka.
- Nie - pokręciła głową, czując coraz bardziej narastającą panikę. - Nie, proszę, nie!
Kosmeliusz miał w oczach troskę, gdy przyglądał się Librze miotającej się niespokojne po klatce.
Rzucała się na kraty z każdej strony lecz czubek klatki szybko zrósł się w kształcie stożka pod samym sufitem,.
- Kleisum exporte - wypowiedział cicho Kosmeliusz, a przez klatkę przeszedł szybki prąd.
Libra kręciła głową z desperacją.
- Nie! Openinum! Openinum - krzyczała z rozpaczą, szarpiąc się za włosy, a gdy zaklęcie nie zadziałało, kopnęła ze złością w jeden z prętów.
- Dlatego właśnie nie uczymy was zaklęć. Zaklęcie exporte działa umacniająco. Żeby otworzyć klatkę, musiałabyś znać antyzaklęcie.
Libra rozmyślała gorączkowo. Stanęła pośrodku klatki i zamknęła oczy, usilnie próbując skupić wszystkie swoje myśli. Może teraz, w kryzysowej sytuacji, uda jej się teleportować...
- Wago, obrażasz moją inteligencję - rzekł Kosmeliusz. - Klatka jest antymagiczna. Jedyne, co możesz zrobić, będąc w środku, to przemyśleć swój wybór.
Skierował się w stronę wyjścia. Libra rzuciła się na kratę.
- Nie może mnie pan tu trzymać! Mamy tak mało czasu...
- Spokojnie, Wago. Daję ci trzy dni na zmianę decyzji. Wtedy wrócę i porozmawiamy na spokojnie, dobrze?
Libra potrząsnęła nerwowo głową.
- Nie...nie mogę stracić trzech dni - Przetarła twarz dłońmi. - Niech pan posłucha, zrobimy jak pan chce, naprawdę, tylko niech mnie pan wypuści.
Kosmeliusz przechylił głowę na bok i uśmiechnął się pobłażliwie.
- Powiem to jeszcze raz; obrażasz moją inteligencję. - Wskazał ręką na otwarte drzwi. - Dziękuję, że je dla mnie otworzyłaś, to bardzo miłe z twojej strony. A teraz wybacz, muszę się zająć twoim przyjacielem.
- Właśnie! Moi przyjaciele! Oni będą mnie szukać! Nie może mnie pan więzić i udawać, że nic się nie dzieje.
- Zadbam o to, by Znaki myślały, że zdecydowałaś się lecieć do Gwiazdozbioru. To koniec, Wago. Przestań ze mną walczyć.
- Moment! Chwila! - wykrzyknęła Libra, widząc, jak znowu zbliża się do drzwi. Całe jej ciało drżało. - A jeśli powiem panu coś...coś, czego nikt nie wie.
Kosmeliusz uniósł krzaczaste brwi, a jego pomarszczone czoło jeszcze bardziej się skurczyło. Libra uznała to za dobry znak.
- Może uda nam się dojść do porozumienia? Ja panu powiem coś.. ważnego, a pan mnie wypuści.
- Czy twoją ważną informacją jest to, że niby Wężownik jest w szkole?
Libra poczuła jak cała jej nadzieja powoli opuszcza jej ciało. Przygarbiła się i opadła ramionami na kratę, świadoma, że przegrała. Kosmeliusz pokiwał głową w zadumie.
- Tak myślałem.
I zostawił ją samą, zamykając za sobą drzwi, lecz ona ani przez moment nie rozważała odlecenia do Gwiazdozbioru i zostawienia reszty Znaków samych. Jej umysł był pochłonięty rozmyśleniami, jak się stąd wydostać i jakim cudem Kosmeliusz wie wszystko, co się dzieje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top