Rozdział VI : Monotonne życie.

Minęło już sporo czasu odkąd władcy Narnii opuścili tą magiczną krainę. Wróciłam z bratem do naszego rodzinnego zamku i tam sprawowaliśmy swoje rządy, tak właściwie to bardziej Kaspian, w końcu to on był królem ja byłam jedynie księżniczką ale to właściwie dobrze, myślę że nie byłabym w stanie udźwignąć takiej odpowiedzialności. Poza tym Kaspian powtarza że jestem jeszcze nie dojrzała aby myśleć o takim " stanowisku ". Tylko że pragnę zauważyć że to ja jako pierwsza znalazłam ukochanego i gdyby nie to że musiał odejść ja również zapewne byłabym już królową, chociaż jak by tak nie patrzeć gdyby była tu Zuza to wszystko też wyglądałoby inaczej. Nie byłoby dnia gdybym o nich nie myślała.. Co teraz robią? Czy wszystko z nimi dobrze? Czy Edmund posłuchał moich próśb i jest teraz szczęśliwy z jakąś inną dziewczyną? Miałam taką nadzieję, ale gdzieś głęboko w moim sercu wiedziałam że jeszcze się spotkamy. Z jednej strony bardzo tego pragnęłam, ale z drugiej to znów wszystko by skomplikowało. Właściwie przez te wszystkie obowiązki które mimo wszytko przejęłam pozwalały mi coraz bardziej oddalać się od tych myśli. 

Wparowałam do sali tronowej gdzie właśnie odbywało się spotkanie, Kaspian przyjmował dziś w zamku ważnych gości, Księżną Celestię i jej męża Tymiona. Ukłoniłam się nisko po czym podeszłam do brata szepcząc mu kilka słów na ucho. 

- Połóż je u mnie jeśli możesz. - Uśmiechną się do mnie co odwzajemniłam, przed wyjściem dygnęłam delikatnie na pożegnanie i wyszłam kierując się do komnaty brata. Właśnie przyszło kilka listów z nie znanymi mi adresami. Położyłam mu je na szafce nocnej i podeszłam do okna delikatnie je uchylając, przyjemny wiosenny wiaterek rozwiał moje brązowe włosy. Kaspian przeważnie nigdy nie wietrzył swojego pokoju, może dlatego że kiedy wracał było już późno i jedyne o czym marzył był sen, dlatego zawsze ja o to dbałam. Kiedy zostawałam tu spodziewałam się że będziemy mieli trochę więcej czasu dla siebie, no cóż nie winie go za to, mimo wszystko go kocham i cenię każdy jego czas poświęcony mi. Wyszłam na zewnątrz patrząc jak Ryczypisk entuzjastycznie przeskakuje pomiędzy gęstą trawą krzycząc " Ahoj przygodo! ". Przebiegł mi pod nogami po chwili jednak zatrzymując się i kłaniając mi się nisko.

- Wybacz Wasza Wysokość za tę zniewagę.

- Daj spokój Ryczypisk. - Powiedziałam śmiejąc się dźwięcznie. - Coś się stało. - Spytałam widząc na radość zebraną w jego małych błyszczących oczkach. 

- Król Kaspian ogłosił wyprawę, już za kilka dni. Wypływamy w głębokie oceany! - Krzyknął obkręcając się wokół własnej osi i dumnie unosząc szpadę. - Jeżeli tylko zechcę mnie Pani na swoim pokładzie będę dozgonnie wdzięczy i zaszczycony. 

- Jeżeli to co mówisz jest prawdą to możesz być pewny że dla takiego wspaniałego marynarza jak ty zawsze znajdzie się miejsce. - Powiedziałam przykucając przy nim, mysz schowała szpadę całując moją dłoń. 

- Dziękuję ci Pani. 

- Nie dziękuj. - Odpowiedziałam, wtedy z zamku wyszli nasi dzisiejsi goście oraz mój brat który godnie ich pożegnał. Kiedy upewniłam się że już sobie pojechali podeszłam do niego zakładając ręce na piersi.

- Dlaczego ja zawsze dowiaduję się o wszystkim jako ostatnia? - Mężczyzna zmieszał się i podrapał z zakłopotaniem po karku, uśmiechnęłam się na ten moim zdaniem uroczy widok.

- Dostałem zadanie którego przysiągłem się podjąć Aslanowi jeszcze kilka miesięcy temu. - Wybałuszyłam oczy, dlaczego nic mi nie powiedział? 

- Co to za zadanie? 

- Nie tutaj. - Powiedział obejmując mnie ramieniem i prowadząc do naszego " tajemniczego " ogrodu. Dlaczego tajemniczego? Bo tylko my o nim wiedzieliśmy, znalazłam go pewnego dnia przechadzając się po naszych lasach. Było tam zjawiskowo i pięknie, tysiące kwiatów i piękne drzewa wiśni które wiosną wyglądały jeszcze piękniej niż kiedykolwiek. Jednym słowem niesamowite miejsce. Usiedliśmy na ławeczce którą postawił tam Kaspian pogrążeni we własnych myślach, po chwili tę ciszę przerwał brunet.

- Siedmiu Lordów zaginęło, dostałem za zadanie odnaleźć ich płynąc kursem który obrali, niestety mapa ich szlaków nie jest kompletna co utrudnia sprawę. 

- Kiedy wypływamy? - Spytałam a mężczyzna spojrzał na mnie nie pewnie tak jak by wahał się przed powiedzeniem mi czegoś jeszcze.

- Góra trzy dni, to zależy od Driniana. - Uśmiechnęłam się i klasnęłam w dłonie.

- Drinian! Płynie z nami? - Uwielbiałam tego człowieka, kiedy jeszcze się oswajałam z tym miejscem jeździł ze mną na polowania i uczył rozszerzonych technik walki oraz rozmaitych ciosów, jednym słowem to dzięki niemu stawiałam tu kolejne kroki. 

- Tak, ma przygotować statek który stoi już w naszym porcie, ma też zadbać o zgromadzenie odpowiedniej załogi i prowiantu. - Zatrzymał się na chwilę biorąc w płuca głęboki wdech. - Nie jestem pewien czy powinnaś płynąć, nie wiadomo co tam napotkamy. - Zaśmiałam się i klepnęłam go po plecach.

- Braciszku mówisz tak jak byś nie znał mnie i moich możliwości. 

- Niestety znam. - Powiedział również głośno się śmiejąc. - I niektórych nawet doświadczyłem na własnej skórze. - Zmrużyłam oczy i dałam mu kuksańca w żebra. 

- Hej!Przestań mi to ciągle wypominać! - Krzyknęłam z teatralnym oburzeniem. Pamiętam to jak by było to wczoraj, do tej pory wywołuje o u mnie śmiech i miłe wspomnienia. Pewnego dnia Kaspian ogłosił Bal powitalny dla kilku honorowych gości którzy mieli odwiedzić nasz zamek. Kiedy wszystko się zaczęło a ja weszłam tam z tortem potknęłam się i cała zawartość wylądowała na Kaspianie. Zaśmiałam się cicho pod nosem. 

- Nie musisz się o mnie martwić. Poradziłam sobie wcześniej, poradzę sobie i teraz, poza tym umiem już o wiele więcej. 

- Może i masz racje. Tak bardzo żałuje że nie zemściłem się wtedy na tym dupku który cię skrzywdził. - Oczywiście mówił tu teraz o Mirazie, szczerze nikomu nigdy nie powiedziałam co zrobiłam z nim wtedy w lesie, z tego co wiem po mimo przeszukiwań wszelkich okolic nie znaleziono go, pewnie wilki rozszarpały go, przynajmniej do czegoś się przydał. - Ale obiecuję ci że jeżeli kiedykolwiek go spotkam nie zawaham się. 

- Tak, nigdy nie wahaj się zadać ostatecznego ciosu. - Od tamtej pory to zdanie było takim moim mottem które często powtarzałam i które lubił Drinian. Postanowiłam zmienić temat, dobrze wiedziałam że i tak popłynę, i myślę że on też był tego świadom. 

- Kiedy ty sobie kogoś w końcu znajdziesz co? - Mężczyzna wykręcił oczami, wiedziałam że ten temat wyłazi mu już uszami, pociągałam go bardzo często i nie dawałam za wygraną. 

- Możesz przestać? 

- No co? Starzejesz się. A ja muszę od czasu do czasu porozmawiać z jakąś kobietą bo dojdę do obłędu. - Zaśmiał się ukazując mi rząd swoich białych zębów i delikatne dołeczki które wyrobiły się również i mi. 

- Jesteś niemożliwa. - Zlustrował mnie wzrokiem od stóp do głów, spojrzałam na niego dziwnie.

- Jestem pewien że Edmund by cię nie poznał. - Poczułam dziwny ucisk w żołądku, przyzwyczaiłam się już, zawsze tak miałam kiedy ktokolwiek wymawiał jego imię w mojej obecności. 

- Wcale aż tak się nie zmieniłam. - Powiedziałam obojętnie spoglądając na swoje buty. 

- Wypiękniałaś, jestem pewna że byłby tobą zachwycony. 

- Kaspian proszę.. Pewnie i tak już nigdy nie wróci. 

- Aslan zawsze dotrzymuje słowa. - Powiedział zagarniając mnie do siebie i mocno obejmując ramieniem, oparłam o nie głowę. Siedzieliśmy już w ciszy patrząc na piękny zachód słońca, uwielbiałam ten widok, pomarańczowe niebo i ogromne słońce powoli znikające za horyzontem. 

- Muszę już wracać. - Powiedział delikatnie się podnosząc. - Idziesz? 

- Nie, idź. Ja jeszcze tu zostanę. - Kiwną głową i odszedł w głąb lasu, do samego końca odprowadzałam go aż do samego końca. Westchnęłam i również wstałam kierując się kompletnie w inną część królestwa. Kiedy byłam już blisko do moich uszu dobiegł szum wody i wesołe podśpiewy załogi, kochałam takie klimaty i bardzo dobrze się w nich odnajdowałam. Przystanęłam przy statku przyglądając mu się w całej okazałości, kiedyś widziałam go na zdjęciu jedynie w fragmencie. Wyglądał tak samo pięknie jak na kartce papieru, intrygowała mnie ta głowa smoka z przodu. 

- Księżniczko! - Z góry dobiegł mnie czyiś głos, uniosłam wzrok i uśmiechnęłam się przyjaźnie widząc swojego dobrego starego przyjaciela. 

- Drinian! Miło cię znów widzieć. - Powiedziałam wchodząc na pokład i ściskając go na powitanie. - Jak przygotowania? - Spytałam z uśmiechem patrząc na owoce ich pracy. 

- Idzie świetnie, najpóźniej pojutrze statek będzie gotowy do odpływu. Brakuje jedynie prowiantu. 

- Chętnie ci z nim pomogę. Jutro z samego rana każę dostarczyć tu kilka koszy owoców z sąsiednich wysp, są wyśmienite. - Powiedziałam oblizując się przy tym z rozmarzeniem.

- To ułatwiłoby nam pracę. 

- Witam Panienkę! - Odwróciłam się i na widok dobrze znanego karła uśmiechnęłam się od ucha od ucha. 

- Witaj Zuchonie! Jak podróż? - Spytałam. Karzeł odłożył swój miecz na jedną ze skrzyń i podszedł do nas. 

- Nie najgorzej. 

- Już się ściemnia, powinnaś wracać. - Kiwnęłam głową i zbiegłam ze statku machając im jeszcze na odchodne. Byłam szczęśliwa że mogę im pomóc, kiedy tylko weszłam do zamku złapałam jedną z kucharek. 

- Liso! Przygotuj mi proszę na jutro dziesięć koszy z owoców sąsiedniej wyspy, musimy załadować je na statek. - Drobna kobieta ukłoniła mi się i z uśmiechem pokiwała głową.

- Naturalnie. - Powiedziała po czym zniknęła za drzwiami od spiżarni. Lubiłam tę kobietę, była sympatyczna i troskliwa, szanowałam ją za to co dla nas robiła. Wspięłam się po schodach na górę i weszłam do swojej komnaty od razu przechodząc do łazienki. Zdjęłam z siebie białą suknię do kostek i wskoczyłam do wanny napuszczając do niej ciepłej wody i wlewając do niej kilka zapachowych olejków które uwielbiałam. Zamknęłam oczy odprężając się i pogrążając w myślach. Zastanawiałam się nad naszą nową przygodą która miała zacząć się już niebawem, nie bałam się, byłam raczej podekscytowana i pewna że nam się uda, co by się nie działo. Brakowało mi jakiejś adrenaliny, spontaniczności i wolności. Ta monotonność powoli nas niszczyła, no przy najmniej mnie, byłam żywiołowa i potrzebowałam w życiu czegoś nowego a nawet niebezpiecznego. Wyszłam z wanny osuszając swoje ciało w ręcznik i wskakując w pidżamę składającą się z jedno częściowego stroju, fioletowej sukienki z przyjemnego śliskiego materiału sięgającego do połowy ud. Uczesałam swoje mokre włosy i wyszłam kładąc się na łóżku, zwinęłam się w kulkę i przykryłam jedwabistą kołdrą której dotyk utulał mnie do snu. Przymknęłam powieki i powoli odpłynęłam w krainę snów. 


***************************************************************************************

Koniec zawsze jest nowym początkiem :) Taki wstęp do części drugiej tej książki :* Zapraszam na kolejne części ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top