Rozdział XIV : Koszmary i Ramandu
Zbudziłam się cała zlana potem i rozejrzałam się po pokoju, Łusia, Lisa i Gaile jeszcze słodko spały.A pro po tej małej pasażerki na gapę, kiedy wypływaliśmy statkiem z pierwszej wyspy jej ojciec zaoferował swoją pomoc i błagał Kaspiana aby mógł popłynąć, mała miała zostać z ciotką ale pod czas walki Eustachego i Ryczypiska przewrócił się kosz w którym młoda ukrywała się przez cały ten czas, zabawna historia. Przetarłam zmęczone oczy i wstałam starając się jak najciszej wymknąć się na górny pokład. Nocny wietrzyk uderzył w moje nagie ramiona a księżyc oświetlił zaspaną twarz. Zmarszczyłam brwi słysząc dziwne jęki i krzyki z kajuty chłopaków, natychmiast tam ruszyłam. Delikatnie uchyliłam drzwi zaglądając przez nie, Edmund mierzył mieczem w ścianę, był przerażony a ręce delikatnie mu dygotały. Zaś Kaspian kręcił się niespokojnie mamrocząc coś pod nosem. Bezszelestnie podeszłam do Edmunda i położyłam mu dłoń na ramieniu, odwrócił się gwałtownie w moją stronę i widząc mnie odetchną z ulgą.
- Omamy w takim wieku? - Uśmiechną się do mnie a ja podeszłam do Kaspiana i potrząsnęłam nim delikatnie, zerwał się do pozycji siedzącej ciężko oddychając. Coś dziwnego dręczyło nas od już dobrych kilku dni.. Koszmary, przewidzenia oraz dziwne odczucia towarzyszyły nam na każdym kroku przez co wszyscy chodziliśmy nie co spięci. Przycupnęłam w fotelu przy ścianie spoglądając na Edmunda.
- Albo wszyscy poszaleliśmy, albo coś nam mąci w głowach. - Westchnęłam i jeszcze bardziej wtuliłam się w oparcie czując jak moje ciężkie powieki powoli opadają, oprzytomniałam dopiero kiedy poczułam jak ktoś mnie podnosi. Otworzyłam szeroko oczy i widząc spokojną twarz Edmunda który właśnie wynosił mnie na górę wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Po chwili chłopak odłożył mnie na coś miękkiego, spojrzałam na niego i widząc jak się oddala złapałam go za rękę. Czując mój dotyk obrócił się i obrzucił mnie pełnym troski spojrzeniem, nachylił się nade mną i ucałował mnie w czoło, uśmiechnęłam się delikatnie i mruknęłam cicho.
- Dobranoc.
- Słodkich snów. - Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi po czym odwróciłam się na drugi bok i z szerokim uśmiechem odpłynęłam w tym razem spokojny i głęboki sen.
- Serwus wszystkim! - Pełna radości skocznym krokiem podbiegłam do przyjaciół szczerząc się jak głupi do sera, spojrzeli na mnie wymieniając po między sobą zdumione spojrzenia. - Co się tak gapicie? - Spytałam rozbawionym głosem, Lisa wzruszyła ramionami i ze świstem wypuściła powietrze.
- Nic, cieszę się że chociaż ty masz dziś dobry humor. - Spojrzałam po ich twarzach a mina mi zrzedła, wszyscy wyglądali jak by ich tramwaj przejechał... Zakasłałam i zmieszana spuściłam głowę.
- Ktoś umarł czy jak? - Spytał po chwili Zuchon który przechodził nie opodal nas, zachichotałam cicho, Edmund skarcił mnie wzrokiem. Wyglądał na zmęczonego i zdenerwowanego, zresztą jak reszta, Peter też nie wyglądał najlepiej, byli jacyś tacy struci.
- Bez wiatru nie dostaniemy się na tę wyspę. - Spojrzałam na żagle, ani drgnęły, nie było ani krzty chodź najmniejszego wietrzyku, to wyjaśniało sprawę ich nie zadowolonych min.
- A czas nas nagli. - Dodał Kaspian i teraz wszyscy staliśmy tak tępo wpatrując się w opuszczone żagle, jak by to coś miało pomóc... Nagle coś gwałtownie szarpnęło statkiem tak że wszyscy wylądowaliśmy na ziemi, jęknęłam głucho. Spojrzeliśmy w niebo, uśmiechnęłam się szeroko.
- Eustachy jesteś genialny! - Krzyknęłam i energicznie się podniosłam skacząc jak głupia z uciechy w jednym miejscu. Kątem oka zobaczyłam jak Edmund schodzi za Peterem do spiżarni, to nie wróżyło nic dobrego.. Niezauważona na palcach zeszłam do połowy schodów podsłuchując urywek ich rozmowy.
- ... ile masz zamiar jeszcze to ciągnąć hę? Mącisz jej tylko w głowie! Niedługo znów odejdziesz do tej waszej Anglii a ona znów zostanie TUTAJ zrozpaczona, tego naprawdę chcesz? Jeżeli kochasz ją tak jak to mówisz zostaw ją i pozwól jej być szczęśliwą. - Chciałam się już wtrącić ale dobiegły nas krzyki z góry. Równie cicho z powrotem wdrapałam się po schodach i stanęłam obok Kaspiana.
- Wszystko ok? - Spytałam z troską, spojrzał na mnie posyłając mi smutne spojrzenie.
- Nie wiem Cass, nie odnaleźliśmy jeszcze kilku lordów a już prawie jesteśmy na miejscu.
- Przecież reszta mogła dopłynąć na Ramandu. - Spojrzał na mnie błagalnie, uniosłam ręce do góry w geście obronnym. - Tylko sugeruję, nie zabijaj. - Zaśmialiśmy się oboje a brunet objął mnie ramieniem.
- A ty jak się trzymasz?
- Nie myślę o tym na razie, wolę nie martwić się na zapas.
- Ty to zawsze masz wyjście z każdej sytuacji prawda? - Zaśmiałam się cicho i dałam mu kuksańca w żebra.
- Ekhem. - Odwróciliśmy się a ja widząc drobniutką sylwetkę Lisy uśmiechnęłam się znacząco.
- Tak, to ja już może pójdę. - Powiedziałam przesłodzonym tonem za co zostałam do słownie zabita wzrokiem przez swojego brata. Schodząc ujrzałam Łusię która panoszyła się bez celu po statku.
- Hej. - Zagadnęłam na co ta podskoczyła lekko. - Wybacz że cię przestraszyłam.
- Nic nie szkodzi. - Mruknęła i dalej zaczęła krążyć w tę i z powrotem, już chciałam odejść kiedy zza pleców usłyszałam jej głos.
- Myślisz że gdyby płynąć ciągle na wschód, dotarłoby się na koniec świata? - Zmarszczyłam brwi i oparłam się o burtę, przymknęłam delikatnie oczy chroniąc je przed oślepiającymi promieniami słonecznymi.
- Nie wiem Łucja, to nie wykluczone. - Nagle dotarł do nas krzyk jednego z członków załogi.
- Ląd na horyzoncie!
- Przygotować szlupy, wszyscy na stanowiska! - Krzyknął Drinian a sam chwycił za lunetę patrząc gdzieś w dal. Uśmiechnęłam się na widok Edmunda i podbiegłam do niego uradowana.
- Myślisz że to Ramandu?
- Przecież to oczywiste. - Mruknął oschle i z lekką nutką drwiny w łosie, zmarszczyłam brwi, nie miał się za co boczyć.
- Wszystko w porządku? - Spojrzał na mnie przez swoje ramię i wsuną ręce do kieszeni spodni.
- Nie masz innego zajęcia? - Warknął i odszedł gdzieś w dal zostawiając mnie samą, zdziwioną, rozczarowaną... Dzięki naszej bestii szybko dotarliśmy na wyspę do której dopłynęliśmy szalupami, przez całą drogę Edmund siedział nie zaszczycając nawet jednym najmniejszym spojrzeniem, o rozmowie nie wspominając, zaczynałam powoli się martwić, no bo co jeżeli wziął sobie do serca to co powiedział Peter? Będę musiała z nimi poważnie porozmawiać, ale teraz były ważniejsze sprawy. Przycumowaliśmy i zgramoliliśmy się na piękną i zieloną wyspę kierując się w jej głąb. Szłam obok Łucji podziwiając rzadkie okazy kwiatów o których niegdyś czytałyśmy z Lisą w starych podręcznikach do zielarstwa. Przedarliśmy się przez gąszcze, w miejscu w którym teraz się znaleźliśmy gałęzie nie przepuszczały ani jednego promyka słońca, Edmund zaświecił latarkę rozglądając się dookoła. Po chwili cała załoga stała już przy wielkim stole na którym ustawione były różnorodne potrawy, które na pierwszy rzut oka wyglądały całkiem smacznie. Oparłam się o wilgotną korę drzewa wytężając wzrok, zaraz zaraz.. Czy mi się wydaje czy to.. Człowiek? Podeszłam bliżej i odgarnęłam kilka gałęzi z piskiem odskakując na bok, klatka piersiowa starca delikatnie się unosiła a w głębokiej ciszy słychać było jego świszczący oddech. Peter podbiegł do mnie z mieczem w dłoni i odciągną mnie do tyłu.
- Oddycha. - Chciałam mu zaklaskać ale stwierdziłam że byłoby to nie stosowne więc obdarzyłam brata jedynie rozbawionym spojrzeniem.
- Lord Revilian. - Zamilkł na chwilę przyglądając się pierścieniowi drugiego mężczyzny. - Lord Mavremor.
- I Lord Argus. - Dodałam podchodząc bliżej.
- Śpią? - Spojrzeli na mnie zdziwionym spojrzeniem, po chwili zdałam sobie sprawę jak głupie było to pytanie.
- Rzucono na nich urok. - Poprawił mnie Edmund odbierając jeden z ich mieczy.
- Nie tykać jedzenia! - Drgnęłam gwałtownie się odsuwając, Minotaur który trzymał jabłko natychmiast je wypuścił a cała reszta załogi cofnęła się co najmniej o krok w tył.
- Patrz.. - Krzyknął zafascynowany Edmund. - Kamienny nóż, to jest stół Aslana. - Wraz z Lisą i Łucją szybkimi ruchami zaczęłyśmy zgarniać pnącza które zarosły do słownie wszystko.
- Połóżcie tu miecze lordów. - Zarządził Kaspian na co Edek i Peter odłożyli miecze który trzymali w dłoniach.
- Jest ich sześć. - Stwierdził po chwili Edmund tępo wpatrując się w żelazne klingi.
- Brakuje jednego. - Dodałam zmartwionym głosem, Edek spojrzał na mnie przelotnie po czym skierował swój wzrok na Kaspiana.
- Patrzcie! - Krzyknęła Łucja wpatrując się w niebo które wraz z sześcioma mieczami zaczęło lśnić na niebiesko, wszyscy zmrużyliśmy oczy. Na ziemię spadła gwiazda która po chwili przeobraziła się w piękną kobietę z długą połyskującą suknią i przyjemnym dla oka uśmiechem, zachichotałam widząc miny płci męskiej na jej widok.
- Przybysze z Narni.. Witam was. - Rzekła spokojnym lecz władczym tonem, wszyscy jak na wznak klęknęliśmy na jedno kolano. - Powstańcie.
- Czy nie jesteście głodni? - Spytała z troską patrząc na nasze twarze, wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Lisą.
- Jak cię zwą? - Spytał Edmund nadal wlepiając w nią swój głodny wzrok, coś we mnie drgnęło, ze złością spojrzałam na kobietę która w tym momencie wzbudzała w nim zainteresowanie.
- Jestem Lilliandil, córka Ramandu. - Prychnęłam cicho pod nosem zakładając ręce na piersi kiedy ta podeszła do niego bliżej nie odrywając od niego swojego czarującego wzroku.
- Wskazałam wam drogę.
- Jesteś gwiazdą? - Spytał tajemniczym lecz zalotnym głosem Kaspian, to zaczęło się robić niepokojące. Kobieta delikatnie pokiwała głową uśmiechając się do mojego brata. - Aż trudno oderwać oczy. - Przyznał flirciarsko się do niej uśmiechając, z bezradności zacisnęłam dłonie na koszuli.
- Jeśli nie odpowiada wam moja postać chętnie przybiorę inną. - Speszona dziewczyna spoglądała to na jednego to na drugiego, oboje z przerażeniem odparli szybko.
- NIE. - Edmund spojrzał zło wrogo na Kaspiana a ja wykręciłam oczami, ta " gwiazdka z nieba " naruszała mi nerwy.
- Zapraszam, tę ucztę naszykowano dla was. - Lilliandil rozłożyła ręce a świece które stały na stole zapaliły się. - Przy stole Aslana starczy miejsca dla każdego, zawsze. Częstujcie się. - Odparła radośnie wskazując na przeróżne potrawy stojące na stole.
- Czekajcie. - Wszyscy cofnęli dłonie spoglądając na Edmunda. - Co im się przytrafiło? - Spytał.
- Byli na wpół obłąkani kiedy przybili do brzegu wzajemnie grozili sobie bronią a przemoc jest nie dopuszczalna przy stole Aslana. Dlatego sprowadzono na nich sen. - Wyjaśniła, jednak ja nie koniecznie jej słuchałam, rozglądałam się raczej dookoła starając się uspokoić emocje.
- A kiedy się obudzą? - Spytała Lisa.
- Kiedy powróci ład. - Odparła uśmiechając się do niej. - Chodźmy, czas nas nagli. - Ruszyliśmy więc za nią i zatrzymaliśmy się dopiero przed klifem z widokiem na ocean i wyspę... Dość intrygującą wyspę. Miałam nadzieję że to nie to o czym myślę, lecz niestety się przeliczyłam...
- Czy czarodziej Koriakin opowiedział wam o Wyspie Mroku?
- Tak. - Wyspę tę otaczały szare chmury oraz mgła, wzdrygnęłam się na jej widok, odstraszała ona samym wyglądem, na prawdę nie chciałam wiedzieć co się na niej znajduje.
- Jeszcze trochę a nic nie powstrzyma zła.
- Koriakin mówił że aby je pokonać trzeba złożyć siedem mieczy na stole Aslana.
- Tak to prawda.
- Ale znaleźliśmy tylko sześć. - Sprostował Edmund.
- Więc gdzie jest siódmy?- Spytałam, kobieta spojrzała na mnie smutno i wskazała przed siebie, przełknęłam głośno ślinę.
- Tam, musicie wykazać się męstwem i odwagą. Macie mało czasu.
- Obym znów cię ujrzał. - Uderzyłam dłonią w czoło i odeszłam trochę na bok chichocząc pod nosem. Kobieta uśmiechnęła się do Kaspiana i równie miłym głosem co przedtem odparła.
- Do zobaczenia. - Jej postać zaczęła znów przemieniać się w połyskującą gwiazdę lecz im bardziej się oddalała tym mniej dawała światła,a po chwili znów opanował nas pół mrok. Zaczęliśmy się wycofywać, chyba nie tylko ja miałam obawy, wszyscy wyglądali na przestraszonych, miałam jedynie nadzieję że wszyscy wyjdziemy z tego cało.
*****************************************************************
Kolejny rozdzialik :* Z którego nie koniecznie jestem zadowolona no ale.. Troszku brak weny ale nie chcę was zaniedbywać ;) Czekam na reakcję :D Prawie 2000 słów ♥ Jak myślicie co zrobi Edmund?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top