9

Robert

Nie ukrywając byłem zły na Lily, że tak szybko mu zaufała. Myślałem, że jest bardziej rozważną kobietą ale jednak ma czasem dziecięce zachowania, mimo tego bardzo ją lubię jest mi bliską  przyjaciółką. Dziś miałem udać się do pobliskiego miasta pieszo... to będzie bardzo długa i męcząca. Jednak taka podróż mi się przyda aby się wyciszyć. W trakcie drogi towarzyszyła nam cisza otoczenia jednak nie ta przyjemna wprowadzająca w zadumienie i pozwalająca się wyciszyć i nawet powspominać, ta cisza była złowroga zwiastująca coś okropnego, tragedię która ma nastać. Nawet jedno drzewo nie drgnęło a ptaki nie śpiewały. Po kilku godzinach marszu zrobiliśmy postuj. Dopiero teraz przyjrzałem się osobą, z którymi miałem patrol. Była to Mirianna ruda dziewczyna z zadartym nosem jest bardzo miła i pomocna, jest jeszcze Carl  ciekawski blondyn z lekko krzywym nosem. Cała podróż minęła nam bez żadnych problemów czy przymusowych postojów.

Pierwsze problemy zaczęły się późnym południem gdy byliśmy blisko miasta. Nagle zacząłem czuć się bardziej nieswojo i niepewnie bez żadnych przyczyn moi towarzysze zapewne też, ponieważ zaczynali nerwowo się rozglądać w każdą stronę. Mocniej złapałem mój pistolet i odbezpieczyłem go. Gdy przekroczyliśmy tabliczkę z nazwą miasta "Osana" było przerażająco pusto. Carl dał nam znak, że mamy być czujni i wolnym krokiem ruszyliśmy do centrum miasteczka.  To co tam ujrzałem przerosło mnie i to bardzo... nigdy nie sądziłem że takie coś ujrzę jedynie w jakimś horrorze, jednak to było prawdziwe życie... niestety... na placu miasta przed zniszczonym kościółkiem leżały trupy mieszkańców... zmasakrowane. Niektóre ciała nie miały kończyn inne były spalone a inne poćwiartowane. Jedyne ciała dzieci były całe jednak nie miały oczu. Na ten widok zemdliło mnie i zwymiotowałem. W pewnym momencie gdzie było najwięcej ciał zaczęło się coś ruszać. Automatycznie wymierzyliśmy w tamtą stronę broń. Nagle spod ciał pojawiły się dziecięce rączki a potem całe dzieci. Był to chłopiec i dziewczynka, cali ubrudzeni krwią chlopczyk miał oderwaną nóżkę. Pewnie nie czuł bólu ze strachu. Mirianna szybko podbiegła do dzieci i zabrała je aby nie patrzyły na tą rzeź, kazała również iść Carlowi po opatrunki i coś aby mogła przebrać dzieci i się nimi zająć.

Ja w między czasie chodziłem po mieście szukając kogoś kto by przetrwał tą rzeź. Jednak to poszło na marne, ponieważ nikt nie przetrwał. Spuściłem  głowę zawiedzony. Wracając do nich na jedym z budynków był ogromny  napis "To jest ostrzerzenie nędzni ludzie ". Szybko do nich wróciłem i spojrzałem na Mirianne która uspała maluchy trzymając je na rękach

-Musimy jak najszybciej wracać do bazy i poroznawiać z dowódctwem- szepnąłem cicho

- Wiem o tym jednak powrót zajmie nam kilka jak nie kilkanaście godzin na pewno nie będziemy spać robi się coraz groźniej- powiedział cicho Carl pakując w plecaki pewnie jakieś rzeczy, które zabrał ze sklepów

-Musimy też te maluchy zabrać za sobą, nie możemy ich zostawić. Inaczej umrą-  powiedziała uparcie kobieta, na jej twarzy było widać lekkie zmarszczki

- Więc ruszajmy teraz, żeby jak najszybciej wrócić do bazy- mówiąc to wstałem i wziąłem plecak rudej kobiety, a oni zrobili to samo co ja

Nasza podróż powrotna przebiegała bardzo nerwowo i na każdy podejrzany dźwięk przyspieszaliśmy kroku. Na szczęście te dzieci spały wymęczone tym przeżyciem. Nie robiliśmy specjalnie długich przerw, mimo zmęczenia. Strach nam na to nie pozwalał. Na szczęście póki co nie spotkaliśmy nikogo, kto mógłby nam zaszkodzić.  Ostatnie metry do bazy przebiegliśmy. Wbiegliśmy do bazy Carl poszedł zamieść to co się zostało a Mirianna zaniosła dzieci do lekarza. Postanowiłem iść do dowódcy aby go poinformować o tym wszystkim. Zapukałem trzy razy a gdy usłyszałem zezwolenie na wejscie to wszedłem do środka. Za drewnianym biurkiem siedział mężczyzna z siwiejącymi już włosami. Pokazał mi że mam usiąść, co szybko uczyniłem

- Co cię do mnie sprowadza Robert?- zapytał lustrując mnie chłodnymi oczami zaczynając notować to co mówiłem

- Niedawno wróciliśmy z patrolu do Osany to co tam zobaczyliśmy było potworne- widziałem że słucha uważnie, przejechałem palcami po włosach- podróż minęła nam do miasta bardzo spokojnie i bez przeszkód. Jak byliśmy dość blisko ogarną nas niepokój. Gdy tam weszliśmy było cicho. Przy kościele na placu były stosty trupów, ciała były zmaskarowane prócz  ciał dzieci. Z całego miasteczka przeżyła dwójka dzieci, zabraliśmy je do bazy a na jedym z budynków był napis "To ostrzerzenie nędzni ludzie".- powiedziałem streszczając najważniejsze

- Nigdy takie ataki się nie zdarzały- mrukną dowódca poprawiając czapkę i podpisując raport, potem to samo uczyniłem - Będziemy musieli skontaktować się z wyższymi na razie możesz odejść Robert- pożegnałem się się z dowódcą salutując mu i wyszedłem kierując się do pokoju. Ten gdzie był męczący najbardziej psychicznie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top