Rozdział X : Jak to?..
Wpadliśmy jak burza do pokoju gdzie właśnie odbywało się spotkanie, które trwało już z dobrą godzinę. Nie poszłam tam z własnej woli, wyrwano mnie siłą i zaciągnięto pod pokład. Kiedy tylko się tam stawiłam posadzono mnie na krześle i obsypano milionami pytań. Przede mną stał jeden z lordów patrząc na mnie z troską.
- Pokaż mi swoje dłonie. - Rozkazał a ja nie pewnie i powoli wyciągnęłam przed siebie ręce które natychmiast chwycił. Były poparzone, wcześniej tego nie zauważyłam.. Przerażony podbiegł po jedną z ksiąg i zaczął szybko ją kartkować. Byłam przestraszona, do pomieszczenia weszła jeszcze Łusia, Lisa i jako ostatni wgramolił z się z nie tęgą miną Edmund. Czarnowłosy podszedł do Kaspiana który ledwie stał na nogach, był cały blady a oczy miał delikatnie podkrążone i zaczerwienione.
- Tak, to to co podejrzewałem.
- To znaczy? - Spytałam zdziwiona i zaniepokojona, samą dziwiło mnie to co zrobiłam ale czemu wszyscy mieli tak przerażone miny?
- To co zrobiłaś nie było zwykłym przypadkiem. - Zaczął starzec kręcąc się po pokoju w tę i z powrotem. - To bardzo, bardzo nie typowa i rzadka choroba nazywana Smoczym Pasożytem. Ma ona kilka stadiów, w pierwszym etapie jej objawy może zauważyć jedynie specjalista zajmujący się takimi przypadkami, niestety jest ich nie wiele. Zazwyczaj są to zwykłe bóle mięśni i odczucia znużenia oraz częstego ciepła. Kolejne stadium ma już bardziej niepokojące dla oka objawy, na skórze występują zaczerwienienia i oparzenia który znikają równie szybko jak się pojawiły. Tym trzecim stadium i zarazem najgorszym jest Tykająca Bąba. Objawia się dokładnie tak jak u ciebie moja droga, kiedy się denerwujesz rozpętujesz istne piekło niszcząc przy tym siebie. Zbyt częste objawianie się tej choroby prowadzi do większego zdenerwowania przez co choroba jeszcze bardziej się rozwija i prowadzi do śmierci. - Z oczu poleciało mi kilka łez, zatkało mnie. Wszystkie objawy się zgadzały, oparzenia pojawiające się nie wiadomo skąd i znikające po kilku godzinach, zaczerwienienia a nawet uczucia ciepła.. A teraz to. Czyli co? Umrę tak? Bałam się jak nigdy, ostatnio byłam co raz bardziej nerwowa i naskakiwałam na wszystkich z byle czego. Spojrzałam na Kaspiana, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały po jego policzkach poleciały łzy, zaczął się trząść i zakrył twarz w dłoniach. Podniosłam się z krzesła i wpadłam mu w ramiona mocno go do siebie przyciskając. Czułam jego mokre łzy na swoim ramieniu, jego szloch rozszedł się echem po całym pokoju, pogładziłam go po plecach.
- Zostawmy ich. - Spojrzałam wdzięcznie na Edmunda na co ten posłał mi wymuszony uśmiech i wyprowadził wszystkich, miałam wrażenie że na jego policzku widziałam kilka osobnych łez. Kaspian odsuną się ode mnie i złapał mnie za ramiona nadal delikatnie dygocząc.
- Błagam cię, nie zostawiaj mnie. - Moje serce drgnęło słysząc jego słowa, zacisnęłam powieki czując że nie mogę płakać, musiałam go pocieszyć chodź sama nie czułam się najlepiej. Musiałam być silna.
- Hej spokojnie, muszę na siebie jedynie uważać. - Powiedziałam uśmiechając się do niego pokrzepiająco. Pokręcił głową delikatnie ją spuszczając.
- Nie mogę cię stracić rozumiesz!? Już raz pozwoliłem aby cię zabrali! - Nie wiedziałam że obwinia się za to że zostałam pojmana przez Miraza.. Przecież to nie była jego wina. Pogładziłam go czule po ramieniu i spojrzałam mu w oczy.
- To nie twoja wina, to była moja wola. - Powiedziałam i wstałam podając mu dłoń.
- Nie łam się bracie, będzie dobrze. - Wydawało mi się że przeżywa to bardziej ode mnie, chciałam cieszyć się chwilami które jeszcze mi pozostały, bo kto wie, może zostało ich już nie wiele. Kaspian przytulił mnie mocno i ucałował w czoło.
- Kocham cię siostrzyczko. - Uśmiechnęłam się przez łzy, nigdy nie usłyszałam od niego tych dwóch tak pięknych i wiele znaczących słów.
- Ja ciebie też braciszku. - Nie chciałam aby było jak na stypie, więc postanowiłam rozluźnić atmosferę. - Co prawda czasem jesteś nie znośnym królem no ale, rodziny się nie wybiera. - Zaśmialiśmy się a ja wzruszyłam ramionami i skierowałam się do wyjścia.
- Pójdę już, jestem zmęczona. - Mężczyzna pokiwał głową i sam opadł na łóżko z cichym jękiem na co uśmiechnęłam się tylko i wyszłam pozostawiając go samego. Kiedy wyszłam a górny pokład usłyszałam gdzieś za sobą stłumiony szloch. Skrzywiłam się delikatnie bo byłam niemal pewna że to przeze mnie tyle zamieszania i smutku. Zeszłam pod pokład do spiżarni i zaświeciłam światło ( pochodnię która wisiała przy ścianie ), w kącie dostrzegłam Edmunda. On? Poważnie? Myślałam że zastanę tam Łusię albo nie wiem kogo, ale on? Zdziwiło mnie to nie co bo był środek nocy i pewnie wszyscy już spali. Podeszłam do niego nie spostrzeżenie i usiałam obok na co chłopak drgną od razu podnosząc głowę.
- Wiesz, mam wrażenie że przeżywacie to bardziej ode mnie. - Uśmiechną się słabo przenosząc wzrok gdzieś w dal. Po chwili ciszy jego zachrypnięty i łamiący się głos rozbrzmiał mi w uszach.
- Kiedy odchodziłem z Narnii po bitwie z Mirazem byłem pewny że jeszcze cię zobaczę. Miałem wtedy takie uczucie jak bym cię tracił.. Nie chcę stracić cię naprawdę. Zrobiłby wszystko, nawet wymazał ci mnie z pamięci abyś tylko była szczęśliwa, gdzie tylko zechcesz i z kim zechcesz. - Nie wiedziałam co powiedzieć, już druga osoba tego dnia zaskoczyła mnie tak że zabrakło mi słów.
- Ale kiedy ja jestem szczęśliwa Edmund, a z tą chorobą da się walczyć. Od pewnej mądrej dziewczynki która ma wspaniałego brata - mówiąc to położyłam mu dłoń na ramieniu. - dowiedziałam się że aby być szczęśliwym trzeba żyć chwilą, i co by się nie działo zamierzam tak robić. Nie chcę smucić się do końca swoich dni, ani nie chcę abyście wy cierpieli. - Chłopak oparł swoją głowę na moim ramieniu i delikatnie się w nie wtulił. Czując jego ciepło rozpłynęłam się. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas w ciszy, nie była ona krępująca, potrzebowałam tego, i dopiero teraz to sobie uświadomiłam.
- Słyszałem że dobrze ci się układa. - Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego, był zły a w jego oczach widziałam mordercze spojrzenie.
- W jakim sensie? - Spojrzał mi w oczy tym zawistnym wzrokiem, po plecach przeszły mi ciarki.
- Rozmawiałem z Lisą. - Wytrzeszczyłam oczy, przecież nawet się nie znali, znaczy chyba się nie znali.. - Powiedziała mi że robisz strasznie maślane oczy do tego Petera, cieszę się że kogoś poznałaś. - W jego głosie wyczułam ból który za wszelką cenę chciał ukryć.
- To bardzo dobry przyjaciel, nic więcej. - Nie spojrzał nawet na mnie tylko westchną i podniósł się stając na nogach, zrobiłam to samo. Widziałam że go to zraniło, chciał odejść ale złapałam go za nadgarstek nie pozwalając mu na to. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, jego oczy lśniły w świetle tańczącego ognia pochodni. - Jeżeli chodzi o to to nie byłby w stanie zastąpić mi ciebie. - W duchu zaczęłam przeklinać się za długi język, co ja powiedziałam.. Zrobiłam z siebie totalną kretynkę, bo jeżeli nic do mnie nie czuję to przecież mnie wyśmieje.
- Jak to?.. - Wzruszyłam ramionami i założyłam kosmyk za ucho. Edmund zrobił nie wielki i ostrożny krok w moją stronę, dokładnie tak jak by bał się że mnie spłoszy. Po chwili nabrał jednak pewności i zrobił już o wiele bardziej śmielszy krok, cofałam się tak aż doszliśmy do ściany. Chłopak zbliżył się do mnie tak blisko że czułam jego nie równomierny oddech na swojej twarzy. Nachylił się nade mną a ja przymknęłam oczy chcąc rozkoszując się tą chwilą jak najdłużej.. Lecz coś lub ktoś poruszając się gdzieś w kącie zbił coś szklanego czym wzbudził naszą czujność.
- Cholera! - Zaklął a po głosie poznałam Petera, speszona podeszłam w miejsce skąd wydobywał się jego głos i ujrzałam to co myślałam.
- Co ten frajer tu robi? - Spytał Edmund na co przewróciłam oczami i skarciłam go wzrokiem. Peter podniósł się i spojrzał morderczym wzrokiem na Edmunda.
- Odwal się od niej.
- Bo co? Kim jesteś aby mi rozkazywać? - Stanęłam sobie na uboczu aby mieć lepsze widowisko, w końcu coś ciekawego się dzieje.
- Najpierw ją zostawiasz a potem kiedy właśnie sobie układa życie na nowo zjawiasz się i znów wszystko psujesz. Wpieprzasz się w nie swoje życie. - Warkną, jeszcze chwilę rzucali w siebie wyzwiskami ale atmosfera zrobiła się bardziej napięta, zastanawiałam się czy tego nie przerwać aby nikomu nie stała się krzywda i w tym właśnie momencie Peter uderzył Edmunda przez co ten poleciał na szafki. Przerażona pisnęłam i podbiegłam do niego, chłopak odepchną mnie delikatnie i rzucił się na blondyna zaczynając szarpaninę. Po chwili udało mi się ich rozdzielić, stałam po między nimi z założonymi rękoma.
- Odbiło ci?! - Wrzasnęłam patrząc zawiedzionym wzrokiem na Petera, nie spodziewałabym się tego po nim. Wzięłam Edmunda pod ramię i wyprowadziłam go stamtąd prowadząc go pod pokład. Złapałam za mini apteczkę i wyciągnęłam z niej chustki i ziołowe maści oraz wodę aby przemyć czymś sporą ranę na skroni, rozbity nos i rozwaloną wargę.
- Nie mogłeś sobie darować co? - Spytałam patrząc na niego pytająco, próbował się uśmiechnąć ale chyba nie o taki efekt mu chodziło. - Pokaż to. - Ujęłam jego podbródek i powoli i najdelikatniej jak potrafiłam zaczęłam przemywać mu rany, przez cały ten czas czarnowłosy patrzył na mnie i analizował każdą część mojego ciała, uśmiechnęłam się na ten widok. Po założeniu opatrunku ułożyłam wszystko z powrotem w nie wielkim kuferku i z zamiarem odniesienia go na miejsce wstałam, a właściwie to chciałam wstać ale nie pozwolił mi na to Edmund, przyciągną mnie do siebie tak że wylądowałam okrakiem na jego kolanach czując jak serce znacznie mi przyśpiesza. Patrzył to w moje oczy to na moje usta tak jak by czekał na jakieś pozwolenie ode mnie, kiwnęłam delikatnie głową a ten jak na sygnał zatopił się w moich wargach. Kiedy oddałam pocałunek ten sykną i oddalił się lekko, zaśmiałam się dźwięcznie, kompletnie zapomniałam o jego rozwalonej wardze. Z uśmiechem musnęłam delikatnie jego usta i wstałam z jego kolan.
- Dokończymy to kiedy indziej. - Powiedziałam i nadal się usmeichając odeszłam aby odłożyć apteczkę na miejsce. Kiedy stanęłam przy szafkach poczułam jak jego ręce oplatają się wokół mojego pasa a jego usta subtelnie muskają moją szyję. Jęknęłam cicho i zaśmiałam się próbując się wyrwać.
- Przestań, Edmund łaskoczesz! - Zaczęłam niekontrolowanie się śmiać kiedy ten przewrócił nas na podłogę całując mnie po całej twarzy i szyi oraz dekolcie. - E-dmu-nd! - Nie byłam już nawet w stanie nic powiedzieć, śmiałam się jedynie próbując się przy tym wyrwać z jego silnych objęć. Chłopak przestał i spojrzał mi w oczy, mogłabym dosłownie utonąć w jego pięknych oczach. Uśmiechnęłam się ukazując delikatnie swoje białe zęby.
- No i co się szczerzysz? - Spytał roześmianym głosem nachylając się i wracając do swojej poprzedniej czynności, zaczęłam chichotać.
- Przestań, błagam! Ed! - Kiedy wypowiedziałam jego imię ponownie spojrzał mi w oczy, uniosłam się i pocałowałam go w usta gładząc go po szyi.
- Zawsze? - Spytał nie pewnie przytykając swoje czoło do mojego.
- Na zawsze. - Odpowiedziałam zarzucając mu ręce na szyję.
****************************************************************
Więc cześć! Dziś sporo wyznań i trochę smutnawych scen no ale czasem tak trzeba, nie zawsze w życiu jest kolorowo. :D Pozdrawiam i buźki :* Komentarze i gwiazdki mile widziane ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top