Rozdział XII : Atak.
Nie czekając długo wyruszyliśmy w dalszą podróż po mimo nie sprzyjającej nam pogody, od dobrych kilku dni morzem miotał sztorm a z nieba siekał deszcz. I jak w takich warunkach pogodowych wypatrzeć gwiazdę? Wparowałam do pokoju chłopaków gdzie toczyła się zacięta dyskusja z Drinianem, zmarszczyłam brwi i rozwiesiłam płaszcz przeczesując przy tym mokre włosy i odgarniając je na tył.
- ... Sądzę iż powinniśmy zawrócić, w takich warunkach trudno wypatrzeć cokolwiek, a co dopiero gwiazdę. - Wykręciłam oczami i stanęłam obok Kaspiana.
- W takim razie poinformuj naszego kochanego " starca " że zaprzestajemy poszukiwań. - I tu go miałam, jego mina pokazała skruchę. Mężczyzna złapał za przemoknięte ubranie i narzucił na głowę kaptur.
- Ale ostrzegam Pani, pływamy na niebezpiecznych morzach, nikt nie wie co czyha w głębi oceanu...
- Na pewno jeden z tych twoich wężów morskich.. Drinian z całym szacunkiem ale nie mam ochoty na twoje kolejne marynarskie opowieści. - Wskazałam ręką na drzwi a ten wyszedł trzaskając nimi tak że miałam wrażenie że stare i zardzewiałe zawiasy z nich wylecą. Z jękiem opadłam na kanapę czując na sobie dwie pary oczu. Uchyliłam powieki a mój wzrok skrzyżował się z pięknymi tęczówkami Edmunda. Nagle statkiem porządnie zabujało i wszyscy wylądowaliśmy na ziemi. Zaśmiałam się głośno i spojrzałam po twarzach pozostałych.
- To na pewno ten wąż morski. - Teraz śmialiśmy się już wszyscy. Bajki które opowiadał nam Drinian wcale nie dodawały otuchy naszej załodze, chciałam uniknąć wszystkiego co nie potrzebne aby uzyskać jak najlepsze efekty pracy. Po pomieszczeniu rozbłysło się białe światło a zaraz po nim usłyszeliśmy huk, szczerze mówiąc zdążyłam się już przyzwyczaić, i kilka razy zaliczyć glebę...
- Nie zawrócimy, chodź by nie wiem co. - Ciszę przerwał Kaspian dość pewnym siebie głosem, jego nic nie wyrażający wzrok powędrował gdzieś w dal. Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenia z Edmundem, oboje wiedzieliśmy jak bardzo był napalony na tę wyprawę, chciał doprowadzić ją do końca, a my jako przyjaciele i załoga mieliśmy obowiązek mu w tym pomóc, poza tym był moim bratem.
- Pewnie że nie. - Edmund wyjął z torby dużą srebrną latarkę która za każdym razem wywoływała u mnie falę wspomnień.
- W razie W, oświecę wam drogę. - Wybuchnęliśmy śmiechem i oparliśmy się o ścianę czując jak statek znów przechyla się na boki.
- Jak tak dalej pójdzie nabawię się choroby morskiej. - Jękną Ed udając odruch wymiotny, uśmiechnęłam się delikatnie i oparłam głowę o jego ramię. Ten kilku dniowy sztorm wykończył nas wszystkich, więc nic dziwnego że ucieszyło nas gdy następnego dnia ujrzeliśmy przejaśnienia na ciemno granatowym niebie.
Płynęliśmy na szalupach rozkoszując się przyjemnym słońcem które wesoło muskało nasze twarze. Siedziałam oparta o tors Edmunda i zamknięta w jego objęciach a jego podbródek spoczywał na mojej głowie. Aby zagłuszyć te ciszę zaczęłam nucić piosenkę którą sama wymyśliłam gdzieś tak na poczekaniu.
-" Gdzie woda spotyka się z niebem,
Gdzie twe serce jest wolne, a nadzieja wraca do życia
Gdzie złamane ręce znów całe są,
Znajdziemy to, na co czekaliśmy,
Zostaliśmy stworzeni do czegoś większego. " - Po chwili zawtórowała mi także reszta :
- " Możemy być królami i królowymi czegokolwiek, jeśli uwierzymy
Tak jest zapisane w gwiazdach, które świecą nad nami
Świat, do którego ty i ja należymy, gdzie wiara i miłość sprawiają, że jesteśmy silni,
I to, kim my jesteśmy, wystarczy
Jest tam miejsce dla nas. " - Co prawda szło nam to trochę nie fortunnie gdyż tylko ja znałam słowa ale myślę że po drugiej zwrotce wszyscy już załapali bo było już o niebo lepiej. Na wyspę wyszliśmy w wspaniałych humorach nadal cicho sobie podśpiewując.
- Skąd to znasz? - Spytał mnie Ryczypisk, wzruszyłam ramionami stawiając na ziemi dwa kosze, zamierzaliśmy poszukać jakiegoś prowiantu.
- Wymyśliłam to podczas dni kiedy panował sztorm, z nudów. - Edmund podszedł do mnie i objął mnie ramieniem w pasie.
- Przecież zawsze mogłaś przyjść do mnie. - Ten jego cwaniacki uśmieszek na twarzy mógł znaczyć tylko jedno.. Zaśmiałam się i odepchnęłam go od siebie delikatnie. Widziałam kątem oka jak Kaspian mrozi go wzrokiem.
- A w życiu. - Powiedziałam unosząc dłonie w górę w geście obronnym. Odeszłam od nich kawałek aby prowizorycznie się rozejrzeć, szczerze nie liczyłam tu na jakieś cuda.. Wyspa ta była jedną wielką i suchą skałą, nie wiele tu rosło. Kiedy przechodziłam tak po miedzy głazami zauważyłam cos co przykuło moją uwagę, do jednej ze skał przywiązany był sznur prowadzący w dół. Podeszłam bliżej i zerknęłam w dół krzywiąc się lekko.
- Dość wysoko.. Ej Kaspian! Znalazłam coś! - Wydarłam się zwracając na siebie uwagę wszystkich. Po chwili przy mnie byli już Kaspian, Edmund Łusia i Peter... Przez ostatnie dni chodził jak by nie obecny, wściekły a kiedy tylko widział Edmunda ciskał w niego piorunami.. Edmund oczywiście nie byłby sobą gdyby go nie prowokował...
- Myślisz że Lordowie tu byli? - Spytała Łucja patrząc pytająco na Kaspiana.
- Możliwe.
- No to w drogę. - Mruknęłam i złapałam za linę, w tym momencie zostałam gwałtownie pociągnięta do tyłu. - Ej!
- Ja idę pierwszy. - Jego głos nie znosił sprzeciwu, ale na mnie się nie wymusza..
- Dobra... - Oddaliłam się kawałek ale kiedy czarnowłosy zbliżał się do przepaści rozpędziłam się i szybko chwyciłam się liny spuszczając się w szybkim tempie na dół.
- Jabadabadu! - Krzyknęłam i stopami dotknęłam gruntu optrzepując dłonie z kurzu, na widok zjawiskowej jaskini zagwizdałam a echo odbiło się od ścian. Spojrzałam w górę napotykając zbite twarze przyjaciół. - No i na co wy jeszcze czekacie? - Spytałam zakładając ręce na piersi. Po chwili staliśmy przy nie wielkim jeziorze przyglądając mu się uważnie. Na dnie leżał posąg, człowieka.. cały ze złota do tego.
- Musiał tu wpaść.
- Biedaczek. - Podsumowała Łucja ciągle się w niego wpatrując. Edmund wyrwał kawałek suchego patyka i powoli zbliżył się do brzegu, wstrzymałam oddech.
- Ostrożnie. - Spojrzał na mnie i uśmiechną się delikatnie po czym zanurzył kijek który natychmiast zaczął zmieniać się w złoto.
- Spójrzcie tam, miecz i tarcza. przecież to lord Restimar. - Odparłam czując jak moje oczy wychodzą mi z orbit. Edmund wyjął swój miecz i koniuszkiem zahaczył o tamten powoli go wyciągając, z całej siły złapałam Łucję z rękę, ta spojrzała na mnie tylko i uśmiechnęła się pokrzepiająco, w jej oczach również widziałam strach. Chłopak podał miecz mojemu bratu.
- Chodźmy już. - Zmierzaliśmy do wyjścia, obejrzałam się i przystanęłam marszcząc brwi, Edmund kucał przy jeziorze obracając w ręku złotą muszlę, reszta również przystanęła.
- Edmund? - Podeszłam do niego a ten spojrzał na mnie szaleńczym wzrokiem, przeraził mnie.
- Co w niej takiego widzisz? - Spytała przerażona Łucja.
- Wystarczy tylko trochę tej wody aby zostać najpotężniejszym człowiekiem na świecie. - Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę, to nie był Edmund, on w życiu by tego nie powiedział.. Wtedy przypomniały mi się słowa Koriakina " Każde z was zostanie poddane próbie .. ". Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. - Słuchaj, kiedy zdobędziesz fortunę nikt ci nie mówi co robić ani z kim mieszkać.
- Ale z Narnii nie wolno ci niczego wywieźć.
- A kto mi zabroni? - Spytał z kpiną w głosie, to musiało się skończyć on musiał się opamiętać. Wstałam i wymieniłam porozumiewawcze spojrzenia z Kaspianem.
- A ja. - Odparłam prostując się dumnie. Chłopak spojrzał na mnie wściekle i wyciągną swój miecz mierząc nim we mnie. Odskoczyłam i również dosięgnęłam swej broni.
- Wiedziałem że staniesz po jego stronie. On nie zasługuje na tron! Najpierw Piotr teraz Kaspian i ty! JESTEM OD WAS LEPSZY! - Rykną z obłędem a głosie.
- To nie ty o tym decydujesz! - Wrzasnęłam mierząc go wściekłym wzrokiem, Kaspian wkroczył do akcji, teraz oboje celowaliśmy w czarnowłosego. Czułam że nad sobą nie panuję...
- Zachowujesz się jak dziecko! - Warkną Kaspian.
- Nie jesteś lepszy! A ty! - Zwrócił się tutaj do mnie - Mówisz że mnie kochasz ale ja widzę jak patrzysz na tego sukinsyna! - Warkną wskazując palcem na Petera który stał gdzieś w oddali. Łzy napłynęły mi do oczu, Kaspian z okrzykiem rzucił się na niego wymachując mieczem.
- Nie stop! - Krzyknęła Łucja rozdzielając ich. - To pułapka. - Mówiła dalej patrząc to na jednego na na drugiego. - Jakaś moc was opętała, to właśnie przed tym ostrzegał nas Koriakin. Wracajmy już. - Edmund spojrzał na mnie i widząc w moich oczach łzy podszedł do mnie, odepchnęłam go mocno ocierając wilgotne policzki rękawem bluzki.
- Ja nie chciałem Cass...
- Wiesz co, dla twojej wiadomości kocham tylko ciebie, ale po co ci to, ty wolisz oceniać ludzi na podstawie własnego zdania! - Wrzasnęłam czując w sobie ciepło, ręce znów zaczęły mi płonąć, mój oddech był przyspieszony a ja czułam jak odpływam, jak dopływ tlenu odcina mi ściana ognia.
****************************************************************
Dziś trochę krócej :/ Wiem że nie idę po kolei i że zapominam o kilku scenach ale spokojnie, informuje was że wszystko się pojawi :D Kto wie jaka piosenka była śpiewana przez załogę? :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top